Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale/Odsłona III
←Odsłona II | Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale Odsłona II Wojciech Bogusławski |
Sprawa I - Sprawa II - Sprawa III - Sprawa IV - Sprawa V - Sprawa VI - Sprawa VII - Sprawa VIII - Sprawa IX i ostatnia |
Teatr wystawia to samo, co w pierwszej odsłonie.
Sprawa I
edytujDOROTA
- (sama)
- Cós to, ze ich tak długo nie widać?
- Cy casem mojego Stasia w bitwie nie zabili.
- Oj! toćbym tes becała, wolałabym wreście,
- Zeby mojego starca: ale cyt, salona!
- Nie powinna, męzowi śmierci zycyć zona,
- Choć i bzydki, dość, ze cłek pocciwy. Niewieście
- Zawse zycie małzonka, powinno być drogie.
- Ze casem się psytrefi cłeku z ułomności
- Zgzesyć, to jesce nie tak wiele w tem jest złości,
- Ale cychać na zycie, jest psestępstwo srogie.
- Jabym jus i nareście, chciała z nim zyć wiernie,
- Ale mi ten Stach serce, tak pali niezmiernie,
- Ze ledwo zyć bez niego mogę, niescęśliwa.
- Naco się tes to cudzej zecy, tak zachciewa.
- Gdyby Stasio był moim, moze i połowy
- Niebyłby mi tak miłym, nie zawrócił głowy,
- A teras mnie tak dręcy, tak mą dręcy dusę,
- Ze albo umrę z zalu, albo go mieć musę.
- Obiecał, kiedym na ślub jego zezwalała,
- Ze mnie tes pocałuje, jak tylko powróci,
- Cy mi dotsyma słowa, będą doświadcała,
- Bo po ślubie, to Baśka głowę mu zawróci,
- A psytem jędza dziewka, nieda sobie w kasę
- Dmuchać.
Sprawa II
edytujDorota, Bryndus, Jonek.
DOROTA
- Jak się mas, Jonku? a nasi?
JONEK
- Za młynem,
- Wysiadają tam na bzeg.
DOROTA
- A bydło?
BRYNDUS
- Na pasę,
- Jus go zagnał pastusek.
DOROTA
- Jakimze to cynem
- Cudownym wy z Góralmi w zgodzie?
JONEK
- Aj Bartkowa!
- Jak powiemy, to wam się wej zawróci głowa,
- Jakie tam dziwowiska ten Skubent wyprawił!
- I pogodził nas wsystkich i strachu nabawił.
BRYNDUS
- I nawracał i dziwił.
DOROTA
- Ales jak, gadajcie.
JONEK
- Oj! bo to trudno.
BRYNDUS
- I jak!
DOROTA
- Lec psecie.
JONEK i BRYNDUS
- Słuchajcie!
DWUŚPIEW
BRYNDUS
- Najpsód ciągnął drut pses drogę,
JONEK
- Potem sam uciekł na górę
BRYNDUS
- Potem nas uderzył w nogę.
JONEK
- Potem im chciał wybić skórę.
BRYNDUS
- Potem nam kazał powstawać.
JONEK
- Potem groził, potem łajał,
BRYNDUS
- Potem kazał ręce dawać.
JONEK
- Potem jakieś dziwy bajał.
BRYNDUS
- Potem podawał butelki.
JONEK
- Potem włosy powstawały.
BRYNDUS
- Potem spuścił drut nie wielki.
JONEK
- Potem kręcił jakieś wały.
BRYNDUS
- Potem kazał stanąć w koło.
JONEK
- Potem nas wsystkich udezył.
BRYNDUS
- Potem się rozśmiał wesoło.
JONEK
- Potem jus mu nikt nie wiezył,
BRYNDUS
- Wreście, djabeł to rozumie,
- Co ten cłowiek mądry umie.
DOROTA
- Chyba tes djabeł pojmie, bo ja głupia s tego,
- Ale otós i nasi, widzę Stasia mego.
Sprawa III
edytujWszyscy prócz Bardosa.
DOROTA
- Witajcie nam, witajcie!
BARTŁOMIEJ
- Jakze się macie zono?
- Cies się, jus między nami wsystko zakońcono,
- Jus my w zgodzie. Ten skubent, co to tu
- Był z nami, pozbawił nas wselkiego kłopotu.
WAWRZYNIEC
- Co on tam nawyrabiał i pojąć nie mozna,
- Opowiemy wam wsystko.
JONEK
- Ale to zec prózna.
- Jus my tu powiedzieli Dorocie dokładnie.
DOROTA
- Coście wy tu bajali, to i bies nie zgadnie,
- Ale mi Stasio wsystko najlepiej opowie.
BASIA
- Jest ci tu tyle innych.
BARTŁOMIEJ
- Teras moje zycie,
- Poniewas na weselu będą ci panowie,
- Zaksątnij się, we wsystko psysposób sowicie,
- Idź do chaty. - Ty Stachu i ty tes dziewcyna,
- Pomóscie jej, ja chwilkę zajze tes do młyna.
- (Odchodzi.)
WAWRZYNIEC
- A my pójdźmy do karcmy, posilma się ksynkę
- Dobrą gozałką.
MIECHODMUCH
- Ja tes łyknę odrobinkę.
DOROTA
- A ja dla was ze Stachem, spoządzę śniadanie,
- I wsystkich was do chaty zaprasamy na nie.
WSZYSCY
- Przyjdziem z ochotą.
JONEK
- Będą tańce i muzyka.
- Idźmy, hej wiwat! Niech każdy wyksyka.
WSZYSCY
- (krzyczą).
- Wiwat!
- (Odchodzą do karczmy.)
DOROTA
- Pódźma więc.
- (Ciągnie Stacha do chaty.)
Sprawa IV
edytujBardos (pokazuje się nieznacznie i kiwa na Basię.)
BARDOS
- Psyt! psyt!
BASIA
- (spostrzega go).
- Idźcie, bo ja musę
- Troskę zajzeć do karcmy - Jamci druchna psecie
- Panna młoda mnie ceka.
DOROTA
- (n. s.).
- Tym lepiej.
- (Odchodzi ze Stachem.)
Sprawa V
edytujBardos i Basia.
BASIA
- (niecierpliwie).
- Cós chcecie?
- Spiescie się, bo ja od nich na krok się nie ruse;
- Mam ich wejcie zostawić samych?
BARDOS
- Próżna trwoga.
- Gdzież jest ojciec?
BASIA
- We młynie.
BARDOS
- To dobrze, a teraz
- Moja Basiu, wleziesz tu w tę wierzbę.
BASIA
- Dla Boga!
- Ja zaś w wierzbie mam siedzieć, jak sowa.
BARDOS
- Oj, nieraz
- Siadywałaś w niej w parze, s twoim lubownikiem.
BASIA
- Ja zaś?
BARDOS
- Tak jest.
BASIA
- (n. s.).
- Ten cłowiek chyba carownikiem,
- Wsystko zgaduje.
- (głośno)
- Prawda, i zem tam nieras tam siedziała.
BARDOS
- Wchódź, wchódź, a żwawo, będziesz stąd wszystko widziała,
- Jak się z Dorotą Stasio obchodzi, ale cię
- Przestrzegam, żebyś mi się wyjść nie odważała,
- Nim otworzę, bo wszystko zepsujesz.
BASIA
- Aj! zjecie
- Carta, Pani Macocho!
BARDOS
- No, dalej.
BASIA
- Jus włazę.
- (Basia włazi w wierzbę, Bardos ją zamyka.)
BARDOS
- To jedna, wnet tu będą i drudzy - Terazże,
- Dalej do młyna, tam się za drzwiami zasadzę.
- Zapewne Stach uciekać będzie od Doroty,
- Ona go zechce gonić, a gdy swe zaloty
- Zacznie palić, ja wtenczas męża wyprowadzę.
- (Odchodzi do młyna.)
Sprawa VI
edytujDorota, Stach.
DOROTA
- Nie uciekajze. Stasiu! nie bądźze tak srogi.
STACH
- Moja Pani Doroto, puscie wy mnie, prose.
DOROTA
- Gdybyś ty ucuł w sercu, tak srogie pozogi,
- Takie męki, jakie ja, niescęsna ponose,
- Nie byłbyś tak okrutnym, nie chciejze uciekać,
- Pójdź do chaty.
STACH
- Nie mogę.
DOROTA
- Wsakze nie ma Basi.
STACH
- Ale psyjdzie.
- (n. s.)
- Tu skubent kazał na się cekać.
DOROTA
- Ona tu nie powróci, nie puscą jej nasi.
- No, to psynajmniej choć mnie ras pocałuj.
STACH
- Nie mogę.
DOROTA
- Dla cego?
STACH
- Mam zdradzać Basię moją drogę?
- Moja Pani Doroto, zućcie te jamory,
- Zyjmy lepiej w psyjaźni - bo, jakby nas który
- Sąsiad kiedy wypatsył, a doniósł Bartkowi,
- Biada mnie i wasemu byłaby gzbietowi,
- Ja tes mam młodą zonkę, którą z dusy kocham.
DOROTA
- Ja tes to sama cuje, ze ja trochę płocham.
- Ale cós, kieśmi serce tak zranił niebodze,
- Ze cyli śpie, cy cuwam, cy siedze, cy chodze,
- Tyś mi psytomny, zawse za tobą się bidze,
- Więc choć ostatni ras ściśnij mnie.
- (Chwyta go za szyję, w tem Bardos i Bartłomiej wchodzą.)
Sprawa VII
edytujBardos i Bartłomiej.
BARTŁOMIEJ
- Co widzę,
- Cy mnie co oćmiło? Cy?
DOROTA
- Ach mój mąs, uciekaj!
STACH
- (n. s.)
- Dalej do wierzby!
- (włazi w wierzbę.)
BARDOS
- (Zatrzymuje młynarza i odwraca go w przeciwną stronę, aby nie widział, gdzie się Stach chowa.)
- Panie młynarzu, zaczekaj!
- Patrzno, jak śliczny jastrząb w tę wierzbę się chowa.
BARTŁOMIEJ
- Ej, daj mi WPan pokój, cós się to ma znacyć,
- Tyś się tutaj ze Stachem ściskała.
DOROTA
- Ot, głowa,
- Chyba ci się psyśniło, musiałeś źle bacyć,
- Skąd tu Stach?
BARTŁOMIEJ
- Psecie tu był.
DOROTA
- Oto byś nie bzduzył,
- Dopiero, com tu wesła.
BARTŁOMIEJ
- Tociem nie pijany.
BARDOS
- Może wam się tylko zdało.
BARTŁOMIEJ
- Mój kochany
- Panie, gdybyś mnie niebył tym jastsębiem zduzył,
- Byłbym go złapał.
BARDOS
- Ale skądże zaś, ja przecie
- Mam też oczy, a nicem nie widział.
DOROTA
- Ot, plecie.
BARTŁOMIEJ
- Jesce mi tak pyskujes, pocekaj.
DOROTA
- Na dusę
- Psysięgam, ze nic nie wiem.
BARTŁOMIEJ
- Toć i wiezyć musę.
BARDOS
- Tak to jest, człowiekowi czasem się przywidzi.
BARTŁOMIEJ
- Cós to wam jest, Doroto?
BARDOS
- Ot się darmo wstydzi,
- Bo ją niesłusznie Waszmość posądzacie.
- Chodźmy już. Ale cóż to? pszczoły pono macie
- W tej wierzbie, Bartłomieju?
BARTŁOMIEJ
- Psed miesiącem były,
- Ale nie wiem, dlacego ten ul pozuciły.
BARDOS
- Może już tam są znowu, obaczmy.
DOROTA
- (n. s. Przelękniona).
- Umieram,
- Jak go złapie, to po mnie.
BARTŁOMIEJ
- Ja co dzień zazieram,
- Ale ich nigdy nie ma.
BARDOS
- Teraz są zapewne.
DOROTA
- (n. s.)
- Oj! zginęłam biedna.
BARDOS
- Jeśli nie, ja pewne
- Dam wam rady, żeby je napowrót przywabić.
DOROTA
- (n.s.)
- Drzę cała.
BARDOS
- Najprzód, trzeba ul dobrze zabić,
- Potem go wysmarować gliną.
DOROTA
- (n. s.)
- Kiejby jako,
- Psestrzedz go można.
BARTŁOMIEJ
- Jać to robię, a wselako
- Nie powracają pscoły.
BARDOS
- A nie, to spod spodu,
- Ot tutaj, trzeba zawsze podłożyć im miodu.
BARTŁOMIEJ
- Jać to robię.
DOROTA
- (n. s.)
- Serce wyleci ze drgania,
- Ach! niechcę, niechcę więcej obcego kochania.
BARDOS
- Potem także, trzeba mieć i o pszczołach pieczę.
BARTŁOMIEJ
- Jać im dogadzam.
DOROTA
- Ten ras, jak mi się upiece,
- Psysięgam, ze jus nigdy kochać się nie będę.
BARDOS
- Teraz, chciałbym zobaczyć w środku i dobędę
- Deszczki.
- (idzie i otwiera drzwiczki).
DOROTA
- Ach! mdło mi, mdło mi, ratujze mnie Boze!
BARDOS
- A to co jest?
- (niby zdziwiony.)
BARTŁOMIEJ
- Stach w wierzbie? A cys to być moze?
- Aha! to tam się schował a cós pani zono?
DOROTA
- Ale, bo to...
- (pomięszana.)
BARTŁOMIEJ
- Widziałem cię ja nie ras, ze stodoły.
BARDOS
- Nic nie wiecie, co to jest i ona też pono
- Niewie, Basiu, wyjdź no tu
- (Basia wychodzi.)
- Otóż macie pszczoły.
BARTŁOMIEJ
- I ona tam?
- (Stach wychodzi.)
BARDOS
- A widać, ze Stachem siedziała.
DOROTA
- Ta niecnota wsyściutko teras wysłuchała.
BARTŁOMIEJ
- Cózeście tam robili?
BARDOS
- Jak w parze turkawki,
- Siedzieli.
BARTŁOMIEJ
- Ale nacós w wiezbie?
BARDOS
- Dla zabawki,
- Zwyczajnie dzieci.
STACH
- Tak jest, wzdyć to były zarty.
BARTŁOMIEJ
- Psuć mi ul taki dobry.
STACH
- Ale nic niewarty,
- Bo prózny.
BARDOS
- Więc widzicie teraz prawdę szczerą,
- Darmoście oto żonę zmartwili, złajali,
- Bo tu oni przed chwilą s sobą się ściskali.
- Przeproście się.
DOROTA
- (n. s.)
- Och, teras odzyłam dopiero.
BARTŁOMIEJ
- No, darujcies mi Dosiu.
DOROTA
- Ale tak mnie łajać.
BARTŁOMIEJ
- No zgoda.
DOROTA
- Zgoda.
- (podają sobie ręce).
BARTŁOMIEJ
- Teras wy, idźcie do chaty,
- A ja pójdę dla Basi prosić gości w swaty.
- Słuchajcies nie potseba tego ludziom bajać.
Sprawa VIII
edytujPozostali.
STACH
- Wielki z Wacpana figlas.
DOROTA
- To dowcipna stuka.
BARDOS
- Jest to dla was, Doroto, maleńka nauka,
- Nie psujcie córce szczęścia.
DOROTA
- Jus nigdy o Stachu
- Nie pomyślę, ledwom ci nie zdechła od strachu,
- Nie gniewajze się Basiu.
BASIA
- Łatwo wam psebace,
- Bom się o moim Stachu wiernie psekonała,
- On nie wiedział Matulu, żem ja tam siedziała,
- Bo tam sam Pan mię schował, oj, ślicne kołace
- Na mleku Jegomości na drogę upiekę.
DOROTA
- A ja jus zdradzać męza, wiecnie się wyzekę.
Sprawa IX i ostatnia
edytujWszyscy.
BARTŁOMIEJ
- Prosiemy na śniadanie.
BRYNDUS
- Z ochotą.
MORGAL
- Z ochotą.
BARTŁOMIEJ
- Jutro wesele wase, a teras Doroto
- Bądź nam rada.
BARDOS
- Nim jeszcze siądziemy do stołu,
- Wprzód sobie zanucimy piosneczki pospołu.
MIECHODMUCH
- A ja, podjadłszy szobie, jak się taniecz zacznie,
- Z pomiędzy wasz do karcmy, wymknę się nieznacznie
- Rozrywkę niespodzianą zrobię dla Bryndusza,
- Ubierę się, jak zwycaj u nas, za Bachusza
- I na beczce przyjadę do wasz.
WSZYSCY
- Zgoda, zgoda.
BARDOS
- Niech tu dziś będzie sama roskosz i swoboda.
STACH
- A ja, za to, ześ Waspan był dla mnie łaskawy,
- Zawiozę swemi końmi do samej Warsawy.
BARDOS
- A ja cobym tam robił? Jest tam i bezemnie
- Wielu takich, co żyją tylko z kałamarza.
- Lecz im się często, chłodno i głodno być zdarza.
- Wolę pracować w roli, niż żebrać nikczemnie,
- Tu sobie gdzie na gruncie osiędę w Mogile.
WAWRZYNIEC
- My waspanu złozemy, na pocątek, tyle,
- Ze będzies gospodazem.
BARDOS
- Dziękuję. - Robotę
- Skończyłem, poprawiłem w słabości Dorotę,
- Oszczędziłem krwi ludzkiej, zawziętych zgodziłem,
- Jeśli jeszcze was przytem trochę zabawiłem,
- Wszystkie moje żądania już są dopełnione.
ŚPIEWKI
BARTŁOMIEJ
- Zadko teras znaleść zonę,
- By była poćciwa,
- Chocias cłowiek kocha onę,
- Jednak podejzliwa,
- A najbardziej kiedy stary
- Młodą se dobieze,
- W krótce pójść musi na mary
- Lub rogi psybieze.
DOROTA
- Gdy dziewcyno w młodym wieku,
- Swawolną się cujes,
- Nie ślubuj staremu cłeku,
- Bo wnet pozałujes,
- A jezeli z dobrej woli
- Juz się z nim połącys,
- Nie sukaj obcej swawoli,
- Bo źle zawse skońcys.
STACH
- Wy chłopaki, cudzej zony,
- Nie psujta nikomu,
- Bo s tej mody zarazonej
- Tylko bieda w domu,
- Tak się teras w stadłach psują
- Zony i męzowie,
- Ze ich dzieci nie zgadują,
- Któzy ich ojcowie.
BASIA
- Wanda lezy w nasej ziemi,
- Co niechciała Niemca,
- Lepiej zawse zyć s swojemi,
- Nis mieć cudzoziemca.
- Gdzie się bardziej obcy ziomek,
- Nis rodak podoba,
- Biedny bywa taki domek,
- Traci się chudoba.
BRYNDUS
- Nie pogardzaj ubogimi,
- Choć jesteś bogaty,
- Bo niecyniq nas wielkimi
- Klejnoty i saty.
- Nie wydzieraj co cudzego,
- Sanuj wsystkie stany,
- Poznaj w cłeku brata swego,
- A będzies kochany.
MORGAL
- Nie wiez nigdy Siarletanom,
- A sanuj mądrego,
- Nie pomagaj Wielkim Panom
- Ku biedzie bliźniego.
- Bo, jak się casem nieuda,
- Cnota weźmie górę,
- Nie będąć to zadne cuda,
- Ze ty weźmies w skórę.
JONEK
- Stsescie wionków swych dziewcęta,
- Mawiała ma ciotka,
- Bo w miłości jest ponęta,
- Zdradliwa choć słodka.
- Dawniej chodził ślub na gody
- Pses cierniste pole,
- Teras idzie bes pseskody,
- Ani się zakole.
BARDOS
- Wy uczeni, którzy wszędzie
- Cierpicie dla cnoty;
- Nie zawsze wam tak źle będzie,
- Nie traćcie ochoty.
- Służyć swej ojczyźnie miło
- Choćby i o głodzie,
- Byle światło w ludziach było,
- A sława w narodzie.
MIECHODMUCH
- Chuda fara, Organista czeka na Akcypę,
- Rzadko teraz by kto sprawił krzciny albo sztypę,
- Ciężko dzisiaj Boże odpuść być kościelnym sługą
- Mruczą ludzie, że im bieda a zyją dość długo.
- Oddawajcie swe daniny,
- Co komu należy,
- Proboszczowi dziesięciny
- Klesze na pacierze,
- Organiście na przyczynek
- Jajec na Wielkanoc,
- Parę kiełbasz, parę szynek,
- A teras dobra nocz.
CHÓR OGÓLNY
- Poczciwość, wierność, miłość i zgoda,
- Niechaj pod naszym dachem panuje,
- Niech u nas nigdy przewrotna moda
- Głów nie zawraca i serc nie psuje.
- Niech to świat pozna że gdzie prostota,
- Tam jeszcze szczera zostaje cnota.
- (Wszyscy się biorą do tańca.)