[49] CZARNY BRYLANT
(Ballada)
Kazimierzowi Wierzyńskiemu
Słyszysz? Był to najdzikszy z szalonych birbantów,
Co widmo zbrodni co noc głuszył brzękiem szklanic.
Ponoś ów rudy handlarz pereł i brylantów
Coś wie o tem, lecz milczy i nie powie za nic.
Bo kiedy go kto dotknął przezwiskiem potwarczem,
W piekło szlak mu poświecił szpady jego migot,
Gdyż hardy był ten dziwny król przydrożnych karczem,
Fantastyczny bohater tysiąc jednej przygód.
Nęcił go wir niebezpieczeństw, kochał się w hazardzie,
Lubił z pod ciemnej gwiazdy pijaków i łgarzy,
Miał czar fantazji djablej w krawata kokardzie
I wyraz niespokojnej dumy w bladej twarzy.
Zamłodu awanturnik pokochał bezdroża,
Zamarzył o przygodzie szalonej, bez granic,
Którą życiu chciał wydrzeć, jak perłę z fal morza,
I w tem tkwi może powód, że tak zeszedł na nic.
[50]
Raz w spelunce nadmorskiej, gdy grał pośród czerni
Szulerów, wykpigroszów i portowych mętów,
Rudy handlarz nieznany nikomu w szulerni,
Zdradził mu tajemnicę czarnych djamentów.
Z błyskiem w oczach mu szeptał, że ten kamień święty
Strzegą mocą piekielną ciemne zabobony,
A drogę ku nim znaczą rozbite okręty,
Zaginionych dynastji krwią splamione trony.
Z lękiem mówią coś o tem na wschodzie legendy,
Że śmiałka, który na nie targnąć się poważy,
Wiecznie po całym świecie ścigać będzie wszędy,
Bogini czuwająca w podziemiach na straży.
Lecz kto piekielne moce wyzwie w straszne szranki,
Kto tysiąc niewidzialnych rąk zemsty pokona,
Ten serce najdziwniejszej zdobędzie kochanki,
Burzliwie go pokocha bogini szalona.
Odtąd zniknął bez wieści, aż w lata po zdradzie,
Jak w spelunkach portowych dotąd mówią o tem,
Widziano go na statku jakiegoś pokładzie,
Kiedy do kraju swego odpływał zpowrotem.
[51]
Tchnienie czarnej zarazy, zwodnicza moc mgławic,
Wraz z wściekłością burz morskich poszły jego śladem,
Jakgdyby chciały śmiercią i ogniem błyskawic,
Wydrzeć mu wykradziony bogini diadem.
Kiedy wrócił, kochanka chytrze go zdradziła,
Coraz mu w życiu gorzej poczęło się zdarzać,
Zdawało się, że jakaś tajemnicza siła
Chce go z powierzchni życia nazawsze wymazać.
Ktoś przeciw niemu knował niebezpieczny spisek
I szatańsko rozpuszczał ciemne plotki o nim,
Drzwi jego domu znaczył znakiem tajnych krysek,
Albo pod próg podrzucał ohydny anonim.
Nocami ktoś pod oknem szeptał krótkie hasła,
Potem stąpał po schodach i drzwi jego szukał...
Wtem pękło z trzaskiem szkiełko, lampa nagle gasła
I trzykroć ktoś do okna z wściekłością zapukał.
Snać jednak losy swoje zwierzył ostrej szpadzie,
Żaden lęk się nie imał tego zawadjaka,
Bo co noc szedł wesoło do szynków w gromadzie
W czarnym płaszczu, jak widmo królewskiego ptaka.
[52]
Hej! Wino, szał i karty, do stu jasnych katów!
On wygrać musi nawet do samego czarta,
Jak zawsze zgarnie z stołu rulony dukatów,
Ale w talji jest jedna niebezpieczna karta...
Dama — trefl, przyodziana w tajemnicze szaty,
Smukłą rękę, na której lśni czarny diament,
Wyciąga w grze ku niemu i zgarnia dukaty,
Wywołując przesądny pośród graczy zamęt.
Także luster unikał, bo ich wnętrze kradło
Dumne oblicze króla odważnych birbantów
I zamiast niego straszne patrzało widziadło,
Rudy kutwa, ów handlarz pereł i brylantów.
Aż raz, gdy pił z kompanją na maskowym balu,
Przybrany najcudaczniej za czerwień — waleta.
Trąciła się z nim nagle zakryta w woalu,
Nikomu w całem mieście nieznana kobieta.
Smukłą ręką z pierścieniem dziwnym, bez klejnota,
Jakieś znaki mu daje tajemne na migi...
Już idzie, idzie za nią... Pobladła hołota
Zaskoczona zagadką dziwacznej intrygi.
[53]
Już idę. O, kto jesteś, widmo tajemnicze,
Tu niema już nikogo... Słowo jedno zamień!
Znam cię! Imię swe powiedz! Odsłoń swe oblicze!...
Co widzę! Wszak z pierścienia zagubiłaś kamień...
— „Już świta. Patrz, poznajesz“?
Tyś dama treflowa!
„Tak! Dama trefl, trefl dama! Przegrałeś walecie!
Tyś moja, moja lewa — oddaj ją bez słowa“.
...Poznałem cię po oczach i wąskim sztylecie...
„Gdzie są brylanty czarne? Tu? tu, Ach, nie tu!
Tu, gdzie serce uderza tętnem oszołomień“...
I jeszcze raz przy ciosie wąskiego sztyletu,
Ujrzał czarnych brylantów czarodziejski płomień.
Znaleźli go martwego, w zachwycie miał lica,
Krwawa różę na piersiach, cały w jasnych zorzach,
Zginęła z nim brylantów czarnych tajemnica
I powieść fantastyczna o dziwnych bezdrożach.
|