Jeszcze nie skonał dzwonów płacz,
Jeszcze się Twoja krew czerwieni —
A już odwiecznych dziejów tkacz
Złotą legendą Cię promieni.
Dopiero pierwszy wzeszedł świt
Nad tą złamaną skrzydłem sosną —
A już wszechludzkich wzlotów mit
Oddał Cię wiecznej pieśni krosnom.
Do najszczytniejszych czynów kart,
Strzeżonych w kontyn świętym dymie
Twój w nieśmiertelność orli start
Wpisuje Twoje polskie imię.
Jak meteorów gwiezdnych tusz
Zapładnia mgławic śpiące światy,
Tak Tyś zapłodnił żądze dusz,
Ty — bohaterze nasz skrzydlaty.
Śmierć Twa — to życia rodny sok,
To siła, głodna lotu w dale —
To w stronę słońca bliższy krok,
To nowy poryw, w świętym szale!
Zbratałeś serca niby mag,
Granic rozwarły się wierzeje —
Jakbyś tą śmiercią czynił znak,
Że nowa era światu dnieje...
Jakbyś z błękitów przyniósł głos
Wieszczby zjednania i kres waśni
I na ofiarny rzucił stos,
Aby płonęła coraz jaśniej...
Padłeś — żywiołu zdradny dmuch
Strącił Cię z druhem z nieb powały —
Nie zginął jednak z ciałem duch
I Twe świetlane ideały.
On wśród powietrznych zwiśnie sfer —
Nasz srebrnopióry polski ptaku —
Jako drogowskaz, jako ster
Na tym nadziemskim górnym szlaku.
I tam się kiedyś ziści cud,
Nowa epoka się obudzi —
Tam wskrześnie z ofiar boży ród:
— Szczęścia, miłości i — nadludzi!