Błogosławieństwo (Baudelaire, 1910)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Charles Baudelaire
Tytuł Błogosławieństwo
Pochodzenie Nim serce ucichło
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1910
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Korab-Brzozowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.



Kiedy przez potęgi najwyższej zrządzenia
Na świat ten smutku, nudy, poeta zstępuje,
Zaciskając pięść, matka pełna przerażenia
Złorzeczy Bogu, który nad nią się lituje:

»Lepiej mi było zrodzić gadzin całe roje,
»Niż karmić własną piersią to szyderstwo losów!
»Nocy! rozkoszy marne ja przeklinam twoje,
»W których żywot mój począł tę klątwę niebiosów!

»Skoro ze wszystkich niewiast na tom przeznaczona,
»Ażeby w smutnem sercu męża budzić wstręty,
»Gdy nie mogę szczenięcia, płodu mego łona,
»Rzucić w ogień, jak jaki list miłosny zmięty,

»Nienawiści twej ciężar, którym zgniatasz w gniewie,
»Na twoich złości zrzucę narzędzie przeklęte,
»I tak pognę gałęzie w tem nikczemnem drzewie
»Że pączki nie zakwitną, jadem przesiąknięte!«

Toczy tak i połyka pianę swej wściekłości
I nie chcąc znać wyroków, które głoszą losy,
Wznosi sama w Gehenny przepastnej ciemności
Dla zbrodni macierzyńskich przeznaczone stosy.

Lecz w niewidzialnych skrzydeł anielskich promieniu
Wyklęte dziecko słońca upaja się czarem,
I w każdym swym napoju, w każdem pożywieniu
Odnajduje ambrozyę z różanym nektarem.

Igra z wiatru powiewem i z chmurami gwarzy,
Hymn o drodze krzyżowej nuci w zachwyceniu;
A duch, co w drodze życia stoi mu na straży,
Płacze, widząc, że wesół jak ptak w lasów cieniu

Każdy, którego on swą miłością obdarza,
Patrzy trwożnie, lub jego zuchwały milczeniem
Nienawiść swą ku niemu okrutną rozżarza
I z serca chce mu skargę wydrzeć udręczeniem.

Nieczyste swe plwociny i popiół mieszają
Do wina i do chleba, które on spożywa;
Czego dotknie, z obłudą zaraz odrzucają,
Kto w ślady jego stąpi, skargą nań się zrywa.

Jego żona tak woła na miejscach publicznych:
»Ponieważ mnie uwielbia i darzy pieszczotą,
»Odgrywać rolę bogiń ja będę antycznych,
»Jako one chcę także okryć się pozłotą;

»Upoję się nardami, kadzideł wonnością,
»Mięsem, winem; giąć każę przed sobą kolano,
»I z uśmiechem, w tem sercu płonącem miłością
»Czci zażądam, co tylko bóstwu jest przyznaną.

»A gdy mnie ta bezbożna już znudzi zabawa,
»Położę na nim wątłe a mocne me dłonie
»I paznokciami mymi, jakby Harpia krwawa,
»Znajdę drogę do serca w poszarpanem łonie.

»Jak młode pisklę drżące, przerażone
»Wydrę z łona krwią świeżą czerwone to serce,
»I żeby me nakarmić zwierzątko pieszczone,
»Cisnę mu je na ziemię w szyderstw poniewierce!«

Ku niebu, gdzie wzrok jego widzi tron wspaniały,
Poeta jasny wznosi pobożne ramiona,
I woła, duchem wieszczym w blaskach tonąc cały
I nie czując, jak ludów wre wściekłość szalona:

»Błogosławion bądź, Boże, co dajesz cierpienie,
»Jako boskie lekarstwo na grzechy przeklęte,
»Jako balsamów drogich i przeczystych tchnienie,
»Które sposobią silnych na rozkosze święte!

»Wiem, żeś dla poety wyznaczył mieszkanie
»Wśród zastępów szczęśliwych twych świętych legionów,

»Że wzywasz go, gdzie radość wieczna i śpiewanie,
»Do chórów archanielskich Mocarstw, Cnót i Tronów.

»Wiem, że bole szlachetność rodzą tylko w łonie,
»Tej ziemia mi nie zniszczy, ni piekieł otchłanie,
»A na sploty mistycznych blasków w mej koronie
»Zaledwo wszystkich czasów i wszechświata stanie.

»Starożytnej Palmiry zgubione klejnoty,
»Wszystkie twoje metale, perły z głębi morza,
»Nie wystarczą, ażeby stworzyć blask ów złoty,
»Którym lśni mój Dyadem, jakby jasna zorza;

»Uwity bowiem będzie z przeczystej światłości,
»Czerpanej z świętych ognisk najpierwszych promieni,
»A których ludzkie oczy, w swej całej piękności,
»Zwierciadłem tylko nędznem są i pełnem cieni!«




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Baudelaire i tłumacza: Stanisław Korab-Brzozowski.