Cień ponurego Wschodu/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Przedmowa | |
Pochodzenie | Cień ponurego Wschodu | |
Wydawca | Książki Ciekawe | |
Data wyd. | ok. 1923 | |
Druk | Zakłady Graficzne Zygmunt Sakierski | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Nie piszę bynajmniej historycznych szkiców o Rosji, ani Carskiej, ani Sowieckiej. Podaję tylko szereg rysów i cieniów z życia i psychologji tego narodu, a mianowicie takich, które pozostawały po za kulisami rzeczywistości. Tymczasem rzucają one promień światła na duszę narodu i dają plan myślenia o nim.
Jestem przekonany, że cywilizowana ludzkość będzie zmuszona iść do Rosji nie z handlowemi misjami i swoją walutą, lecz z krzyżem, nauką i wolą, zmuszającą do pracy ten naród, który stracił rozum, honor i ojczyznę. Jest to ciężki obowiązek ludzkości, lecz trudno! — ominąć go nie uda się. Myślę więc, że moje szkice „Cień ponurego Wschodu“ pomogą w pewnym stopniu w wykonaniu tego obowiązku.
Naród rosyjski historycznie i fizjologicznie jest zbliżony do narodów Wschodu, lecz przyjął od nich najbardziej ponure i zbrodnicze cechy. Jasne strony psychologji i moralności wschodnich ludów są obce Rosjanom, gdyż wymagają hartu i wzniosłości ducha.
Lekceważenie i poniewieranie kobiety — matki i żony, upadek moralności rodzinnej, zachłanność polityczna, brak łączności społecznej, przepaść pomiędzy inteligencją a ludem, demokratyzm w formie idealizmu lub chamstwa duchowego, wybujałość nienawiści klasowej, duch mordu i rabunku, obojętność lub nierealność zasad religijnych, zabobony, resztki kultury XIII–XIV wieku, serwilizm i niemoralność społeczna są temi ujemnemi cechami, Wschodu, który przeżył już sam siebie.
Teraz, gdy poza mną pozostał długi okres mojej włóczęgi przez najdziksze i najkulturalniejsze kraje azjatyckiego Wschodu, widzę wyraźnie ponury cień jego w najważniejszych przejawach życia rosyjskiego — upaństwowionego i anarchicznego.
Widzę wyraźnie niebezpieczeństwo, grożące cywilizacji chrześcijańskiej od Wschodu, ale nie od rzeczywistego Wschodu, który pozostaje w mistycznej zadumie lub w imponującym majestacie, gdy broni swojej kultury i samoistności od zgubnych wpływów przybyszów. Widzę groźbę Wschodu, w awangardzie którego idzie mrowie rosyjskie mongolskich mieszańców, a za nim fala doprowadzonych do rozpaczy, rozpalonych nienawiścią Azjatów zdemoralizowanych i zrewolucjonizowanych przez sowieckich dyplomatów za krwią zbroczone złoto, zdarte z zamordowanych, z obrazów i krzyży świętych, z przybytków wiedzy.
W tej chwili obawy od wschodu przypominam sobie pełne cynizmu słowa jednego z wybitnych rosyjskich publicystów, Engelharda, który w ten sposób malował bliskie losy Rosji:
— My jesteśmy narodem anarchistycznym, tatarskim, uznającym tylko przemoc fizyczną, siłę zbrojną, twardą pięść, bat nad sobą! Gdy nie chcieliśmy płacić podatków, rząd dał nam wódkę, podsuwał nam ją wszędzie, na każdym kroku, zmuszając, do picia nawet wprost na ulicy. Piliśmy i płaciliśmy w ten sposób podatki. Nie chcieliśmy być kulturalnymi ludźmi, nie chcieliśmy posyłać dzieci swoich do szkół, wtedy pop zaczął odmawiać nam ślubu, chrztu i pogrzebu, a policjant batem tłukł nas — ojców i matki za opór; nie zgadzaliśmy się dawać rekruta, przychodził oficer z kompanją i wystrzeliwał nas lub kłuł bagnetami. Wtedy stawaliśmy się państwowcami i patrjotami: płaciliśmy do Skarbu „Matki Rosji“, paliliśmy się do oświaty, szliśmy bronić cara, wiarę i ojczyznę! Teraz wszystko runęło. Jesteśmy najwolniejszym narodem na ziemi. Możemy sami rabować złoto, uczyć burżuja zamiatania ulic i czyszczenia stajen, bić się na ulicach własnych miast, śpiewając „na jednego uderzmy we trzech śmiało, a po zwycięstwie pić!“ — Wolność mamy, lecz ona niesie nam dar niezwykły, — głód, — głód, jakiego nie widział świat! Jeść będziemy padlinę, korę, glinę, dzieci własne zjadać będziemy. Wtedy tylko padnie Lenin lub inny komunistyczny tyran, i rozszarpie go tłum na ulicach Moskwy tak, jak niegdyś rozszarpał Dymitra-Samozwańca[1]; potem schowamy za cholewę ostry nóż i wyjdziemy na ulice, wielkie drogi, zaczaimy się w krzakach lub za rogami domów i płotów i, szepcząc nasze rosyjskie, zbójeckie żargonowe hasło „Saryń da na kiczku“[2] będziemy pruli brzuchy i gardziele przechodniom i będziemy istnieli dopóki będzie co pruć. A gdy zabraknie, rzucimy noże, padniemy na kolana przed całym światem i ryczeć będziemy:
— Wielkiemi jesteśmy zbrodniarzami! Zabiliśmy ojca-sumienie i matkę-ojczyznę! Winę swoją, jak ohydną ranę pokazujemy, błagając was, cywilizowane narody, przychodźcie i ratujcie!“