Antygona (tłum. Morawski)/Od tłumacza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bibliografia |
Pochodzenie | Antygona |
Wydawca | Biblioteka Narodowa im. Ossolińskich |
Data wyd. | 1939 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dzieweczko grecka, biała Antygono,
Zstąp dziś pomiędzy nas, synów Północy,
Odsłoń nam burze, co szarpią twe łono,
Stań w twojej sile i twojej niemocy,
By nam wyśpiewać hymn chwały i klęski
I tchnąć w słuchaczów czar słowa zwycięski.
A czar ten żyje; bo urok dziewiczy
Nigdy w piękniejszej nie jawił się pieśni,
Nikt do miłości, do życia słodyczy
Nie tęsknił rzewniej, nie śpiewał boleśniej,
Nikt się z uczuciem tak tkliwym, gorącym,
Jak ty, nie żegnał ze światłem i słońcem.
Drgały też w tobie wszelkie tętna żywe,
Które lat wiosnę łączą z roków wiosną,
Kiedy nadzieja złoci życia niwę,
Młode uczucia w pęki kwiatów rosną:
Wszystko to zwarzył los tchnieniem swym zimnym,
I śpiew twój życia był łabędzim hymnem.
Winne tu, dziecko, twoje męskie serce,
Co choć o kwiatach śni i kwiatów pragnie,
Gdy los postawi je w ciężkiej rozterce,
Do mroźnych żądań życia się nie nagnie,
I śmierć przeniesie i świętość ofiary
Nad szczęście, młode rojenia i mary.
Toteż dlatego wtórujem ci, dzielnej,
Kiedy ty gromisz i miażdżysz tyrany,
Jak głos sumienia wielki, nieśmiertelny,
Sławiąc praw Bożych zakon niepisany;
Zstąp więc ty śmiało, o dziewko, na ziemię,
Którą też gniecie praw pisanych brzemię!
Od twego męstwa idzie jakaś wstęga
I ponad wieków przepaścią się żarzy,
Aż białych dziewic gdzieś w dali dosięga,
Co się groźniejszych nie zlękły mocarzy
I wśród ofiary, w rzymskim Koloseum,
Wzniosłe śpiewały swym zgonem Te Deum.
Znalazły one krzyż i chwałę w męce,
Niebo im dało świętą aureolę, —
Na twoje skronie kładł poeta wieńce
I ubrał nimi twe żale i bole.
Że budzisz dotąd naszych uczuć dreszcze,
Greka natchnienie sprawiło to wieszcze.
Bo on wyśpiewał serca twego dzieje,
Nadzieje życia i życia przełomy,
W końcu jak zemsta, co wśród złomów tleje,
Na twych siepaczów rzucił kaźń i gromy.
Po serc tragedii przyszedł sąd na trony,
I w końcu pieśni widzimy mocarza
Ślącego żale, co biją jak dzwony
Wśród żyć złamanych cmentarza.
O dziewko grecka, dziś inną ty mową
Masz nam wyśpiewać twój żal i boleści,
Masz je dziś przybrać w gwarę tobie nową,
Co brzmieniem ucha Południa nie pieści;
O dziewko, nie bój się tej mowy dźwięków:
W żadną nie wsiąkło tyle łez i jęków.
Wystąp więc, polska mowo, ukochana,
Złóż u stóp Grecji twe wieńce i wiana.
Ja ciebie kocham w twego świtu chwale,
Gdy z głębi piersi okrytej zbroicą
Za tętnem serca szły melodii fale
I biła w niebo pieśń Boga Rodzico;
Ja ciebie kocham, żeś w krasy twej dobie
Tyle ty pereł rozsuła i czarów,
Zakwitła skargą na Urszuli grobie,
Wieńczyła drzewca zwycięskich sztandarów;
Że z twojej chwały wysokiego tronu,
Jakby w przeczuciu cierpienia i próby,
Na niskie pomnąc brzegi Babilonu,
Miłość związałaś wieczystymi śluby.
Kiedy też chwałę zmroczyła żałoba,
Tyś nie płużyła w ciszy, co uśmierca,
Nie zmilkłaś jako przyjaciele Hjoba,
Lecz wiążąc słowa, wiązałaś i serca.
Nad padołami ludzi, którzy jęczą,
Jak z niebios wzięty, w niebo rwący promień
Wielką, ognistą zabłysłaś ty tęczą,
Co światło w dusze, a w serca tchnie płomień,
I ponad burze i ponad zawieje,
Mimo gróźb wroga i wrogich mozołów,
Idziesz zwycięsko na wielki dusz połów,
Niesiesz nadzieję.
Usłuż ty dzisiaj greckiej Antygonie,
Użycz sił groźbie, rzewności jej trenom,
Niech tak łzy roni i gniewem zapłonie,
Jak się jawiła przed wieki Hellenom.
W pierwotnej chwale piękność już nie wróci,
Ale nie wszystko z jej wdzięku uroni,
Kto tchnie w swą pracę miłosnej dech woni,
Z serca jej nieco łez własnych przyrzuci.