Album kandydatek do stanu małżeńskiego/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Album kandydatek do stanu małżeńskiego |
Podtytuł | z notat starego kawalera |
Wydawca | Wydawnictwo „Harapa“ |
Data wyd. | 1877 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
|
Trzymając się pewnego systemu należałoby może później nieco zapoznać z tym ciekawym okazem czytelników; umyślnie jednak umieściłem go pod kabalistyczną siódemką, istnieje bowiem między elegantką a ową liczbą wielkie podobieństwo tj. że obie nieszczęście przynoszą. Dawniéj w Krakowie a nawet i w Galicyi okaz ten bywał bardzo rzadki. Od roku 1807 — a więcéj jeszcze od 1830 zaczynają elegantki z wiedeńskim szykiem pokazywać się na balach u namiestników. Blanszowane twarze, loki angielskie, złote tabakierki i wiedeńskie mody należały wtedy do koniecznych warunków elegantki. Ale ta pretensyja do elegancyi ograniczała się na Lwowie i paru miastach cyrkułowych. Do Krakowa nie dostała się przez podgórską komorę, chyba jako kontrabanda. Poczciwe nasze Krakowianki słynęły ze zdrowéj cery, wesołego i szczerego uśmiechu, perkatych nosów i dużych warkoczy, ale elegancyją nie grzeszyły wcale. Dzienników mód nie znano, sprowadzano i kupowano materyje trwałe, przykrawano je, jak umiano, wyglądało to trochę niezgrabnie; nie trudno było o wypukłe plecy, niezgrabną nogę obutą w duży trzewik na wielkim obcasie; mimo to kochano się, żeniono, nie zważano na niezgrabną figurę z wysadzonym naprzód żołądeczkiem, ani na niski obcasik, szczególniéj, gdy go można było nadsztukować holenderskiemi dukacikami papy do wysokości szczudeł. — Dopiero między rokiem trzydziestym a czterdziestym pewna część mieszkanek Krakowa zachorowała na paryskie mody. A że ówczesne mody wypowiedziały wojnę naturze; więc można sobie wyobrazić jakie męki przechodzić musiały hoże krakowianki, zanim swe bujne, rozrosłe członki zdołały poskromić i zastosować do wymagań mody. W tym czasie aby być elegantką — trzeba było mieć pewną odwagę.
Sypiano w rogówkach, na twardem posłaniu dla prostowania figury, okładano na noc twarz i ręce cielęciną, papkami z mleka i otrąbek, aby nadać delikatność skórze; skręcano niemiłosiernie papiloty, ściskano nogę bandażami w płytkich trzewikach, lepiono muszki, malowano brwi, różowano policzki, wargi, nakrapiano się wszelakiemi wonnościami tak, że każda panna pachła jak apteka — sypiano, jadano, kochano się i całowano w rękawiczkach, aby stracić ostrość i czerwoność skóry. Była to elegancyja i kosztowna i trudna i dużo potrzebowała czasu. To też tylko panny, które go dużo miały na zbyciu i mogły robić kosztowne wydatki, puszczały się na elegantki. — Do jądra mieszczaństwa jeszcze się ta choroba nie dostała. — Dopiero nowsze czasy obdarzyły nas pewną porcyją elegantek. — Łatwość komunikacyi, rozpowszechnienie dzienników mód, taniość i obfitość przeróżnych środków upiększania się, przyczyniły się do rozmnożenia tego gatunku. — Nie liczę do niego wszystkich kobiet, które się stroić lubią. (bo któraż się nie lubi stroić, jeżeli może?) — ale tylko te, które elegancyją, strojenie się postawiły sobie za jedyne zadanie życia, o których zamiast powiedzieć, że się składają z ciała i duszy musi się powiedzieć, że składają się z ciała i stroju, bo strój jest ich duszą. — Taka elegantka jest prawdziwą siódemką dla tego, któremu się za żonę dostanie, bo nie tylko zrujnuje go materyjalnie, ale i moralnie nie da mu nic — prócz niesmaku, zmartwienia a może i wstydu. — Bo próżność jest złym doradźcą i kobieta żądna pochwał za płaski komplement, pochlebne zdanie o sobie gotowa nieraz dużo zapłacić z krzywdą małżonka. — Gdyby Ewa znała była też jakie takie mody, wąż nie potrzebowałby używać ogryzka do skuszenia jéj, dość by mu było gładząc kapelusz powiedzieć: pani dziś w téj sukni wyglądasz czarująco. — Takiemi komplementami darzą dzisiejsi kusiciele nasze Ewy, a nie jeden taki komplement, nie tylko ogryzkiem ale kością w gardle stanie mężowi; szczególniéj wtedy, jeżeli między dwiema elegantkami wywiąże się rywalizacyja. Nie masz wtedy ofiary, którejby jedna lub druga nie zrobiła dla zwiększenia liczby swoich adoratorów i stronników. Rozdaje prawdziwie po marnotrawnemu temu spojrzenie głębokie, tamtemu słówka pozwalające się wiele domyślać, innemu uścisk dłoni, innemu wybór w mazurze, a jeszcze innemu miejsce obok siebie przy kolacyi etc. etc. — i jeżeli przez takie zabiegi i manewra uda jéj się pozyskać opiniją królowéj wieczoru, zaćmić rywalkę i przyprowadzić ją do żółtaczki i zazdrości, czuje się u szczytu szczęścia. — Jeżeli małżonek nie ma ochoty nabawienia się także żółtaczki, to najlepiéj zrobi udając się do ostatniego pokoju na preferansa, cygara i winko i tam zaczeka, aż żona nad ranem przez którego z adoratorów swoich da mu znać, że się decyduje już wracać do domu. — Jakkolwiek to niedyskretnie wdzierać się w domowe życie, jednak dla twego dobra popełnię tę niedyskrecyją, szanowny czytelniku i poprowadzę cię do domu takiéj elegantki w czasie, gdy wraca z balu. — Idźmy ostrożnie, bo możesz się potknąć o jakie naczynie, którego elegantka potrzebowała na samem wyjściu na bal, a które służąca zapomniała sprzątnąć, gdyż ona ma tylko obowiązek ubierania pani a nie sprzątania. — To też salon elegantki wygląda w téj chwili jak pobojowisko. Leżą na posadzce, stołkach, stolikach, fortepijanie porzucone części codziennego ubrania nie pierwszéj czystości, — siatka ze starym kokiem, zadeptane pantofle, pudełka z rozsypanym pudrem, papierki ze szpilkami, jakieś kokardki i kwiaty, których nie użyto do balowego stroju. — Nie sądź jednak, że to tylko bal sprowadził taki nieład; — i w inne dnie nie znajdziesz wiele więcéj porządku, bo dla elegantki dom nie jest mieszkaniem, ale jest tylko miejscem chwilowego pobytu, garderobą. — Wraca do niego po balu, aby się przespać i na drugi dzień ubrać na koncert, a jeżeli nie ma koncertu — to się ubiera na wizytę, a gdy wizyt nie ma do oddania, to się ubiera do kościoła, na ulicę. Jakby nie miała do kogo i dla kogo, ubrałaby się dla własnego lokaja, aby mieć tylko sposobność strojenia się i zadawalniania swéj próżności. — Za to niech cię Bóg broni widzieć elegantkę wtedy, kiedy się nie stroi, bobyś uciekł jak przed straszydłem przed jéj rozczochraną głową, brudnym kaftanikiem i nieumytą twarzą. Bo elegantka nie zna téj czystości, któréj każdy człowiek potrzebuje do codziennego życia dla własnéj przyjemności. Jak ten koń, co nie umie tylko galopa albo stępo — tak elegantka umie tylko żyć w wielkiéj toalecie, albo w okropnem zaniedbaniu, które dla niéj jest rodzajem odpoczynku po trudach. Myje się starannie, ale tylko wtedy, gdy potrzeba się dekoltować, bierze czyste spodnice, pończochy jedynie do publicznych występów; — z czesaniem włosów czeka na fryzyjera — nawet mycie zębów należy u niej nie do domowych potrzeb. — Jeżeli przypadkiem ma dzieci, to nie lepiéj się z niemi obchodzi, jak ze swojemi zębami tj. czyści je, kiedy trzeba je pokazać komu. Elegantka nie posiada w całéj swojéj obfitéj garderobie porządnéj sukienki po domu, nie ma innych chusteczek do nosa prócz pajęczych batystów haftowanych lub obszytych koronkami. (Jak sobie radzi w czasie silnego kataru, to już należy do tajemnic domowych). — Do stołu na publicznych zebraniach siada nie zdejmując rękawiczek, za to w domu palce zastępują jéj widelec szczególniéj przy operowaniu kurczęcia lub pożywaniu ryby. Meble wiecznie w pokrowcach, które się zdejmują tylko na uroczyste przyjęcie gości. Biletów wizytowych i jasnych rękawiczek ma spory zapas. — Parawany należą do niezbędnych utensyliów elegantki, za nie chowa, pakuje wszystko, co zakrywa jéj grzeszki i daje firmę. — Jeżeli mąż jest próżny i schlebia mu tytuł męża pięknéj elegantki, to można być pewnym, że piękność żony i elegancyja dadzą się wnet dotkliwie uczuć jego kieszeni. — Nic łatwiejszego, jak z pomocą takiej żony zabrać znajomość z bankami zastawniczemi, lichwą żydowską, a nawet ze sekwestratorem. — Elegantka pod tym względem ma wiele podobieństwa z wystawą wiedeńską, bo obie krach sprowadzić umieją.