Boska Komedia (Stanisławski)/Piekło - Pieśń III

PIEŚŃ TRZECIA.

Przezemnie wchodzisz do grodu strapienia.
Przezemnie wchodzisz do wiecznej boleści.
Przezemnie wchodzisz między lud zgubiony!
Twórcę mojego Sprawiedliwość wiodła:
Mnie zbudowała tu Potęga Boska,
Mądrość Najwyższa i miłość Przedwieczna.[1]
Przedemną rzeczy stworzonych nie było,
Prócz tych, co wieczne, — i ja trwam na wieki!
Rzucajcie wszelką nadzieję wchodzący! —[2]
Takie wyrazy czarnemi litery
Na szczycie bramy spisane widziałem,
I rzekłem: Mistrzu! treść ich mnie przeraża.
A on mi na to, jako człek świadomy:
„Tu wszelkiej trwogi pozbyć się należy,
Wszelka nikczemność niechaj zamrze w tobie;
Wchodzimy w kraje, którem ci zwiastował,
Kędy obaczysz bolejące ludy,
Które duchowe utraciły dobro.“
A potem dłoń swą kładąc mi na ręku,

Z wesołem licem, zkąd otuchę wziąłem,
Do wnętrza tajnych wprowadził mnie rzeczy.
Tutaj wzdychania, szlochania i wycia,
W gwiazd pozbawionem powietrzu się lęgły,
Że już na wstępie zalałem się łzami.
Różne języki i okropne mowy,
Jęki boleści i gniewu wykrzyki,
Grzmiące i chrypłe głosy, rąk klaskania —
Sprawiały zamęt straszliwy i ciągły.
Wrzący w powietrzu nieskończenie mrocznem,
Jak wrą pędzone tchnieniem wichru piaski! —
A ja, któremu błąd obwijał czoło,
Rzekłem: o Mistrzu! jakie słyszę wrzaski?
Co za lud, srogim zwyciężony bolem? —
A on mi na to: „Na taką niedolę
Skazane smętne dusze tych, co żyli,
Nie zasłużywszy ni hańby, ni chwały;
Dzisiaj zmieszani z tłumem złych aniołów,
Co siebie tylko miłując, nie byli
Ni wierni Bogu, ani też buntowni.
Niebo ich z łona swojego wyrzuca,
By krasa jego nie wzięła z nich skazy;
Ani ich przyjąć chce piekło głębokie,
Aby zbrodniarze nie mieli z nich chluby.“ —
— O Mistrzu! jakiż ciężar je przywala,
Że tak okropne wyciska z nich jęki?
A on mi rzecze: „Krótko ci odpowiem:
Oni już śmierci nadzieji nie mają;

A tak ich żywot ciemny i nikczemny,
Że są zawistni każdej innej doli.
Na świecie po nich nie została sława,
Prawda i litość równie gardzą nimi...
Nie mówmy o nich; spojrzyj i idź dalej.“ —

A ja, spójrzawszy, ujrzałem chorągiew,
Która, wirując, leciała tak chyżo,
Że zda się wszelki spoczynek ją gniewał;[3]
A za nią śladem tak długi tłum ludzi,
Że nigdy przed tem nie byłbym uwierzył,
Że takie mnóstwo śmierć wyniszczyć mogła. —
Kiedy w tej ciżbie kilku już poznałem,
Spojrzę, aż oto pomyka cień tego,
Który nikczemnie zrzekł się wielkiej sprawy.[4]
Pojąłem zaraz i pewność powziąłem,
Że tu siedlisko nędzników, zarówno
Niemiłych Bogu, jak i wrogom Jego.
Nikczemne duchy, co żyjąc, nie żyły,
Świeciły nagie, a owad i osy
Ostremi żądły ćwiczyły je srodze,
Że po ich twarzach krew strumieniem biegła,
I z łzami razem spływała pod stopy,
Kędy natrętne robactwo ją żarło. —

Kiedy ku innej wzrok obracam stronie,
Nad wielką rzeką ujrzałem lud mnogi.
Rzekłem więc: Mistrzu! pozwól niech się dowiem
Co to za ludzie i czemu tak spiesznie,

Ile przy słabym rozpoznaję świetle,
Zdają się żądać przeprawy przez rzekę?
A on mi na to: „To ci się wyjaśni,
Kiedy już kroki nasze zatrzymamy
Nad Acheronu smutnego wodami.“ —
Spuściwszy tedy zawstydzone oczy,
Bojąc się abym nie był mu natrętnym,
Aż do tej rzeki mówić już nie śmiałem. —
W tem widzę ku nam zbliża się na łodzi
Starzec wiekowym ubielony włosem,
Wołając: „Biada wam, dusze zbrodnicze!
Nie dla was niebo! stracona nadzieja!
Oto przybywam, abym was przeprawił
W ciemności wieczne, w lody i płomienie! —
A ty! co z nimi stoisz, duszo żywa,
Spiesz się opuścić tych, którzy pomarli!“
Widząc jednakże że odejście zwlekam,
Rzekł: „Inną drogą dobijesz do portu
Na tamtym brzegu; — dla twojej przeprawy
Lżejsza od mojej łódź tobie przystoi.“ —
A Wódz mój na to: „Charonie! napróżno
Nie dręcz się złością, bo tak chcą tam, kędy
Co chcą, to mogą; o więcej nie pytaj!“[5]
Wnet, na te słowa, spokojność wstąpiła
Na twarz kudłatą błotnych wód żeglarza,
Co w koło oczu miał płomienne kręgi.[6]
Lecz owe duchy, znużone i nagie,
Ledwo surowe posłyszały słowa,

Zbladły i dzwonić zębami poczęły,
Bluźniąc na Boga i klnąc swych rodziców,
I czas, i miejsce swego urodzenia,
Ludzi i swego nasienia nasienie!
Potem się wszystkie rzuciły zarazem,
Szlochając strasznie na ten brzeg przeklęty,
Co wszystkich Bogu niepokornych czeka.
A diabeł — Charon wzrokiem rozżarzonym
Znak im podaje i wszystkie gromadzi,
I wiosłem smaga nieskore do drogi!
Jako w jesieni zwiędły liść opada
Jeden po drugim, aż nakoniec drzewo
Ozdobę swoją całą odda ziemi;
Podobnie plemie złośliwe Adama,
Na znak wioslarza, rzucało się z brzegu,
Jak ptaki głosem ptasznika nęcone. —
Płyną przez ciemne nurty potępieni,
Ale nim brzegu drugiego dobiją,
Już na tym brzegu nowy tłum się ciśnie! —
— „Synu mój, rzecze Mistrz mój dobrotliwy,
Wszyscy, co w gniewie umierają Bożym,
Tu się gromadzą ze wszech krańców świata;
A wszystkim spieszno przebyć ową rzekę,
Bo tak je nagli sprawiedliwość Boska,
Że bojaźń kary w żądzę się zamienia. —
Tędy nie wchodzi żadna dusza dobra;
Jeśli więc Charon na ciebie się swarzył,
Toć jasne teraz słów jego znaczenie.“ —

Skończył — w tem ciemnej otchłani głębiny
Drgnęły tak mocno, że samo wspomnienie
Przestrachu mego oblewa mnie potem.
Z kraju boleści wionął wiatr szeroki,
Czerwonem światłem błyskając mi w oczy,
Że wszelkie czucie odrętwiało we mnie, —
I jako człowiek snem ujęty, padłem! —







  1. Potęga, Mądrość i Miłość znaczą trzy osoby Trójcy Świętej.
  2. Piekło stworzonem było przed innemi rzeczami, ale nie przed stworzeniem aniołów; owszem, na ukaranie właśnie zbuntowanych aniołów zgotowanem było.
  3. Chorągiew wirująca z wiatrem jest zapewne symbolem lekkości, niepewności i wahania się ludzi bez charakteru, których Poeta tak stosownie umieścił w przedsieniu piekieł.
  4. Powszechnie sądzą, że Dante miał tu na myśli papieża Celestyna V., który w r. 1292 obrany na stolicę Apostolską po Mikołaju IV., wkrótce potem, za namową kardynała Benedykta d'Anagni, zrzekł się władzy swojej na korzyść tego ostatniego, który, z wielką dla Włoch szkodą, panował pod imieniem Bonifacego VIII. — Niektórzy komentatorowie domyślają się (Lombardi), że w tym wierszu Poeta napomyka na niejakiego Torregiano de'Cerchi, który zrzekł się dowództwa nad Gibellinami i tem się przyczynił do ich niepomyślności. — Pierwsze przypuszczenie pewniejsze.
  5. W oryginale jest: Vuolsi cosi colà, dove si puote
    Ciò che si vuole, e più non dimandare.
    Toż samo, słowo w słowo, powtarza się w Pieśni V. Piekła.
  6. Sądzą, że Michel Angelo miał w pamięci obraz Charona, skreślony tu przez Dantego, kiedy malował znakomitą freskę, wyobrażającą Sąd ostateczny.