Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IX/XXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

Od tej chwili począwszy, aż do końca kampanji, Kutuzow użył wszelkich środków przysługujących jego władzy, aby przeszkadzać armji rosyjskiej, to zakazując po prostu, to używając po temu podstępów i sztuczek rozmaitych, bezowocownego atakowania nieprzyjaciół. Pogrom ostateczny Francuzów, był odtąd faktem spełnionym, każda zaś strata ze strony Rosjan, choćby jednego żołnierza w tym celu poświęconą była niepotrzebną, a więc szkodliwą.
Historycy opiewający wielkie czyny Napoleona, opisując jego zręczne obroty pod Tarutynem i Mało-Jarosławcem, robią rozmaite przypuszczenia, co byłoby z tego wynikło, gdyby był wkroczył z wojskiem w bogate i dobrze w żywność zaopatrzone gubernje na południu. Zapominają, że nietylko nic i nikt nie przeszkadzał w tem Napoleonowi, ale że tym obrotem nie byłby również uratował swojej armji, która niosła w samej sobie żywioły niszczące. Te zarodki zgnilizny moralnej i ostatecznego rozprzężenia, nie byłyby mu dozwoliły pokrzepić starganych sił armji w guberni Kaługskiej, w której ludność pałała tą samą nienawiścią dla Francuzów, jakiej w Moskwie doświadczyli. Dla czegóż Moskwę opuszczał, gdzie przecież zastał tak wielkie zapasy żywności, że jego żołnierze deptali takowe nogami, ciskając na ziemię? Cała ta zgraja rabusiów rozpasanych i zdemoralizowanych wszelakiem bezprawiem i najhaniebniejszą rozpustą, uciekała niby stado owiec spłoszonych i dotkniętych kołowacizną, razem ze swoimi dowódzcami. Wszystkich popychała naprzód żądza namiętna, wydobycia się jak najprędzej z położenia rozpaczliwego i bez wyjścia, z czego zaczynali po trochę zdawać sobie sprawę coraz jaśniejszą i dokładniejszą.
To też na radzie wojennej w Mało-Jarosławcu, zwołanej przez Napoleona, dla czczej formy; gdy jenerał Mouton, wniósł wniosek, żeby cofać się dalej z możliwą szybkością, nie miał ani jednego głosu przeciw sobie. Nawet sam Napoleon, nie próbował wystąpić z opozycją przeciw temu wnioskowi. Jednak obok pojęcia, że powinni wynosić się z Rosji czemprędzej, przez jakieś resztki resztek poszanowania dla uczuć ludzkich, trzeba jeszcze było pewnego parcia zewnętrznego, aby ruch ten uczynić nieodzownym. Na to wypieranie ich z ziem rosyjskich nie długo czekali. Nazajutrz zaraz po walnej naradzie, gdy Napoleon wyjechał z kilkoma marszałkami i resztą świty, która mu zwykle towarzyszyła na przegląd wojska, otoczyli ich włóczący się samopas kozacy. Uratowała go wtedy jedynie ta sama niepohamowana chęć łupu, która zgubiła ostatecznie Francuzów w Moskwie. Kozacy zwabieni sposobnością zabrania skarbów drogocennych, nie zwrócili wcale uwagi na Napoleona i ten miał czas im się wymknąć gracko. Skoro wieść rozeszła się że: Dzieci z nad Donu mogli byli pochwycić Napoleona i wziąć w niewolę z pośrodka jego armji, stało się faktem dowiedzionym, że trzeba wynosić się niezwłocznie i to drogą najkrótszą i najlepiej znaną. Napoleon straciwszy dużo z dawnej energji i zuchowatości, zrozumiał olbrzymią doniosłość i znaczenie tego wypadku. Nakazał też natychmiast rejteradę na całej linji. Zgodzenie się Napoleona na wniosek jenerała Mouton, i cofanie się ku granicy jego armji nie dowodzą wcale, żeby on sam był zapragnął tego obrotu. Oddziaływały i na niego jak na resztę armji moce tajemne i niewidzialne, zmuszając do tego kroku.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.