<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Paine
Tytuł Zdrowy rozsądek
Wydawca nakładem tłumaczki
Data powstania 1776
Data wyd. 2016
Tłumacz Teresa Pelka
Tytuł orygin. Common Sense
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III. MYŚLI O OBECNYM STANIE SPRAW AMERYKAŃSKICH


Na następujących stronach nie oferuję nic więcej niż proste fakty, niewymyślne argumenty, oraz zdrowy rozsądek; a z czytelnikiem chcę się tylko na wstępie ugodzić, iżby się pozbył uprzedzeń oraz przesądów, a ścierpiał i dał rozumowi wraz z uczuciami jedynie określić, czy przyjmie, czy też raczej, że nie odrzuci szczerego ludzkiego usposobienia, a wielkodusznie obejmie swym poglądem dni poza dzisiejszym.

Tomy już zapisano w przedmiocie zmagań między Anglią a Ameryką. Ludzie wszelkich pozycji weszli w tę kontrowersję, z przeróżnych motywacji, a z odmiennymi zamysłami. Wszyscy jednak okazali się nieskutecznymi, a czas debaty się skończył. Broń, jako środek ostateczny, rozstrzyga konkurencję; odwołanie się doń było wyborem Króla, a Kontynent przyjmuje wyzwanie.

Mamy relację o nieobecnym już panie Pelham (który, choć uzdolniony jako mandatariusz, miał też swoje wady), iż gdy zaatakowany w izbie gmin, pod względem jego środków jako tylko tymczasowych, odpowiedział „wystarczą na mój czas”. Jeżeli myśl tak fatalna a człowiekowi obca miałaby opanować kolonie podczas obecnej rywalizacji, przyszłe pokolenia wspominać będą imiona przodków z odrazą.

Tu słońce nie przyświecało nigdy sprawie większej wartości. Nie jest to sprawa jednego miasta, prowincji, czy królestwa, ale kontynentu — przynajmniej jednej ósmej mieszkalnego globu. Nie jest to sprawa jednego dnia, roku, czy stulecia. Rywalizacja po części tyczy potomnych, a mniej czy bardziej, skutki obecnych działań zaznawane będą nawet do końca świata. Teraz jest czas siać ziarno Kontynentalnej jedności, wiary i honoru. Teraz najmniejszy wyłom będzie jak imię wyryte szpilą w miękkiej korze młodego dębu; rana poszerzy się z drzewem, a potomni będą je czytać dużymi literami.

Wraz ze zwrotem od polemiki do broni, nastała w polityce nowa æra; powstał nowy sposób myślenia. Wszelkie plany, propozycje i tym podobne, sprzed dziewiętnastego kwietnia, to jest początku wrogich działań, są jak almanachy z ubiegłego roku; choć były wtedy poprawne, teraz są już zastąpione i bezużyteczne. Cokolwiek wtedy wysuwali zwolennicy której ze stron kwestii, jest skończone względem jednego i tego samego punktu, to jest unii z Wielką Brytanią; jedyną różnicą między stronami była metoda jej zaprowadzenia, gdzie jedni proponowali siłę, drudzy przyjaźń. Tak się już dotąd potoczyło, że pierwsi odnieśli porażkę, a drudzy wycofali swoje wpływy.

Tyle już powiedziano o zaletach rekoncyliacji, która, jak w miarę znośny sen, przeminęła i zostawiła nas gdzie już byliśmy, że jest jedynie słusznym abyśmy rozważyli przeciwną stronę dysputy, a przebadali niektóre pośród wielu materialnych urazów które te kolonie ponoszą, a ponosić będą zawsze, poprzez powiązanie z Wielką Brytanią i od niej zależność. Abyśmy przebadali to powiązanie i zależność względem zasad natury oraz zdrowego rozsądku, aby zobaczyć czemu nam przyjdzie ufać, jeżeli oddzieleni, a czego oczekiwać, jeżeli zależni.

Słyszałem niektórych jak zapewniali, iż jako Ameryka kwitła pod poprzednią koneksją z Wielką Brytanią, jakaś koneksja jest potrzebna dla przyszłego powodzenia, a będzie mieć zawsze ten sam skutek. Nie ma fałszu większego niż taki argument. Równie dobrze możemy zapewniać że dziecko, ponieważ dobrze się rozwijało na mleku, nie powinno jeść mięsa, bądź że pierwszych dwadzieścia lat życia ma być precedensem dla dwudziestu następnych. Ale nawet to byłoby ustępstwem bardziej niż szczerością, bo mogę ogółem powiedzieć, że Ameryka kwitnęłaby tak samo, a bodaj znacznie lepiej, gdyby jej żadna europejska siła nie miała na oku. Obrót towarowy którym się wzbogaca to potrzebne do życia artykuły, a zawsze będą one mieć rynek, póki jedzenie jest zwyczajem w Europie.

Ale owa nas chroniła, powiedzą niektórzy. Jest prawdą, że nas pochłonęła; że broniła Kontynentu na koszt nasz, zarówno jak jej własny, też jest przyznawane; a broniłaby dla tego samego motywu i Turcji, to jest, ze względu na handel oraz dominium.

Niestety, długo nas zwodzono antycznymi uprzedzeniami, a dokonaliśmy dużych ofiar na rzecz przesądu. Chwaliliśmy sobie protekcję Wielkiej Brytanii nie rozważając, że jej motywacją był zysk, a nie przywiązanie; że nie chroniła nas od wrogów ze względu na nas, ale od wrogów których sama uznawała, od ludzi którzy sporu z nami na żadnym innym podłożu nie mieli, a którzy na tym samym podłożu zawsze naszymi wrogami będą. Byle Wielka Brytania odwołała pretensje do Kontynentu, bądź Kontynent zależność zrzucił, a winniśmy pokój z Francją i Hiszpanią zachować, jeżeli pójdą na wojnę przeciw Brytanii. Niedole ostatniej wojny Hanovera powinny nas ostrzegać przed koneksjami.

Zapewniano ostatnio w parlamencie, że kolonie wzajem nie mają relacji, tylko przez kraj macierzysty, to znaczy Pensylwania i Dżerseje, a tak samo dla całej reszty, są siostrzanymi koloniami wedle Anglii. Jest to z pewnością dość okrężna droga żeby dowodzić związku, ale najkrótsza i jedynie prawdziwa by dowieść komu wrogiej bandery, jeśli mogę tak powiedzieć. Francja i Hiszpania nigdy nie były, a być może nigdy nie będą naszymi wrogami jako Amerykan, ale jako poddanych Wielkiej Brytanii.

Ale Brytania jest krajem macierzystym, mówią niektórzy. Tym większym tedy wstydem jej sprawowanie. Nawet barbarzyńcy nie pożerają swego potomstwa, ni dzicy wojują wbrew swym rodzinom. Prawdziwe, twierdzenie to jest jej naganą; ale prawdziwym nie jest, albo tylko po części, a frazę kraj ojczysty czy macierzysty, po jezuicku adoptowali królowie i ich pasożyty, z papistowskim zamysłem aby zyskać nieuczciwą przewagę na jakiej naiwnej słabości w naszych umysłach. Europa, a nie Anglia, jest macierzą Ameryki. Ten Nowy Świat jest azylem prześladowanych miłośników wolności obywatelskiej i religijnej z każdej części Europy. Tutaj oni uciekli, nie z czułych objęć matki, ale od okrucieństwa potwora; co się już prawdą o Anglii okazało, że ta sama tyrania która doprowadziła pierwszych emigrantów do opuszczenia domu, dalej ściga ich potomnych.

My w tym obszernym zakątku globu, zapominamy o wąskich limitach trzystu sześćdziesięciu mil (rozciągłości Anglii), a niesiemy naszą przyjaźń na szerszą skalę; opowiadamy się za braterstwem z każdym europejskim chrześcijaninem, a triumfujemy w wielkoduszności sentymentu.

Przyjemnie jest obserwować jak regularnym krokiem pokonujemy siłę lokalnego uprzedzenia, powiększając naszą znajomość ze światem. Człowiek urodzony w jakim mieście w Anglii, podzielonym na parafie, naturalnie widzi się przeważnie ze swymi parafianami (bo będą mieć w wielu sprawach wspólne interesy), a spotykając którego, wyróżni go nazywając sąsiadem; ale jeżeli spotka go jakie parę mil z dala od domu, porzuca wąskie pojęcie ulicy, a wita nazywając mieszczaninem; a jeżeli wyjedzie z powiatu, a spotka w jakim innym, zapomina o pomniejszych podziałach ulic i miast, i nazywa go krajanem, czyli z kraju i powiatu osobą; ale jeżeli na zagranicznej wycieczce mieliby się widzieć we Francji czy innej części Europy, ich miejscowe wspomnienie powiększy się do owego dla Anglików. A to tym parytetem rozumowania, wszyscy Europejczycy spotykający się w Ameryce, czy innym kącie globu, są krajanami; bo Anglia, Holandia, Niemcy, czy Szwecja, kiedy z całością globu porównane, mają na większą skalę miejsca takie, jak podziały na ulice, miasta, oraz powiaty mają na skalę mniejszą. Wyróżnienia te są zbyt ograniczone dla umysłów kontynentalnych. Nie jedna trzecia mieszkańców, nawet w tej prowincji, jest angielskiego pochodzenia. Takowoż ganię frazę Rodzimy, czy Macierzysty Kraj, gdy do Anglii jedynie stosowana, jako fałszywą, egoistyczną, wąską i niewielkoduszną.

A uznawanie, że wszyscy jesteśmy angielskiego pochodzenia, do czego by urastało? Niczego, choć Brytania, teraz otwarcie nasz wróg, wymazuje każde inne nazwanie czy tytuł. A twierdzić, że teraz mamy obowiązek rekoncyliacji, to prawdziwie farsa. Pierwszy król Anglii, linii obecnej (Wilhelm Zdobywca), był Francuzem, a połowa parów Anglii jest potomkami tego samego kraju. Takowoż, taką samą metodą rozumowania, Anglia powinna być rządzona przez Francję.

Wiele powiedziano o zjednoczonej sile Brytanii i kolonii, jakoby w połączeniu mogły rzucić światu wyzwanie. Ale to jedynie czcze presumpcje. Los wojenny jest niepewny, a wypowiedzi takie nie mają sensu, bo ten kontynent nie ścierpiałby nigdy drenowania go z mieszkańców dla wspierania brytyjskich wojsk, czy w Azji, czy w Afryce, czy w Europie.

Poza tym, co mielibyśmy do roboty z rzucaniem światu wyzwania? Naszym planem jest działalność gospodarcza, a ta, doglądana dobrze, zabezpieczy nam pokój i przyjaźń z całą Europą; bo żeby mieć Amerykę za wolny port jest Europy interesem. Handel Ameryki będzie zawsze jej ochroną, a nieurodzaj złota i srebra zabezpieczy od najeźdźców.

Wyzwanie to ja rzucam najgorętszemu ze zwolenników mediacji, aby ujawił jeden zysk, jaki ten kontynent może zgarnąć dzięki więzi z Wielką Brytanią. Powtarzam wyzwanie: żaden zysk nie jest czerpany. Nasze zboże przyniesie swoją cenę na każdym rynku w Europie, a importowane towary co przychodzi płacić, kupimy gdzie chcemy.

Natomiast urazów i szkód jakie ponosimy poprzez tą więź zliczyć się nie da; a nasz obowiązek wobec ludzkości ogółem, tak samo jak nas samych, instruuje nas by się tego związku wyrzec: jako że poddaństwo wobec Wielkiej Brytanii, czy od niej zależność, mają tendencję ten kontynent bezpośrednio mieszać w europejskie wojny i spory, różnić nas z narodami które inaczej szukałyby z nami przyjaźni, a na które nie mamy ni złości, ni zażalenia. A że Europa jest naszym rynkiem handlowym, nie powinniśmy mieć z żadną jej częścia stronniczej koneksji. Prawdziwym interesem Ameryki jest wypłynąć na wody wolne od europejskiej niezgody, czego nie ma jak zrobić, póki zależność od Brytanii czyni ją języczkiem u wagi Brytyjskiej polityki.

Europa zbyt jest królestwami uprawiona by długo pokój zachować, a kiedykolwiek wojna między Anglią a siłą obcą wybucha, handel z Ameryką obraca się w ruinę, z powodu koneksji z Brytanią. Kolejna wojna może nie okazać się jak ta ostatnia, a jeżeli się nie okaże, obecni zwolennicy mediacji będą sobie życzyć separacji potem, ponieważ neutralność jest w takim wypadku konwojem lepszym niż wojenny statek. Każda kwestia prawa i natury przemawia za separacją. Krew pomordowanych; w natury głosie lament, co woła, Czas się rozstać. Nawet odległość na którą Wszechmocny Anglię i Amerykę rozmieścił jest silnym oraz naturalnym dowodem, że autorytet jednej nad drugą nie przynależał nigdy z projektem Niebios. Podobnie czas w którym kontynent został odkryty dodaje temu argumentowi powagi, a to jak się te ziemie zaludniły, zwiększa tego argumentu siłę. Odkrycie Ameryki poprzedziło Reformację, jak gdyby Wszechmocny łaskawie otworzyć chciał sanktuarium dla prześladowanych, na lata przyszłe, kiedy domu nie stać już ani na przyjaźń, ani na bezpieczność.

Autorytet Wielkiej Brytanii nad tym kontynentem to forma rządu która prędzej czy później musi się skończyć. A umysł poważny nie znajdzie prawdziwej przyjemności w spoglądaniu w przyszłość, z tym dojmującym a pewnym osądem, iż co nazywa „obecną konstytucją” jest tylko tymczasowe. Jako rodzice, nie mamy jak się cieszyć wiedzą, że ten rząd nie jest dość trwały aby zabezpieczać cokolwiek, co byśmy mogli dać w spadku potomności. A drogą prostego argumentu, jako że wpędzamy przyszłe pokolenie w dług, sami powinniśmy pracę nad rządem wykonać, inaczej używamy ich tylko, podle a nędznie. Aby uwidzieć linię obowiązku właściwie, weźmy z jednej strony na rozum nasze dzieci, a wyznaczmy sobie odniesienie w życiu na parę lat w przód; oddalenie to przedstawi prospekt, który obecne lęki i uprzedzenia kryją nam z widoku.

Chociaż starannie unikałbym dokonywania zbędnych ataków, jestem jednak skłonny wierzyć, że wszyscy ci co ślubowali dewizie rekoncyliacji, przynależeć mogą z następującymi tu określeniami.

Ludzie interesowni, którym nie da się ufać; ludzie słabi, którzy nie umieją dostrzec; ludzie przesądni, którzy nie dostrzegą; oraz pewna liczba umiarkowanych, którzy lepiej myślą o świecie europejskim niż zasługuje. Ta ostatnia kategoria, przez błędną deliberację, przyniesie więcej klęsk temu kontynentowi niż owe trzy inne.

Jest dobrą fortuną wielu ludzi, że mogą żyć z dala od tutejszej scenerii smutku, że zła się im do drzwi nie przynosi na tyle, aby im dać odczuć niestabilność z jaką człowiek trzyma własność amerykańską. Pozwólmy jednak wyobraźni zabrać nas na chwil parę do Bostonu; ta siedziba zubożenia będzie nas uczyć mądrości, a poinstruuje by na zawsze wyrzec się siły w której nie możemy pokładać zaufania. Mieszkańcy tego niefortunnego miasta, którzy jeszcze parę miesięcy temu żyli swobodnie i zamożnie, nie mają teraz innego wyboru niż trwać w głodzie, albo wychodzić i żebrać. Zagrożeni ostrzałem przyjaciół, jeżeli dalej będą pozostawać w mieście, a rabowani przez żołdactwo, jeżeli je opuszczą. W ich obecnej kondycji, są więźniami bez nadziei na wybawienie, a ogólny atak ku ich odsieczy wystawiłby ich na zażartość obydwu armii.

Ludzie o pasywnych temperamentach lekko nieco ważą brytyjskie występki, a dalej najlepszego sobie życząc, skorzy są wołać, “Chodźcie, znów będziemy przyjaciółmi, warto”. Ale jak by tak zbadać pasje i odczucia ludzkości, poddać dewizę rekoncyliacji probierzowi natury, powiedzcie mi, czy będziecie w przyszłości potrafili kochać, honorować, a wiernie służyć owej sile, co przyniosła ogień i miecz na wasze ziemie? Jeżeli nie będziecie tego wszystkiego potrafili, oszukujecie się jedynie, a swoim zwlekaniem przynosicie ruinę swojemu potomstwu. Wasza przyszła koneksja z Brytanią, której ani kochać ani honorować nie będziecie w stanie, wymuszona będzie i nienaturalna, a że tworzona tylko dla bieżącej wygody, wnet popadnie w regres jeszcze nędzniejszy niż ta pierwsza. Ale jeżeli mówicie, że dalej możecie przejść nad nadużyciami do porządku, pytam, — Czy spalono wasz dom? Czy zniszczono waszą własność na waszych oczach? Czy wasza żona i dzieci pozbawieni są łóżka bądź chleba? Czy straciliście rodzica albo dziecko z owych rąk, a sami jesteście zrujnowanymi i nędznymi niedobitkami? Jeżeli nie, nie sądźcie tych, którzy to przeżyli. Ale jeżeli wasza odpowiedź jest twierdząca i dalej podalibyście mordercom rękę, nie jesteście warci miana męża, ojca, przyjaciela, miłośnika, czy jaka może być w waszym życiu rola bądź tytuł; macie serce tchórza, a ducha pochlebcy.

Nie jest to podsycanie czy przesadzanie spraw, a jedynie poddawanie ich próbie owych odczuć i afektów co je natura usprawiedliwia, a bez których niezdolni byśmy byli do realizacji społecznych zobowiązań życia, czy jego radości. Nie jest moim celem eksponować horror i prowokować zemstę, ale zbudzić nas z tej fatalnej i nieludzkiej senności, abyśmy się mogli zdecydowanie trzymać jakiego stałego obiektu. Nie jest w mocy Brytanii czy Europy aby Amerykę podbić, o ile Ameryka sama siebie nie podbije, zwłoką i bojaźliwością. Tegoroczna zima jest warta stu lat, jak ją dobrze wykorzystać; ale jak ją stracić czy zaniedbać, całego Kontynentu dotknie niedola. Nie ma pokarania na które by nie zasługiwał, ktokolwiek, jakiegokolwiek zawodu, a gdziekolwiek by był, co by się przysłużył stracie sezonu tak drogiego i użytecznego.

Obrzydliwe jest rozumowi, wedle uniwersalnego ładu spraw, a przykładów wieków poprzednich, mniemanie iż ten kontynent może długo trwać w poddaństwie sile zewnętrznej. W Brytani, nie myśli tak jej człowiek krwi najpełniejszej. A nawet skrajne natężenie ludzkiej mądrości nie umie, obecnie, ogarnąć planu bez separacji; obiecywałaby Kontynentowi nawet rok bezpieczności. Rekoncyliacja jest teraz zwodniczą mrzonką. Natura opuściła tę koneksję, a sztuka nie wypełni miejsca natury. Jak Milton mądrze wykłada, „nigdy prawdziwe pojednanie się nie rozwinie, gdzie rany nienawiści śmiertelnej tak głęboko dojęły”.

Każda pojednawcza metoda na rzecz pokoju pozostała nieskuteczną. Nasze prośby odrzucono ze wzgardą, a posłużyły jedynie przekonaniu nas, iż nic jak powtarzane petycje nie schlebia królów próżności, czy ich uporczywości nie utwierdza — a nic bardziej niż ta właśnie miara nie czyniło królów Europy absolutnymi: świadkami Dania i Szwecja. Takowoż, jako że nic tylko ciosy nastarczą, na Boga, niechże dojdzie do separacji, aby nie zostawiać następnego pokolenia podrzynaniu gardeł, pod zbezczeszczonymi i pustymi nazwaniami rodzica i dziecka.

Twierdzić, iż nigdy tego znów nie spróbują, jest próżne i wizjonerskie; myśleliśmy tak przy uchylaniu skarbowej opłaty, lecz rok czy dwa nas ocuciły. Możemy się jednak również spodziewać, że pokonane, narody sporu nie ponowią.

Co do rządowych spraw, nie jest w mocy Brytanii oddawać temu Kontynentowi sprawiedliwość: biznes wnet stanie się tu zbyt ważki i zawiły, aby z jakim znośnym stopniem wygody zarządzała nim siła tak od nas daleka, a tak nas niewiadoma; tak więc, jeżeli nas nie podbiją, nie będą nami zarządzać. Ażeby zawsze trzy czy cztery tysiące mil biegać z podliczeniem czy petycją, cztery czy pięć miesięcy na odpowiedź czekać, a po otrzymaniu pięć do sześciu dalszych musieć sobie objaśniać, za parę lat wyglądać będzie na błazeństwo albo niedojrzałość. — Był czas gdy to było właściwe; a jest też czas właściwy, by z tym skończyć.

Małe wyspy co nie są w stanie siebie chronić, są właściwymi obiektami dla rządów by się nimi zajmowały; jest jednak coś bardzo absurdalnego w oczekiwaniu, że kontynent będzie trwale zarządzany przez wyspę. W żadnym wypadku nie uczyniła nigdy natura satelity większym niż planeta prymarna, a tak jak Anglia i Ameryka odwracają jedna względem drugiej powszechny porządek natury, jest jasnym iż przynależą do różnych systemów: Anglia do Europy, a Ameryka do siebie.

Nie powodują mną motywy pychy, stronnictwa, czy pretensji, w moim ślubowaniu nauce separacji i niezależności. Mam jasne, asertywne i gruntowne przekonanie, że to jest prawdziwym interesem tego kontynentu, a cokolwiek mniej niż to, byłoby mierną łataniną, wymogom zadość uczynić niezdolną, — zostawiałaby miecz w rękach naszych dzieci, a cofała nas do czasu kiedy troszeczkę więcej, troszeczkę dalej, wystarczyłoby aby uczynić z tego kontynentu chwałę tej Ziemi.

Jako że Brytania nie przejawiła najmniejszej skłonności do kompromisu, możemy być pewni, że żadnych warunków godnych przyjęcia przez Kontynent nie uzyskamy, ani postępowania zdolnego wynagrodzić koszt we krwi i dobrach, który już na nas nałożono.

Obiekt współzawodnictwa winien zawsze mieć w sobie jaką słuszną proporcję do kosztu. Usunięcie Northa, czy też całej tej obmierzłej junty, to sprawa niegodna milionów które wydaliśmy. Czasowe zatrzymanie handlu było niedogodnością, która skutecznie równoważyłaby uchylenie uchwał na które się uskarżano, gdyby uchylenia te zostały uzyskane; lecz jeżeli cały Kontynent musi za broń chwycić, a wszyscy muszą być żołnierzami, trudno uznać za godną tej chwili którą mamy walkę li z nikczemnym mandatariuszem. Drogo, drogo płacimy za uchylenie tych uchwał, jeżeli to wszystko o co walczymy. Szacunkowo jedynie, to wielka heca, płacić cenę jak Bunker Hill, za przepis jak za ziemię. Zawsze uważałem niezależność tego Kontynentu za wydarzenie które prędzej czy później przyjść musi, a wedle ostatniego prędkiego postępu tego Kontynentu do dojrzałości, wydarzenie to nie może być odległe. Takowoż, z wywiązaniem się niesnasek, nie było warto i chwilę dyskutować sprawy którą czas by wyrównał, chyba że byśmy chcieli zaliczkować; byłoby to jak marnować domostwo na proces, żeby zasądzić przekroczenia lokatora co mu się właśnie kończy najem. Nikt nie był gorętszym zwolennikiem rekoncyliacji niż ja sam, przed owym fatalnym dziewiętnastym kwietnia 1775, ale w momencie kiedy wydarzenie owego dnia zostało obwieszczone, odepchnąłem zatwardziałego, ponurego Faraona Anglii na zawsze; a pogardzałem łajdakiem, co z pretensją tytułu OJCA NARODU, bez serca słuchać potrafił o rzezi ludzi, a bez niepokoju spać, z ich krwią na duszy.

Ale teraz, gdyby ugodzić się, że sprawy naprawione, co by nastąpiło? Odpowiadam, ruina Kontynentu. A to z paru powodów.

Po pierwsze. Pozostawienie rządowego umocowania w rękach króla da mu negatywę nad legislacją całego Kontynentu. Okazał się on takim zapamiętałym wrogiem wolności i znalazł w sobie takie łaknienie arbitralnej władzy: jest on, czy też nie jest on tym człowiekiem co by powiedział tym koloniom, Nie będziecie ustanawiać praw, tylko jakie ja chcę!? A czy jest jaki mieszkaniec w Ameryce tak niedouczony, żeby nie wiedzieć, iż wedle tego się co zowie obecną konstytucją, ten Kontynent nie może ustanawiać praw, tylko te co król pozwala; a czy jest człowiek tak niemądry, żeby nie widzieć (zważywszy co się już stało), że nie ścierpi on by tu układano jakie prawo, chyba że jego celowi służące. Możemy być zniewoleni brakiem przepisów w Ameryce tak skutecznie, jak poddaństwem wobec tych układanych dla nas w Anglii. A jak się już pogodzimy (jak to się mówi), czy może być wątpliwość, iż cała moc korony będzie wytężona, żeby ten Kontynent trzymać tak nisko i skromnie jak możliwe? Zamiast iść w przód, cofać się będziemy, albo wiecznie się kłócić, czy składać petycje. Już jesteśmy więksi niż król sobie życzy: czyż nie poweźmie on potem nas umniejszyć? Do celu sprawę przywodząc, czy siła nieufna a podejrzliwa względem naszego dobrobytu, może być siłą właściwą by nami rządzić? Kto mówi Nie w odpowiedzi, jest Independentem, bo niepodległość nie więcej znaczy niż wybór, czy sami będziemy swoje prawa układać, czy król, największy wróg jakiego ten Kontynent ma bądź mieć może, powie nam, nie będzie praw innych niż ja lubię.

Ale król, powiecie, ma w Anglii negatywę; ludzie tam nie mogą ustanawiać praw bez jego zgody. Względem praw i dobrego porządku, jest w tym coś bardzo śmiesznego, że młodzik dwudziestojednoletni (do czego często już dochodziło) mówiłby kilku milionom ludzi, starszych a mądrzejszych od niego, „Zabraniam aby ta czy ta wasza uchwała stała się prawem”. Jednak tu oddalę ten rodzaj odpowiedzi, choć nigdy eksponowania tego absurdu nie porzucę, a powiem tylko, że Anglia jest króla miejscem pobytu, a Ameryka nie, co robi zeń inny przypadek. Negatywa króla tutaj jest dziesięćkroć bardziej niebezpieczna i fatalna niż w Anglii być nawet może, bo tam raczej nie odmówi zgody na ustawę stawiającą Anglię w tak mocny stan obronny jak możliwe, a w Ameryce nigdy by on nie ścierpiał, aby taką ustawę przyjęto.

Ameryka to obiekt drugorzędny w systemie brytyjskiej polityki. Anglia zasięga porady względem dobra tego kraju tylko o ile odpowiada to jej własnemu celowi. Ponadto, jej interes wiedzie ją do supresji wzrostu naszego kraju w każdym przypadku który jej zysku nie promuje, bądź się z owym w najmniejszym stopniu kłóci. W ładnym będziemy niedługo stanie, pod takim rządem z drugiej ręki, jak rozważyć co już się stało! Ludzie nie zmieniają się z wrogów w przyjaciół przez zmianę imienia. Aby ujawić, że rekoncyliacja obecnie jest doktryną niebezpieczną, stwierdzam iż taką będzie wtedy polityka króla: odrzucanie uchwał, aby siebie ponownie ustanowić w rządzie tych prowincji; w celu DOPEŁNIENIA CHYTROŚCIĄ I PRZEBIEGŁOŚCIĄ, NA TERMIN DŁUGI, CZEGO NIE MOŻE SIŁĄ I PRZEMOCĄ UZYSKAĆ W CZASIE KRÓTKIM. Rekoncyliacja i ruina są blisko powiązane.

Po drugie. Nawet najlepsze warunki jakie się możemy spodziewać uzyskać, niczym więcej nie będą niż czasowym wybiegiem, albo rodzajem rządowej kurateli, która może nie trwać dłużej niż póki kolonie nie osiągną dojrzałości, więc ogólny zarys i stan spraw, w międzyczasie, będzie nie rozstrzygnięty i nieobiecujący. Zamożni emigranci nie zdecydują się przybyć do kraju którego forma rządu wisi jak na włosku, a który codziennie chwieje się na granicy zamieszek  i niepokojów; a wielu obecnych mieszkańców tak by się zaczęło sprawiać, aby rozdysponować wyrobkiem i opuścić Kontynent.

Ale najsilniejszym argumentem jest to, że nic prócz niezależności, to jest Kontynentalnej formy rządu, nie utrzyma na Kontynencie spokoju, a zachowa go od domowych wojen. Boję się możliwości rekoncyliacji z Brytanią teraz, jako że jest bardziej niż prawdopodobnym, iż nastąpi po niej gdzieś rewolta albo co innego, czego konsekwencje mogą być bardziej fatalne niż cała Brytanii złośliwość.

Brytyjskie barbarzyństwo już zrujnowało tysiące ludzi (a tysiące więcej pewnie będzie cierpieć ten sam los). Ludzie owi mają inne odczucia niż my, co nie cierpieliśmy. Wolność to teraz wszystko co mają; czym się przedtem cieszyli, ofiarowane jej służbie; a nie mając nic więcej do stracenia, gardzą poddaństwem. Poza tym, ogólne nastawienie tych kolonii wobec brytyjskiego rządu będzie jak młodzieży co się jej czas kończy: niewiele będą o niego dbać. A rząd który nie jest w stanie utrzymać pokoju, nie jest rządem w ogóle, za nic więc płacilibyśmy w takim wypadku nasze pieniądze. A jak by rzec, co Brytania mogłaby nawet zrobić, z jej siłą tylko na papierze, w razie obywatelskich zamieszek, zaraz w dzień po rekoncyliacji? Słyszałem niektórych jak mówili, wierzę, wielu bez zastanowienia, że się niezależności bali, a to ze strachu iż doprowadzi do domowych wojen. Rzadko się zdarza, że nasze pierwsze myśli są prawdziwie poprawne, i jest to ten przypadek; bo dziesięćkrotnie więcej jest powodów bać się połatanej koneksji, niż niepodległości. Sprawę cierpiących traktuję jak własną i protestuję, bo jak by mnie z domu i gospodarstwa przepędzić, własność zniszczyć, a zrujnować sytuację, jako mężczyzna, świadom urazów, nigdy bym w doktrynie rekoncyliacji nie smakował, czy nawet jej uznawał.

Kolonie ducha takiego przejawiły dobrego porządku a posłuchania, wobec rządu Kontynentalnego, że wystarczy każdej rozsądnej osobie dla dogodności i zadowolenia w owym temacie. Nie ma jak nadać lękom nawet pozoru usprawiedliwienia, na gruncie innym niż tak dziecinny i śmieszny, jak że jedna kolonia będzie walczyć o dominację nad drugą.

Gdzie nie ma dostojeństw, nie może być suprematyzmu, a równość doskonała radzi sobie bez pokus. Republiki w Europie wszystkie są (a powiedzmy też, zawsze) w stanie pokoju. Holandia i Szwajcaria nie mają wojen, obcych ni domowych. Monarchistyczne rządy, naprawdę, nigdy długo nie są spokojne; korona kusi przedsiębiorczych łobuzów w kraju, a owa miara pychy i zuchwalstwa co zawsze królewskiej towarzyszy władzy, pęcznieje aże do erupcji z siłami obcymi w przypadkach, gdzie rząd republikański, jako uformowany na zasadach bardziej naturalnych, negocjowałby omyłkę.

Jeżeli lęk względem niezależności ma prawdziwą przyczynę, to dlatego tylko, że planu jeszcze nie ułożono. Ludzie nie widzą wyjścia. — Takoż, jako wprowadzenie do tego biznesu, oferuję następujące sugestie, jednocześnie skromnie afirmując, że nie mniemam o nich inaczej niż jako możliwie środku do zapoczątkowania czego lepszego. Gdyby myśli zebrać, co się za pojedynczymi osobami wałęsają, często byłyby z nich materiały dla mądrych a zdolnych ludzi, aby je usprawnić w materię pożyteczną.

Niechby zgromadzenia, z przewodniczącym tylko, doroczne były; reprezentacja wyrównaną; ich biznes ściśle domowy, a autorytetowi Kontynentalnego Kongresu podległy.

Niechby każda kolonia podzielona była na sześć, osiem, czy dziesięć dystryktów, a każdy wysyłał właściwą liczbę delegatów do Kongresu tak, żeby z każdej kolonii było przynajmniej trzydziestu. Całkowita liczba w Kongresie byłaby przynajmniej 390. Każdy Kongres zasiadałby i tak wybierał przewodniczącego: po spotkaniu delegatów, niech losowo jedna kolonia będzie wybrana z wszystkich trzynastu, po czym cały Kongres niech wybierze (balotem) przewodniczącego, spośród delegatów z owej prowincji. Na następnym Kongresie, niech kolonia będzie wybrana spośród dwunastu tylko, pomijając tą, której delegat przewodził poprzedniemu Kongresowi, a dalej tak postępując, póki wszystkich trzynaście nie weźmie udziału w rotacji. Ażeby nie mogło stać się prawem nic, co nie wystarczająco uzasadnione,  nie mniej niż trzy piąte Kongresu nazywane będzie większością. — Jak by kto promował niezgodę pod rządem tak zrównoważenie uformowanym, łączyłby się z Lucyferem w jego rewolcie.

A że jest tu szczególna subtelność, z kim, albo na jaki sposób ten biznes po raz pierwszy by miał powstać, a wygląda na zgodliwe i spójne, żeby pochodził od jakiegoś zbiorowego ciała pośredniego pomiędzy rządzonymi a rządzącymi, to jest, pomiędzy Kongresem a narodem, niechże zwołana będzie Kontynentalna Konferencja, na następujący sposób oraz w następującym celu.

Komisja dwudziestu sześciu członków Kongresu, to jest dwóch dla każdej kolonii. Dwóch członków z każdej Izby Zgromadzeń bądź Konwencji Prowincji; oraz pięciu reprezentantów ludności ogółem, w stolicy każdej prowincji wybranych,  na rzecz całej prowincji, przez tylu wyborczo zdolnych ludzi, ilu uzna za stosowne przybyć dla tego celu z jej wszelkich części; albo, jeżeli to by wygodniejszym było, reprezentanci mogą być wybierani w dwóch lub trzech najludniejszych  jej częściach. Na owej konferencji, tym samym zebrane oraz zjednoczone byłyby dwie naczelne zasady biznesu, wiedza i zdolność. Członkowie Kongresu, Zgromadzeń, Konwencji, mając doświadczenie w sprawach narodowych, będą sprawnymi i użytecznymi doradcami, a całość, jako upoważniona przez naród, mieć będzie prawdziwie prawny autorytet.

Na spotkaniu, konferujący członkowie niechże mają za swój biznes uformowanie Karty Kontynentalnej, albo Karty Zjednoczonych Kolonii; (odpowiadając na to, co zwane jest Wielką Kartą Anglii) niechże ustalą liczbę oraz sposób wybierania członków Kongresu, członków Zgromadzenia, z datą posiedzenia, a nakreślą między nimi linię, w biznesie i jurysdykcji; (pamiętając zawsze, że naszą siłą jest Kontynent, nie prowincja) niechże dadzą zabezpieczenie ludzkiej wolności i własności, a nade wszystko, swobodzie praktyki religijnej, zgodnie z nakazami sumienia; a to za załączeniem innych spraw jakie karta powinna zawierać. Zaraz po tym, niechże się owa Konferencja rozwiąże, a niech zostaną wybrane ciała zbiorowe, w zgodzie z omawianą tu kartą, aby były legislatorami oraz zarządcami tego Kontynentu na czasu trwanie: których spokój oraz szczęśliwość niechże Bóg zachowa, Amen.

Jak by jeszcze jacy ludzie później byli delegowani dla tego albo podobnego celu, oferuję im te wyrywki z mądrego obserwatora rządów, Dragonettiego. Mówi on, „Nauka polityka zasadza się na utrwaleniu prawdziwej istoty szczęśliwości i wolności. Owi ludzie zasłużą sobie na wdzięczność wieków, którym uwidzieć się uda taki modus rządu, aby miejsce dawał jak największej sumie szczęśliwości indywidualnej, za jak najniższym narodowym kosztem.

Dragonetti, O cnocie i nagrodach.”


Ale gdzie jest, powie kto, Król Ameryki? Powiem ci, przyjacielu, ten w Niebiesiech panuje, a nie dewastuje ludzkości jak Królewski Barbarzyńca Brytanii. Ale żebyśmy nie jawili się ułomnymi w ziemskich honorach, niech dzień uroczyście zostanie wyznaczony dla proklamacji karty; a połóżmy tę kartę na prawie boskim, słowie Boga; a korona na tym niech spocznie, przez co świat mógłby wiedzieć, że tak dalece jedynie monarchię aprobujemy, że w Ameryce królem jest prawo. Gdyż jak w ustrojach absolutnych król jest prawem, tak w krajach wolnych prawo powinno być królem, a to jedynym. Lecz gdyby miało użycie niezdrowe z tego powstać, pozwólmy aby pod koniec ceremonii korona została zniszczona, a rozproszona między ludzi, których prawo to jest.

Własny rząd jest naszym prawem naturalnym. A jak się człowiek poważnie zastanowi nad niepewnością ludzkich spraw, to nabierze przekonania, że nieskończenie mądrzej i bezpieczniej jest utworzyć konstytucję własną, na sposób opanowany a rozmyślny, kiedy mamy tę zdolność, niż takie ciekawe wydarzenie zostawiać czasowi a okazji. Jak teraz tego poniechamy, Massanello jakiś może się pojawić, co zrobi użytek ze zbiorowych perturbacji, zbierze zdesperowanych i niezadowolonych, a obejmując dla nich rządowe władze, wymiecie z Kontynentu swobody jak powodziowy zalew. Miałoby zarządzanie Ameryką powrócić do rąk Brytanii znowu, chwiejne usytuowanie spraw pokuszeniem by było dla jakiego zdesperowanego awanturnika, aby swej fortuny popróbować; a w takim wypadku, jaką ulgę może dać Brytania? Zanim by nawet wieść usłyszała, fatalny ten biznes mógłby już być dokonany, a my cierpielilbyśmy jak wynędzniali Brytoni pod opresjami Zdobywcy. Wy, co sprzeciwiacie się niepodległości teraz, nie wiecie co robicie; otwieracie drzwi tyranii wiecznej, zostawiając siedzibę rządu wakatem. Są tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy, co by mieli za chwałę pozbycie się rządu z kontynentu; owa barbarzyńska i piekielna siła, która podburzyła przeciw nam Indian oraz Nigrów aby nas niszczyli; a okrucieństwo to podwójną nosi winę, brutalnie obchodząc się z nami, a podstępnie z nimi.

  (Tomasz Anello, inaczej nazywany Massanello, rybak z Neapolu, który po podburzeniu swych krajan na rynku publicznym przeciwko opresjom z rąk Hiszpan, którym miejsce owo podlegało, pobudził ich do rewolty, a na przestrzeni jednego dnia stał się królem. — Autor)

Mówienie o przyjaźni z tymi w których nasz rozum zabrania wiarę pokładać, a którymi instruują by gardzić nasze ranione jak skroś tysiąc porów uczucia, jest szaleństwem i błazenadą. Każdy dzień szarga nieznaczną tą resztką poczucia między nami a nimi pokrewności; a czy może być racja w nadziei, iżby jak związek wygasa, nasilało się uczucie, czy porozumienie rosło, gdy mamy więcej dziesięćkroć i większe sprawy w sporze, niż kiedykolwiek?

Wy co mówicie o harmonii i rekoncyliacji, czy przywrócicie nam czas, co jest przeszły? Dacie prostytucji uprzednią niewinność? Takowoż nie uda się wam rekoncyliować Brytanii i Ameryki. Ostatnia struna jest już zerwana, ludzie Anglii prezentują przeciw nam odezwy. Urazy są, których natura przebaczyć nie daje; przestałaby naturą być, gdyby przebaczyła. Równie jak kochanek mógłby wybaczyć gwałcicielowi kochanki, może Kontynent wybaczyć Brytanii jej morderstwa. To Wszechmocny dał nam te niegasnące uczucia, dla celów dobrych a mądrych. Są one strażnikami jego obrazu w naszych sercach. Odróżniają nas od stada zwykłych zwierząt. Zaniknąłby społeczny mir, a sprawiedliwość z korzeniami była szarpniona, czy doraźnie sprawowana, gdybyśmy stwardnieli na te wzruszenia. Grabieżca i morderca umknąłby nie raz pokaraniu, jak by urazy co je nasze temperamenty znoszą, nie pobudzały nas do sprawiedliwości.

O wy, co ludzkość kochacie! Wy co śmiecie się przeciwstawić, nie tylko tyranii, ale i tyranowi, stańcie w przedzie! Każdy spłachetek starego świata opanowała opresja. Wolność jest pod obławą, dokoła globu. Azja, Afryka, dawno ją już wyrzuciły — Europa ma ją za obcą, a Anglia jej dała ostrzeżenie, by się oddaliła. O, przyjmijcie uchodźcę, a przygotujcie na czas azyl dla ludzkości.



Przekład może być udostępniony na innej licencji niż tekst oryginalny.
Oryginał
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Thomas Paine.
Przekład
Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.