Boska Komedia (Stanisławski)/Czyściec - Pieśń XXVI

PIEŚŃ
DWUDZIESTA SZÓSTA.

Gdy tak idziemy jeden tuż przy drugim
Ponad krawędzią, Wódz powtarzał często:
„Baczność! korzystaj z ostrzeżenia mego,“ —
Słońce mi w prawe uderzało ramie,
I promieniejąc, na zachodzie całym
Błękit już w białą przemieniało barwę.[1]
A płomień zasię czerwieńszym się stawał
Od cienia mego; przeto mnogie duchy,
Idąc, na znak ten zwracały uwagę.
Z tego powodu rozmowa się wszczęła
Między cieniami, i mówić poczęły:
„Ten się nie zdaje być ułudnem ciałem.“ —
Potem niektóre ku mnie się pomknęły
O ile mogły, zawsze jednak bacząc
Nie wyjść tam, gdzieby ogień je nie palił.
— „O ty, co może kroczysz za innymi,
Nie żeś leniwy, ale przez szacunek,
Chciej odpowiedzieć mnie, który pragnieniem
I ogniem gorę, — a nie mnie jednemu

Odpowiedź twoja wielce pożądana;
Wszyscy jej pragną, więcej niż Indyjczyk,
Lub Etyopczyk strugi chłodnej wody.
Czem się to dzieje, powiedz, że dla słońca
Ścianą ty jesteś, jakbyś dotąd jeszcze
Nie wpadał w sieci przez śmierć zastawione?“
Tak jeden z duchów przemówił, i byłbym
Odkrył się zaraz, gdyby baczność moja
Nowem zjawiskiem zajętą nie była;
Albowiem środkiem palącej się drogi
Szła dusz gromada pierwszej na spotkanie,
Więc krok wstrzymując, spoglądałem na nią,
Widziałem — cienie z obu stron spieszyły,
Nie stając, wzajem ucałować siebie,
I rade były tym chwilowym godom.
Tak mrówki w czarnych szeregów pochodzie
Pyszczkami z sobą stykają się wzajem.
Badając może o drogę i losy.
Skoro przyjazne skończą się witania
Nim w dalszą drogę ruszą jednym krokiem,
W zawody oba wykrzykują tłumy;
Nowoprzybyły — „Sodoma! Gomora!“
A drugi zasię krzyczy: „Pazifae
W kłamanej krowy ukryła się ciele,
By zwabić byka lubieżnością swoją.[2]
A jak żórawie, jedne odlatują
Do gór Ryfejskich, a ku piaskom drugie,
Te stroniąc mrozu, tamte zasię słońca,[3]

Tak duchów rzesze w różne idą strony,
Płacząc, dawniejszy hymn zawodzi każda[4]
I wykrzykuje, co dla niej przystało.[5]
A cienie, które pierwej mnie prosiły,
Znowu, jak przed tem, zbliżyły się ku mnie,
I chęć słuchania wyrażały w twarzy.
Ja, co podwakroć żądzę ich widziałem,
Rzekłem: O dusze, które kiedykolwiek
Jesteście pewne dostąpić pokoju,
Członki me w tamtym nie zostały świecie,
Ni w zieloności, ni w dojrzałym stanie:
Ze krwią tu jestem i z kościami razem,
Idę, ażebym pozbył się ślepoty.
Jest tam wysoko Pani, która łaskę
Zjednała dla mnie, że w tym waszym świecie
Śmiertelne ciało dźwigać mi jest dano.
Oby już prędko ukojoną była
Wasza największa troska: oby niebo
Najrozleglejsze, a miłości pełne,
W gospodzie swojej przytułek wam dało![6]
Lecz - bym to później mógł na kartach spisać
Powiedzcie, kto wy? jaka jest ta rzesza,
Co za waszemi odchodzi plecami? —
Jako się góral miesza osłupiały,
Wchodząc do miasta, dziki, nieświadomy,
I patrząc wkoło, niemieje z podziwu;
Tak właśnie każdy wyglądał z tych cieni.
Lecz skoro tylko zbyły się zdumienia,

Które się prędko w sercach wyższych koi,
Ten, co nas pierwszy zagadnął był, rzecze;
„Błogosławionyś, który w kraju naszym
Na lepsze życie doświadczenie zbierasz!
Dusze, co z nami nie idą, zgrzeszyły
Tem, za co Cezar, w dzień tryumfu swego,
Słyszał jak w oczy królową go zwano;[7]
Przeto odchodzą urągając sobie
Z krzykiem Sodoma! jak sam to słyszałeś,
I płonąc wstydem, skwar ognia wzmagają,
Naszą zaś winą był grzech obupłciowy;
Lecz że ludzkiego nie strzegliśmy prawa,
I jak zwierzęta hołdowali chuci;
A więc na własną hańbę, gdy odchodzim,
Głosimy imie tej co się zbestwiła
W drzewie, któremu kształt bestyi dano.[8]
Znasz tedy czyny i występki nasze;
Lecz gdybyś poznać chciał nas po imieniu,
Nie czas jest mówić i nie byłbym w stanie.
O sobie jednak chęci twej dogodzę:
Jam Gwiniczelli, a tu się oczyszczam,
Bo już przed zgonem za grzechy bolałem.[9]
Co dwaj synowie czuli, gdy ujrzeli
Matkę swą, w smutnej dla Lykurga dobie,[10]
To ja uczułem, acz nie w takim stopniu,
Kiedym posłyszał jak nazwał sam siebie
Ten, co był ojcem mnie i lepszym wielu,
Którzy miłośne kiedykolwiek rymy

Układać zwykli słodkie i powabne.[11]
I zamyślony, nie słysząc, nie mówiąc,
Długo tak szedłem, wciąż patrząc na niego,
Lecz się do ognia nie zbliżałem więcej.
Kiedym się jego nasycił widokiem,
Cały się chętnie na usługi jego
Ofiarowałem, pod zaklęciem takiem,
Któremu każdy wierzyć jest zmuszony.
A on mi na to; „Com od ciebie słyszał,
Tak mi się jasno i mocno wraziło,
Że tego Lete nie zaćmi, ni schłonie.[12]
Lecz jeśliś prawdę zaprzysiągł mi słowy,
Powiedz, dla czego w spojrzeniu i mowie
Okazać pragniesz, żem dla ciebie drogi?“
A ja: Bo póki nowożytna mowa
Trwać ma, — atrament drogim nawet będzie,
Którym kreśliłeś wdzięczne rymy twoje.[13]
— „O bracie, rzecze, ten którego palcem
Wskazuję tobie (i przed nami ducha
Jednego wskazał), lepszym był daleko
Mistrzem ode mnie w macierzyńskiej mowie.[14]
W rymach miłośnych i w romansów prozie
Prześcignął wszystkich; a głupi niech wierzą,
Że nad nim jakiś Linuczyn góruje.[15]
Na rozgłos oni, więcej niż na prawdę
Zwracają baczność; więc stanowią zdanie,
Nie słysząc głosu sztuki, lub rozumu.
Tak wielu z dawnych, z ust do ust podając,

Wartość jedynie uznali Gwitona,
Aż go większości sąd pokonał słuszny.[16]
Teraz, ponieważ masz przywilej wielki,
Że ci do tego wolno iść klasztoru,
Którego Chrystus sam jest przełożonym, —
Zmów tam Ojcze nasz za mnie, ile z niego
Potrzeba jeszcze dla nas w tym tu świecie,
Kędy już grzeszyć niemożemy wcale,[17]
Potem, chcąc miejsca ustąpić innemu,
Co był tuż za nim, znikł on w ognia łonie,
Jak ryba w wodzie, gdy się na dno nurza. —
Ku wskazanemu postąpiwszy nieco,
Rzekłem, że pragnąc poznać imie jego,
Wdzięczne mu w sercu zgotowałem miejsce.
Więc on otwarcie tak mówić rozpoczął:
„Tyle mi prośba podoba się twoja,
Że się ukrywać nie chcę, ani mogę.
Arnoldo jestem: płacząc i śpiewając
Idę; ze smutkiem szał rozważam przeszły,
I wesół widzę spodziewane gody.
W imie potęgi, która cię prowadzi
Na szczyt tej góry, bez ognia i chłodu,
Pamiętaj, proszę, ulżyj mej boleści![18]
I skrył się w ogniu, który je oczyszcza.







  1. Wiadomo jest, że błękit nieba blednieje i prawie w białość przechodzi w tej stronie widnokręgu, w której słońce pała; najwyraźniej daje się to widzieć kiedy słońce ma się ku zachodowi.
  2. Pazyfae, żona Minosa, króla Krety, pałając żądzą zwierzęcą ku bykowi, kazała wyrobić z drzewa krowę i w niej się ukrywszy, zwabiła byka do siebie. Z tego potwornego związku urodził się Minotaurus, o którym była mowa w Pieśni XII. Piekła.
  3. Ryfejskie góry, według podań starożytnych, miały być gdzieś daleko na północy, w teraźniejszej Rossyi (góry Uralskie).
  4. Widzieliśmy, że dusze, oczyszczające się w tym zakresie, śpiewają hymn: Summae Deus clementiae (Ob. przyp. 12 do Pieśni XXV.).
  5. To jest, jedne z duchów wykrzykują: Sodoma i Gomora! drugie Pazifae!
  6. To jest, niebo empirejskie (empireum), które ogarnia wszystkie inne i jest siedliskiem Boga, czyli nieskończonej Miłości.
  7. Swetonjusz w życiu Cezara (cap. 47) podaje, że w młodości swojej Cezar był narzędziem haniebnej chuci dla króla Nikomedesa i to mu wypominali w dzień tryumfu właśni jego żołnierze, śpiewając: „Gallias Caesar subegit, Nicomedes Caesarem“ i nazywając go królową. Napoleon III., w Życiu Juljusza Cezara, usiłuje oczyścić bohatera swego od tego hańbiącego zarzutu.
  8. To jest, głosimy imie Pazifae (Ob. przyp. 2.).
  9. Gwido Gwiniczelli, jeden z lepszych rymotwórców, którzy pisali w języku ludowym — rodem z Bolonji.
  10. Hipsyfila była niewolnicą i piastunką syna króla Lykurga Nemejskiego, Ofelta, czyli Archemora; kiedy Hipsyfila, opuściła na chwilę królewskie dziecię, wąż je ukąsił i dziecię umarło. Zapalony gniewem i boleścią Lykurg, chciał zabić piastunkę, ale w tej chwili zjawili się synowie Hipsyfili, Toantes i Eumenjusz, gwałtownie rzucili się ku matce, której oddawna szukali i wydarli ją z rąk Lykurga. (Stacjusz w Thebaid. L. V., w. 721.).
  11. Dante uznaje zasługę Gwidona Gwiniczelli. że on był jednym z pierwszych, którzy pisać poczęli w języku ludu, i tem samem był jakoby ojcem i Dantego, i innych poetów, piszących w języku, ludu.
  12. Lete — rzeka zapomnienia. Spotkamy ją nieco dalej.
  13. Używanie języka ludowego w literaturze było rzeczą jeszcze nową za czasów Dantego: zwykle bowiem pisano po łacinie.
  14. Gwiniczeli wskazuje na Arnalda Daniela, któremu przyznaje wyższość nad sobą w umiejętności władania mową rodzinną. Arnald Daniel (Arnautz) pisał w języku prowansalskim.
  15. Tym Limuzyńczykiem był inny poeta prowansalski — Gerault de Beoneil de Limoges.
  16. Guittone — jeden z dawniejszych rymotwórców, rodem z Arezzo.
  17. To jest: ponieważ idziesz do Raju, gdzie sam Chrystus króluje, zmów tam na moją intencję Ojcze nasz, ale nie potrzebujesz wymawiać ostatnich słów: i niewódź na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego, bo tu grzeszyć już nie możemy. (Obacz początek Pieśni XI. Czyśca).
  18. Podobało się Dantemu przemowę Arnalda Daniela wyrazić w wierszach prowansalskich.