Życie ludzkie upływające w tejże materyi
Dążą czasy, jako gdy z cięciwy
Lotną strzałę łuk wymiata krzywy,
Godziny się wyścigają,
Za kołnierz się dni chwytają,
Tysiączne swymi cyframi
Jako rączymi kołami
Ujeżdżają.
Gdy Akteon zemknie psy ze smyczy,
Kroków sarna pierzchliwa nie liczy,
Rznie się i przez ostrze głogi,
Sadzi jak przez niskie progi
Przez obłoków bliskie Alpy,
Tatry, niebotyczne Kalpy
Przeskakuje.
Z Akwilona patrzcie, jakie dziwy!
Rodzi się gdzieś źrzebiec urodziwy,
Ten ledwie co się urodzi,
Na wyścigi z ojcem chodzi,
Tak człek ledwie wiatru skusi,
Jakby w zawody iść musi
Z Atalanty.
Lecą w zawód ludzie starzy, młodzi
I ten, co się dopiero urodzi,
I ubodzy, i panowie,
I poddani, i królowie!
Dobrze to Licyja znała,
Gdy więc królem obierała
Najchyższego.
Kto by wierzył, że na firmamencie
Fundowanym jak na dyjamencie
Nie masz statku w Zodyjaku!
Tytan lata choć na Raku,
Coraz się na inne znaki
Przesiada jak na romaki
Rozsadzone.
Jak na ziemi nie myślić o grobie?
Gdy i w niebie sam Febus w żałobie
Chodzi smutny przy zaćmieniu,
Więc w najjaśniejszym promieniu,
Królu, zgaśniesz, cóż zostanie
Przy popiele, przy tumanie?
Dym próżności.
Ziemia, gdy jest pod śnieżnym bławatem,
Rzekłbyś ją wieczności kandydatem;
Lub różowy kolor wdzieje,
Z tego się wraz Febus śmieje,
Lub gdy się we łzy rozlewa,
Dżdżyste niebo ubolewa
Nad niestatkiem.
Wnet pobladną szarłatne bisiory,
Śnieżne są bez szczerości kandory
Już przez mrozy powarzone,
Przez gorąca wysmażone
Alteruje czas nietrwały,
Padają się jak kryształy
Kruche lata.
Tak zwyczajnie dzieje się z człowiekiem:
Macierzyńskim jeszcze żyje mlekiem,
A już cudze karmi spezy,
A w tym o ziemię imprezy
Padną wszystkie, gdy ten kwiatek
Śmierć wyrywa z ręki matek,
Nowy Herod.
Tym łokietkom niezmierzoną sferę
Życia kreślą, właśnie jak literę
Pierwszą Alfę wielką w druku
Pisać zwyczaj, a wtem z łuku
Parka ostrym grotem sięga,
A jakaż życia Omega?
Wielka cyfra.
W lodowatym zima wdzięczne kwiaty
Cukrze smaży i płytkie bułaty
Ostrzy sierpień na okryte
Łąki i niwy obfite;
Strzeż się w młodości i w zdrowiu,
Wszak i młody księżyc w nowiu
Sierzpem grozi.
Nie wierz sobie, choćby twoja siła
Większa niźli Samsonowa była!
Nie może być siła trwała,
Która na włosku wisiała,
Oślą szczęką tysiącznemu
Zdrowie wziął, jednak i jemu
Śmierć dogryzła.
Jak na morzu statki nie statkują,
Tak na świecie ludzie lawirują,
Raz sprzężone wiatrom cugi
Pomagają im żeglugi,
Aż nadziei pełne żagle
Otchłań, wieczność grzebie nagle
W niepamięci.