Boska Komedia (Stanisławski)/Piekło - Pieśń VII

PIEŚŃ SIÓDMA.

Pape Satan, pape Satan aleppe!“[1]
Zakrzyczał Plutus chrapliwym swym głosem. —
Mędrzec uprzejmy, co wszystko rozumiał,
Chcąc dodać serca, odzywa się do mnie:
„Oby ci twoja nie szkodziła trwoga;
Bo jakążkolwiek jest jego potęga,
Znijścia z tej skały nie wzbroni on tobie.“
Potem ku hardym zwracając się pyskom,
Mistrz mój zawołał! „Milcz wilku przeklęty![2]
Niech wściekłość twoja samego cię trawi. —
Nie bez przyczyny idziem do otchłani:
Tak chcą wysoko, kędy Michał święty
Pomstę uczynił nad buntowną tłuszczą.“ —
Jak żagiel wiatru podmuchem wydęty,
Gdy maszt złamany, zwija się i spada —
Tak padł na ziemię ów potwór okrutny.
Zeszliśmy tedy do czwartego dołu,
Coraz to głębiej brnąc w otchłań boleści,
Co garnie w siebie zło całego świata. —
Sprawiedliwości Boska! któż gromadzi,

Tyle udręczeń, tyle nowych kaźni,
Ilem ich widział? — Dla czegoż, o Boże!
Tak nas żrą strasznie własne nasze winy? —
Jako w Charybdzie, ścierając się społem,
Fala się łamie ze spotkaną falą, —
Tak potępione tłoczą się tu ludy.
Liczniejsze tutaj niżli indziej tłumy
Widziałem, biegły z tej i owej strony,
Wyjąc okropnie i tocząc ciężary
Siłą swych piersi, a gdy się spotkają,
Tłuką się wzajem, a potem z nich każdy
Wstecz się obraca i każdy z nich wrzeszczy:
„Na co ty trzymasz?“ — „A ty na co rzucasz?“[3]
Tak w mrocznem kole, wirując ustawnie,
Z obu stron biegną ku przeciwnej mecie,
Wciąż sromotnemi łając siebie słowy;
A skoro zdążą, każdy znów się wraca,
W półkole swoje i znów się potyka! —
A ja, któremu serce się ściskało,
Rzekłem: mój Mistrzu! racz że mnie oświecić;
Co to za ludzie? Czy to są duchowni —
Co podgoleni wszyscy z lewej strony?
A on mi za to: „Wszyscy, jak ich widzisz,
Tak mieli umysł skrzywiony za życia,
Że dawać w miarę żaden z nich nie umiał.
Jasno to dosyć głos ich wyszczekiwa,
Kiedy się schodzą na dwóch krańcach koła,
Kędy ich wiecznie różna dzieli wina. —

Ci, którym nagiej włos nie kryje głowy,
Są to papieże, księża, kardynali,
Którzy bez granic skępstwu hołdowali.“ —
Rzekłem więc: Mistrzu! pomiędzy tym tłumem
Poznaćbym, zda się, niektórych powinien,
Co tych występków skalali się brudem?“ —
A on mi na to: „Próżne myśli twoje:
Żywot nikczemny, którym się splamili,
Zatarł ich rysy, nie poznasz ich wcale!
I wiecznie bić się będą strony obie,
Aż zmartwychwstaną — ci z zamkniętą pięścią,
Tamci pozbywszy ostatniego włoska![4]
Tak więc, źle dając i źle przechowując,
Stracili prawo do lepszego świata,
I wieczną toczyć skazani są walkę...
Jaką jest? — barwnych słów na to nie trzeba. —
„Widzisz więc, synu, jak znikoma mara
Dostatków w ręku złożonych Fortuny,
Dla których ludzki ród za łby się wodzi.
Bo wszystkie złoto, które jest na ziemi
I które było, nie w stanie jest sprawić
Chwili spoczynku tym znękanym duszom.“ —
Mistrzu mój, rzekłem, powiedzże mi jeszcze:
Owa Fortuna, o której wspomniałeś,
Czem jest? że wszystkie skarby tego świata
W szponach swych dzierży? A on mi odpowie:
„Nędzne istoty! o jakże jest wielka
Ślepota, która wszystkich was ogarnia!

Niechże cię moja nakarmi nauka.
Ten, czyja mądrość nad wszystkiem góruje,
Stworzył niebiosa i to ustanowił
Co je porusza, że każda ich cząstka
Przyświeca równo każdej cząstce ziemi
I równe światło rozsiewa do koła.
Podobnież wszystkie blaski tego świata
Podał on władzy rządczyni i pani,
Która wciąż dobra znikome przerzuca
Z rodu do rodu i z kraju do kraju,
Ani się temu oprze rozum ludzki.
I ztąd to, zgodnie z wyrokiem bogini,
Która się kryje jako wąż pod trawą,
Jeden lud władnie, a drugi upada;
A mądrość wasza zwalczyć ją nie może,
Bo ona rządzi, sądzi i panuje,
Jak inne bogi nad dzielnicą swoją.
Bystra jej zmienność nie zna wypocznienia,
Ciągła konieczność do pędu ją nagli,
Że dola dolę po kolei zmienia. —
Onać to, którą tak często szkalują
I próżno hańbą zelżywemi słowy
Ci właśnie ludzie, co ją chwalić winni.
Lecz ona, błoga, wrzasków ich nie słyszy,
Wesoła w stworzeń nieśmiertelnych rzędzie,
Toczy swe koło i szczęścia używa. —
„Lecz znijdźmy teraz w kraj większych boleści:
Już wszystkie gwiazdy, co ledwie wschodziły,

Gdym ruszył w drogę, dążą do zachodu
I dłuższy tutaj pobyt nam wzbroniony.[5]“ —
Przeszliśmy w poprzek koła i stanęli
Na drugim brzegu nad wrzącym potokiem,
Co spada w fossę przez siebie wyrytą.
Woda tu raczej ciemna niżli modra.[6]
I my też, z biegiem mętnej idąc fali,
Na inną niższą wstąpiliśmy drogę.
Smutny ów strumień u podnóża brzegu
Szarawej barwy i zatrutej woni
Bagnisko tworzy, które Styxem zwie się.
Ja, com był żądny wszystko zauważyć,
Ujrzałem w bagnie duchy zabłocone,
Nagie i z twarzą gniewem rozjątrzoną.
Biły się one nietylko rękami,
Ale nogami, piersiami i głową,
Zębami siebie szarpiąc na kawały.
W tem dobry Mistrz mój: „Widzisz, synu, rzecze,
Dusze, co gniewu hołdowały władzy.
Lecz i to jeszcze miej sobie za pewne,
Że tam pod wodą inne jęczą ludy,
I ztąd to cała wre powierzchnia wody,
Jak sam to widzisz, kędy zwrócisz oczy.“ —
W tem, pogrążeni w błocie się ozwali:
„Smutniśmy byli zawsze na tym świecie,
Który pod okiem słońca się weseli,
Bo w sobie gnuśną dźwigaliśmy parę;[7]
Dziś także smutni w tem bagnisku czarnem.“

Taką piosenkę bełkotały duchy,
Nie w stanie będąc gardłem zabłoconem
Wymówić jasno całego wyrazu.
Tak wielkim łukiem obeszliśmy w koło
Brudną kałużę, trzymając się stale,
Między jej głębią a wybrzeżem suchem,
A oczy zawsze mając obrócone
Na tych, co wiecznie połykali błoto;
W końcuśmy doszli do stóp jakiejś wieży.







  1. Pape Satan etc. Niezrozumiały ten wykrzyknik różni różnie tłumaczą, — a raczej wykładają, Lanci, oryentalista rzymski, sądzi, że to są wyrazy hebrajskie, mające znaczyć: resplendeat facies Satani, resplendeat facies Satani proncipis. Inni widzą w tem wykrzyknieniu dziwaczną mięszaninę wyrazów wyjętych z różnych języków, albo nawet przez samego Dantego utworzonych i włożonych w usta Plutusa, który widocznie chce zastraszyć przybywających Poetów, wzywając imienia Szatana.
  2. Widzieliśmy już w Pieśni I, że chciwość wyobraża Poeta pod figurą wilczycy; dla tego zapewne i Plutusa, boga skarbów, nazywa wilkiem.
  3. W oryg.: Perchè tieni? e perchè buoli? — Na co ty trzymasz? mówią rozrzutni skąpcom; na co ty rzucasz? odpowiadają skąpcy rozrzutnym. Tak bezustanku wyrzucają sobie wzajemnie występki, które spowodowały ich potępienie.
  4. Z zamkniętą pięścią (col pugno chiuso) zmartwychwstać mają skąpcy, którzy za życia zawsze ją mieli zamkniętą; rozrzutni zaś pozbywszy ostatniego włoska (co’crin mozzi), może dla tego, że we Włoszech, równie jak i w innych krajach feudalnych, było we zwyczaju, że człowiek, który mienie swe strwonił i musiał wpisać się do służby osobistej jakieg barona, dla kawałka chleba, powinien by na znak służebnictwa swego ogolić sobie głowę.
  5. Przypomnieć tu sobie należy ten wiersz Pieśni I. E'l Sol montava in su con quelle stelle etc... (Słońce wstało w świetlnym gwiazd orszaku...)
  6. L'acqua era buja molto più che persa. Wyraz perso, ile wiem, nie ma w mowié naszej równoznacznego: oznacza on kolor purpurowoczarny, w którym czarność przemaga, jak to sam Dante objaśnia. (Conv.).
  7. W orygin.: Portando dentro accidioso fummo. — Gnuśnicy wyznają, że zamiast duszy mieli w sobie ciężką jakąś parę. (U ś. Tomasza: Vaporationes tristes et melancholicae.)