Anhelli (Słowacki, 1838)/Rozdział XVII
W ciemności która była potém, rozwidniła się wielka zorza południowa i pożar chmur.
A xiężyc znużony spuszczał się w płomienie niebios, jakoby gołąb biały spadający wieczorem na chatę czerwoną od słońca zachodu.
Eloe siedziała nad ciałem zmarłego, z gwiazdą melancholiczną na rozpuszczonych włosach.
I oto nagle z płomienistéj zorzy wystąpił rycerz na koniu, zbrojny cały i leciał z okropnym tententem.
Śnieg szedł przed nimi przed piersią konia, jak fala zapieniona przed łodzią.
A w ręku rycerza była chorągiew, a na niéj trzy ogniste litery paliły się.
I przyleciawszy ów rycerz nad trupa, zawołał grżmiącym głosem : tu był żołnierz, niech wstanie!
Niech siada na koń, ja go poniosę prędzéj niż burza, tam gdzie się rozweseli w ogniu.
Oto zmartwychwstają narody! oto z trupów są bruki miast! oto lud przeważa!
Nad krwawemi rzekami i na krużgankach pałacowych stoją bladzi królowie, trzymając szaty na piersiach szkarłatne, aby zakryć pierś przed kulą świszczącą i przed wichrem zemsty ludzkiéj.
Korony ich ulatują z głów, jak orły niebieskie, i czaszki królów są odkryte.
Bóg rzuca pioruny na głowy siwe i na obnażone z koron czoła.
Kto ma duszę, niech wstanie! niech żyje! bo jest czas żywota dla ludzi silnych.
Tak mówił rycerz, a Eloe powstawszy z nad trupa, rzekła : rycerzu nie budź go bo śpi.
On był przeznaczony na ofiarę, nawet na ofiarę serca. Rycerzu, leć daléj, nie budź go.
Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste jak dyamentowe źródło, i tak wonne jak lilije wiosenne.
To ciało do mnie należy, i to serce mojém było. Rycerzu koń twój tentni, leć daléj!
I poleciał ów rycerz ognisty z szumem, jakoby burzy wielkiéj; a Eloe usiadła nad ciałem martwego.
I uradowała się że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i że już spoczywał.
rue jacob, n° 30