>>> Dane tekstu >>>
Autor Antoni Chołoniewski
Tytuł Chłopi-poeci
Pochodzenie Świat R. I Nr. 1, 1 stycznia 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CHŁOPI-POECI.

(„Blade kwiaty z chłopskiej chaty." Napisał Jantek z Bugaja, parobek wiejski. W Krakowie. 1905. Nakł. księgarni D. E. Friedleina. „Z pod chłopskiej strzechy". Zbiorek poezyi chłopa z nad Wisły, Ferdynanda Kurasia. Kraków. 1905. Nakł. księgarni ludowej K. Wojnara).

Trzydzieści kilka lat polskiej szkoły ludowej i prawidłowego rozwoju kulturalnego wsi polskich w Galicyi dały wyniki, które najbardziej wątpiących przejąć mogą otuchą i ufnością w przyszłość narodu. Na przestrzeni od Wisły do Sanu i Wisłoki spełniło się już oddawna marzenie Mickiewiczowskie. Księgi narodowe nietylko zabłądziły pod strzechy wieśniacze, lecz wyrobiły sobie tam naturalne i trwałe prawo obywatelstwa, stały się potrzebą elementarną. Wieś polska wytwarza sobie własną, coraz liczniejszą arystokracyę duchową, która nie zrzucając sukmany chłopskiej, żyje przecież w wyższych kręgach życia narodowego i zasila je bogatemi składnikami swojego ducha. Pisma polityczne Jakóba Bojki, jeśli pominiemy ich pierwiastek polemiczny i to, co jest w nich aktualne, związane ściśle z chwilą bieżącą, stanowią same jedne zjawisko wyjątkowe i podniosłe w nowoczesnej umysłowości polskiej. Tchną kryształową czystością dążeń, zadziwiają mocą, przepychem i prastarą jakąś dostojnością języka, nastrój rodzą piastowskiej tężyzny i Zygmuntowskiego poczucia siły.
Obecnie rodzą się pieśniarze chłopscy.
Za oknami księgarni krakowskich widnieją dwa wytwornie wydane tomy poezyj chłopów: Jantka z Bugaja i Ferdynanda Kurasia. Obaj twórcy z pod strzechy wieśniaczej wychowali się w twardych warunkach biedy chłopskiej i obaj sobie tylko zawdzięczają wzlot i wyższe dziedziny życia. Szczególnie ciężkiemi były losy Ferdynanda Kurasia, ubogiego szewca wiejskiego, dotkniętego od wczesnego dzieciństwa kalectwem głuchoty, którego całe mienie stanowi mała chata z ogródkiem, a skromne rzemiosło starczyć musi na utrzymanie licznej rodziny. Przyszłego chłopa-poetę ciągnęło od najmłodszych lat do książek i gazet. Za drobne, ubożuchne oszczędności wypisywał sobie dziełka ludowe, z których pił chciwie wiadomości o Polsce i o świecie, znosząc gorzkie wymówki rodziców-chłopów, żyjących troską tylko o chleb w małym kręgu domowych codziennych zabiegów. Ciasno też było marzycielskiej duszy młodzieńca. Ze szczególną siłą intuicyi przeczuwał nieznaną sobie jeszcze ojczyznę, o której w snach roił, której niósł wcześnie prostaczą daninę swych myśli i uczuć. W gorączkowych pragnieniach wiośnianych wybijała się ponad inne chęć ujrzenia na własne oczy królewskiego Wawelu. Doczekał się wreszcie tej chwili szczęśliwej, zobaczył trumny monarchów i bohaterów polskich, kościoły krakowskie, podziemia Skałki, potężną mogiłę Kościuszki. „I pokochałem ojczyznę — pisze o sobie chłop-pieśniarz — duszą całą i niczego dziś więcej nie pragnęe, jak w potrzebie ostatnią kroplę krwi za nią przelać". Wśród pracy ciężkiej i niewdzięcznej na chleb powszedni, ręką twardą i zgrubiałą od rzemiosła przelewać począł na skrawki byle jakiego papieru to, co mu grało i śpiewało w duszy zbyt silnie, aby je nawet nędza życia zagłuszyć mogła. Pisał „z wielkiego upodobania do poezyi," dla siebie samego, nie marząc o druku. Lecz ciężkie warunki istnienia nie pozwoliły mu nawet w tych pierwotnych kształtach oddawać się do woli ulubionej twórczości. Tylko w późne wieczory i w ciszę niedzielnego spoczynku mógł Kuraś układać swoje wierszyki. Ginęły, „zapodziewały się“ z biegiem czasu jedne, a na miejsce ich wykwitały nowe pieśni, nowe wiązanki prostych kwiatów poezyi wiejskiej. Ostatnie wreszcie znalazły opiekuna i nakładcę, i plon poetycki „chłopa z nad Wisły“, zrodzony w ubogiej chałupie, dostał się za wspaniałe szyby wielkomiejskiej księgarni.
Na lutni wiejskiego barda nie brak żadnej ze strun duszy ludzkiej, prócz jednej: zwątpienia. Silnie dźwięczy tu struna uczucia religijnego. Stara nabożność polska, kult Maryi, znajduje tu szczery i głęboki wyraz. Z przyrodą obcuje Kuraś, jak prawdziwy poeta, widzi i odczuwa jej czar, chłonie w wrażliwą swą duszę barwy jej, blaski i dźwięki, ale dla chłopa-pieśniarza jest ona przecież nadewszystko siłą rodzącą i żywiącą nieśmiertelną mater genitrix. Wita jej rozkwit wiosenny radosnemi strofami:

Zawitała wiosna w kwiecistej koronie,
Ustroiła lasy, umaiła błonie,
I blaskiem słonecznym rzucając obficie,
Obumarłej ziemi wraca nowe życie.
Hej wiosno, wiosenko! prowadź-że nas w pole.
Na ojczystą glebę, na ojczystą rolę!

Nastrajają go do pieśni fale ojczystej Wisły, ubiera w szaty rymowane miejscowe legendy, krążące wśród ludu wiejskiego, opiewa dolę „wychodźcy polskiego", co idzie w cudze kraje za chlebem. Najgłówniej wszakże, najpiękniej, najuroczyściej brzmi u Kurasia nuta narodowa. Tu w całym blasku występuje przed nami z nizin chaty nadwiślańskiej chłop polak, chłop patryota, obywatel kraju i ta strona twórczości sielskiego barda narzuca nam najsilniej swój nieprzeparty urok. Z radosnem wzruszeniem przerzucamy te karty książki, na których współczesny chłop polski płomiennemi zgłoskami zapisał swe ukochanie ideałów ojczystych, zapominamy tu o prawidłach rymu i kadencyi i w utworach wieśniaka-dyletanta odczuwamy już tylko tętno wielkiego faktu dziejowego, faktu wznoszenia się szarej masy chłopskiej na szczyty narodowego życia. Oddaje Kuraś w wierszach swych cześć pamięci króla Jana III, opisuje czyny Bartosza, opiewa pamięć Emilii Platerówny, pisze na zgon Lenartowicza, poświęca swe strofy „młodzieży polskiej zasądzonej w Toruniu" i polskiemu gimnazyum w Cieszynie, a na mowę malborską cesarza Wilhelma odpowiada wierszem: „Wytrwam!"

Niechaj smok ryczy — niech w nas jadem zieje!
My wszystko zniesiem z wytrwałością męzką,
Aż w końcu ziszczą się nasze nadzieje,
Że pieśń nad ścierwem zanucim zwycięzką!

Taką odpowiedź na prowokacyę zuchwałego germanina wysnuwa z głębi narodowego uczucia chłop-polak. Ze szczególną miłością zwraca się Kuraś do postaci bohaterskiego kosyniera Bartosza Głowackiego. Po dwakroć wraca do niej w swych utworach, a jeden z nich kończy podniosłą zwrotką:

Wsią i miastem — górą — dołem,
Śpiew ludowy płynie kołem,
A przyroda w wtór zawodzi:
Nowa gwiazda Polsce wschodzi...

„Nowa gwiazda“, to idea, z której rodzą się duchowi potomkowie Bartosza. A do „zasądzonej w Toruniu młodzieży polskiej" woła poeta-wieśniak:

Cześć Wam, szlachetne wy polskie dzieci
Za święty dla spraw narodu trud!
Cześć Wam za pracę, co światło nieci
Na drodze skalnej, po której lud
Dąży do chwały za wyższym głosem.
Młodzieży polska! o cześć Ci, cześć!
Nie wskóra tyran już żadnym ciosem,
Abyś kaganiec oświaty nieść
Przed biednym polskim ludem przestała.
................
Cześć Ci, szlachetna polska Młodzieży!
Za świętą sprawę idź śmiało w bój;
Bóg sprawiedliwość wkrótce wymierzy
I sławą'ć będzie męka i znój!

Przy tematach narodowych wydobywa z siebie Kuraś ton silny, męski, stanowczy. Wszystkie inne wiersze przepojone są zadumą i cichym smutkiem. Odmiennego pokroju jest drugi chłop-poeta, autor "Bladych kwiatów" Jantek z Bugaja, podpisujący się z zamaszystą prostotą „parobkiem wiejskim“.
Ten dyszy ognistym, żywym temperamentem krakowskim, prawdziwy zuch wioskowy, gotów do tańca i do różańca. Sztuka rymowania służy mu też głównie do wypowiedzenia wesołej, bujnej ochoty do życia. Jest zawołanym skrzypkiem, poznał kawał niemały świata, kędy wędrował za zarobkiem i ma junacką, niepowściągliwą pewność siebie. Układa bajki i satyry, opisuje piękność przyrody i wsi, a także uderza w ton erotyczny, opowiadając powaby i frasunki miłości. Naturalnie chłop-poeta składa winną daninę kultowi religijnemu i wylewa w wierszach pietyzm swój dla postaci Maryi. I, jak u Kurasia, rozbrzmiewa tu także silny akord uczucia narodowego.
„Jestem Polakiem!" woła Jantek w wierszu, rozpoczynającym cykl wierszy patryotycznych.

Jestem Polakiem, polską mam duszę
I polskie serce w mej piersi bije,
Polską krew, polskie nazwisko noszę,
Z polskiej-em ziemi wyrósł i żyję,
Polak mię ojciec, matka zrodziła,
Pierś swą za pierwszy pokarm mi dała,
Polskim pacierzem mówić uczyła,
Polską mnie pieśnią wykołysała.
Jestem Polakiem, po polsku czuję,
Kocham nad życie polską ojczyznę,
Wszystko, co polskie, kocham, szanuję,
Jak drogą, świętą ojców spuściznę.
Jestem Polakiem: do mnie należyu
Przeszłość i przyszłość mojej Ojczyzny,
Chętnie za wolność Polski Macierzy
Oddałbym mienie, życie, krew, blizny.

Serdeczną nienawiścią darzy Jantek prusaków-hakatystów, a braciom Wielkopolanom ofiarowuje słowa współczucia i zachęty do wytrwania. W zgrabnym wierszyku czci wreszcie „panią w bieli", oświatę, której „jasność bije od czoła, jak od samego anioła.“
Obaj poeci chłopscy występują, jako obywatele-polacy, świadomi dobrze spraw swego narodu. Wiedzą o każdem jego powodzeniu i o każdym fakcie niedoli, odczuwają wszystko głęboko w swych prostych, a gorących sercach i wierzą w przyszłość ojczyzny, wierzą niezłomnie, mocno, ufnie tą wiarą, na której dnie spoczywają zadatki zwycięstwa. I ten przedewszystkiem czynnik duchowy uderza w ich niewyszukanych pieśniach i zostawia po sobie czar niewysłowionego wzruszenia.

Ant. Chołoniewski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Chołoniewski.