Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/427

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 292
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 31 grudnia 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


427.

Bartoszewicz: Podróż bezimiennego księdza francuskiego do Polski za króla Jana Sobieskiego. (Wydania ogólnego T. IX. Studiów II). Opisy podróży cudzoziemców po kraju naszym nader są zajmujące z powodu odmiennego punktu porównywania i widzenia. Częstokroć też uwagi ich bywają trafne i oryginalne, a to z tego powodu, że gdy my przyzwyczailiśmy się patrzeć na to, co nas otacza, jako na rzecz zwyczajną, oni patrzą jako na nową i często charakteryzują ją w sposób, który wymyka się naszej spostrzegawczości. Podróż, o której chcemy mówić, wyszła w Paryżu w ogólnem wydawnictwie pod nazwą Bibliothèque Polonaise et Russe, zatytułowano zaś ją: Relation d’ un voyage en Pologne sous le règne de Jean Sobieski, fait dans les années 1688 et 1689.
Podróżnik był księdzem, który do Polski jechał widocznie w jakiejś własnej sprawie, nie urzędownie, ale, jak z relacji widać, był osobą dość wysoce położoną, przyjmowano go bowiem wszędzie po drodze z wielkiemi honorami. Do Polski wjechał przez Lubliniec. Po drodze opisuje, co widział, opis zaś po największej części jest niekorzystny dla naszego kraju. Delikatnego księdza francuskiego razi wszędzie surowy obyczaj, „barbarzyńskie“ nazwy, w widokach zaś kraju jednostajność, ubóstwo i brudy. Spotykają go także czasem przygody. Gdy dojeżdżał do Warszawy, spotkała go burza taka, „jakiej jak żyje nie widział“. Grad padał wielkości kurzych jaj i mało go nie zabił. Warszawa niewielkie na nim uczyniła wrażenie. Pisze, że mieszkają w niej tylko kupcy. Miasto, jakkolwiek kamienne, nie drewniane, jak zwykle w Polsce, ale małe i otoczone złemi murami. Trzy tylko kościoły, tj. dominikanów, karmelitów i jezuitów, leżą w mieście, inne na przedmieściach, które są wielkie, rozległe i piękne. Tam to mieszkają panowie w swoich wspaniałych pałacach. Co do kościołów, opis, jak widzimy, jest błędny — farny bowiem kościół leżał w obrębie murów. O zamku pisze ksiądz, że jest wielki, niekształtny, ale wspaniały i że ma śliczny widok na Wisłę. Jest w nim sala teatralna, jedna z najpiękniejszych w Europie, i zbiór dywanów, z pewnością największy na świecie. Z Warszawy udał się l’abbé do Wilanowa, gdzie mieszkali oboje królestwo. Tu widział mnóstwo rzeczy, na które z wielkiem podziwieniem wytrzeszczał swoje francuskie oczy. Widział np. chowane wilki, których król używa do polowania, swywolące z psami na podwórzu, i swojskie niedźwiedzie tak łaskawe, że dzieci się z niemi bawiły. Dodaje zresztą, że tych bestyj mnóstwo jest w lasach, któremi większa część kraju jest pokryta. Koniuszy królowej „Crougoulesky“ oznajmił go jej majestatowi. Maryja Kazimiera przyjęła go z wielką radością, jak zwykle przyjmowała Francuzów — król również. Sobieski uczynił imponujące na Francuzie wrażenie.
Tu następują ciekawe pod względem historycznym i obyczajowym opisy rodziny monarszej. To, co opowiada o miłości króla do żony jeszcze z tych czasów, w których była panną d’Arquien, zakrawa na romans, bo nie brak tam nawet łez i przysiąg. Miłość ta, jak wiemy, była stałą, to też ksiądz unosi się nad nią ciągle. Sobieskiego nazywa najpiękniejszym mężczyzną swego wieku. Postać królewska, pisze, jest wspaniałą, wzrost wysoki, tusza, co wspólne wielu Polakom, dobra; twarz bardzo biała, rumieniec śliczny, oczy błękitne, nos orli, usta piękne. Jest przy tem król przystępny, szlachetny, arcysprawiedliwy, roztropny itp. Pamięć posiada „anielską“. Mówi po łacinie, po polsku, po włosku, francusku, po niemiecku, turecku i po tatarsku. Siłę ciała posiada olbrzymią; trudów nikt tak nie znosi. Ubiór jego jest polski, ale cały ze złotogłowia i błyszczący diamentami. Francuz oblicza, że diamenty noszone zwyczajnie przez króla, warte są co najmniej 200,000 talarów, ale i inni panowie ubierają się z niewidzianym gdzie indziej przepychem. Królowej opis również wypada na jej korzyść, lubo miała już pięćdziesiąt lat. Francuz przyznaje jej piękność, pobożność, dobroć, łaskawość i wpływy wielkie. Po polsku mówi królowa lepiej od Polaków i z wielką delikatnością — „jeżeli można znaleźć jaką delikatność w tym języku“. O dzieciach szczegóły są nader ciekawe. Przekonania i sympatie panowały w rodzinie nader odmienne. O Sobieskim Jakóbie pisze Francuz, że ubiera się „po naszemu“ i kocha Francuzów. Skutkiem tego matka przepada za nim i stanowczo nie umie mu niczego odmówić. Szczegół ten w relacji Francuza dość dziwny, bo jak wiemy, miłość ta macierzyńska zmieniła się później w otwartą niechęć. Za to o królu pisze Francuz, że nie lubi starszego syna, a za to ślepo jest przywiązany do królewny Teresy. Panienka podobała się Francuzowi z urody, ale wspomina zarazem, że jest dumną i nadzwyczaj uszczypliwą, a przy tem nienawidzi Francuzów. Jemu samemu powiedziała raz: „Kocham cię, księże, ale kochałabym cię jeszcze więcej, gdybyś nie był Francuz“. Królewicz Aleksander jest wedle księdza jednem z najpiękniejszych dzieci w całej Europie. Różni się całkiem od brata starszego. Jest wysoki, całkiem podobny do ojca, dumny ale zresztą litościwy dla biednych, „można go szanować i bać się“. Francuz przewiduje, że jeśli korona w domu się ukrywa, Aleksander będzie królem. O Konstantym jest krótka wzmianka, że jest nad wyraz hojnym i dobrym. O innych dzieciach nie mówi Francuz; było jednakże siedmnaścioro tej chwały Bożej u Jana III, ale pomarło wszystko W dzieciństwie. Ogólna uwaga o dzieciach jest zabawna, powiada w niej bowiem ksiądz, że są dobre, ale „nieoceniona to szkoda, że nie wychowały się na nasz sposób“.
Ogólnych uwag o Królestwie Polskiem jest niewiele. Mówi, że dawniej miało 15 prowincyj, teraz ma ośm (?). O sejmach powtarza, iż jeden poseł może sejm zerwać: Ce qui est à mon sens une fort méchante politique. W ogóle jednak zauważył, że w stosunkach polskich panuje ludzkość i brak zawziętości. Za jego pobytu król przejął listy niektórych panów pisane za granicę w celu detronizowania go, pytał więc w senacie, na jakie kary zasługują tacy ludzie? Odpowiedziano, że na najsroższe. Wówczas wymówił im, ale tegoż jeszcze dnia już im przebaczył i był u nich na uczcie. „Nie tak by było u nas, we Francji“ — dodaje z westchnieniem l’abbé.
Jeździł on z królestwem na Ruś Czerwoną, poznał więc kawał kraju, i co widział, to po drodze opisuje. Kraj ciągle mu się nie podoba. Wszędzie brudy i ubóstwo, tylko jedni panowie są za to niezmiernie bogaci. W wioskach mieszka mnóstwo Żydów bardzo pracowitych, ale miasta wszystkie są jednakowe. Opisuje Górę, Żółkiew, Wysock, Jarosław, Jaworów. Notatki jego mają wysoką wartość szkiców obyczajowych. Los chłopów wydał mu się dość opłakanym. Żyją oni w chatach pełnych dymu, sypiają na słomie, nie mają żadnych sprzętów; chodzą zaś boso, a dzieci na Rusi nawet nago. Pracują chłopi na panów 5 dni w tygodniu i w ogóle są równie ubodzy, jak brudni, jednakowoż „lepiej żyją jak chłopi francuscy, a na obiad mają trzy lub cztery dania: mięso, jarzynę, kaszę itd.“. W religijności przyznaje autor Polakom wielkie zalety, choć są i rzeczy, które mu się nie podobają, np. to, że nawet do Komunii przystępują Polacy przy szabli. Również gorszy go i to, że często po Komunii idą pić, „choć im się nie chce“. Posty obserwują bardzo ściśle, ale post polega tylko na wstrzymywaniu się od mięsa, a w ważniejsze dni i od nabiału. Gorszą się nawet, gdy widzą cudzoziemców jedzących w ważne dni z masłem. Zresztą Francuz nigdy nie widział, żeby gdzie tyle jedzono i pito — i nie może wyjść nad tem z podziwienia. Tem tłumaczy wielką ilość otyłych ludzi. Nie podobają mu się także niektóre obyczaje, na gust francuski za grube. Noszą wszyscy kolorowe buty, ale nawet możniejsi wkładają w nie słomę — „stąd latem nieprzyjemny zapach“. Natomiast opisuje obchody weselne i pogrzebne, których nigdzie nie widział obchodzonych z taką uroczystością. Był raz na weselu panny z fraucymeru z pewnym wojewodą. Byli na nim i oboje królestwo. Niektóre damy miały na sobie brylantów do wartości miliona i w ogóle nigdzie nie można zobaczyć takich bogactw i tak wielkiej liczby klejnotów. Pogrzeby polskie wyglądają więcej na tryumf żyjącego, niźli na obchód żałobny. Autor widział pogrzeb Denhoffowej, wojewodziny malborskiej, i napatrzył się do syta wspaniałości. Streszczając to, co w różnych ustępach powiada: ludzie robią na nim lepsze wrażenie niż kraj i instytucje. Szlachta jest zuchwała i niebezpieczna, ale nad podziw gościnna i dla cudzoziemców zwłaszcza bez miary hojna.
Z Warszawy jechał Francuz na Kraków do Wiednia. Opis Krakowa jest nader blady. Wieliczki widocznie nie widział. Do Wiednia wybrał się w złą chwilę, „bo nie cierpiano tam wówczas Francuzów“. Zdarzył mu się też szczegół, który skrzętnie zapisujemy na dowód, czem było wówczas imie Sobieskiego w Austrii. Francuz miał dwa paszporta: austriacki wydany mu przez austriackiego posła w Warszawie, i polski podpisany przez Sobieskiego. Naczelnik przy bramie wiedeńskiej uśmiechnął się tylko z politowaniem na widok paszportu austriackiego, ale gdy ksiądz pokazał polski, urzędnik odkrył głowę, pocałował z uszanowaniem podpis królewski i kazał podróżnego wpuścić natychmiast. Pamięć wiedeńskiego zwycięstwa była jeszcze wówczas bardzo świeżą. W odwrotnej swej podróży po Polsce ksiądz nasz zapisuje mało i pobieżnie. Nie nazywa nawet miejscowości, nie chcąc utrudzać siebie ani czytelnika „barbarzyńskiemi“ nazwami, których pamiętać trudno. Widocznie podróż jego była pisana na żądanie i dopiero po powrocie do Paryża, stąd mnóstwo w niej jest niedokładności co do nazw, dat i śmierci rozmaitych osób. Pod tym względem relacja nie może być źródłem, ale w ogóle sposób, w jaki autor charakteryzuje Polskę i Polaków, jest lubo często niekorzystny, częściej jeszcze trafny. Strona obyczajowa zwłaszcza jest dobrze pochwycona i zgodna z tem, co sami o sobie wiemy, lub co pozapisywali inni. Jest także sporo ciekawych szczegółów o miastach i widoku kraju, wedle których porównać można stan dawniejszy z dzisiejszym. To wszystko razem wzięte wydało nam się godnem obszerniejszego sprawozdania i mogącem zaciekawić czytelnika.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.