„Racławice” Chełmońskiego
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | „Racławice” Chełmońskiego |
Pochodzenie | Świat R. I Nr. 11, 17 marca 1906 |
Redaktor | Stefan Krzywoszewski |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
O świcie. Na niebie zapalają się pierwsze, mdłe jeszcze, różowe blaski zorzy. Krajobraz racławicki pławi się w sinawej, jak dym, mgle wczesnego poranku, która zaścieła daleką linię nieboskłonu i senną, leniwą smugą rozlewa się po niezmierzonych obszarach. Ziemia oddycha surową wonią wczesnej wiosny polskiej. Na mrocznem, szarem tle głębi, jak majaki, rysują się konne postacie oficerów Kościuszkowskich o żywych, pełnych ruchu konturach. A na pierwszym planie cały łan głów chłopskich, głów pochylonych w cichej, skupionej modlitwie, i las kos, po których tego samego dnia jeszcze spłynie gorąca fala krwi ludzkiej.
Scena to przed bitwą racławicką.
Te zmartwiałe w zamodleniu chłopy, te brzeszczoty pochylone, a ujęte twardemi dłońmi, przypominają niezatarty nigdy obraz z trzeciego aktu „Wesela“. Ale na zewnętrznem podobieństwie kończy się. Tu niema niemocy czynu. Wiemy, it po tej chwili skupionego oczekiwania nastąpi niebawem huragan walki, w której ludzie staną się olbrzymami. Czujemy to, spoglądając po twarzach modlących się bohaterów. Chłopi klęczą szeregami, majestatycznie spokojni, jak w kościele wiejskim podczas mszy niedzielnej. Ufność, wiara w powodzenie zamierzonego czynu położyły na czołach ich uroczysty swój pocałunek. Tylko mnich-kapelan obozowy ukrył twarz w dłoniach. Tylko jeden kosynier porzucił broń na ziemię i głową bije kornie przed Bogiem. Cała pozostała reszta świeci pogodą. Dobosz gotuje, zda się, palce do pobudki. Stary chłop krakowski dzierzy krzepko sztandar z Maryją, a ówdzie powiewa drugi i trzeci i czwarty. Obszywki krakowskie na sukmanach i czapki ciśnięte o ziem na zieloną ruń czerwienią się niby maki polne. Zresztą ton szary przesłania obraz, szarawy cień kładzie się na twarzach, szarzeją sukmany białe, a świt perłowy opływa ludzi i przyrodę.
Dziwny czar bije od ostatniego dzieła Chełmońskiego. Oko polskie doznaje czegoś więcej, niż czysto estetycznej rozkoszy, gdy rozściela się przed niem widok tego wojska chłopskiego, zamykającego wielki okres dziejowy narodu, tego wojska, co żegna starą historyczną Polskę, rozpadającą się w gruz pod brzemieniem win i grzechów, a witającego uroczystą modlitwą nową, odradzającą się, idącą na stuletnie cierpienia i boje. Toteż pielgrzymki tłumne, odbywające się do salonu krakowskiego Koła literackiego, gdzie „Racławice“ na krótko wystawione zostały przed odesłaniem do Wiednia, inny mają zgoła charakter, niż zwykłe odwiedziny salonu sztuki, a w skromnym lokalu Koła panuje prawie kościelny nastrój.