Dobranoc (Kucharczyk, 1907)

>>> Dane tekstu >>>
Autor Jantek z Bugaja
Tytuł “Dobranoc”
Podtytuł Obrazek wiejski od Krakowa
Pochodzenie Dziennik Chicagoski
Wydawca The Polish Publishing Co.
Data wyd. 12 czerwca 1907
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
“DOBRANOC.”

Obrazek wiejski od Krakowa.

U Torby Jantka za “przykopą” rwetes, krętanina, sprzątanina, a z komina dymy się walą już dwa dni bez ustanku jak z papierni, bo wydaje on córkę Magdę za “Michała z rolą”. Korzeniowska kucharka weselna na całą okolicę, przez dwa dni założywszy “piekanz” napiekły przeszło dwieście “kołocy”, dziewięćdziesiąt chleba i dwadzieścia pięć “buchtów” do “arbaty”. Ostatnie kołacze wsadziła w piec wieczór nie daleko, wnet przyjdą grać na “dobranoc”, a tu izba zawalona dzieżkami, łopatami, ciastkami, pomietłami. Dwóch sąsiadów Powroźnik i Ciurek przyszli do pomocy i wynoszą, sprzątają na raptasę, aże skorupy trzeszczą na ziemi z jaj użytych do kłoczy. W komorze “tworzy” stary Torba Jantek okowit przywieziony z Wieliczki, próbują go usłujni sąsiedzi i chwalą, że tęgi okowit, bo pół na pół przyjmuje wodę, a gorzoła jeszcze “morowo”, że aż otrząsa po pierwszym kieliszku. Franek, syn ożeniony Jantka Torby próbując, mówi: Najzdrowsi gorzałkę pić jest, dwa kieliszki czystej, dwa z pieprzem, dwa bez pieprzu, dwa z imbierem, dwa bez imbieru, dwa i tak dwiema poprawić. Trzymając się tej hygienicznej zasady już ma dobrze w czubie. Trzymając kieliszek w ręce, którym już ma poprzednie poprawić, recytuje przedmowę do gorzałki:
— Byłaś w piecu, byłaś w bani, teroz pudzies do otchłani — i łyknoł czternasty ze smakiem jak poziomkę.
Pies w stajni uwiązany wciągle szczeka aż ochrypnął i szarpie się na ludzi w ciągle idących ze serkami, jajkami na wesele, bo taki zwyczoj, że gdzie młodacha zaniesie bukiet drochnie stamtąd przynoszą serki, mleko, jaja potrzebne do pieczywa i do kawy, a Magda rozniosła cos około sto dwadzieścia bukietów. Właśnie weszła do izby od roznoszenio bukietów wróciwszy. Matka do niej rzecze:
— Bój się Pana Boga, Magda, łazis i łazis cały dzień, a tu tyla roboty, ze kowo łostąpsie! jeszcze łóżka nie wyniesione, izba nie zamieciona, a krązaniny dla świni na jutro nima gotowej, pomorzy się gowiedz za te dwa dni, skoranie boskie z jakom ożeniackąm!
— Matko Bosko, matusiu, dyć jo ledwi łazę, tak mię nogi bolą, że jutro na ślub nie zajdę, a jeszcze kosulę mom nie prasowaną, a butów jokoś mi Pietrek nie przynosi, żebym se zachodziła, — odrzekła córka.
— Cie! ledwo łazi, tak ją nogi bolą, a jak ino zagrają, to ci i ból z nóg wylezie, a na ślub to byś zasła nie kulający choćby ci “odbitek” obierał na pięcie.
— Jeee! matusiu lepij byście nie pletli, bo nie prawda.
— Oooo! jujści, a ciągle ino Michała, Michała, to go będzies miała.
Cie! a wyście go to matusiu nie chcieli, kiedyście wołali mu ino zięciu! zięciu! toście wyzięciowali! Franek pijany wszedł do piekarni i śpiewa:
“Poszedłem na jarmak, kupiełem se bycka, Przywiodłem do chałupy sumiennie cielicka”.
— Naąą — Tyś se już kupił cielickę, bo zaplątos nogami jak mokre ciele — rzecze Torbina.
— Matusicko! rzecze Franek — dajcie spokój, bo nie nas świat ino boski, wypiłem se ino dwa bez pieprzu, dwa z pieprzem, dwa z imbierem, dwa bez imbieru, dwa tak, a dwiema poprawił; nalewa wódki do kieliszka trzęsącą ręką i pije.
— Zdrowie wase matusiu!
— Eeee idz pijoku! lepij bys pumug co zrobić, bo już wiecór, a tu jesce tyle do roboty, bierz łózka z ojcem i wynoście bo trza zamiatać! Helina, zamiatoj! nima jej skoranie boskie, Helina, Helina! Wpada do izby zdyszana Helina czternastoletnia najmłodsza córka i mówi zdyszona:
— Idą już, idą! już grają!
— Raźno mi zamiotaj bo cię!...
— A ktoz gro pyta się kucharka.
— Jeee — toli — rzecze Torbina — Jantek z Bugaju, Trąbka z Leckorany, Dyrga, Kosek i Gadula.
— Ną powiedzcie ten Jantek sie tyz taki muzykant zrobił, dwa miesiące ino do Dyrgi chodził i przebroł go całkiem.
— Jeee — moisciewy, to nic dobrego ta muzyka. On wszystko i Torbę, Tomka przepije, a oni mu basują ze mu dziołek dadzą i żyją od niego. Na imieniny to kupił dzionse chustkę za styry reńskie, Choćby się i ozenił, to co ta za gospodarz z muzykanta, a do tego on taki gazycioż ino ciągle by cytoł a pisoł do gazyt, a ni mu durkują i coz to z tego!
— Eeee nie godajcie, on mo już pono trzy stówki w kasie z granio a i nadługach stówkę. Skoda go, bo móg by się lepi ozenić, jak Tomek, bo dziolchy za nim polą.
— Ną dy i do mojej Magdy zacąn chodzić; ale ka co do cego!
Po wsi psy szczekają, gwizdania, śmiechy dziewek i parobków, a od Michała z roli już się walą na dobranoc. Muzyka rżnie Krakowiaki a parobcy śpiewają hurem coraz to wyraniej słychać Krakowiaki.
“Wędruje wędruje gwiozdecka po niebie, I jo tys wędruje Magdosiu do Ciebie!” I i i i — hu!
“Drużbowie druzbowie komu druzbujecie, Temu Michałkowi ożenić go kcecie” I i i i — hu!
“Moja kochanecka wcas raniućko wstała, Moje podkóweczki, po rosie poznała.
“Wojtowie sędziowie potracili prawa. A jak kochom dziłchy, jakże trzescy ława.” I i i i — hu.
„Zeby jo wiedziała i rozumek miała Tobem ci sie Jasiu uwodzić nie dała“.
Już są na łące przestali grać i godzą istrumenta — tu-u-u-u ęwę-eem żeby się im stroiła dobranoc co zagrają przed chałupą i zaśpiewają. Zgodzili. Jasiek drozba zaspiewoł Krakowiaka.
„Zaświecił miesiącek na wysokiem niebie. Idziemy grający Magdusiu do ciebie“ i walą się całą zgrają z łąki przed chałupę.
Muzyka ucieła granie przed drzwiami a parobcy spiewają „dobranoc — „Dobranoc, dobra nasa pani moda. Dzisiok ci winsujemy. Jutro o ranku i o świtanku do slubu pojedziemy.
Muzyka przegrywa i znów dalej na przemiany grają i śpiewają. „Dobranoc, dobra nasa pani moda, witamy Twoje progi. A wyjdzże do nos, a przywitojze nos, bo nos już bolą nogi“.
„Dobra noc dobra nasa pani moda Witamy twoje sciany. A wyjdzże do nos a przywitajże nos jak styrany“.
— A jedzie, jedzie twój kochanecek po zielonej dąbrowie. Rozpuścił sobie pstrusie piórecka a konisiowi po głowie.
„Cemus nie przysed jak miesiącek wysed cy ci mama broniła Cys nie był w domu cys nie miał konia, cym ci była nie miła.“ „Jo byłem w doma i miałem konia i mama mi nie broniła Ino mi moja pierso najmilejso drózeckę mi zastąpiła“.
Skończyli spiewać i grać dobranoc i zaspiewali, zagrali Krakowiaka.
„Otworz ze mi otworz moja Magdus wrota Zeby jo nie słaził z konisia do błota“.
Magda odparła sień, wyniosła muzykantom szostk do basów spłakana ale pewnie nie od żałości jeno od radości. — Wszystko hurmem pcha się do sieni i izdebki, żeby grał, a gospodarz znów prosi na wieczerzą z kołacza i kawy.
Parobcy dogadują muzykantom — Juz bedziecie zryć, grać odrazu — lecz gospodarz Jantoni łagodzi — Dejcie spokój chopy muzykanci musą przejeść, bo by posłabli do rąna, na cas sie wychulocie, poć Jantas! podzcie panowie na wieczerzą. Muzykanci jedzą wiecerzę, a w izbie, w sieni na polu za oknami pełne już zgraje. Do kuchni gdzie muzykanci jedzą wchodzi Józek Tyrałów wielki „desperok“ i mówi zamiast pochwalony — Niech będzie kie przysed! a zwracając sie do kucharki pyta — nie witacie mie? — Nie dawno tu takiego przywitali jaz mu plecy spuchły — rzecz kucharka.
— Wiecie co się stało u nas w Kopytowce? rzecz Jozek.
— Coz takiego?
— „Wojt zdechnął i zakozoł zęby śniego mięsa nie jedli. Ujrzawszy muzykantów — Aaaa! jak sie mocie tuście zryć przyśli! jak sie mos Jantek, Tromba, Dyrga i ty pułkoksek nie kosek — przeboc, bo koń na styrek kobyłach, a sie utchnie — ną poćcie grać, połozcie zarcie boscie przyszli na zarobek, mam starą szóstkę to wom dom do basu, a zagracie mi walca pięknego okrągłego jak cegłę.
Muzykanci już po wieczerzy godzą basy w „izdebce“, drozba zapłacił „szęstkę“ i zaśpiewał

„Jak się chmura urwała, szczelił pieron w dębinę,
A jo sobie pod jaworem ściskałem ci dziewczynę...

Jantek z Bugaja.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Kucharczyk.