Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku/XXIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku
Rozdział XXIX.
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1846
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXIX.
1. Września. Powrót. Diaworowa. Hocułowa. Traktir. Budowy. Ludność. 2 Września. Bałta. Tulczyn. 3 i 4. Szpików. Tulczyn. 5 Września. Kwesta na Cerkiew. Boh. Bracław. Wspomnienia. Niemirów. Wspomnienia. Przechadzka po miasteczku. 6 Września. Smętarz. Napisy. Widok. Droga do Winnicy. Winnica. Wspomnienia. Lityn. 7, 8 i 9 Września. Zasław. 10 Września Ostróg. 11. Powrót do domu.
1. Września.


Poprzedzającego dnia znajomym już jechaliśmy stepem, teraz od Diaworowéj zwróciliśmy się nową drogą, nową bałką. Góry otaczające ją daleko mniejsze, bardziéj ściśnięte, inny pozór stepu. Zabudowania słobód z samego drzewa, kamienia tu już niema. Hocułowo miasteczko skarbowe całe drewniane i liche bardzo; Cerkiew tu tylko murowana. Mieszkają Mołdawianie, Mało-rossjanie, żydzi. W okolicy dają się już widzieć laski brzostowe po jarach i bokach wzgórzy, drzew coraz więcéj — step zielony, ale spaszony stadami. Wioski ukazują się to w bałkach, to na wierzchołkach wyniosłości, ale w nich więcéj stożków, stért i koszów na kukuruzę niż chat. Chatki lepione z gliny i chrustu, budowy niby drewniane, ale z jakiegoż drzewa, z kijów raczéj! Stanęliśmy na popas w mizernéj chacie, noszącéj szumny napis na tablicy: Traktir pomieszczyka Leontowicza.

Chata i szopa nizka, składały całość smutną; izby bez podłog, niczego dostać nie można.
W Hocułowie piérwsza Cerkiew z kilką kopułami. Fizjognomja téj części stepu, całkiem odmienna, budowy z gliny i drzewa, brak kamienia, stért za to wszędzie mnóstwo, najlichsza ziemlanka ostawiona niemi, wszystkie wzgórza uprawne, zielone.
Od Dumowéj do Borszczów, ciągnie się step wzgórzysty, laski dębowe wyglądają po jarach, osady rzadkie. Znać, że ziemi w stosunku do ludności ogrom. W Borszczach na 14,000 morgów, tylko 400 dusz, a 4,000 morgów lasu młodego. W okolicy sławna owczarnia Nesselrodego. Cena majątków dosyć wysoka.
2 Września, przejeżdżamy znajomą nam Bałtę, śpiesząc daléj; następującego dnia — stajemy na odpoczynek w Tulczynie.
3 i 4 Września, zajmuje pobyt w znajomym już Tulczynie i wycieczka do pięknego Szpikowa, który; gdyby nie spóźniona pora, warto było rysować. Żałuję, żem tego zrobić nie mógł.
5 Września. Z Tulczyna pocztową drogą ku Bracławiu jedziemy. Na wyjezdném, wśród grobli, zastanowił mnie sposób, jakim wyzywano przechodzących i przejeżdżających do składki na Cerkiew. Pod starą wierzbą, ustawiony był Obraz N. Panny, na trójnożku z daszkiem, tuż skarbona; chłopak ze dzwonkiem w ręku, zwracał nań uwagę przechodzących, których miedziaki sypały się w drewnianą skrzyneczkę. Gotowy obrazek dla malarza.
Droga lekko wzgórzysta, z lewa i prawa gaje, przez które wznosząc się i spuszczając z kolei, sunie gościniec pocztowy. Takiemi wzgórzami, wśród sadów owocowych ogromnych, gajów i żółtych szeroko rozściełających się ściernisk, dojechaliśmy do Bracławia.
W dolinie nad Bohem, który tu cicho nie bardzo szeroko i spokojnie płynie (brzegi gdzieniegdzie skaliste) rozwija się długim sznurem Bracław, dziś mizerna i uboga mieścina, dawniej gród znakomity. Swieci w nim tylko Cerkiew, ostróg i kilka domów zajezdnych. Dzisiejsze miasto z 380 domów się składa; stare położone było, na drugim wyższym brzegu Bohu, gdzie dziś jeszcze pozostały ślady gruzów.
Historja Podola, nadto jest znajoma, żebyśmy tu ją powtarzać mieli. W r. 1450 do Korony przyłączone, w cztéry lata potém, województwem uczynione zostało.
Bracław ma kilka wspomnień historycznych. Sarnicki zowie je miastem Ś. Piotra. Po zawojowaniu Olgerda i podbiciu Podola na Tatarach, osadzony został przez Xiążąt Korjatowiczów. W roku 1465 miasto Kaffa prosi u Kazimierza Jagiellończyka o posiłek w ludziach. Niejaki Hamazzo (u Naruszewicza Halezer) podejmuje się go wyjednać i sprowadzić. Jedzie do Polski i sciąga tu 500 ludzi przeciw Turkom. Oddział ten awanturników, przechodząc mimo Bracławia; miasto podpala i człowieka zabija. Michał Xiąże Czartoryski, naówczas Starosta Bracławski, dogania go nad Bohem, w pień wycina mszcząc się. Hamazzo w niewolę wzięty.
W r. 1496, w czasie wyprawy Jana Alberta na Wołoszczyznę, Alexander Król miasto to przeciw Tatarom ufortyfikował. Najrozmaitszych losów doznało, w czasie wojen Kozackich. Twardowski kilkakroć o nim wspomina;[1] na ostatku o pokuszeniu się Bohunia na obronę Bracławia, nadaremném.

Hetman — .... ruszy się na głowę
Z obozem w Ukrainę, we trzy podzieliwszyn
Wojsko pułki. —
A teraz wieści tarchające
Gruchną o tém po wszystkiéj Bracławszczyznie wyższy,
Ztąd trwogi się zawezmą i jednoż posłyszy
Bohuń tam zostawiony na pierwszéj straży.
Ze trzema się półkami w Bracławiu poważy
Przeciw im opponować. Ale kiedy dowie
O naszém powodzeniu, co się w Niemirowie
I Kalniku i w głowę wysieczonéj Buszy
Stało świéżo, bardzo to w sumienie go ruszy,
I ztąd nie dowierzając Bracławskiéj potędze
Zbieżał ku Humaniowi.

Boh (dawniej Hippanis) po turecku Aksu zwany (biała woda) wedle Herodota, wypływał z jeziora, około którego paść się zwykły dzikie konie białe, ztąd nazwa jego od hippos; w istocie wypływa z pod góry. Zborna mogiła na Podolu, oblewa Międzyboż, Konstantynów, Bracław, Winnicę, Koniecpole i przez step tatarski wpada do Limanu, z Dniestrem łączy się i do morza Czarnego uchodzi. Na Bohu w miejscu zwaném Kuczman był most zwany Witoldowym (nie daleko ujścia Kodymy)[2].
Z Bracławia do Niemirowa, droga jak po toku. Żyżny kraj do koła, gajami poprzecinany, na lewo świeci się Boh, czernieią dalekie lasy. — Niemirów ślicznie rozłożony na górze nad stawem, miasteczko porządne i ładne, z Kościołem, Cerkwią, murami szkolneni, i mieszkaniem właściciela P. Bolesława Potockiego. Położenie na wzgórzu; oblaném wodą, z widokiem na okolice wesołe. Ulice ostawione domki czystemi; Kościoł katolicki duży i piękny.
Jest tu także jedyny na Podolu, Kościoł protestancki, po pożarze niedawnym, w stylu gotyckim odbudowany. Byłby kształtniejszy, gdyby wieżę miał wyższą. Nazwa miasteczka jak mi powiadano, pochodzi od rzeczki oblewającéj je, zwanéj Niemy-rów.
Swięcicki wspomina tu rękodzielnie sławne, nie wiém jakie? W r. 1737 kongress i traktat między Rossją, Austrją i Turcją zawarty. Twardowski tak śpiewa[3] o zdobyciu Niemirowa:

— Też ku Niemirowu,
Gdzie się już spodziewając prędkiego obłowu
Z tych hultajów, obozem stanie na Obodnym,
I ztąd kwoli żywności, ile w miejscu głodnym,
Tam stanąwszy do mieszczan, jako do poddanych,
Ze trzema dragonji Chorągwi przebranych,
Pośle Baranowskiego, żeby im dodali
Prosząc z łaski. Aż bramy zamknione zastali.
I kogoś tam wołając. Że nic tu Lackiego
Więcéj nie masz, i jeszcze znają Chmielnickiego
Panem swoimi: przetoż by poszli dalej sobie.
Czym on zalterowany, zarazem w tej dobie,
Kazawszy z siekierami do parkanu skoczyć,
Niż owi przyjść do siebie i działa wytoczyć
Mogli nawet, ci dziurę wielką uczynili.
Którą wpadłszy do miasta, gdy jeszcze dzwonili
Popi na gwałt, siła płci obojéj nasiekli.
Drudzy do jam i lasów przyległych uciekli.
I z tém gdy do Xiążęcia ruszą się wieczorem,
A on tym poduszczony na zdrajcę rankorem

Pomslę większą gotuje; rano wójt z starszyną
Uniżony przyjeżdża: I co jest przyczyną
Wczorajszego zaboju? w rzeczy się dziwuje.
Czym być Baranowskiego lekkość upatruje,
Że jednemu łotrowi dawszy tylko wiarę,
O nazbyt! w ich karaniu przebrał za to miarę.
Było raczéj Urzędu spytać pierwej o to,
Którzy w wierze zostają i przyszli tu po to
Żeby się oczyścili, prosząc aby dali
W tym o sobie mniemaniu u wszystkich zostali.
A czym teraz Xiążęciu wygodni być mogą
Radzi owszem wygodzą. Tylko by załogą
I ludźmi ich opatrzył.........
Coby zdementowało Arausa którego
Nie tylko z swéj natury pana tak dobrego.
Że im winę odpuścił i czémby się w mieście
Bronić mieli. Dragonów posłał do nich dwieście
Z Xięskim i Piechowiczem, ale weszli ledwie
W tamte progi, zawarszy bramy wnet obiedwie
Zdrajcy zaraz, Kozakom umyślnie znać dali,
Których na to z Bracławia subordynowali.
Że gdy gwałtem nie chcieli do nich się przekinąć,
A hronić odważyli i odważnie zginąć,
Wszystkich w pień wycinali, ledwie który żywy,
Dał znać o tej Xiążęciu klęsce nieszczęśliwéj.

Wyszliśmy wieczorem na przechadzkę, w przeciwną od naszego przyjazdu stronę, gdzie się miasteczko kończy kramami, kilką porządnemi murowanemi budowlami i starém zamczyskiem. Widok od starego smętarza na Zamek (to jest wały) oblany wodą i okolice piękny wcale. W szyneczku na naszéj drodze (była to Niedziela) grała muzyka obertasa jakiegoś, a cztéry pary, żwawych, krasnych, postrojonych dziewcząt i chłopaków, wywijali się z zapałem. Jakże im mało potrzeba, na zapomnienie takiego spodlenia i nędzy! Patrząc na ich wesołość, brzydka zazdrość chwyciła mnie za serce. Na naszym świecie taniec jest smutnym najczęściéj ze łzami w oczach, popisem; przechadzką po sali, w któréj wszystko znajdziesz, krom wesołości i życia. Tu, jedna świeczka łojowa, izba nizka, rzępiciel, cymbały, a taka ochota, taki od serca taniec! Gdybyście widzieli, z jakim szałem nosili się tańcerze z biało ubranemi dziewczęty, i po ciasnéj szyneczku izdebce! Jak nie miałem in zazdroscić! —
6 Września. Ze wschodzącém słońcem, byłem już na starym smętarzu, dla wyrysowania, a przynajmniéj zanotowania w Album, widoku na Zameczek Niemirowski. Pod mojemi nogi walało się mnóstwo kości, w dole pod jedynym krzyżem, leżała wywrócona głowa ludzka, dalej czaszki porozbijane, golenie i okruchy ludzkie, może z kozackich rzezi jeszcze. Słońce z ukosa, z nizka dziwacznie świeciło na staw, na dwa wzgórza basztowe, na spokojny Zamek, zabudowany teraz po gospodarsku, na młyn ledwie nie ładny stojący nad groblą w dole, na wzgórza i trakt przez nie wijący się do Winnicy. Cicho, spokojnie, było na starém smętarzysku. Miejsce to jest placem dawnego Kościoła katolickiego, jak świadczą napisy na słupach otaczającego parkanu:
Pobożni parafianie kościom zmarłych. 1839 r.
Wszyscy umiéramy i rozciekamy się w ziemi, jako wody.
Miejsce dawnego Kościoła i smétarza.
Długo potém powtarzałem idąc nazad, machinalnie ustami, myśląc o przeszłości:
Wszyscy umiéramy! — I wszystko umiéra!
Dość wyjechaliśmy z Niemirowa; nie miałem czasu dojechać do ruin sławnéj, niedalekiéj Kowalówki.
Kraj ku Winnicy dość równy, żyzny, piękny i gajami poprzecinany. Sliczny lasek brzostowy między Dubowcem a Soroczanami, przebyłem pieszo, ranek był tak piękny! Widok na Soroczany, rozrzucone po górze, nad stawem — zastanowił mnie. Wszystkie osady tutejszego Podola, w sadach ukryte, gdzieniegdzie tylko z za drzew bieleją chaty i wierzchołki Cerkwi. Woronowica miasteczko (Grocholskich) z pałacem, widoki piękne do koła, wzgórza, stawy i gaje. Za Woronowicą laski brzostowe znowu, kraj cały ścierniami żółtemi pokryty, wsie w sadach. Ukazała się nareszcie Winnica z białemi mury swemi, na górze nad Bohem wisząca. Jeden brzeg Bohu skalisty, drugi równy i zielony; rzeka kręci się malowniczo pomiędzy Winnicą a Pietniczanani, tuż położonemi. — Były tu Klasztory Kapucynów, Jezuickie dawniéj Collegium, którego mury dotąd na górze stérczą. Do koła wzgórza, zarośla, gaje, z których stérczą kopuły Cerkiewek.
Winnica, dawniéj powiatowe miasto, założone zostało, razem z Bracławiem przez XXżąt Korjatowiczów. Alexander współcześnie z sąsiednim Bracławiem, umocnił tutejszy Zamek; od XIV wieku exystujący.
W r. 1650 wzięta przez Chmielnickiego. W r. 1674[4] wojska tureckie, w których znajdowali się z oddziałami Wali Alepu i Bejlerbej anatolski, plądrowały kraj, około Tymanówki i Winnicy. Jedna z czat wysłanych na oczyszczenie kraju, wpadła trafem na Kopanicza, (Winnicę) gdzie napastnicy częścią padli, częścią w niewolę pobrani. Mała liczba ocalonych, wojsku o tém doniosła. Niezwłócznie Sidi-zade Muhammed-Pasza, Bejlerbej rumilski, poszedł z rozkazu Sułtana zdobywać Winnicę, ale znalazł Zamek warownym i silnym. Zażądał pomocy od Taboru.
Sześć od janczarskich, Mutessaryf Sandżaku salonickiego, Bej-baczki, i kilka chorągwi lekkiéj jazdy ze straży wielkiego Wezyra, wziąwszy kilka dział burzących, pośpieszyły mścić poprzedniéj klęski.
Główny Tabor tymczasem posuwał się ku Ładyżynowi, i stał oczekując dwa dni, nad rzeką Bohem; na zbudowanie mostu. Gdy brano Ładyżyn, nadeszła wiadomość o wzięciu Winnicy. — Budowy jéj poszły na pastwę płomieni, a niedobitki mieszkańców w niewolę. Zwyciężcy wracając do Taboru, przynieśli na pikach kilkaset głów niewiernych i z niemi uroczyście przeciągali przed namiotem Padiszaha. On nagrodził ich, a wielkorządcę Alepu i jego podwładnych udarował wspaniałemi chylatami w obecności W. Wezyra.
Przywieść tu jeszcze musiemy, epizod z wojen Kozackich, który tak opisuje Twardowski[5].

A Hetman z pod Krasnego, za tymże faworem,
Posłużonéj fortuny, jakim zwyczaj torem
Iść zwyciężcy, podniesie tryumfalne znaki
I nigdzie nie znajdując zatargi nijaki:
Czernichowce, Morachwę, Szarogród wyczysci,
Z hultajskiéj téj faryny, nie bez ztąd korzyści
Znacznéj wszędy...,..

Toż jako wił wianki
Gdy szczęście sprzyjaźliwe, do ostatniéj ścianki,
Aż nad sam Dniestr przepadną, kędy Czerni siła
Z wodzem Alexandryjskim zawarła się była,
Nad nasze okoliczne twierdzy téj ufając,
Jako inszych postrzegą w miasto już wpadając,
Niepodobnym nawałem ku nim się wysuną,
I z razu za przychylną złości swėj fortuną,
Potężnie im odeprą. Jednak popędzeni
Do miasta w tymże, trzy dni tam zamknieni
Dużo się otrzymali. Nakoniec z tym przyślą
Że acz z gwałtu poddawać jeszcze się nie myślą.
Wszakże jeśli Winnica swoich nie obroni,
Gdzie czuli o potędze; nie będą i oni
Tak uporni. Bo cóżby czynili inszego?
Prócz chcąc się tu wybawić, czego wnet gorszego
Doczekali od owych? Przeto piérwej głowy
Niechby się dopinali. A tu ich gotowy
Czeka pokłon. Jakoż się Hetmanowi zdało
Przypaść na to, ile gdy i naszych nie mało
W tych odwagach ginęlo, i żeby z tym prędzéj
Pośpieszyć ku Winnicy, gdzie co daléj więcéj
Chinury téj przybywało. Zaczym tam rozkaże,
Podnieść znaki i przeciw miastu się pokaże
Wzgórę z wojskiem. A Bohun wiadomość tę wziąwszy
Umknie do Monasteru; kędy się zamknąwszy
Nie tylko ich obroni, ale na gotowe
Naszych wniki narazi. Gdy w tym przez szturmowe

Dobyć go chcąc zapędy i Boh zastąpiony,
Pod ten czas Akwilonem twardo ustalony,
Przebyć sucho; podcięte urwały się lody
Gwałtem wielkim pod niemi, nie bez wielkiéj szkody
W wojsku wszystkiém. Bo niemal dwie chorągwie cale,
I wodze ich pospołu, o nad insze smiałe
Zdrady te ułowiły, jako Cerkaskiego,
Znakomitszych Kisiela i Żytomirskiego
Starostę Tyszkiewicza, sam wpół załomany
Bracławski Wojewoda, ledwie ratowany:
A tak, która najwięcéj zwykła tedy mylić,
Kiedy służy fortuna, zaczęła się chylić
Naszym znowu. I lubo na to się zuchwalą
Że Cerkwi tej dobędą i miasto zapalą,
Jednak w Zamku, ilekroć o nich się pokuszą
Nie bez wszędy szkody swéj ustępować muszą.
Aż doszedłszy z języków, czemu tak zuchwałe
To hultajstwo: postrzegą że wojsko nie małe
Z głuchem ich Półkownikiem w posiłku pośpiesza.
Co wszystkich niepomału strwoży i zamiesza.
Więc Bracławski zarazem Starosta ku niemu
Podjazdem wyprawiony. Ale tylkoż się mu
Pod Lipowcem ukaże, nie równą postrzeglszy
Umknie nazad. Co większa, Taboru odbiegłszy
I lekcejszéj czeladzi. A on w tropy za nim
Pod Winnicę nad samym przypadnie świtaniem.
Zkąd przeciw mu wodzowie ledwie wyprowadzą
Wojsko w pole: aż się tu w mieście o coś zwadzą

Pozostali ci w rowie i w tym zamieszaniu
Wozy pańskie zrabują. Zaczem w rozerwaniu
Takim będąc, gdy się im niepodobna sprawić,
Żeby mieli przynajmniéj samych siebie zbawić,
Nie oprą się i wszyscy. Jako więc zdaleka,
W lesie bojaźliwego ustraszy człowieka
Kupa wilków, lubo ich nie bywa tak wiele.
Także i ci strwożeni, gdzie im strach uściele
Eurypy pomotane i trwogi narodzą
W oczu Chimer, bez gwałtu żadnego uchodzą
W nieźmiernéj konfuzji. A byłoby gorzéj,
Gdyby tędy o rannéj nie powracał zorzéj
Wiśniowiecki ze straży i w tak pilnéj dobie
Cokolwiek ich utrzymał, że przyjść wżdy ku sobie
Mogli, zatém i uwieść przynajmniéj armatę.
A Bóg chciał, że w owę znowu retyratę
Piławiecką nie wpadli; i lubo które mieli
Swoje dotąd korzyści, tam ich ożaleli
Marnie wszystkich pospołu z plony i wozami,
Czym owych zabawili. A to dość że sami
Uskrobali do Baru[6].

Nie bardzo pięknym, bo mniéj urozmaiconym, ale równie żyznym i wesołym krajem, jedzie się z Winnicy do, Lityna. O kilka werst od miasta, piérwsze w powrócie grube dęby, pięknych kształtów powitałem. Nareszcie nad czystego stawu źwierciadłem, pokazał się z przysadzistą Cerkwią nową, murami niedokończonemi, jakiegoś tajemniczego gmachu i ostrogiem — Lityn.
7 i 8 Września. Znajomy już kraj przebywałem.
9. Września, coraz bliżéj ku domowi śpiesząc, przybyłem do znajomego nam Zasławia; któremu oryginalności obszérny Klasztor na górze bielejący i wielki, poważny, ale nie piękny Zamek, dodają. Naprzeciw Zamku, na przeciwległém wzgórzu, rozwija się miasteczko i klasztor wspomniany, nad którym wysoka unosi się wieżyca. Daléj błyszczy krzyż Cerkwi murowanej, mury, domki, drzewa i t. d. miasteczko małe, ale dość porządne, kilka murowanych domowstw w rynku; widok ztąd na Zamek w oddaleniu za wodą błyszczący swym blachą obitym qankiem.
10 Września, minąłem Ostróg, miasto wspomnień i ruin, dziś błotniste, opuszczone, smutne, na którego wszystkich końcach panują zwaliska, wyżéj od nowych budowli podnosząc głowy, tak, jak wspomnienia przenoszą teraźniejszość. Kościoł Jezuicki i Collegium, Troicka prześliczna Cerkiew, zamkowe reszty, stara wysoka brama, z daleka już zwiastują, stare ogrodzisko jednéj z najmożniejszych rodzin w kraju, dziś prozaiczne miasteczko powiatowe.
11 Września, stanąłem na powrót w domu. — Mamże opisywać wam, z jakiém uczuciem przybyłem i przyjęty zostałem?







  1. Twardowski. Część I. str. 15.
    Część III, str. 69.
    Część III, str. 84.
    Część IV. p. I. str. 115.
    Część IV. p. I. 128 129.
  2. Sarnicki f. 243.
  3. f. 17.
  4. Collectanea T. III. 113.
  5. Patrz u Kochowskiego także, Climac. I. 227 an. 1651.
  6. Winnica. Po przeniesieniu swego siedliska, przywiléj uwalniający od myt uzyskała w r. 1558 d. 4 Kwietnia. (Czacki T. I. 201).
    W r. 1564 Roman Xiąże Sanguszko za Winnicą odniósł zwycięztwo nad Tatarami d. 18 Września.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.