Bez dogmatu/16 Sierpnia.
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bez dogmatu Tom III
|
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1906 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cała powieść |
Indeks stron |
Dnie poczynają mi płynąć jednostajniej. Rozmyślam i wypoczywam. Rozmyślania moje często bywają smutne, czasem nie pozbawione goryczy, ale dusza moja była już tak zmęczona, że lubuję się w tym wypoczynku. Przez niego głównie odczuwam: o ile mi jest jednak lepiej, niż było przedtem. Dużo teraz jesteśmy razem z Anielką; czytamy i rozmawiamy o tem, cośmy przeczytali. Wszystko, co mówię, jest tylko określeniem naszej miłości, rozwinięciem jej, wszystko się do niej odnosi, ale dziwna rzecz, spostrzegam, że prawie nigdy nie mówię wprost o niej, jakby ten kobiecy strach nazywania rzeczy po imieniu udzielił się i mnie. Sam nie wiem, dlaczego tak jest, ale tak jest. I martwi mnie to, czasem nawet martwi bardzo — i raduje, bo widzę, że Anielka z tego zadowolona i co więcej, czuję, że mnie za to kocha. Chcąc wytworzyć między nami jak najściślejszy związek duchowy, począłem z nią mówić o sobie; myślałem, że po naszym układzie nie powinienem mieć dla niej nic skrytego. Zamilczałem przed nią tylko o takich sprawach, które mogły obrażać delikatność uczuć i czystość jej myśli, ale próbowałem natomiast wcielić ją w ten mój dramat wewnętrzny, płynący ze sceptycyzmu i z braku jakiejkolwiek podpory życiowej. Powiedziałem otwarcie, że nie mam nic na świecie, prócz jej duszy. Opowiadałem przytem, co się ze mną działo po jej zamążpójściu, przez jakie zmiany i wstrząśnienia przechodził mój umysł i moje serce od czasu powrotu do Płoszowa, a opowiadałem tem chętniej, że to był, pod pozorem zwierzeń, szereg wyznań, że to wszystko znaczyło: kochałem cię i kocham zawsze nadewszystko. Ją złudził ten pozór zwierzeń i słuchała tego, jakby nie o niej była mowa — ze wzruszeniem, współczuciem, a może i z nieświadomą rozkoszą. Widziałem, jak oczy jej zachodziły nieraz łzami, jak pierś wzbierała, jak cała jej istota duchowa szła ku mnie z otwartemi ramionami, jakby mi chcąc powiedzieć: «Chodź, bo ci się należy trochę szczęścia!» Widząc to, mówiłem jej oczami: «Ja sam już się o nic nie upomnę i zdaję wszystko na twoją łaskę.»
Czyniłem te zwierzenia jeszcze i dlatego, by zaprowadzić między nami ten zwyczaj, by wszczepić w Anielkę poczucie, że w naszym stosunku tak być powinno. Chciałem ją zmusić niejako, by odpłaciła mi wzajemnością i opowiedziała mi także, co się działo przez cały ten czas w jej głowie i sercu. Ale nie mogłem tego dokazać. Próbowałem pytać, lecz słowa przechodziły jej przez usta z taką trudnością, taki znać było po niej przymus, żem pytać poniechał. Ona, chcąc być zupełnie otwartą, musiałaby mówić, co czuła dla mnie i jaki był jej stosunek do męża. Ja właśnie chciałem ją do tego przywieść — ale na to nie pozwalała, po pierwsze, jej wstydliwość, powtóre, uczucie lojalności względem Kromickiego.
Rozumiem te rzeczy doskonale, a jednak nie mogę się obronić wielkiej przykrości; mój pesymizm mówi mi bowiem: «Ty wyłącznie ponosisz koszta stosunku; ty dajesz jej wszystko, a otrzymujesz w zamian prawie nic; łudzisz się, że jej dusza jest twoją, tymczasem nawet ta dusza pozostaje dla ciebie zamkniętą — co więc właściwie posiadasz?«
Uznaję prawdę tego głosu — i liczę tylko jeszcze na przyszłość.