Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IX/XX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XX.

Stary Kutuzow, kazawszy obudzić się do dnia w dniu bitwy, ubrał się, odmówił zwykłe pacierze, a następnie wsiadł do karety. Doświadczał nader przykrego uczucia, jadąc po to, aby dowodzić bitwą, wydaną wbrew jego woli i chęci. Udał się drogą na Letaczewko, oddalone o pięć wiorst od Tarutyna. W tem miejscu miały skoncentrować się wszystkie kolumny. Przez drogę to drzemał, to budził się słuch wytężając, czy nie usłyszy ognia z ręcznej broni. Dniało. Był to ranek czysto jesienny, wilgotny, chłodny i z niebem szarem ołowianem. Gdy dojeżdżał do Tarutyna, spotkał żołnierzów od konnicy, którzy prowadzili konie do pójła. Kazał stanąć, i zaczął ich wypytywać, do jakiego pułku należą? Pułk ich stanowił część oddziału, który powinien był już od dawna stać na czatach w miejscu wskazanem.
— Może ja się mylę — pomyślał Kutuzow. Trochę dalej atoli zobaczył piechurów z bronią w kozły ułożoną, jak zajadali najspokojniej kaszę z kociołka, obsiadłszy w koło ognisko. Przywołał dowódzcę owego oddziała piechoty, ten zaś zapewnił go najuroczyściej, że żaden rozkaz wymarszu gdziekolwiek, do nich nie doszedł.
— Jakto? — zawołał. Zatrzymał się jednak i kazał sobie sprowadzić dywizjonera od tej brygady.
Wysiadł tymczasem z karety, przechadzając się zwolna, z głową na piersi opuszczoną, ciężko oddychając. Gdy nadszedł oficer ze sztabu głównego Eichen, Kutuzow posiniał z gniewu. Wiedział, że nie miał przed sobą właściwego winowajcy. Był to zawsze ktoś, na kogo mógł wylać swoją furję. Zadyszany, trzęsąc się cały z wściekłości, rzucił się na Eichena, wygrażając mu pięściami zaciśnionemi i lżąc najdotkliwiej. Kapitan Brozin, który nadszedł na swoje nieszczęście w to miejsce, był zaś najniewinniejszym w tej całej sprawie, został tak samo poczęstowany gradem obelg.
— A ta kanalja skąd się tu wzięła?! Rozstrzelać łotrów! zdrajców! łajdaków! — wrzeszczał Kutuzow, miotając się w uniesieniu straszliwem i wymachując rękami jak istny szaleniec. Czyż to podobna? Czy można przypuścić, żeby on, wódz naczelny, z władzą nieograniczoną, równającą się prawie wszechwładztwu cara, miał się stać obecnie pośmiewiskiem całej armji? Nadaremnie zatem tak się modlił gorąco dnia tego, tak dumał głęboko i tak wszystko wykombinował mądrze a dokładnie?
— Gdy byłem tylko porucznikiem — mówił sobie w duchu, z najwyższą goryczą — niktby był nie śmiał zadrwić ze mnie tak podle i nikczemnie!... a dziś?...
Czuł ból fizyczny prawie, jak ktoś wychłostany i nie mógł wyrazić tego inaczej, tylko krzycząc w niebogłosy z gniewu i cierpienia. Wkrótce zaczął słabnąć i słaniać się... Uspokajał się zwolna, zrozumiawszy, że nie powinien był tak się unosić. Wsiadł nazad do karety i odjechał w ponurem milczeniu.
Napad gniewu wściekłego, nie powtórzył się więcej. Wysłuchał apatycznie tłumaczeń, wyjaśnień i proźb usilnych Bennigsena, Konowniczyna, i Tolla, którzy starali mu się dowieść, że wypada powtórzyć nazajutrz atak, który dziś tak niefortunnie spełzł na niczem. I teraz musiał na to przystać Kutuzow. Co się tyczy Jermołowa, ten nie pokazał się starcowi na oczy, aż dnia trzeciego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.