Bal przy ulicy Hiszpańskiej

>>> Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Bal przy ulicy Hiszpańskiej
Podtytuł nowela
Pochodzenie Tygodnik Przygód Sensacyjnych, Nr 11
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 20.01.1938
Druk drukarnia Wydawnictwa „Republika”, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Źródło Skany na Commons
Indeks stron


BAL PRZY ULICY HISZPAŃSKIEJ
NOWELA

Burza już przeszła. Tu i owdzie na niebie przebiegały jeszcze ciemne, nabrzmiałe deszczem chmury. Na horyzoncie widać było raz po raz błyskawice, po których następował głuchy pomruk grzmotu. Ostatnie krople deszczu błyszczały na liściach. Ożywczy ozon przesycał powietrze.
— Przeniesiemy się zatem na taras — powiedział Orwicz-Korski do grona oficerów francuskich, zebranych w klubie. — Historie były niezwykle zajmujące i możemy je kontynuować...
— Teraz jest twoja kolej — odezwał się kapitan Sullivan do porucznika de Saint-Roque‘a.
Emil de Saint-Roque, Francuz z Południa, nie wielkiego wzrostu, brunet, uśmiechnął się z przymusem.
— Mogę wam opowiedzieć historię, która jednak spotka się z niedowierzaniem. Historia jest prawdziwa, ale nieprawdopodobna. To moje przeżycie zna tylko Sullivan...
Saint-Roque wziął do ręki wąską szklankę, pociągnął przez słomkę duży łyk, postawił szklankę na powrót na stole i rozpoczął opowiadanie.
— Jako oficer francuskiej akademii wojskowej, otrzymałem od dowództwa ważne plany do opracowania. Chodziło o nadgraniczne fortyfikacje.
Drugiego dnia po moim przybyciu, ku wielkiemu zdumieniu znalazłem w pokoju hotelowym bilecik, zapraszający mnie na bal przy ul. Hiszpańskiej, do domu markiza d‘Outrilles. Byłem po raz pierwszy w Amiens i nie znałem tu nikogo. Pomyślałem sobie, że może markiz zaprosił wszystkich oficerów korpusu, a więc i mnie. W każdym razie postanowiłem pójść. Nudziłem się przecież tak okropnie...
W salonie nie dostrzegłem nikogo z oficerów. Było tam około dwunastu osób najdziwaczniej ubranych. Kobiety w krynolinach, mężczyźni w aksamitnych kolorowych frakach z koronkowymi żabotami i mankietami. Wszyscy mieli pudrowane peruki.
W towarzystwie tym wyglądałem nieco dziwacznie. Ale nie myślałem o tym, gdy mi przedstawiono córkę markiza — Klaryssę. Nosiła żółtą krynolinę na którą zarzuciła wenecką chusteczkę. Wyglądała jak zjawisko. Od pierwszej chwili, gdy moje usta dotknęły jej chłodnych paluszków, poczułem, że jestem pod urokiem tej kobiety. Czar wzmagał się w miarę rozmowy z nią. Piliśmy wino, tańczyliśmy i rozmawialiśmy.
Nie pamiętam, w jaki sposób znalazłem się w domu. Urok tej kobiety i wypite wino... Zdaje się, że ta sama stara karoca odwiozła mnie z powrotem..
Rano następnego dnia leżałem jeszcze w łóżku, gdy zameldował się przysłany mi z dowództwa — ordynans. Był to rozgarnięty młodzieniec z Pikardii. Pierwszym moim zleceniem było zakupienie olbrzymiego pęku żółtych róż i zaniesienie ich pannie Klaryssie d‘Ouitrilles na ulicę Hiszpańską numer 7.
Po dwóch godzinach mój Pikardyjczyk wrócił. Wrócił z kwiatami. Nie mógł znaleźć adresatki.
Zły na nowego ordynansa, wziąłem dorożkę, pęk róż owiniętych w bibułkę i kazałem jechać na ulicę Hiszpańską. Już w czasie drogi wydawało mi się, że dorożkarz jedzie innymi ulicami Przede wszystkim nie było tutaj żadnego kanału, którego woda błyszczała tajemniczo ubiegłej nocy. Dom przy ul. Hiszpańskiej 7 był okazałą czynszową kamienicą, zamieszkałą przez robotników i biedaków. Innej ulicy Hiszpańskiej w mieście nie było.
Pochyliły się już żółte główki róż, gdy wróciłem do hotelu. Nie mogłem zapomnieć Klaryssy. Czyniłem wszystko, co mogłem. W księgach miejscowego kościoła znalazłem notatkę, że markiz d‘Outrilles i jego córka Klaryssa mieszkali w Amiens przed stu laty.
W archiwum miejskim znalazłem plan willi nad kanałem, która przypominała pałacyk markiza. Kanał ten jednak został zasypany przed trzydziestu laty...
Koledzy śmiali się ze mnie, twierdząc, że padłem ofiarą halucynacyj i przywidzeń. Niemożliwe. Przecież markiz był taki dla mnie uprzejmy i znał wszystkich mych przodków, dziadków i pradziadków.
Dowódca udzielił mi urlopu zdrowotnego.
Wiem, że opowiadanie moje — ciągnął Saint-Roque — brzmí nieprawdopodobnie... Rzadko też opowiadam o jedynej miłości mego życia, Klaryssie, której nie widziałem już nigdy więcej... Mimo, że wszyscy wmawiają mi, iż padłem ofiarą przywidzenia, ja jednak twierdzę, że jestem przy zdrowych zmysłach, a Klaryssę widziałem tak, jak widzę teraz was...
Saint-Roque widocznie wzruszony, zapalił papierosa i zeszedł po schodkach tarasu do ogrodu...
Po jego wyjściu zapanowało dłuższe milczenie...
Historia jest zmyślona... — rzucił po chwili porucznik Delroche... — Po prostu zakpił sobie z nas....
— Wstyd przecież mieliśmy opowiadać o rzeczach prawdziwych.. — rzucił inny wojskowy..
Mylicie się panowie — odezwał się Sullivan — Opowiadanie Saint-Roque‘a ma dalszy ciąg, jak by część drugą, której jednak on nie zna. Ja znam tę historię, która w podobnym przebiegu zdarzyła się pewnemu oficerowi sztabowemu w Orleanie.
I on został zaproszony na tajemniczą ucztę w starym zamku duchów. Ale oficer nie był kochliwy i ta sama Klaryssa nie wywołała takiego zachwytu. Oficera tego upojono następnie alkoholem i odwie ziono do mieszkania. Ci, którzy go odwieźli, wyłamali szufladę biurka i poczęli najspokojniej kopiować plany wojenne... Oficer został skompromitowany i postawiony przed sądem wojennym. Podał on jednak dokładne szczegóły i opis umeblowania pałacu. Sąd uwierzył mu. Zastawiono pułapkę i schwytano szajkę niebezpiecznych szpiegów ze sprytną i zuchwałą, piękną agentką — madame Duval. Szajka zwabiała oficerów, inscenizowała przyjęcia według dawnych wzorów, wykradała oficerom plany wojskowe. Okradziony dochodził później do wniosku, że padł ofiarą halucynacji. To była sprytna robota. Saint-Roque miał szczęście, udało mu się uniknąć sądu wojennego, gdyż papiery miał ukryte w hotelowym safesie.
Wszyscy agenci, nie wyłączając madame Duval, — zostali straceni z wyroku sądu wojennego. Saint-Roque nie wie o tym i....
— Zapowiada się na jutro ładna pogoda... — zmienił temat rozmowy Sullivan na widok wracającego z ogrodu Saint-Roque‘a.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.