Adam i Ewa (Perzyński)
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Adam i Ewa |
Pochodzenie | Świat R. I Nr. 11, 17 marca 1906 |
Redaktor | Stefan Krzywoszewski |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Małżonkowie spojrzeli na siebie przerażeni.
Pod wpływem złego przeczucia zastygł im śmiech na ustach.
— Źle jest — szepnęła Ewa — napewno nas stąd wyrzucą.
Adam opuścił posępnie głowę na piersi i milczał, nie umiał się oryentować tak szybko jak żona, ale i jemu odrazu się nie podobała ta z wielu względów zaszczytna wizyta.
— Źle — źle jest — powtarzała Ewa rozgorączkowanym głosem.
A przed chwilą było tak rozkosznie. Leżeli oboje na miękkiej trawie w cieniu drzew, które gałęźmi swymi chroniły ich od słonecznego skwaru! Ponad głowami ich unosiły się roje różnobarwnego ptactwa, napełniając słodkim świergotem powietrze, w oddali cicho szumiał Eufrat... A oni, zapatrzeni w siebie, upojeni miłością, olśnieni przepychem tego świata, który Bóg dla nich stworzył, śnili na jawie sen o przyszłem szczęściu.
— Kochasz? — pytała Ewa.
— Kocham — odpowiadał tuląc ją do swych piersi.
— I będziesz kochał wiecznie?
— Wiecznie... wiecznie!..
— No to pocałuj.
— Gdzie?
— Tu!
Adam nachylał usta i całował. Było tak rozkosznie gorąco. W oddali cicho szumiała rzeka. Czasami z gęstwy drzew wysuwał się na polankę lew, wypełzał krokodyl, wędrujący z Tygru do Eufratu. Ewa ze śmiechem nęciła ku sobie zwierzęta, a one pokornie lizały jej ręce.
Potem znowu chylila się ku Adamowi.
— Kochasz?
— Kocham — odpowiadał obejmując ją namiętnym uściskiem.
— A jak mu damy na imię?
— Nie wiem... Wymyśl jakie.
— Gdyby tak Kain? Podoba ci się?
— Kain... Kain!.. Jakież cudne imię... O Ewo, takiej kobiety, jak ty, nie będzie nigdy na świecie.
— No to pocałuj!
Adam nachylał się i całował. I znowu zapanowało milczenie. Było im tak nieskończenie dobrze... tak... tak... prawdziwie rajsko. Lecz czar prysł.
Archanioł stał u wrót Raju, nieruchomy jak posąg, z ognistym mieczem w dłoni i groźnie rozglądał się dookoła.
— Szuka nas — szepnął Adam.
— Szuka — powtórzyła jak echo Ewa. Trzeba-by może wyjść i dowiedzieć się, czego chce.
— Pewno o to przeklęte jabłko chodzi — mruknął zgnębionym głosem Adam.
— Może... Idź, porozmawiaj z nim. Ale Adam nie miał ochoty wychodzić.
— Nie... nie — zawołał — za nic w świecie — to już ty musisz iść, ty mu daleko lepiej potrafisz wszystko wytłomaczyć.
— Ja przecież nie mogę mu się tak pokazać — syknęła niecierpliwie Ewa. — Musiałabym się ogarnąć.
Małżonek spojrzał na nią.
— Prawda, — wyszeptał smutno... — Rozpuść włosy, albo... wiesz co?..
Tryumfalny uśmiech rozjaśnił mu twarz. Szybko urwał duży liść z rosnącego obok figowego drzewa i podając go żonie rzekł:
— Masz, to ci najzupełniej wystarczy.
Posprzeczali się jeszcze przez kilka chwil wreszcie postanowili wyjść razem.
Ani łzy, ani skargi, ani błagania nie pomogły. Archanioł był niewzruszony i nie chciał nawet słuchać zrozpaczonego stadła. Na wszystkie tłómaczenia i wykręty odpowiadał niezmiennem „precz", wskazując mieczem ognistym rozwarte wrota Raju. I wreszcie musieli ustąpić.
Poszli przed siebie, nie wiedząc ani dokąd idą, ani po co. Ostre głazy pustyni kaleczyły im nogi. Czasem oglądali się za siebie i wówczas w krwawej łunie zachodzącego słońca widzieli wierzchołki drzew rajskich i majaczyła im się jeszcze w oddali brama z masy perłowej, zamknięta przed niemi na wieki.
Szli w milczeniu.
Nagle Ewa z głośnym płaczem upadła na ziemię, Adam poczuł, że od tej chwili miłość jej będzie dla niego najwyższem szczęściem a łzy najcięższą troską. I rzucił się ku niej przerażony na pomoc.
— Co ci to dziecko?
Ona jednak odepchnęła go od siebie gwałtownie.
— Odejdź, idyoto, — krzyknęła, zalewając się łzami. — To przez ciebie stało się to całe nieszczęście. Adam oniemiał. Po kilku chwilach dopiero odezwał się drżącym głosem.
— Jakto przezemnie?.. Przecież ty kazałaś mi zerwać i jeść jabłko.
Ewa rozpaczliwie załamała ręce.
— Ja.. ja!.. — krzyknęła, podnosząc się z ziemi. — Ale ty mogłeś się domyśleć przecież, co z tego wyniknie i przestrzedz mię... Och co za niedołęga.
— Ależ najdroższa...
— Odejdź!.. krzyczała, nie dając mu zbliżyć się do siebie. Ładnego będę miała z ciebie opiekuna!.. Jeden, jedyny mężczyzna na całej kuli ziemskiej i żeby był tak głupi!..
Zaczęła płakać spazmatycznie.
Adam nic już nie odpowiedział. Usiadł na kamieniu, ukrył twarz w dłoniach i zaczął rozpamiętywać swą winę.
— Prawda, wszak był mężczyżną.