[265]2. Do pokoju. (Księga I, elegia 10).
Któż był ten, co zabójczej pierwszy dobył stali?
Dzikie, żelazne serce bogowie mu dali;
Stąd to klęski śmiertelnych, stąd wojen pożoga,
I chciwej śmierci krótsza otwarła się droga.
Lecz on nędzny nie winien. Człowiek sam wymierza
Przeciw bliźniemu ostrze wykute na zwierza;
Złoto bogate winno. Ani wojen znano,
Kiedy bukową czarę do stołu stawiano,
Nie było wież i murów, a pasterz w swobodzie
Spokojny sen wysypiał przy paszonej trzodzie;
Wtenczas mi żyć przystało; próżen zbójczej sławy,
Ani z bijącem sercem słuchałbym trąb wrzawy;
Dziś do boju mię wiodą; może wróg morderca
Już trząsa dzidą, co krew wytoczy mi z serca.
Brońcie Lary ojczyste! wyście pomoc dały,
Kiedym przy stopniach waszych igrał jeszcze mały,
Nie wstydźcie się, wy, z prostych pni ciosane bogi!
Jakeście niegdyś ojców zamieszkały progi.
Lepiej trzymano wiarę, kiedy bóg drewniany,
Skromną cześć miewał między ubogiemi ściany:
Tu dawał się ubłagać, czy kto rozlał wonie,
Czyli kłosisty wieniec kładł na święte skronie,
Czy po spełnionym ślubie sam wino lał z czary,
A drobna córka miodu składała ofiary.
Wy bogi! wy żelazne odpierajcie ciosy,
Doczeka z pełnych obszar ofiara na stosy,
Za nią ja pójdę, w czystą szatę się ustroję,
Mirtem koszyk uwieńczę, mirtem czoło moje;
Tak się wam upodobam — inny w boju srogi,
Inny z Marsem przychylnym niech rozgania wrogi;
A mnie przy dzbanie żołnierz niech zadziwia bojem,
Na stole kreśli obóz rozlanym napojem.
Szaleństwo śmierć wyzywać w boju, krwi roztokiem,
Godzi ona tajemnie, cichym dąży krokiem.
Nie kłosy są pod ziemią, nie winnic jagody;
Cerber tam jest, woźnica brudnej Styksu wody;
Sam z włosem zapalonym, z zapadłą powieką,
Tłumami cienie błądzą nad obrzydłą rzeką.
Ach! raczej tego sławić, kto wśród skromnej chatki
Spokojną starość kończy troskami o dziatki:
Jemu straż trzody, synom jagniąt powierzona,
Strudzonemu rzeźwiącą stawia kąpiel żona;
Tak żyć pragnę, tak dajcie, niech włos mój siwieje!
Niech dzieciom starych czasów opowiadam dzieje.
[266]
A teraz, pokój niechaj pola nam umaja;
Pokój sam w krzywe jarzmo nagiął kark buhaja,
Pokój przepełnia grona i wytłacza wina,
Aby puhar po ojcach pienił się dla syna,
Pokój dzierży pług z radłem, a broń bohatera,
W ciemny kąt zarzuconą, tajnie rdza pożera,
Kmiotek krzepiąc do chaty siły wytrudzone,
Tocząc wóz, wiedzie z lasu i dzieci i żonę.
Lecz wtedy Wenus walczy; sama już dziewica,
Płacze na drzwi wyparte, na zranione lica,
Ucięte piękne włosy, w łzach stroskana tonie;
Lecz i zwycięzca płacze na porywcze dłonie,
A chytry Amor, który sam poswarki rodzi,
Zmiękczony, siada w środku i zwaśnionych godzi.
Kamieniem jest, żelazem, kto bije swą lubę,
Sam on bogom wyrywa grom na własną zgubę...
....................
Dośćby przywieść o nieład włosy utrefione,
Dość już do łez pobudzić. O stokroć szczęśliwy,
Kto pogniewany, widzi płacz kochanki tkliwy;
Kto dziki, rąk używa, niech tarczę, broń bierze,
Daleko niech łagodnej uchodzi Wenerze.
A ty bywaj, pokoju! Kłos potrząsaj z dłoni,
Niech przed tobą owoce, czyste pole roni.
(Kazimierz Brodziński).
|