Anhelli (Słowacki, 1838)/Rozdział XIV
Około więc onego czasu, gdy ziemia zaczyna się od słońca odwracać i zasypia w ciemnościach,
Zawołał Jehowa dwa odwieczne Cherubiny przed tron swój, i rzekł: idźcie na równinę Syberyi.
A patrząc w światło Boże, zrozumieli Aniołowie jaka była wola Pana, i zeszli w krainę mglistą ukrywszy w sobie światłość.
I przyszli na miejsce gdzie była posieleńców szopa, lecz nie znaleźli śladu jéj, wicher ją był bowiem powalił.
A z owych tysiąca zostało jakoby dziesięciu ludzi bladych i strasznych z postaci.
A przybliżywszy się Aniołowie, ujrzeli ich przy stosie wielkim z drzewa, na którym leżał trup człowieczy.
I wzdrygnąwszy się rzekli: ludzie co czynicie? Azaż to jest ofiara Bogom piekielnym.
Odpowiedział im na to człowiek najstarszy: Zaprawdę, że ofiarą naszą jest trup, a Bogiem który go przyjmie jest głód.
Zrobiliśmy rzecz równą z naszego spółeczeństwa, a rządził nami los, nie zaś żaden pan ziemski, ani króle.
A cóż więc mieliśmy czynić z wnętrznościami naszémi, i z gniazdem węży które nam gryzło wnętrzności.
Czy Bóg pamiętał o nas? i dał nam umrzéć w ojczyźnie i w ziemi gdzieśmy się urodzili?
Nie! Uczynił nas ludem Kaimów i ludem Samojedów... Przeklęty!
Tak mówił ów człowiek i ocierał usta, na których była krew świeża! A na to zaś Anieli:
Nawróćcie się, rzekli: i proście Boga! albowiem pokażemy wam znak jego gniewu ten sam, który był niegdyś znakiem przebaczenia.
I roześmieli się głośno ci ludzie, nie wiedząc że z Aniołami rozmawiali, i rzekli: jakiż jest znak?
A wyciągnąwszy rękę Anieli, pokazali na wielką tęczę która przebiegła i położyła się na półowicy chmurnych niebios, mówiąc: Oto ten jest.
I straszliwe przerażenie zdjęło te ludojady na widok rzeczy tak pięknéj i błyszczącéj, któréj Bóg użył na znak swego rozgniewania.
A usta ich były otwarte, a języki czarne jak węgiel, a oczy ich jakoby szklanne nie odwracały się od niebieskich kolorów.
I w zadziwieniu wyrzekli imie Chrystusa i poupadali martwi.