Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VIII/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom VIII
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Przez tłum na pół uduszony, Piotr oglądał się w koło wzrokiem błędnym, jakby szukał punktu oparcia i deski ratunku w tych opałach. Ktoś naraz zawołał:
— Pan hrabia! Skądże bogi przyniosły do nas waszą ekscellencją?
Piotr spojrzał zdziwiony. Witał go w ten sposób Borys książę Trubeckoj, uśmiechając się przyjaźnie, i oczyszczając z kurzu ubranie, bo i on ma się rozumieć wybijał pokłony idąc za przykładem Kutuzowa. Mimo że miał na sobie mundur polowy, od wojny, nie od parady, wyglądał nader strojnie i wytwornie. Wódz naczelny tymczasem doszedł do wsi i usiadł w cieniu, który tworzył w tem miejscu dach wysoki na chacie. Usiadł przed domem na ławce, osłoniętej na prędce kilimkiem przez kozaka służbowego. Otoczyła starca świta wspaniała. Procesja szła dalej tymczasem, a tłum posuwał się za nią. Piotr zatrzymał się o jakie trzydzieści kroków od Kutuzowa, rozmawiając z Borysem.
— Wierz mi panie hrabio — zapewniał Borys, gdy mu się Piotr zwierzył z chęcią uczestniczenia w jutrzejszej bitwie — nikt ci lepiej odemnie nie zaprezentuje naszego obozu. Najlepiej by było według mego zdania, trzymać się jenerała Bennigsena, przy którym jestem adjutantem. Uprzedzę go o tem natychmiast. Jeżeli chcesz panie hrabio mieć dokładne wyobrażenie o stanowiskach przez nas zajętych, pójdź z nami. Idziemy teraz oglądać skrzydło lewe. Gdy z tamtąd wrócimy, raczysz panie hrabio przyjąć u mnie nocleg, i podzielić ze mną skromny obozowy posiłek. — Czem chata bohata, tem rada!... Będziemy mogli urządzić sobie nawet dla przepędzenia czasu mały banczek... Znasz zapewne panie hrabio Dmytra Sergiejewicza? Mieszka ot tam — wskazał na trzecią chatę, pod strzechą słomianą.
— Ja bo radbym widzieć skrzydło prawe. Utrzymują że jest doskonale obwarowane. Nie mógłbyś mi też książę wskazać pułku, w którym znajduje się Andrzej Bołkoński?
— Będziemy szli po pod jego kwaterę. Zaprowadzę cię do niego panie hrabio.
— Cóż mi chciałeś powiedzieć książę o lewem skrzydle? — spytał Piotr.
— Niech to zostanie między nami — Borys zniżył głos, z miną zwierzenia poufnego — ale Bogiem a prawdą, skrzydło lewe jest w położeniu najfatalniejszem. Hrabia Bennigsen miał plan zupełnie inny. Chciał obwarować ten tam wzgórek... jego książęca mość atoli, była innego zdania... Kutuzow planu nie przyjął z powodu...
Nie dokończył, spostrzegł bowiem idącego ku nim adjutanta wodza naczelnego, Kaisarowa.
— Dmytrze Sergiejewiczu — przemówił do niego Borys tonem najswobodniejszym, skręcając na poczekaniu chorągiewkę w inną stronę. — Staram się wytłumaczyć hrabiemu Bestużew nasze obecne stanowisko. Podziwiam gienjusz jego książęcej mości, który tak umiał przewidzieć obroty nieprzyjaciela.
— Mówiłeś książę o skrzydle lewem? — wtrącił Kaisarow.
— Właśnie... skrzydło lewe jest teraz nie do zdobycia!
Pomimo że Kutuzow powysyłał był i pozbył się z obozu wszystkich trutniów nieużytecznych, Borys wkręcił się jakoś, i otrzymał tytuł adjutanta przy Bennigsenie. Ten zaś, jak ci wszyscy, przy których boku Borys służył, uważał swego adjutanta prawie za genjusz, tak mu potrafił oczy zamydlić i przypochlebić się.
Armja dzieliła się na dwa odrębne obozy. Jedni trzymali się Kutuzowa, i w nim widzieli jedyne zbawienie; drudzy wynosili pod niebiosa zdolności Bennigsena, ubolewając, że Kutuzow żądny władzy absolutnej, nie pozwala mu rozwinąć skrzydeł do lotu szerokiego. Borys umiał zręcznie połączyć uniżoność prawie służalczą w obec Kutuzowa, z wychwalaniem aż do przesady, czynów bohaterskich i animuszu Bennigsena. Dawał do zrozumienia każdemu, kto go tylko chciał słuchać, że ten starzec zdziecinniały, nie byłby w stanie niczem rozporządzić, gdyby nie miał przy boku, swojej prawej ręki, gienjalnego wodza, Bennigsena. Nadchodziła chwila stanowcza, która miała zgubić do reszty i uczynić niemożliwym nadal Kutuzowa, a oddać dowództwo naczelne, w doświadczone dłonie Bennigsena. Gdyby nawet Kutuzow wygrał bitwę jutrzejszą, partja przeciwna nie omieszkałaby przypisać tego powodzenia armji rosyjskiej, jedynie zasługom Bennigsena. W każdym razie, bitwa jutrzejsza przerzedzi szeregi, i otworzy pole do mnogich awansów, nagród i rozdawania orderów za chrabrost. Ta błoga nadzieja wstrząsała gwałtownie nerwami Borysa, wprawiając go w stan gorączkowy.
Wkrótce ujrzał się Piotr otoczonym całem gronem znajomych mu oficerów. Nie mógł nastarczyć odpowiedzi na grad pytań, którym go obsypywano. Każdy radby był dowiedzieć się czegoś o rodzinie i lepszych znajomych, którzy w Moskwie pozostali. Trudno mu było również zapamiętać wszystkiego, tyle mu w uszy nakładziono rozmaitych szczegółów i anegdotek, mniej lub więcej pieprznych i dowcipnych. Twarze po większej części, miały wyraz niepokoju i podniecenia gorączkowego. Zdawało się jednak Piotrowi, że są tu w grze interesa i sprawy natury czysto prywatnej, czysto osobistej. Nie tyle troszczyli się o zbawienie Rosji, ile raczej o przyszły awans i czyje piersi ozdobi krzyż po bitwie jutrzejszej? Znowu przypomniały mu się mimowolnie słowa owego wieśniaka, niby natchnione duchem proroczym, i wyraz pełen rezygnacji w jego poczciwej, dobrodusznej fizjognomji. Ci tam niczego się nie spodziewali, i na nic nie czekali. Szli w bój żeby zginąć lub zwyciężyć, i wroga wypchnąć z Rosji; aby kraj oczyścić od dzikiej hordy najeźdźców. Kutuzow spostrzegłszy Piotra zdaleka, pomiędzy grupą oficerów, kazał go przywołać swojemu adjutantowi. Skierował się więc natychmiast ku chacie, przed którą siedział Kutuzow. Nie zdążył jeszcze na miejsce, kiedy go tam uprzedził jakiś oficer od milicji, stając również przed głównodowodzącym. Był to znany nam Dołogow.
— A ten co tu robi? — zawołał Piotr zdumiony.
— Ta bestja? — machnął ręką jeden z oficerów. — Potrafi zawsze stanąć jak kot na nogi, i wkręci się wszędzie. Najhaniebniej zdegradowany, wypłynął najszczęśliwiej... Przedstawił jego książęcej mości plany rozmaite, i jak utrzymują, wśliznął się podstępnie w mundurze francuzkim do obozu nieprzyjacielskiego. Miał porobić na miejscu nader cenne notatki... Nie ma co mówić... hultaj odważny do szaleństwa.
Doszli do ławki Kutuzowa, przed którym Piotr zdjął kapelusz z czcią najwyższą. Dołogow tymczasem zabrał wyłącznie dla siebie całą uwagę Kutuzowa.
— Powiedziałem sobie — kończył opowiadanie, jak się wśliznął i wydostał niepowieszony z obozu francuskiego — że gdybym był opowiedział się z tem waszej książęcej mości, byłbyś mnie poczytał z góry za szaleńca, i uznał coś podobnego za czyste niepodobieństwo...
— Zapewne — bąknął Kutuzow.
— Pomyślałem atoli z drugiej strony, że jeżeli mi się powiedzie wykonać szczęśliwie moje przedsięwzięcie, przysłużę się tem może ojczyźnie, dla której jestem gotów oddać życie każdej chwili! Jeżeliby potrzeba było kiedykolwiek waszej książęcej mości człowieka, gotowego dla dobra kraju, choćby i zawisnąć na stryczku, proszę pamiętać o mnie. Mogę przydać się jeszcze na co.
— Tak, tak, i owszem — skinął mu głową Kutuzow, przenosząc wzrok na Piotra z serdecznym uśmiechem.
W tej samej chwili Borys, ze zwykłą u niego zręcznością dyplomatyczną, przysunął się do Piotra, kończąc z nim niby poufną rozmowę.
— Czy uważasz panie hrabio, że milicjanci włożyli czyste, białe koszule, gotując się na śmierć!... Co to za bohaterski ten nasz lud, nieprawdaż?
Borys wymówił głośniej te słowa, chcąc widocznie żeby je prócz Piotra ktoś więcej usłyszał. Nie omyliła go nadzieja. Kutuzow zwrócił się natychmiast ku niemu, pytając co sądzi w ogóle o milicji? Borys powtórzył z naciskiem frazes poprzedni.
— Niezawodnie, to lud niezrównany! — Kutuzow przymknął oczy, głową potrząsając. — Niezrównany w swojem poświęceniu — powtórzył. — Chcesz zatem hrabio kochany, powąchać prochu razem z nami? — spytał Piotra tonem żartobliwym. — No, jest w tem pewna przyjemność, szczerze wyznaję... Mam zaszczyt należeć do nader licznego zastępu wielbicieli pańskiej przepięknej żoneczki... Jakże jej zdrowie?... Moja kwatera jest na twoje rozkazy, drogi hrabio.
Jak to zdarza się często u starców, Kutuzow odwrócił głowę od niego roztargniony. Zdawać się mogło, że wyleciało mu w tej chwili z pamięci i to co powiedział i to co chciał dodać jeszcze. Przypomniał sobie naraz, że ma wydać jakiś rozkaz. Skinął zatem na Andrzeja Kaisarowa, brata swojego adjutanta.
— Powiedz no mi te wiersze o Gerakowie... pamiętasz je?...
Kaisarow wiersze oddeklamował. Kutuzow słuchał uważnie głową przytakując.
Gdy Piotr oddalał się z Borysem, przystąpił do niego Dołogow, wyciągając dłoń.
— Jestem uradowany, że spotykam cię tu panie hrabio — przemówił na głos, nie zważając wcale na całe grono obcych mu oficerów. — W przededniu chwili uroczystej, w której Bóg jeden wie, co nas czeka, cieszę się ze sposobności, że mogę wyznać ci szczerze panie hrabio, jak bardzo żałuję obecnie, nieszczęsnych nieporozumień pomiędzy nami. Rozdwoiły one nas wtedy, zmieniając w nienawiść twoją łaskawą przyjaźń i życzliwość dla mnie. Dziś więc błagam cię panie hrabio o przebaczenie i o puszczenie w niepamięć wszelkich uraz... a błagam w imieniu wspólnej naszej matki ojczyzny, tak srodze przez wroga uciemiężonej.
Piotr słuchał z uśmiechem dobrodusznym, tej całej długiej przemowy patetycznej Dołogowa. Ten ze łzami w oczach zarzucił mu na szyję ramiona i ucałował. W tej samej chwili nadszedł Bennigsen. Borys podszepnął mu słów kilka, poczem jenerał zaproponował Piotrowi najuprzejmiej, żeby poszedł razem z nimi na oględziny obozu.
— Nie wątpię, że to zajmie cię wielce panie hrabio — dodał.
— Niewątpliwie — Piotr odpowiedział.
W pół godziny później, Kutuzow odjechał do Tatarynowa; Bennigsen zaś z całą swoją świtą i Piotrem w dodatku, poszedł robić przegląd wojska i okopów, mających bronić armję rosyjską.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.