Album kandydatek do stanu małżeńskiego/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Album kandydatek do stanu małżeńskiego
Podtytuł z notat starego kawalera
Wydawca Wydawnictwo „Harapa“
Data wyd. 1877
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.


Amazonki.


Bywają znowu panny, których serca nie tylko żaden rycerz, ale nawet mizerny konceps-praktykant ani nauczyciel ludowy nie chcieli sobie obrać za stałe mieszkanie, panny, o których za młodu mówiono: bardzo dobre, bo nie wypadało powiedzieć: bardzo brzydkie. Takie upośledzone od natury istoty straciwszy nadzieję usłyszenia od którego z mężczyzn miłosnego wyznania lub bodaj oklepanego komplementu, robią gorzéj jeszcze, jak ów lis w bajce, bo nie tylko krzywią się na kwaśne winogrona, ale nadto serca, o które się nikt nie chciał pokusić, zamykają na kilkanaście nieugiętych postanowień, wypisują nad niemi groźny zakaz: „mężczyznom wstęp wzbroniony“ i wypowiadają otwartą wojnę temu jaszczurczemu plemieniowi. Nie ma wady, ani zbrodni, o którąby taka amazonka nie posądziła rodu męskiego.
Z tego rodzaju starych panien rekrutują się emancypantki najrozmaitszych odcieni, począwszy od tych, które cygarem lub obciętemi włosami chcą zatrzeć różnicę płci, aż do owych filozofek, co po uniwersytetach dobijają się równouprawnienia z męską połową, która śmie sobie przywłaszczać władzę i opiekę nad niewiastami. Otóż te waleczne amazonki chcą ubiorem, chodem, mową, postępowaniem pokazać, że w danym razie mogą wybornie udawać mężczyzn, a tém samém całkiem bez nich się obchodzić. Nie radzę jednak nikomu próbować stałości takiéj panny na tym punkcie; znałem bowiem taką, która apostołując z gorliwością, i zapałem teoryę usamowolnienia kobiety z pod jarzma małżeńskiego i wywalczenia samodzielnego stanowiska, gdy jéj się zdarzyło znaleść jakieś indywiduum, które zaledwie kawałeczkiem mężczyzny nazwać można było, uczepiła się go rękami i nogami i wszystkie emancypowane wyobrażenia swoje pozwoliła okuć małą obrączką ślubną. Rzadko któréj jednak trafia się taka przyjemna pokusa, bo nawet ci panowie, którzy po pismach i zgromadzeniach piszą i gardłują za potrzebą emancypacyi i równouprawnienia kobiety, w chwili stanowczéj wolą poprowadzić do ołtarza jaką posażną gąskę parafijalną, niż amazonkę choćby z doktorskim dyplomem.
Do tego działu należą także literatki, z krwią zakażoną atramentem, który obficie wylewają na papier. Serce u tych stworzeń spełnia funkcye czysto literackiéj natury, kocha, zachwyca się, cierpi — ale tylko na papierze i jak strzelec, co wtedy gdy spudłuje, prawi szeroko dla zamaskowania swéj niezręczności o teoryi łowiectwa i warunkach znakomitego myśliwca, tak owe amazonki, chybiwszy przeznaczenia swego, piszą najczęściéj o przeznaczeniu kobiety i jéj stanowisku w społeczeństwie. Artykuły tego rodzaju są nieomylnym symptomem staropanieństwa, i według nich dałoby się statystycznie niemal wykazać, ile kraj jaki produkuje rocznie starych panien; bo mnożenie się literackich płodów kobiecych stoi właśnie w odwrotnym stosunku do liczby małżeństw. Szczególniéj dział powieściowy liczy najwięcéj takich istot deportowanych. Tam one za wszystkie pretensye, jakie mają, do niewdzięcznego rodu męskiego, smarują go nielitościwie atramentem i żółcią, albo téż nagradzając sobie jałową rzeczywistość, stwarzają bohaterów o alabastrowych czołach, hebanowych wąsach, jedwabnych, powłóczystych spojrzeniach i każą im na zabój kochać się w sobie. Są więc o tyle szczęśliwsze od dewotek, że gdy te oddawszy Bogu serca wzgardzone przez ludzi, poprzestać muszą na obcałowywaniu ręki widomym zastępcom na ziemi niebieskiego oblubieńca, czyli poprostu księżom, — tamte lepią sobie z wyrobów własnéj wyobraźni ideały stosowne do swoich potrzeb i upodobań. Jeżeli przypadkiem takiéj literackiéj amazonce dostanie się jaka niespodziewana sukcesyjka po wuju lub babce, to można na pewniaka przypuścić, że pomimo całego wstrętu do mężczyzn i odgrażania się, pierwszą jej czynnością będzie sprawienie sobie — męża. Ale biada człowiekowi, który złakomiwszy się na jéj fortunę, przyjmie ten straszny obowiązek. Będzie miał ustawicznego rywala w owym wymarzonym ideale i choćby robił Bóg wie jakie poetyczne wysilenia, zakatarzał się przy śpiewie słowików, moczył nogi za lilijami wodnemi, nabawiał się strzykania w krzyżach, zrywając kwiaty po łąkach i szukając cztérolistnéj koniczyny, zawsze jeszcze będzie za mało poetyczny, za trywialny i w końcu dawszy za wygraną, będzie musiał przez palce patrzeć na częste wizyty jakiego mleczaka z gimnazyum, którego żona obierze sobie za powiernika swoich marzeń i słuchacza swych literackich utworów. Na szczęście babcie i ciocie nie zwykły często robić tak kosztownych niespodzianek i literacka amazonka pozostaje najczęściéj w idealnéj sferze niezaspokojonych pragnień serca, i prowadzi daléj duchową walkę ze światem w ogólności, a mężczyznami w szczególności.
Są znowu amazonki, którym natura odmówiła talentu, a wychowanie nie dało im poznać wszystkich tajemnic ortografii i cała czynność pisarska ogranicza się na regestrach bielizny i notatkach gospodarskich; te nie mogąc walczyć z całą ludzkością, prowadzą zapamiętałą walkę z czeladzią i domownikami. Rzymianie mieli na określenie tego gatunku trafny wyraz: virago, który polskie babsztyl, albo heród-baba niedokładnie tłumaczy, bo nie uwydatnia dziewiczego stanu tych domowych tyranów. Fluksya, kabała i tabaczka lub cygaro należą do nieodłącznych atrybucyj takich wiejskich amazonek. Temu ostatniemu tj. cygarowi oddają się najprzód sekretnie, ukrywając starannie przed okiem ludzkiém te słodkie (?) rendez-vous z kabanosami, kubami, a nawet krowoderosami, którym dozwolonem jest dotykać dziewiczych ust takiego virago gdzieś na uboczu w jakiéj komóreczce lub ustronnéj alei ogrodu. Mnie samemu zdarzyło się raz wytropić taką schadzkę w kukurudzy. Dymek niebieski, owoc tego tajemniczego romansu panny z cygarem, zdradził ukrytych. Poszedłem za tym śladem — i złapałem ich na gorącym uczynku. Ale grubo się zawiodłem w domysłach, to nie było cygaro, ale fajka, lepiéj powiedzmy faja na ogromnym cybuchu, którą panna Cecylia z namiętnością całowała mięsistemi wargami. To co się stało pannie Cecylii, przytrafia się i innym, tj. że zawsze znajdzie zię jakiś ciekawy, co sekretne schadzki podpatrzy i potém rozgada. Nie pozostaje więc, jak przyznać się do tych pokątnych stosunków i uświęcić je jawnym związkiem. Odtąd jak z mężem amazonka publicznie pokazuje się z cygarem lub fajeczką najprzód w domu, potém po wsi, a w końcu na jarmarkach i odpustach. Że jednak cygaro nie zaspakaja wszystkich potrzeb panieńskiego serca, więc część faworów dostaje się także pieskowi, najczęściéj amorkiem zwanemu. Wszystkie uczucia wzgardzone przez płeć męską przenosi panna na amorka, obsypuje go swemi względami, karmi najsmaczniejszemi kąskami, tuli w chwilach wolnych do dziewiczego łona, powierza mu swoje zmartwienia, a nawet, o zgrozo! przypuszcza do łoża. Czasem jakiemu młodemu ogrodniczkowi lub służącéj pochlebnicy udaje się zaskarbić dla siebie cząstkę jakąś faworów Amorka, ale to nie trwa długo i lada co pozbawia ich łask i względów kapryśnéj amazonki.
Ale cóż robią te, które ani piórem, ani kluczykami od śpiżarni nie mogą dokuczać światu za to, że nad ich małżeńskiemi pretensyami przeszedł do porządku dziennego. Czémże te amazonki wałczyć mogą? Nie bójcie się. Troskliwa matka-przyroda, która lwom dała siłę, kotom pazury, ptakom dzióby, nie zapomniała o tych stworzeniach i dała im broń silniejszą niż pazury, kły, rogi, — dała im język, którym gorzéj niż niejeden gazeciarz piórem, gorzéj niż mieczem obrabiają bliźnich swoich. Niczém gilotyny w porównaniu do tego morderczego narzędzia, które tnie, siecze, zabija dobre imię, uczciwą sławę z błyskawicową szybkością. Przeważnie dewotki oddają się temu zajęciu i w chwilach wolnych od klepania pacierzy trudnią się z niezmordowaną gorliwością roznoszeniem plotek i bajeczek po mieście. Szczególnie pożądane są w klasztorach, gdzie zastępują miejsce gazet wzbronionych regułą i w zamian za prenumeratę dostają kawę z kożuszkiem i sucharkami, coś ze starzyzny, skaplerze poświęcane a czasem odpust zupełny.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.