Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom V/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom V
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.

Trzy dni następne, po tem niefortunnem wydarzeniu, spędził Piotr wyciągnięty na szezlongu, nie opuszczając wcale pokoju i nie widząc żywej duszy, prócz swego lokaja. Zapadł był najformalniej na spleen gwałtowny.
W tym czasie dostał list od żony. Błagała go najusilniej o rozmowę, opisując słowami wymownemi, jak cierpi okropnie na rozłączeniu z nim. Kończyła zapewnieniem, że odtąd radaby resztę życia poświęcić jemu wyłącznie, i że powróci niebawem z zagranicy do Petersburga.
Wkrótce potem jeden z masonów najmniej ceniony i wcale nie szanowany przez towarzyszów, dla swego życia niemoralnego, wdarł się do Piotra prawie przemocą, a sprowadziwszy rozmowę na temat pożycia małżeńskiego, wyrzucał mu ostro surowość nieubłaganą względem żony, surowość nie zgadzającą się z prawami masonerji, które przypolecają przebaczenie żałującemu i skruszonemu grzesznikowi.
Teściowa żądała również, aby odwidził ją bodaj na chwilę, ma bowiem pomówić z nim o bardzo ważnych rzeczach. Piotr domyślał się spisku zręcznie ułożonego. Znajdował się jednak w stanie takiej niemocy moralnej, tak był znużony i znudzony wszystkiem, że nawet i to zbliżenie było mu obojętnem. Nic bo w życiu nie wydawało mu się teraz ważnem. Czuł że nie przykłada żadnej wartości do tej kwestji: czy zostanie nadal wolnym, czy też przyjmie żonę napowrót pod swój dach?
— Nikt nie ma słuszności, a więc i nikt nie błądzi właściwie... W takim razie i ona nie była występną — mówił w duchu. — Cóż mu to zresztą zaszkodzi, lub pomoże, czy będzie z nią żył, czy nie? Otrząsnął się nareszcie z apatji, która go była opanowała, i postanowił, zanim odpowie ostatecznie w tej sprawie, rozmówić się w cztery oczy z Bazdejewem. W tym celu zatem wyjechał natychmiast do Moskwy.

∗             ∗

Wyjątek z Piotra Pamiętnika. „Moskwa, 17 listopada: — Wracam od Dobrodzieja, i spisuję czemprędzej jakie odniosłem wrażenie. Żyje prawie w nędzy, a od trzech lat cierpi męki piekielne, na kamień w pęcherzu. Nigdy jednak z ust jego nie wyrwie się jęk, nie wyrwie słowo skargi. Od świtu, aż późno w noc, prócz chwil kilku przeznaczonych na posiłek nader skromny, poświęca czas cały swoim pracom naukowym. Przyjął mnie bardzo serdecznie, i prosił żebym usiadł na łóżku na którym leżał. Zbliżyłem się do niego ze znakami Wielkiego Orientu i Jerozolimy. Odpowiedział na nie, a potem zapytał z łagodnym uśmiechem, czegom się nauczył w lożach pruskich i szkockich? Opowiedziałem mu wszystko szczegółowo, jak również o moich propozycjach zrobionych braciom w Petersburgu. Nie zataiłem przed nim, jak zostałem źle przyjęty, po czem nastąpiło moje zerwanie z braćmi. Milczał dość długo, wreszcie objawił swoje zdanie, które rozjaśniło mi natychmiast, tak przeszłość jak i przyszłość moją. Uderzyło mnie jak grom jego pytanie: — „Czy pamiętasz o trzech głównych celach stowarzyszenia?: 1mo ścisłe zachowanie i zgłębianie tajemnic; 2do oczyszczanie i udoskonalenie samego siebie, aby módz uczestniczyć w tych tajemnicach; 3tio nakoniec: udoskonalenie całej ludzkości, przez chęć oczyszczania się z brudów ziemskich. Któryż z tych trzech jest celem najgłówniejszym? Udoskonalenie moralne, bezwątpienia, do niego bowiem możemy zawsze dążyć, w jakichkolwiek znajdujemy się stosunkach i okolicznościach. Ale jest to ten jednocześnie, który wymaga po nas najcięższej pracy. Możemy bardzo łatwo grzeszyć pychą, jeżeli zwracamy się zuchwale i wdzieramy się gwałtem w odgadywanie tajemnic, których nie jesteśmy godni zgłębić, naszym duchem skalanym brudem ziemskim. Tak samo nie godzi nam się brać do ulepszenia i poprawiania innych, jeżeli dajemy im z siebie najgorszy przykład nieczystości obyczajów i wszelakich nieprawości. Iluminizm tem właśnie grzeszył, i to go potępiło, że członkowie jego w pysze szatańskiej, uważali siebie za wyższych i doskonalszych, niż reszta śmiertelników. Wychodząc z tego założenia, potępił mój memorjał, i to wszystko com dotąd uczynił. Przyznałem mu słuszność. Co się tyczy moich spraw osobistych, powiedział, że powinnością szczerego masona, jest doskonalenie samego siebie. Sądzimy częstokroć że rychlej ten cel osiągniemy, zrzuciwszy z siebie na raz wszelkie brzemiona i obowiązki włożone na nas przez Opatrzność. Dzieje się atoli wręcz przeciwnie. Nie możemy iść naprzód, tylko staczając mężnie walkę z życiem, tylko stawiając czoło przeciwnościom i zaporom, na drodze cnoty. Trzeba przedewszystkiem poznać samego siebie, a to przychodzi nam najłatwiej przez porównanie. Nie zapominajmy również o cnocie kardynalnej, o zamiłowaniu śmierci. Przeciwności jedynie i ciężkie obowiązki, mogą wykazać nam całą nicość i gorycz życia ziemskiego, wzniecając w nas zapał prawdziwy, i wiarę silną w życie pozagrobowe, bez walk i trudów doczesnych. Te jego słowa iście natchnione, uderzyły mnie tem bardziej, że Bazdejew mimo straszliwych cierpień fizycznych, nie zdaje się wcale życiem znużony. Miłuje śmierć, ale nie czuje się jeszcze do niej dość przygotowanym, mimo swojej czystości i wzniosłości duchowej. Tłumaczył mi w ten sposób wielki kwadrat stworzenia: że liczba 3 i 7 jest podstawą wszystkiego. Dał mi radę, żebym nie odrywał się od moich braci w Petersburgu, żebym nie żądał koniecznie być pierwszym w loży, i żebym użył całego mojego wpływu, aby ustrzedz tak siebie jak i innych, od porywów dumy źle zrozumianej. W ogóle powinienem tak sobie jak i im dopomagać do postępowania drogą cnoty, i coraz wyższej doskonałości. Radził mi w tym celu czuwanie ścisłe nad samym sobą, i dał mi ten oto zeszyt, abym w nim zapisywał sumiennie czynności moje z dnia każdego.“

Petersburg, 23 listopada.

„Żyję na nowo z moją żoną. Wpadła była do mnie teściowa tonąc we łzach, i zaręczała najuroczyściej że Helena niewinna, błaga mnie o wysłuchanie jej, czuje się bowiem najnieszczęśliwszą bezemnie... i tak dalej... i tem podobnie... Wiedziałem z góry, że skoro ją dopuszczę do siebie, zmięknę do reszty, i nie potrafię oprzeć się nadal jej prośbom i naleganiom. Byłem w rozterce z samym sobą; nie wiedziałem co czynić, ani kogo radzić się w tym wypadku. Gdyby był tu Dobrodziej, ten by mi był dopomógł. Odczytałem jego listy, przypomniałem sobie nasze rozmowy, i wywnioskowałem z tego wszystkiego, że nie powinienem odmawiać tej, która garnie się na nowo pod moje skrzydła opiekuńcze. Trzeba właśnie wyciągnąć rękę pomocną, do niej raczej, niż do kogo innego, skoro związałem z nią moje losy w obliczu Boga. Włożę zatem krzyż na ramiona, zesłany mi przez Opatrzność, i poniosę go w pokorze ducha! Jeżeli jednak moje przebaczenie, ma mieć za cel dobro, niechże to moje połączenie z nią, będzie czysto duchowe! Powiedziałem mojej żonie że ją błagam o puszczenie w niepamięć całej przeszłości, o przebaczenie mi jeżeli zawiniłem czem wobec niej. Z mojej zaś strony odpuszczam jej również wszystko, i nie mam odtąd żalu o nic. Czułem się szczęśliwy, żem mógł jej to powiedzieć. Oby nie dowiedziała się nigdy, jak przykrą była dla mnie owa chwila, kiedym ją znowu zobaczył przed sobą! Zamieszkałem górne piątro w pałacu naszym, i czuję się jakby odrodzonym. Błogo mi z tem uczuciem“!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.