Dwa podobne gołąbki, bieluchne jak mleko, Zrodzone, wychowane od siebie daleko, Przypadkiem, czy pociągiem niewidzialnej siły, Razem się jakoś złączyły. Serce do serca przylgnęło odrazu, Jakby magnes ku żelazu. Już od pierwszego na siebie spojrzenia, Jedno z drugiem duszę mienia: I tak ogniwy łączą się ścisłemi, Że nikogo prócz siebie nie widzą na ziemi. Razem jedzą, razem piją. Jednem prawie tchnieniem żyją. Jedno gniazdo sobie ścielą, Jednem się ziarnkiem dzielą. Gdyby kto widział miłość, wierność, zgodę, Jaka łączyła te ptaszyny młode, Wyznałby z trjumfem przecie, Że jest jeszcze przyjaźń w świecie. Lecz niema szczęścia bez trosk, jak róży bez cierni; Niedługo z sobą żyli przyjaciele wierni: Jeden pociskiem śmierci ugodzony skrycie, Drugi pozostał by wiódł nędzne życie. Ale bóstwo na świecie wszystko mądrze czyni, Ów, co zgasł, ciągnie rydwan Knidyjskiej bogini, A ten, co tu na ziemi łzy rozpaczy leje, Z nim się przecież połączyć ma jeszcze nadzieję.