[438]
DO WISŁY.
Wisło! kwieciem i perły ozdobna dziewico,
Siostro myśli i uczuć, matko! piastunnico!
Lubię szumy twej fali — gdy rankiem majowym
Ciepłem tchnieniem owiana, słodkim szmerem brzmiąca,
Srebrną piersią swawolisz z twoim brzegiem płowym.
To twa fala tak smętna, tak cicho ciekąca,
Poi duszę — dla ciebie, niby w szczodrej dani,
Cudne kwiaty Mazowsza, złotobrzeżne zioła
Skłaniają promieniste, woniejące czoła.
Wisło! — kochanko morza! wielowładna pani!
Lubię ciebie, twe wody, choć czasem szalona,
Złamawszy martwych lodów jasne, szkliste pęta,
Zakipisz mętną falą, z rozprzęgłego łona
Wylewasz wód strumienie, niby pierś ściśnięta
Łzy tak długo tajone wylawszy z ukrycia,
W nowej życia kolebce szuka sobie życia.
Niedobra! — czyż nie lepiej krzepić różę zbladła,
Na którą skrawe słońce tysiąc ogni ciska,
Czyż nie lepiej w głębinie własnego łożyska
Młodym licom Mazurek służyć za zwierciadło,
[439]
I w ruchomym krysztale giętką łamać postać,
I nutą tęsknej fali westchnienie wydostać.
Lubię cię, kiedy głuchem, przeciągłem szemraniem,
Twe łono do cichego kołyszesz noclegu,
Kiedy słońce cię wita, gdy jasnem zaraniem
Wartkie szybują łodzie, i mieszkaniec brzegu
Nuci dumkę żałosną: bo ta pierś wieśniacza,
Jak twe wody niewinna, dzika i prostacza,
Oddycha jasnem niebem, i z żywej przyrody
Czerpie życia twardego dziewicze zarody.
Lubięć w ciszy wieczora, gdy blaskiem purpury
Zapadłe igra słońce, mżą dokoła cienie,
Po niebieskiej przestrzeni szare gonią chmury,
I tęskliwe, ponure zalega milczenie;
I niby oderwane z niebieskiego szczytu,
Zeszły gwiazdy — spadł księżyc — i w ruchomej fali
Srebrnem trzęsie obliczem, operla, krysztali
Farbą niebios odbity ocean błękitu.
I cicho — pusto — niemo — ja nad twoim brzegiem
Marzę uczuć tysiącem i długim szeregiem
Dziwacze plączę myśli — fale słabo dyszą,
Ciało znika, myśl krąży, marzenia kołyszą,
Mżą gwiazdy, księżyc świeci, w okół głucho — ciemno,
I dwa nieba — dwa światy, pode mną — nade mną.