Duma o Sawie
Duma o Sawie[1] Anonimowy |
Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w XVIII w..
|
Był Pan Sawa w Niemirowie
Na pańskim obiedzie
I nie wiedział i nie słyszał
O nieszczęsnej biedzie.
Wraca Sawa przez dąbrowę,
Cugle rozpuściwszy,
Wraca smętny, bo swą żonkę
W domu zostawiwszy.
A wtem służka wyskoczyła
Z dworskiego okoła:
Pani syna urodziła,
Jasnego sokoła
Pan Sawa usiadł za stołem,
Każe przynieść wina,
Będziem z moją żonką społem
Pili zdrowie syna.
Siedzi Sawa, listy pisze,
Sawicha kołysze,
Kołysz kołysko lipowa,
Niech Bóg dziecię chowa.
Chłopiec nie wrócił z piwnicy,
Wpadli Ukraińcy,
Cisowe wrota wybili,
Do Sawy skoczyli.
Kłaniam, kłaniam się waszmości,
Jakże się miewacie?
Z Ukrainy macie gości,
Czem ich przywitacie?
Przyjął bym was miodem, winem,
Nie będziecie pili,
Bo wy tutaj przyjechali,
Byście mnie zabili.
Porwał się Sawa do miecza,
Mieczyk mu odjęli,
A gdy jeszcze chciał się bronić,
Mieczem w głowę cięli.
Sawicha oknem uciekła,
„Daj służko dziecinę,
Niechże razem ze swym ojcem
Dzieciątko nie ginie”.
A gdzie twoje, panie Sawo,
Kitajki, hatłasy?
A gdzie twoje złotolite
Żupany i pasy?
A gdzie twoja panie Sawo
Ta jaśnista zbroja?
Jeszcze wisi na kołeczku,
Ale już nie twoja.
A Pan Sawa wzdycha ciężko,
Leżący na progu,
I modli się i poleca
Duszę Panu Bogu.
Oj załamał, oj załamał
Ręce żałośliwie:
Oj jakże ja młodziusieńki
Ginę nieszczęśliwie!
Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.