Apoloniusz Kędzierski
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Apoloniusz Kędzierski |
Pochodzenie | Świat R. I Nr. 7, 17 lutego 1906 |
Redaktor | Stefan Krzywoszewski |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Typ, nie oryginał, ale typ. Człowiek o prywatnej drodze w sztuce i życiu, bez kompromisu i ustępstw: natura rzadka, szanowna. Wśród moralnego zamętu w jaki ludzi życie wciąga, postać taka, jak Kędzierskiego krzepi, uspokaja i stwierdza jako istnienie nie jest li tylko gonitwą za zyskiem, wygodą, i... komfortem.
To też wszystko, co Kędzierski w sztuce począł, ma podkład idealny. Od najpierwszych usiłowań studenckich, do ostatnich przemyślanych, wyczutych prac dojrzałego artysty — wszystko to posiada swą myśl przewodnią, swą etykę, jednem słowem — dążność wyższą, częstokroć misternie ukrytą, dająca się jednakże z pewnością odszukać na dnie dzieła.
Ta dążność duchowa, ten pęd dostojny, wyróżnia go z pośród otoczenia, jest też jego najlepszem w sztuce świadectwem.
Rozkochany w swojskości, stosuje ją do wszystkiego, czego się tylko tknie, a więc czy to będzie garnek lepiony i malowany własnoręcznie, czy wzór na kilim, albo jaką inną tkaninę — czy wreszcie całe urządzenie mieszkania lub dekoracya jego częściowa. Wszystko to bywa „nasze“ — odczute, zgłębione, opracowane, oparte na formie, nic ze znanemi szablonami nie mającej wspólnego.
A stylistą Kędzierski jest, istotę stylu rozumie, jak mało kto w Polsce — „styl" też wprowadza w życie, w masy...
Oczywiście artysta, o tak daleko biegnących założeniach, nie mógł sprowadzić swej działalności wyłącznie do obrazu; pragnąc zupełnie się wypowiedzieć, stać się dla wszystkich dostępnym, począł uprawiać sztukę stosowaną, sztukę dla wszystkich — praca w naszych warunkach niesłychanie trudna, prawie wcale nie rozumiana, jeszcze mniej odczuwana! Pospolicie zwiemy artystą tego, kto maluje obrazy; sztuka zaś zastosowana do dekoracyi, sztuka zdobnicza jest nierozumianą. Jest to zresztą zupełnie jasne w naszych warunkach życiowych; życie przecież nasze obecnie nic nie ma wspólnego ze sztuką i pięknem...
Kędzierskiego znam od lat młodzieńczych, pamiętam wszystkie szczeble jego rozwoju, pomnę walki i zwątpienia rozpaczne, bój zacięty i wreszcie po wielu latach — zwycięstwo. Dziś Kędzierski stoi w pierwszym szeregu, stoi mocno, bo stoi o własnych siłach — stoi sam! Dziwna rzecz: o tej pięknej pracy tak mało wiedzą ludzie, rzadko kto z „fachowców" interesował się tym bujnym plonem. Czemu oficyalna krytyka tak skwapliwie kontrolująca wszystko, co się w „Sztuce" dzieje, wszystko, co najmłodsi, co wczorajsi i co nieudolne jeszcze dłonie popełniły na szkolnych blejtramach, piejąca stale hymny na cześć rozmaitych urzędników-nauczycieli, zwanych profesorami — zapomina o tej miary, co Kędzierski, artystach. Tutaj milczy solidarnie! Panowie — czemu?
Kędzierski przy swej ekspansywności niezwykłej, energii zadziwiającej, jest naturą wielce skromną, bojącą się rozgłosu i oczywiście gardzącą wszelką reklamą, cechy zgoła nie spotykane obecnie wśród młodszej braci malarskiej — a wśród starszej... też rzadkie.
Artysta nasz malował „sceny zbiorowe" — jarmarki, kiermasze, obrazy o dużej ilości figur malowniczych, typowych; na tem ostrzył wzrok, urabiał swe własne pojęcie typu. Ale znalazł go sobie dopiero wtedy, kiedy człowieka więcej zgłębił, kiedy już psychika ludzka nie sprawiała mu żadnych trudności. Pierwszą taką manifestacyą jego duszy malarskiej to: Astronom, obraz kochany! Malując go, czuł się w nastroju podniosłym, czuł się prawie szczęśliwym... Tyle uczucia, tyle zbratania się z ziemią — taka jedność doskonała, harmonia drgają tam z każdego niemal uderzenia pędzlem.
Noc. Z tych pól ciemnych, z tych płaszczyzn mazowieckich, płynie ku nam jakaś tęsknica bezmierna, cisza niczem nie zmącona. Chyba w dali — tam... hen! jęknie dzwonek ukrytej trzody, lub jaki ptak nocny skrzydłem uderzy... Niebo — tafla bezkreśna, błękitno-ciemna, z góry „łzami bogów" usiana — bezmiar! Czy ten „mały bąk" czuje to wszystko? Dość, że kudłatą głowinę wtulił między ramiona, że oczy „ad astra" wzniósł i... patrzy, a patrzy!
Kędzierski jest lirykiem, pierwszorzędnym nastrojowcem, naturą pogodną, słoneczną, wesołą przeważnie, co zazwyczaj bywa wskazówką jasności ducha. Małego „chłopca z wędką“ tylko dla tego namalował, że kiedy „mu brało," tak „wyścibiał język," że tem malarza wziął. Jest w tem coś z humoru natury, coś z tężyzny życiowej, w najlepszym sensie oczywiście.
Wybitną pracą tęgiego już malarza to — „Przesiewanie.“ Rzadko kiedy widzi się równie konsekwentnie przeprowadzony efekt światłocienia. Tak postać kobiety, przesiewającej zboże, jak dziecko i całe otoczenie jest nadzwyczajnie „żywe!“
Wszędzie światło i powietrze, zda się, igra na płaszczyźnie obrazu, złoci się, ożywia, lub też ginie niepostrzeżenie — jak w naturze. Próżnobyśmy szukali czegoś podobnego w sztuce naszej, chyba wśród najlepszych obrazów genialnego Pruszkowskiego możnaby odnaleźć podobne ujęcie przedmiotu. Artysta za swe dzieło dwukrotnie też został wyróżniony, raz we Lwowie, drugi raz w Paryżu medalem srebrnym na Wystawie Powszechnej.
A duszę przyrody Kędzierski studyuje całe życie, zna ją, jak mało kto inny, i umie ją chwytać z najciekawszej strony dla malarza. Kto potrafił całemi miesiącami zamykać się w jakimś zapadłym kącie wiejskim, aby wystudyować „Strugę“ lub złapać jesienny „Zachód,“ wymalować, wyśnić prześliczny w bzy wtulony „Dworeczek" — ten odkrywa dostatecznie swe credo malarskie i ukazuje naturę wrażliwą i wybredną zarazem — naturę pańską!
Kędzierski jest zapaleńcem, zdolnym po dziesięć razy przemalowywać, przeistaczać lub zupełnie zniszczyć obraz, jeśli ten nie odpowiada raz powziętemu założeniu. Widziałem go studyującego po sto razy rozmaite polewy, kombinującego najwyszukańsze polichromie dla swych ulubionych garnków. A to wszystko — praca dla idei, bo przecież: „garnek" to jest „garnek" i... nikomu nawet na myśl nie przyjdzie zastanowić się nad pracą, jaka w tem siedzi, na ogromny kapitał zapału, zużyty dla celu, zresztą zupełnie idealnego.
Wybudowano „Mleczarnię udziałową," lokal postanowiono ozdobić i powierzono to Kędzierskiemu. Przedsiębiorca doskonale zrobił. Mleczarnia stała się jedynym w Warszawie lokalem „istotnie dekorowanym“ artystycznie. Począwszy od sprzętów, krzeseł, stolików, bufetów, luster, kanap — do ścian wykładanych drzewem, wszystko jest oryginalnym pomysłem, dziełem dużej fantazyi, gustu i myśli twórczej.
Lubo tak trudno stworzyć coś zupełnie nowego w rzeczach codziennego użytku, jednakże i na tem polu, jeśli artysta posiada wyobraźnię i zmysł konstrukcyjny, może zdziałać wiele, może stworzyć rzeczy trwałego znaczenia. Koroną tych istotnych dekoracyi, tych „ozdób" znanego lokalu, jest szereg plafonów okrywających ściany pierwszej sali.
Tutaj widać w zupełności talent urodzonego dekoratora. Te „Rusałki“ w wodzie, śród szuwarów nadbrzeżnych, te oddalenia o wyprostowanych liniach horyzontu, tak dobre dające złudzenie zagłębienia — to wszystko cieszy wzrok, zostawiając miłe wrażenie w duszy widza. A oto doskonałe w formie „pnącze," owe „dzikie chmiele“ pieszczące smukłe konary olch nadwodnych, kapiące złotem późnej jesieni, to znów zwarzone pierwszym mrozem — jakież to prawdziwe, jak doskonale „wyrwane z natury!“ „Realizm" Kędzierskiego ratuje zawsze jego „idealizm" od szablonu, w każdej, najwięcej „bajecznej sytuacyi“ umie on zawsze tyle dać prawdy, ile trzeba, aby ominąć szemat pamięciowy. Toż samo spotykamy i u największych w sztuce! Obecnie od roku już zajęty dużym kompletem dekoracyi ściennych, które zapewne niedługo ukończy, aby potem z tem większą pasyą wrócić do prac malarskich, jakich kilka widzieliśmy w jego pracowni — a „Kalina" z pewnością najwięcej mu leży na sercu. To ta sama kalina, co to
Liściem szerokiem —
Nad modrym w gaju rosła potokiem...
— Chciałbym namalować cykl obrazów, ilustrujących nasze „pieśni o drzewach" — mówił mi kiedyś. — Tej myśli tylko przyklasnąć wypada.