Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/368

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 240
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 27 października 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


368.

W Salonie Ungra pojawił się w ostatnich czasach nowy obraz Józefa Brandta, zatytułowany Lisowczycy. Rzecz dzieje się na stepie ukraińskim; dwóch Lisowczyków napadło Tatara. Jeden ściągnął go z konia i puściwszy swego bieguna w szalony galop, poczyna wlec nieszczęśliwego jeńca po stepie — drugi dopada białego bez jeźdźca, by go zatrzymać, nim ucieknie. Wleczony Tatar na próżno stara się rozpaczliwym ruchem zrzucić z siebie wyprężony arkan, koń jego wpadnie lada chwila w ręce drugiego Lisowczyka. Śmiały i gwałtowny ruch jest charakterystyczną cechą tego obrazu; wszystko tu w skurczach i podskokach, znać nagłość napadu i bezskuteczność konwulsyjnych wysileń napadniętego. Widz odgaduje łatwo, co działo się przedtem. Schwytany opierał się widocznie całą siłą póty, póki popręgi siodła jego nie pękły, wówczas dopiero runął na ziemię. Siodło zsuwa się z białego konia, który, skulony i wspięty, gotuje się do skoku i ucieczki. Na pierwszy rzut oka odgadniesz, że nic już nie uratuje jeńca. Jest w tem jakaś ponura zgroza i okropność, którą podnosi pora dnia i krajobraz. Krajobraz przedstawia step porosły bodiakami i wysoką bylicą, której cienkie gałązki rysują się wyraźnie a smutno w pobladłem świetle uciekającego dnia. Zachód mroczy się już zupełną prawie ciemnością, wśród której połyska światełko, może od koczowiska tatarskiego, do którego dążył jeniec. W bodiakach i mroku Lisowczycy czekali jak wilcy w zasadzce, z tą cierpliwością i spokojem, jaki daje długa praktyka w rzemiośle. To też twarz tego, który wlecze Tatara, jest spokojna, co podnosi jeszcze wrażenie. Ruch jego ciała gwałtowny, ale oczy nie ożywione. Znać przyzwyczaił się już do takich napadów i nie dokonywa ich z zapałem, ale po prostu praktykuje. Wczoraj robił toż samo i jutro będzie robił toż samo. Widocznie człowiek obyty, ale tem straszniejszy ze swoją twarzą pospolitą i brzydką. Nie są to jednak efekta wypadkowe — przeciwnie: umiejętność władania niemi leży w poczuciu sytuacji i w przejęciu się nią. Obraz ten robi dziwne wrażenie, podobne cokolwiek do przerażenia. Jest jakiś tragiczny realizm w tym brutalnym napadzie. Przed chwilą step był cichy, spokojny i złowrogo milczący; nagle zrywa się na nim coś takiego, co przestrasza właśnie swą nagłością i gwałtownością. Wrażenie to przykuwa do obrazu.
Oczywiście to, cośmy powiedzieli, przemawia tylko na korzyść artysty, który nie ma sobie równego w odtwarzaniu stepów, koni, zdziczałych dusz stepowych i krwawych scen, które się rozegrywały dawniej na onych wiecznych pobojowiskach. Takie obrazy mówią, bo na ich widok przychodzą na myśl stare tradycje, stare pieśni i podania rycerskie, słowem, wszystko to, co było, przeszło, a żyje tylko w dumach i wspomnieniach, zaklęte w czar poezji! Brandt jest po prostu poetą stepowym, tak jak był nim Goszczyński, Zaleski lub nawet Słowacki w Beniowskim. Czasy zmarłe zmartwychpowstają pod jego pędzlem, a widz na widok jednego epizodu mimo woli odtwarza sobie w duszy cały świat rycersko-kozaczy.
Przeciwstawieniem do obrazów, które mówią, jest małe płótno Bakałowicza. Wypadnie nam je zaliczyć do poprawnych, rysowanych i malowanych dobrze, ale nic nie mówiących. P. Bakałowicz uprawia rodzaj, który uprawia wielu dzisiejszych malarzy francuskich — rodak nasz odznacza się nawet między nimi, więc zapewne winą tylko rodzaju jest, że obrazy jego nie robią wrażenia. Nie chcemy bynajmniej wskazywać nikomu ani rodzaju, ani kierunku, w jakim iść powinien, ale swoją drogą służy nam przecie prawo do powiedzenia, że jeden rodzaj przemawia więcej, drugi mniej. Ten, o którym mowa, polega na odtwarzaniu konwencjonalnego życia i konwencjonalnych scen, po części z XVI i XVII wieku we Francji. Kompozycja jako idea nie odgrywa w nim żadnej roli. Maluje się dwornych kawalerów i dworne damy w zalotach, na balach, polowaniach, śniadaniach itp. Piękny rysunek, malowanie atłasów, koronek, złoceń na meblach lub broni, malowanie ciała, charakterystyczne odtwarzanie ówczesnych postaci, miękkich, eleganckich i pełnych konwenansu, odgrywa tu główną rolę — słowem, wartość obrazu polega na charakterystyce i wykonaniu, nie zaś na poetycznym pomyśle lub wzniosłej idei. Jest to przeto jakby malarstwo samo dla siebie. Szkoła ta, jak powiedzieliśmy, znajduje wielu zwolenników i zapalonych wielbicieli, ale, mimo tego, dla braku myśli nie wstrząsa i nie zostawia głębszego wrażenia. Można takie obrazy podziwiać i nawet rozkoszować się niemi w sposób szlachetnie epikurejski, ale się wobec nich nie czuje. Obraz Bakałowicza zatytułowany: W salonie przedstawia młodą kobietę pełną kokieterii i wdzięku, wyciągającą rękę do pocałowania klęczącemu przed nią młodzieńcowi. Obcisła, biała, atłasowa suknia pozwala podziwiać rozkoszne kształty ciała kobiety, przed któremi rozkochany widocznie kawaler z ubóstwieniem zgina kolano. W dalszym ciągu dama go uszczęśliwi lub nie, które to pytanie, jeśli widz stawia je sobie, budzi tylko czysto zmysłowe wrażenie i poza tem nic.
Poza tem można podziwiać tylko biały atłas, inkrustacje na szafach i posadzce, delikatność miniaturową wykończenia akcesoriów, w części nawet przemalowanych — można wreszcie podziwiać cały obraz, ale się przed nim nie stoi jak przez Lisowczykami Brandta i nie tworzy się, jak na ich widok, całych światów w duszy.
Wadą w obrazie Bakałowicza jest, jak wspomniałem, przemalowywanie drobiazgów i dziwny sposób obwodzenia konturów czarną linią, która, podnosząc ich wyrazistość, czyni je cokolwiek twardemi.
Śliczne płótno Krudowskiego, przedstawiające Powrót z Golgoty, znajduje się jeszcze w Salonie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.