[105]Beatrix Cenci.
Wszystko skończone. Przeszło moje życie,
Sen straszny... Gwiazdy blednąc na błękicie,
Złowrogi dla mnie dzień wiodą,
I nie zaświecą te gwiazdy nade mną
Nigdy już, nigdy!... W krainę podziemną
Idę tak nagle, tak młodo.
A nawet jeszcze te powoju kwiaty
Nie zwiędną rychło, wiszące u kraty,
Choć to kwiat wątły i kruchy;
A nawet sieć ta pajęcza nie spadnie
Rychło ze sklepień, ani wiatr rozkradnie
Z okna te chleba okruchy.
I tylko nędzna ma głowa wyklęta
Wnet się potoczy z pnia, żelazem ścięta,
Jak kwiat zerwany od kosy,
I tylko serce moje bić przestanie —
[106]
A jam tak młoda... Litości o Panie!
Cudu!... Czyż głuche niebiosy?...
Jak cicho... Od skał ranne wiatry wioną
I twarz mą chłodzą i skroń rozpaloną
I pierś już ogniem nie dyszy — —
Kwiaty mi zapach do celi szlą z pola,
Jakby żegnały... przed oknem topola
Tak smętnie szumi w tej ciszy.
A tam słowiki w gajach tak żałośnie
Nucą, tak smutno, tak dziwnie litośnie,
Jakby płakały po stracie
Nieopłakanej... O słodkie ptaszyny,
Czy wy żalicie się biednej dziewczyny?
Czy wy nademną tak łkacie?...
W sen pogrążonej, w sen, co się nie prześni,
Jutro mi waszych nie słuchać już pieśni,
Lecz mówcie o mnie przez noce;
A jeśli wszystek mój los w pieśni waszej
Zamknąć zdołacie: to gaj się przestraszy
I każdy liść zadygoce.
I wody, co się wiją między łozy
Fale wstrzymają, drętwiejąc od zgrozy,
[107]
Jakby w zimową noc mroźną — —
I chyba Bóg tam w górze na niebiosach
Skargę usłyszy w smętnych waszych głosach
I żal Go zdejmie zapóźno...