Aleksander ks. Puławski

Komar niewielkie licho, lecz bardzo czupurne,
Wyciągnąwszy pyszczek i skrzydła poczwórne
I żądełko krwi chciwe, latał ponad śpiącym
I krwi, krwi, krwi, wołał głosem bzykającym.

Drżyj, człowieku! wybiła ostatnia godzina,
Jestem Marat[1] owadów, lotna gilotyna!
Aż przebudził się człowiek, czatował po głosie
I za pierwszem ukłóciem, paf! zabił na nosie.
Szedł z nieboszczykiem w okno, nie mógł znaleść śladów
Tej lotnej gilotyny, Marata owadów.
Człowiek, gniotąc go w palcach: Nie budź śpiących, bracie,
Atomie terroryzmu, owadów Maracie.
Kiedyś tak małe licho, nie rób tyle krzyku,
A kiedy chcesz ukąsić, kąsajże bez bzyku,
Jeśli ci krwi potrza, gdzie chcesz nos mi wtykaj,
Tylko kiedyś tak mały, kąsaj, a nie bzykaj.





  1. Marat za wielkiej rewolucyi francuskiej (w końcu XVIII w.) był najbardziej krańcowym demagogiem, żądnym krwawych egzekucyj; był prezesem klubu Jakobinów, zaciętych terrorystów, działających za pośrednictwem środków gwałtownych na rozpowszechnienie idei rewolucyjnych.




Zobacz też


 
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.