<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Irzykowski
Tytuł Czem jest Horla?
Podtytuł Rodzaj Programu
Pochodzenie Nowele
Wydawca Albin Staudacher, Jan Fiszer
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc
Miejsce wyd. Stanisławów : Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CZEM JEST HORLA?
(RODZAJ PROGRAMU).

W przededniu swego obłąkania Maupassant napisał »Horlę«. Jestto straszne wyznanie autora-człowieka pod pozorem wizyi artystycznej.
Któż nie przeżył chwil, w których mu się zdawało, że coś niewidzialnego jest z nim razem, — że ktoś za nim chodzi, nad nim się pochyla, jest w jego myślach i snach?
Opętał go Horla, wampir, istota wyższa, której mnóstwo podobnych przybyło skądsiś na ziemię, — istota, dla której człowiek jest krową. To już nawet nie urojenie, poczęte w jakimś nadzwyczajnym stanie świadomości, nie gra filozoficznej imaginacyi, ale fizyologiczna rzeczywistość. Z początku nawet śmieszna. Pan strach! Pan strach wypija wodę z zatkanej karafki: cudowna sztuczka! Pan strach siedzi tam, tam, obraca kartki książki — a gdy go napadnę, ucieka przede mną przez okno, tłukąc mi szyby.
Chwila nawpół naocznego objawienia się Horli: Człowiek staje przed lustrem, ale coś — jakaś mgła obraz jego w lustrze przesłania. Aż rozsuwa się mgła, spływa ukośnie niby ciecz i odbicie jest czyste. A więc był przesiąknięty Horlą.
Nawet dusza tego człowieka jest gniazdem Horli: Horla rozkazuje, Horla nie pozwala, Horla go suggestyonuje. Nie można o nim nikomu powiedzieć, nie można z zewnątrz zawezwać pomocy. Zawsze i wszędzie, w swojej samotności i wśród tłumu — sam na sam ze swoim Horlą.
Walczyć z Horlą!
Człowiek obmyślił plan. Zrobił ze swego pokoju hermetycznie zamykaną klatkę, zwabił Horlę do środka, wymknął mu się przez drzwi, zatrzasnął je za sobą, a potem podpalił swój dom w sposób również z góry przygotowany.
I świat mu się naraz innym wydaje, przyroda tchnie szczęściem... Pozbył się Horli, oddycha pełną piersią!
Ale czyż można pozbyć się Horli? Już coś nachyla się nad nim i szepce mu w myśli: I ja tu jestem, ja twój Horla, z tobą do śmierci!
Do śmierci? A więc zabiję się!
Oto treść nowelli Maupassanta. Jestto apoteoza pustki, wyśpiewana hymnem grozy. Jestto wołanie o pomoc, które w drodze zamieniło się na muzykę. Horla to tajemniczy minotaur, mieszkaniec głębin tej przeraźliwej samotności ludzkiego życia, która trwa od kolebki aż do grobu, otaczając duszę człowieka przepaściami, nie dopuszczając żadnego ratunku.
Nowella Maupassanta wywiera straszne, ogłuszające wrażenie. Oko zezem spoziera, zimno owiewa skronie, a choćby się nawet było w kole znajomych, doznaje się naraz uczucia ogromnego osamotnienia.
Nie poddam tu rozpatrzeniu kwestyi, jakimi środkami osiąga Maupassant to wrażenie, czy idziemy tu na lep wyrafinowania autorskiego, czy jest tam coś czystszego, — chodzi mi o istotę samego wrażenia. Ono mi daje sposobność stanąć na jakiejś wyżynie, z której widzę gmach poezyi, jak błyszczy i w jakich ginie obłokach. Chcę udowodnić myśl — nie, chcę ją wypowiedzieć w ten sposób, by się stała widzialną, myśl, że poezya jest Horlą.
Każde wrażenie jest święte. Lecz są ludzie, mający tę szczególną podłość, że nie ufają swemu wrażeniu i muszą je sobie naprzód odpowiednio spreparować, małoduszne umysły niezdolne do pierwotności. Ci chcąc się otrząść z wrażenia noweli Maupassanta powiedzą: »E! to chorobliwe, on oblicza tylko na nerwy!«, bo jest to ich cechą, na wszystko, co jest właściwie zagadką metafizyczną, znaleźć jakieś słówko wyrwane z patologii, a wiadomo, że nazwa bywa zwykle grobem kwestyi. Dla nich wrażenie to jest nieprzyjemne, niewygodne, więc chcieliby je zbyć jakąś rzekomo estetyczną odrazą. Są wobec Horli tak jak pies, gdy patrzy w oczy człowieka i może przeczuwa jego wyższość metafizyczną i drżeć i skomleć zaczyna.
Ale właśnie dlatego, że to jest strasznem, przypatrzmy się temu. Ufajmy świętej prawdzie pierwszego wrażenia, przyznajmy się, że jest tu jakiś tajemniczy pierwiastek, raz zawarty we wszechświecie, z którym się rachować potrzeba. Czyż nie podobnie było z satanizmem? Czyż ludzkość nie dokonała wielkiego czynu przeciwstawienia Bogu Lucyfera i czyż na tym symbolu oparta nowożytna etyka nie postawiła sobie celu: wywieść dobre ze siły zła?
Wrażenie Horli jest czysto osobiste, osamotniające. Naraz się jakieś okienko otwiera. Świat ten, w którym dopiero żyliśmy i działali, staje się naraz tajemniczym, obcym. Duchami wydają się ludzie, materya zlewa się z sobą, czujemy jakiś wiatr kosmiczny, tchnienie chaosu. Oko patrzy w głąb i świat cudownieje, stwarza się.
Ktokolwiek, zdolny do szczerości, przypomni sobie wrażenia, jakie z dotychczas czytanych książek odnosił i zesumuje je, przyzna, że może tylko dwa, trzy między niemi były, o których pomyśleć przed śmiercią warto, które dla jego duszy były zdarzeniem. Co prawda takie wrażenie było w każdym poszczególnym wypadku wywołane jakąś specyalną treścią i przybierało jej barwę, lecz zawsze miało wyżej opisany charakter, zawsze w niem tkwiło to nagłe odkrycie, że świat jest właściwie cudem, a fenomen ten nazwijmy wedle jego najbardziej jaskrawego objawu: Horlą.
Celem świata jest powrót do cudu, poezya illustruje ten cel, osiągając go zarazem w ten sposób chwilowo. Na to zaś składają się następujące czynniki.
Pierwszym jest poeta, tworzący dzieło. Każde dzieło, bez wyjątku, można ze stanowiska rozumu znihilizować, wykazać niedorzeczność i kruchość idei, charakterystyki, stylu, techniki — ale pozostanie na dnie niezniszczalna siła, rozstrzygająca w ostatniej instancyi o wartości dzieła: a tą jest nieświadoma i nieobliczalna energia autora, wypływ metafizycznego pierwiastku woli. Myśl tę objaśniam frazesem Krasińskiego: »Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością«, ale przez »ciebie« mam tu na myśli nie poetę, lecz poezyę. To jest pierwsze koło.
Dzieło samo w sobie stanowi drugie koło. Z poprzedniego ustępu już wynika, że poezya będąc sama naturą, nie potrzebuje i nie może naśladować natury. Absolutny naturalizm jest tedy niemożliwy. Ale najnaturalniejszym objawem poezyi jest właśnie to, że chce oddać naturę: naturalizm jest odwieczną kategoryą myślową. Na najwyższym stopniu intenzywności dąży jednak poezya nie do oddania zagięć natury, lecz do dania jej tętna, jest to zadanie, do którego ona sama bez a nawet wbrew sterowaniu doktrynerów, grawituje. To zaś tętno natury — jest wolą.
Trzeciem, ostatniem kołem jest dusza czytelnika. Energia autora i tętno dzieła udzielają się czytelnikowi i wywołują w nim powtórzenie stanu twórczości. I to jest także wola.
Poezya grawituje tedy do dania tętna natury. To tętno — to jest właśnie Horla. Poezya jest naturą i dlatego jest straszną i cudowną. Że ten cel jest właśnie prawdą, rękojmię daje jego niesłychana trudność i niedostępność. Niema dzieła w literaturze, któreby go osiągnęło, chwilami tylko jak błyskawica jego światło się przedrze. Zdaje się, że pierwsze i trzecie koło są jeszcze za mało zdolne do owej demonicznej szczerości i prawdy, która jest podstawą cudu.
Jak się zwykle podobają »utwory«? Czysto po literacku, a więc fałszywie. Myśl jest, charaktery dobre, styl świetny, bycze sceny, więc wszystko w porządku. I to się nazywa wrażeniem!
Wy nie wiecie na jakich wyżynach króluje poezya!
W czasach obłudy i niemocy my chcemy wyemancypować poezyę z pod literatury.
Chcemy stać na straży jej zadania, bliżsi chaosu niż inni! Nie mogąc osiągnąć zadania, pragniemy w poezyi wypowiadać je przynajmniej z całą bezwzględnością. Krew własna jest rdzeniem poezyi i strumieniem piękności. To jest druga Horla.
Naturalizm wchłonął w siebie romantyzm, symbolizm wchłonął w siebie naturalizm. W dalszym ciągu musi poezya wchłonąć w siebie i zaanektować tę drugą Horlę, dążąc ku nieznanej przyszłości.
Niech poezya zbliży się niewidzialnie, okrąży człowieka, zaszeleści mu skrzydłami nad głową, kładzie mu rękę na duszę i szepce:
I ja tu jestem, ja twój Horla, ja zawsze z tobą!

5 maja 1896.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Irzykowski.