Wszyscy tu zakarzeni:
Posłaniec ma katar pięty,
Literat katar w kieszeni,
I doróżkarz bólem zdjęty.
—o—
A stróżysko na ulicy,
Zdrowiem ciesząc się najlepszem,
Leczy się od dychawicy
I rznie kielich wódki z pieprzem. ..............
Dziś się zdrowym być nie godzi,
Wszyscy muszą mieć katary,
Eskulapi starzy, młodzi.
Mają pracy téż bez miary.
—o—
Każdy stęka, każdy biada,
Uskarża się na cierpienia,
O nich tylko opowiada
Bez ustanku i wytchnienia.
—o—
Choć zdrów jak koń od karety,
To się ciągle bawi w leki,
Dzieci, młodzież i kobiety,
Wszyscy jęczą jak kaleki.
—o—
Tak chce mody fanaberja,
A więc jest na modnym świecie
Istny szpital, infirmerja!
Klinika, czy jak tam chcecie. ..............
Hola, hola! mości chorzy!
Choć powiecie, żem oszczerca,
Choć inaczéj chcą doktorzy,
Widzę u Was: katar serca,
Katar duszy, kamień w głowie,
Złotą febrę, pierś stwardniałą,
I z tych chorób cni panowie,
To uleczyć by się zdało.