Dyskusja indeksu:Mikołaja Reja z Nagłowic etyka

ROMAN PLENKIEWICZ.
MIKOŁAJA REYA
z NAGŁOWIC
ETYKA.
1505 — 1905.
Jo3Bo euu IJenypojo. ?apma«a, 16 CeHTHÓpH 1905 r.
MIKOŁAJ KEY. Wbdłutj wbpółcze snego sztychu.
PRZEDMOWA.
Czterysta lat ubiegło w roku obecnym od chwili, gdy w Żórawnie, nad Dniestrem, przyszedł na świat Mikołaj Rey, h. Oksza, poprzednik Jana Kochanowskiego. Nie posiadał wprawdzie tak głębokiego, jak on, poczucia poezyi, mistrzowstwa w słowie i europejskiej nauki; ale w każdym razie był to talent samorodny, potężny, który, pomimo niebezpiecznego sąsiedztwa w czasie ze śpiewakiem Czarnoleskim, zdołał swą odrębność, jako pisarz, zachować i obok niego przez cały szereg lat i stuleci na właściwem stanowisku w literaturze się utrzymać.
Wynika to ztąd, iż każdy z nich jest wyobrazicielem jednego z dwóch umysłowych kierunków, jakie wiek XVI cechują. Kochanowski, wykarmiony we Włoszech na klasycyzmie, jest humanistą pierwszorzędnego znaczenia zarówno w łacińskich, jak i polskich utworach; domorosły Rey — przedstawicie-
* lem sfery szlacheckiej, nieogładzonej jeszcze wpływami kultury włoskiej; ale jak tamten, urobiwszy na wzorach starożytnych język poetyczny, przelał weń piękności i myśli, zapożyczone od poetów greckich i rzymskich; tak Rey pierwszy u nas, w języku wziętym wprost z ust narodu, szerzył zasady i ducha Reformy, propagowanej dotąd wyłąeznie w mowie łacińskiej. Obaj przeto, choć różnie wykształceni i odmiennemi idący w zawodzie pisarskim drogami, stoją na gruncie dążeń ogólno europejskich — przedstawiają u nas wiek Odrodzenia.
Bez względu na to, iż Rey, posługując się mową pospolitą, nie przyczynił się w tym stopniu do jej udoskonalenia, jak Kochanowski z wyrobionym renesansowym smakiem, w poezyi, lub równie wykwintny Łukasz Górnicki, wykształcony w tej samej szkole, w prozie; nie mniej przeto zajmuje ważne stanowisko w historyi rozwoju języka ojczystego. Bez jego pism nie mielibyśmy pojęcia, jakim był ten język powszechny u nas, w pierwszej połowie XVI stulecia, ani posiadali miary do ocenienia tego postępu, jaki zdobył pod wpły wemrwyćwiki w naukach klasycznych, w „Psałterzu“, „Trenach“, lub w „Dworzaninie polskim“, skrojonym z włoska, na modłę okresów cycerońskich.
Rey poetą nie był w właściwem, tego słowa znaczeniu, choć napisał wierszem: „Rozmowę między Panem, Wójtem i Plebanem“, dramat „Józef żydowin“, „Wizerunk“ — obszerny poemat moralnoobyczajowy w XII pieśniach, „Zwierzyniec“, „Figliki“, wreszcie „Przemowę do poczciwego Polaka“ i wiele innych. Zbywało mu na twórczej wyobraźni i artystycznem poczuciu. Natom nst przy wielkim darze obserwa^-yi i górującym rozsądku, posiadał szaloną łatwość piania i cokolwiek mu przeszło przez głowę, co uderzyło jego zmysł spostrzegawczy, tó chwytał w lot i przelewał w w-ersze, nie zawsze harmonijne, co prawda, często pod względem r^mu niezdarne, co do mvśji pospcMe lub rubaszne, ale bądź co bądź, poczciwą nacechowane dążnoś(ią Biak zresztą artystycznego rozmysłu sprawia, iż grzeszy rozwlekłością i nawrotami do tei samej myśli. Wprawdzie w ada. ta znika w rma.rę, jak z latami nabywa wprawy pisarskiej: w każdym razie z Kochanowskim równać się n e może i po za nim daleko zosta|t.
Fatomiast w prozie o W ele go przewyzsza i w rioj dop ero naprawdę staje się poetą.
Istotnie, czy to w „Postylli“, nacechowanej głęboką religijnością. czy w „Apokalipsie“, zdradzającej pewną sekciarską zaciętość, czy wreszcie w naiwalaiejszem dziele: „Żywot człowieka poczciwego“, który wydai wraz z innemi pbmarm pod tytułem ogólnym: „Zwierciadło“ — wszędzie wykazuje niepospolite zalety p-sarske, własny, odrębny styl i ducha szczero-polskiego. Styl ów, mający coś ze szczebiotu dziieka, naiwny, szczery, pełen dobroduszności i prostoty, ożywiony trafnemi a dosadnemi porównaniami zaprawny jędrnym dowcipem, graniczącym z humorem, wolny zresztą od obmyślanych, upiększę, pomimo powtarzań i zaniedbania wywiera na czytelnika urok niezwykły. Właśnie ow tok jego prozy, do mowy potoczntj zbliżony, rozum praktyczny i rozsądek, umiejący trafnie najprostsze drogi wybierać, jednały mu pośrod szlachty tę popularność i poczytnosć, której przykładu nie widzimy w literaturze, chyba w Krasickim Kraszewskim
Przecież pupularność nietylko zaletom stylu zawdzięczał. Współcześni może nawet rid zdawali sobie z ni^h sprawy. Ale był on w swych pismach wiernem czasu odbiciem i nietylko w trafnych rysach umiał j^go fizyognomią i obyczajowość uchwycić, lecz i wypowiedzieć pi ze wodni j, ideę stuleea, iaką była Reforma
To właśnie, bez względu na wartość dla nas lej idei, nadaje mu ogólno-ludzkie znaczenie.
Wprawdzie, znajomość teologii, wymagającej szerokiego podkładu naukowego. głębokich studyow specyalnych, była mu obcą zupełnie. O hebrajskim, syro-chaldejskim i greckim językach, niezbędnych do krytyki i hermeneutyki Pi ma Św., nie miał najmniejszego pojęcia; nie znał również klasyczn<i łaciny i o poetach rzymskich zabawne nieraz wypowiadał zdania; ale posiadał znajomość łaciny Odrodzenia i cho nic uczony, był w niej oczytany wszechstronnie. Zachwyciwszy,,now“iek religMnych“ z Zachodu, czytywał pilice protestanckich, używających tej łaciny pisarzów * w pismach swych stał się gorliwym k* zew'ńelem ich zasad. Tak, cały wykład „Postylli“ oparł na nterpretaryi Bullingera.
Podobnie sobie w dziełach świeckich poczynai. W „Żywocie człowieka poczciwego“ zapożycza, jak zobaczymy, całych ustępów z Zodiacus vitae Palingeniusza, poety Odrodzenia, który mu bardziej do smaku, niż Owidyusz i Wergiliusz, bo łatwiejszy do zrozumienia, przypadał.
Bądź co bądź, w tem, czego dokonał, pomimo odłogiem puszczonego wykształcenia w młodości, był niepospolitem w literaturze zjawiskiem
Nie dziw przeto, iż dziś zarówno instytucye naukowe, jak i ogół wykształcony, zapragnął uczcić jego zasługi w czterechsetletnią rocznicę jego urodzin.
Akademia Umiejętności w Krakowie zamierzyła nietylko złożyć mu hołd urządzeniem uroczystego obchodu, ale dokonała nadto wspaniałego wydania „Zwierciadła“, które od dotychczasowych przedruków Reya tem się wyróżnia, że (jest wierną podobizną pierwszej, z r. 1568 tego dzieła, edycyi.
Gdy nadto wielu uczonych i literatów przygotowywa ku uczczeniu Reya zbiorowe prace i monografie, niech i nam wolno będzie przyłączyć się do nich i podać rzeczko jego etycznych na współczesne mu życie poglądach.
Warszawa, 23 września 1905 r.
Roman PlenJciervicz.

-

I.
Etyka,;aką naród w dane' epoce się rządzi, jest miarą gego wartości. Uwazac ją można nie tylko za wypadkową zasad, kturemi religia., prawo i obyczaj krępują wrodzone jego popędy, lecz i za wytwór historycznej konieczności, czyi warunków, w kf,órych się rozwija jego żvcie dziejowe, Ujawnia się zaś ona zarowno we wzriemnem odnoszeniu =>ię do siebie: jednostek, grup szczegółowych ludność“ stanów, jak i w m -idzynarodowych stosunkach
Rozważane jednak z tego stanowiska nasze dzieje nastręcz iją dosyć dziwne jaw-sko. Naród, który już w czasach pogaisldch wrodzoną łagodnością zwracał na sieb-e uwagę obcych kronikarzy, a po przyjęciu wiary utworzył z własnych p;rsi przedmurze chrześcianstwa; który po Anglii na]wcześn_ei ze wszystkich narodów europejski, ch wcieli, w życie poLtyczna religijną swobodę i którego historya w porównaniu z krwaw em: dzieiami innych narudów, tchn ę gołębią niemal prostotą — naiód ten w uprzywilejowanym i zrzeszonym w związek bram odłamie, wykazuje się nad wszelki wyraz nieużytym i twardym względem najliczniejszej warstwy społecznej, t. j. lućha. który na długi szereg wieków w poddaństwo niewolnicze obrócił. Wiemy wprawdzie, iż na wyjaśnienie tego zjaw ska gotowa dziś znajduje się odpowiedź. Taki sam stosunek warstw panujących do przy w jzanych do gleby (terfu), występuje we wszystkich państwach, zachodnich Jest on następstwem podbuju ras najezdniczych nad pierwotną. miejscową ludnością, wyzutą z osobistej swobody i prawa własności ziemi. Na dziejach średniowiecznych Włoch. Francyi Hiazpanii, a pizedewszystkiem Ang^r mo£.na z całą dokładnością wykazać te wszystkie warstwy napływowe, które kolejno osadzały się na ludności rdzennie miejscowej. A jeżeli wszędzie w ten sposob ukiadaiy się stosunki, czemuśby u nas miało być inaczej, dlaczego my jedai miebbyśmy z pod prawa ogólnego bvć wyjęci? I oto gotowa teorya najazdu: normandzla, podług Karola Szajnochy, zaodrzan^ka — Lechitów, podług najnowszej hypotezy dra Fr. Piekosińskiego. Z jedną, czy drugą nastąpiło ujarzmienie p'eiwotnej ludności Słowian nad Wartą i Gopłfin osiadłej i obrócenie jej w poddaństwo, Zkadże bowiem wz“ęliby się o\vdynaści, wielmożni tak butni względem własnych książąt i królów, tak silni jednością swych interesów? Byli to bezwątpienią potomkoY e towarzyszów “akiegoś Wikit.gr, który, jsk Ruryk Nowogrod, opanował kraj Nadwarttński i załozyl dynastyą Popielo w, lub też szli w prostej linii od owych Źaodrzańskich naje^źców, wyćwiczonych przez Niemców w sztuce wojennei Zapominamy tylko, iż ci Polanie, i im stale ośiedli i się nad Wartą, wprzód z wyżyn Iranu, tego rozsadnika ludów aryjskich, odbywali długowiekowe z nnemi plemionami Słowian wędiowk Ta tmigracya zaś, przerywana niejednokrotn“ a dłuższym na wielu miejscach pobytem nie mogła się bez pewnej organizacyi odbywać. Herodot w swej historyi, mówiąc
0 Scytach, Sarmatach i innych koczowniczych plemionach, wreszcie znacznie późniejszy Cezar, opisujący w swych Komentarzach usiłowania Helwetów, by się wydostać z ciasnych siedlisk alpejskich (de Bello Gallicio), dają dokładny obraz podobnych wędrówek. Każde poruszenie się z miejsca poprzedzały nie^ylko długie narady, lecz i przygotowania zapasów żywności i obmyślanie środków obrony na przypadek zetknięcia się z jakiemś nieprzyjaznem plemieniem. W podobny sposób, rzecz naturalna,
1 Słowianie odbywali swoje wędrówki, zmierzając na północny zachód z południa. Musieli mieć jakąś organizacyą, gdyż inaczej w swym pochodzie mogli się byli rozprządz lub uledz jarzmu obcemu. Każda jednak organizacya domyślać się kaSe jakiejś władzy naczelnej, starszyzny — innemi słowy: przewódców Czy zaś ich wybierano z głów, stojących na czele rodów, czy przygodnie z mężów, wyróżniających się rozumem, przedsiębierczością, siłą i odwagą, zawsze wpływ ich na ogół wzrastać musiał i zapewniać zarówno im samym, jak i potomkom, przewagę. W tych przewódcach też, a niekoniecznie w najezdniczych rodach, tkwi zaród przyszłego u nas możnowładztwa, które następnie, po osiedleniu się stałem nad Gopłem, występuje pod postacią owych dynastów.
Powstanie jednak rodzinnego możnowładztwa tą drogą nie obala jeszcze hypotezy najazdu. Mogło ono mu uledz, podobnie jak i reszta ludności, utracić przodujące znaczenie, a rody najezdnicze zająć jego miejsce Obok wszakże hypotezy samorodnych dynastów, występuje fakt inny, nader pozytywnego znaczenia, zapisany przez wszystkich kronikarzy i historyków, a który tak głęboko zapadł w duszę narodu, iż po wielu wiekach niejednokrotnie na sejmach elekcyjnych odbijał się echem doniosłem. Faktem tym jest podanie o wyborze na
tron kmiecia Piasta, dającego początek przez lat 500 panującej u nas dynastyi.
Choćbyśmy go nawet za mit historyczny uznali, pozostaje sama dynastya, której kronikarze pochodzenie, kmiecia przyznają.
Ów arator ducis Gallusa występuje w Kronice Mistrza Wincentogo i ]lfipr7Wy, jako humilimus, u Boguchwała, jako pauper agricola. Tak było w XII i XIII stuleciu. W wieku XV i XVI z roz/ wielmożnieniem się stanu rycerskiego, daje się w późniejszych historykach spostrzegać jakieś wahanie, jakby chęć zatarcia śladu tak skromnego pochodzenia królów i książąt. Tak Długosz owego Piasta nie nazywa już z prosta oraczem, lecz z rzymska vir, jakby miał na myśli Cyncynata przy pługu. Szczerszy od niego Miechowita, choć w szczegółach idzie za nim do r. 1480, co do Piasta przyjmuje wersyą Boguchwały i znów go nazywa „rolnikiem i pasiecznikiem“ (agricola et mellarius); ale Kromer nic już o jego pochodzeniu wiedzieć nie chce i daje mu miano „cwis Crustiaensis“, czyli, że znów o wyobrażenie rzymskie civis romanus potrąca. Wreszcie Marcin Bielski w Kronice świata robi go myeszczaninem krusstoickim, gdyż według wyobrażeń w. XVI mieszczanin, jako rządzący się autonomicznie prawem majbuskiem, znaczył zawsze coś więcej, niż chłop panu podległy. Bez względu jednak, co o jego pochodzeniu podają, wszyscy godzą się na to, iż był królem obrany. Gdyby nawet ta wersya była przeszczepiona do naszych dziejów z podań czeskich o Przemyślu — oraczu, powołanym na tron przez oddanie mu ręki Lubuszy, jeszcze nie straciłaby ona nic ze swej doniosłości historycznej. Dowodziłaby bowiem, że tak u Polan, jak Czechów, stan społeczny w tych zamierzchłych czasach był jeden i ten sam. Kto bronił kraju orężnie, należał do drużyny książęcej, z której później wyłoniło się uprzywilejowane rycerstwo; kto uprawiał swój dział (sors). ten tworzył stan kmiecy, wolny i równy w swojem prawie z drużyną1). Czy więc Piast-oracz i Przemyśloracz są jedne i te same osobistości, nie wiele na tem zależy; dość, że legenda o nich powstać mogła jedynie w czasach, gdy jeszcze nikomu się nie śniło o przewadze jednej warstwy narodu nad drugą. Ale też z tą przewagą upaść musi i hypoteza na. jazdu. Gdyby taki Popiel, obcego pochodzenia otoczony był najezdniczą drużyną, drużyna ta, mając nad podbitem plemieniem orężną przewagę, nigdyby nie dopuściła po jego zgonie do wytworzenia się legendy o wyborze Piasta-oracza. Ale jeżeli Piast nie zasiadał na tronie, to osady Piastów, Piastowice, wskazują, iż był ród tego imienia. Działy ich (sortes) mogły być bardzo drobne, jak działy wielu ze szlachty nawet w w. XVI, ale były. Z takiego też rodu wyszedł zapewne Ziemowit, osobistość już historyczna, który, należąc do książęcej drużyny, wyniósł się dzielnością nad innych towarzyszów i, zagarnąwszy władzę po ostatnim Popielu, zorganizował naród wojennie, zaczął podbijać okoliczne plemiona i przyłączać je do swych dzierżaw -'). Nie
Pominąwszy dwuwiersz w pieśni „Bogu-RodziCii“, „Adamie, ty boży kmieciu, Ty siedzisz 11 Boga w wiecu“, który dowodzi, iż stan kmiecy praw politycznych używał i zabierał głos na wiecach; sama nazwa, „kmieć“ =k'mieć, k'miot, ma wspólny pierwiastek ze słowem miotać. a więc rzucać los, co zwykle się działo przy podziale gruntów, gdy podbójcze, lub wędrujące plemiona brały jakiiś miejscowość w posiadanie. Do późnych też czasów działy ziemi szlacheckie w jednej wsi nazywano prawnie sors (los).
s) Momiraenta Poloniae historica, Mierzwa, t. II, 187; Mistrz Wincenty, tamże, 271.

pierwszy to zresztą Lył przykład opanowania władzy książęcej Przywykliśmy uważa“ Mistrza W ncen“tego, zwłaszcza w księdze I Kroniki, za fantastycznego opowia dacza, nie probnjąc zapisanych ptzeze.i faktów jaknaj prościej tłomaczyć, choć do jego zrozumienia może to droga jedyna. Jego Przemy ślzłotnik. zwycięzca Aleksandra W., jest grubym kronikarskim wvmvsłem: ale mógł, w chn iii jednego z najazdów, znaleźć się tak witez, który wobec niezaradność nnych, nie tyle dzielnością, jak raczej podstępem, odniósł nad nieprzyjacielem zwycięstwo i przez nie drogę sobie utorował do władzy. Ziemowit, jako wojenny organizator narodu, miaj, do niej bardziej uzasadnione prawo i 011 też właściwie uważany być winien za założyciela dynastyi.
Ale jeżeli w ówczesnym ustroju narodu tak bezwzględna panowała rownosY,.>. według tradycyi. nawet kmieć zasiadać mógł na tronie, to zachodzi pytanie, co spowodować mogło późniejszy rozłam społeczny, który bez. najazdu dokonał ujarzmienia większości, a następn e obrócenia jei w poddaństwo?
Przyczyną tego rozłamu było wprowadzenie chrześciaństwa, kiore z jedne strony uratowało niezależność narodu 1 połączyło go ściśle z cywil'zacyą zachodnią, z drugiej oddziałało uiemn:e na wewnętrzne jego stosunk“ Wiadomo, iż chrzesciań^two raczej siłą, n-ż drogą przekonania narzucone zostało. Pod zdroje chrztu chętnie uchylali głowy tylko bliżej książęcego tronu stojący, którzy w nowym porządku rzeczy osobistych dopatrywali się korzyści. Ogół jednak, trzymający się zdała dworu, wyrzekał się swych bogów jedynie pod grozą nakazu; przyimowal z nowego kultu tylko formy zewnętrzne i jeśli o dniu białym do świątyń pańskich uczęszczał, jeżeli słuchał prawd nowej wiary uczył się pacjurza. lo z nadejściem zmroku przedzierał się w leśne kryjówki i tam starym bogom, uniesionym przez wróżbitów, guślarzy, składał po dawnemu objaty. Po prawdzie, ze swego stanowiska nie mógł pojmować wyższości cbrześciaństwa nad pogaństwem, z którem go łączyła odwieczna tradycya. W chrześciańskich kapłanach widział cudzoziemców, którzy albo obcą do niego przemawiali mową, albo mu kaleczyli jego język rodzinny. Nadto, zachodnim tym przybyszom zmuszony był składać dziesiąty snop swej pracy. Moralność też, jaką ei przybysze głosili, była wstrętną dla wychowanych w obyczaju pogańskim. Chrześciańska zasada przebaczania sprzeciwiała się zwyczajowi zemsty; wstrzemięźliwość, umartwienia ciała, posty, powaga zresztą chrzęściańskiego kultu, oraz nauka o karze wiekuistej za grobem, przerażała umysły, przywykłe ze staremi obrzędami łączyć myśl wesołą i taneczną swobodę To też nic dziwnego, że gdy nie stało Mieszka i Bolesława Chrobrego, którzy ogół ludności trzymali grozą potężnej dłoni w posłuchu; że po słabych i nieudolnych rządach ich następcy, Mieczysława II, pogaństwo, za regencyi Ryksy, podniosło głowę i straszną zemstę wywarło naprzód na obcem, a zatem podwójnie wstrętnem duchowieństwie, a obok tego i na rycerskich rodach, które wydzieliwszy się z kmiecego stanu, na wzór zachodni utworzyły stan uprzywilejowany, osobny, dotąd Słowiańszczyźnie nieznany.
Ten wybuch dzikiej, pogańskiej siły zniszczył zaszczepione dotąd pierwiastki cywilizacyi.
Nadomiar nieszczęścia, Czesi, korzystając z wewnętrznego zamętu, wtargnęli pod wodzą Brzetysława, złupili Kraków i Gniezno i kraj zamienili w pustynię. „Tota Polonia — mówi Gallus — paene deserta iacebatu. Lud bezbronny opuszczał swe sadyby, uprowadzał dobytek za Wisłę, na Mazowsze i łączył się z tłumami, zebranemi^iłrzez dawnego podczaszego Mieszka, Masława, który na gruzach chrześciaństwa zamierzał utworzyć państwo pogańskie. Wprawdzie Kazimierz, powróciwszy do kraju, rebelianta pokonał i wzmocnił upadłą hierarchią podźwignięciem zburzonych stolic biskupich i założeniem nowych; ale to jego zwycięstwo, jak z jednej strony zapewniło tryumf religii, a jemu samemu zjednało od duchowieństwa miano „Odnowiciela“ (Restaurator^; tak z drugiej wykopało pomiędzy zwycięską a zwyciężoną częścią narodu przepaść, która z obopólną szkodą miała je od siebie przez długie wieki oddzielać. Naturalnym bowiem wynikiem pogromu zbuntowanych żywiołów, była gwałtowna reakcya przeciw kmieciom ze strony króla i rodów rycerskich, które przyczyniwszy się do zwycięstwa, miały prawo domagać się za świeże krzywdy wyłącznych przywilejów dla siebie. Jakoż przypuszczać należy, iż bezpośredniem następstwem reakcyi było zerwanie z kmiecemi rody związków, w jakie rycerstwo przez małżeństwa z niemi wchodziło i wyzucie ich z własności ziemskiej. Wprawdzie o tem wywłaszczeniu nie mówi żaden dokument; ale analogia wskazuje, iż w podobnych razach zwycięsca ogałaca zawsze stronę zwyciężoną z prerogatyw, posiadanych poprzednio. Opuszczone przez kmieci ziemie były bezwątpienia zabrane na skarb, lub rozdane między rycerstwo, tak, iż ocalałe szczątki kmiece z pogromu, mogły już tylko na ich gruntach osiedlać się, składając czynsze i daniny. Tem jedynie, że mogli swobodnie rołę pańską porzucać i jako goście (hospites), gdzieindziej na czynsz się przesiedlać: różnili się od jeńców wojennych, osadzonych na gruntach, jako pa-roby, czyli pańscy niewolnicy.
Rzecz naturalna, iż tak rdzenna zmiana nie mogła kmieci przyjaźnie usposobić ani dla chrześciaństwa, ani dla rycerstwa. Dotknięci odjęciem sobie praw? wchodzenia z tem ostatniem w pokrewne związki, postanowili odzyskać je gwałtem i zebrani w kupy zbrojne, zac/ęli napadać na dwory i bezcześcić rycerskich rodow niewiasty, gdy ich męńowie od lat kilku z Bolesławem Szczodrym przebywali w Kijowie. Wiadomo, jakie stąd wyn kły skutki Rycerstwo potajemnie opuszcza Kijów, naraź.jąc na niebezpieczeństwo osobę kroia, i śpieszy na obronę czci «Jasnego gmazda; król, oburzony jego zdradą i przekonany, iż nie może na jego wierności polegać, podejmuje zamiar oparcia na szerszej podstawie swojej potęgi i zwraca się do zbuntowanego ludu, zasłaniając go przeciw słusznej zemście rycerstwa. Zdawało się przeto, ze dia niego jaśniejsza doia zabłyśnie, że się podniesie z politycznego upadku; ale ta nadzieja trwała krotko i wreszcie zgasła na zawsze. Gwałtowne czyny Bolesławe przeciw rycerstwu i rozpasanie się na bezprawia, wywołują śmiałe wystąpienie kiak>nvsk'ego biskupa Stanisława, działającego zarówno w interesie rodow, jak i kościoła, zagrożonego ludową reakcyą w razie, gdyby mu dopisało zwycięstwo Wynikłe Historycy czasów nowszych, poczynaiąe od Zygmunta Komai-nickiego^ który pierwszy uiawnił, iż biskup krakowski, wszedłszy w zatarg z Bolesławem !3mir,lvm, zamyślał o strąceniu go z tronu i powołaniu ntu Wraiysława czeskiego, nie przestają ferować przeciw niemu nieprzyjaznych wyroków W edług nich, teraz dopiero wyrażenie Gillusa: „Neąue enim traditorem episcopum ex^usamus, neque regftm yindicatem.... coramen.lainus“1, znalazło oświetlenie właściwe. Tymczasem epitet traditor przylgnąć mógł do biskupa już wskutek tego, że w poczuciu słubzuości, stanął pc stronie rycerstwa. Jeże zaś z Wratysławem wchodził o tron w u Jacy, to bezwątpienia w poro».umienin z moźnowładruwi i rycerstwem. 1 yji sposobem stąd starcie duchownej władzy z królewską kończy się w najtragiczniejszy sposób, bo z jednej strony śmiercią męczeńską biskupa, z drugiej najsromotniejszym potężnego władcy upadkiem, a wywołane tą katastrofą na narodz;e piorunujące wrażenie, dokonywa stanowczego przewrotu w !ego religijnych pojęciach. N'e tyle zabójstwo, ile bezpośrednie jego następstwa, ile ów straszny upadek mocarza, który wskutek popełnionej zbrodni traci koronę i schodzi na tułacza, gdy niedauno sam korony królom i książętom rozdawał, przeraża grube, nawpół pogańskie umysły, kiore tem samem w głoszonej religii zdjłne były tylko to uznawać za prawdę, co bezpośrednio przemawiało do zmysłów. Cóż za, bardz:ei mogło znamionować potęgę nowej religii, jeśli r.ie niewjdomie d/iałająca siła, która o ziemię powaliła potężnego mocarza;' Oto dlaczego naród uznał męczennika za Patrona, całego kraju i pamięć jego takim świętości blaskiem otoczył Krew jego była cementem, który ówcześnie po raz pierwszy cały naród zjednoczył Oa tej chwli nie w.dy.my nawet śladu pokuszen ze strony ludu powrotu do bałwochwalstwa Wprawdzie po gwałtownem zejściu Mieszka, syna Bolesławowego, spiow adzonego z Węgier na dwór Władysława Hermana, dochodzą nas a» -eś żale całego ludu, opiakującego przedwczesną śmierć księcia, w którym się dopatrywał ziszczenia przez ojca obudzonych nadzieiale potem głucho o mm
wjzjscy dopuszczali się zdrady. Biskupa jednak usprawiedliwiać inoźe wzgląd na Kościoł, któremu uanowo zagrażało pogaństwo, s czego nie bierze sie w rachubę
\) Ruetici quippe aratra, pasti >reŁ pecora deserebant artifices stud-a, operatorem opera, pre (!) dolore Meseonis, postponebant. Martini Galii Cron. L. I C. XXX. pag. 118

w dziejach na długie łata. Natomiast tem potężniej, zwłaszcza od podziałów Krzywoustego, rozrasta się możnowładztwo, z dawnych dynastów powstałe, i sobą jedynie całość ówczesnych dziejów wypełnia. Cała też jego usilność skierowana jest ku osiągnięciu dóbr doczesnych i świeckiej potęgi, ku wywalczeniu sobie stanowiska: naprzód powaśnionych książąt arbitra (zatargi z młodszą bracią Władysława II).. następnie rozdawcy krakowskiego tronu, który temu oddaje, kto większe przywileje zapewnia. Wobec ustawicznych między udzielnymi książętami zatargów, wynikłych stąd wojen domowych i wzrostu oligarchicznego pierwiastku, ucisk kmieci staje się tem powszechniejszym, że czerpie swą siłę w słusznym niby odwecie za klęski, w dawnych buntach rycerskim rodom zadane. Pomijając ów straszliwy obraz powszechnego ucisku, za panowania Mieczysława Starego, jakim Mistrz Wincenty rozpoczyna czwartą księgę swej Kroniki, gdy do każdego przestępstwa stosowano karę siedmnadziestą 1J, lub ciężkie więzienie; posiadamy i z późniejszych czasów bardziej jeszcze szczegółowe świadectwa, a tem więcej nadające się dla nas, iż się wprost do ówczesnej doli wiejskiego ludu odnoszą. Oto jak o tej Mieczysławowskiej epoce prawi kronika Bielskich: „Bo ten był obyczaj w Polsce pierwej, iż było wolno wziąć na drodze konia, wołu i co potrzeba, zwłaszcza w duchownych wsiach, gdy kto w poselstwie jechał, albo po potrzebie Rzeczypospolitej, także słudze królewskiemu. Bo chociaż stacye i podwody dawano, przedsię sobie brali, co się komu podobało“ 2). Słowem,
1 14 grzywien.
8) „Kronika Polska“, wydanie z r. 15U7, księgi wtóre, etr. 13#.
w stosunkach z ludem panowała j k nj w eksza samowola; wobec niej nie było miejsca dla wyższego prawa, dla prawa przebaczenia, rr łości, inkie z nauki Chrystusowęi płynęło.
Te krzywdy łagodź dopiero Kazimierz Sprawiedliwy (iirS — 1194), znoszący nadużycia swego poprzedn ka. jak i duchów eńątwo, które, z cudzoziemskiego, iak ?m byio w pierwszych początkach w tej epoce, staje się przeważnie narodowem. N.e ożywiu go wprawdzie duch apostolstwa, mmo, że Polska cd północy i wschodu graniczy z pogańakiemi narody:.Taćwieżą, Litwą, Prusami: nawet gdy Bolesław Krzywousty chce Pomorzan nawrócić, musi aż m“iyonarza w osobie Oitona, biskupa bambersk:ego, sprowadzić. Ale ustawy, przez nie na synodzie Lęczycl m w r. 1180 wydane, zagrażające klątwą każdemu, ktoby nad ludem dopuszczał jię ucisku, stanowią ważny przełom w prawodawstw Po raz pierwszy to duchowieństwo występuje w za szczytnej roli obrońcy ludu, po ostatecznym jego pogrom-e — jego głos jest w tej sprawie jedynym Następują wreszcie klęski, które lud z Kościołem jeszcze ściślej itdnoczą Naprzód napady tatarski*-, z siłą niszczącego żywiołu, m >są ogień, mord: niewolę. Przed tą nawałą żadna siła materyalna ani osta“, an oprzeć się nie może. Wszystko ona na dioaze swei starła, zrównała, pędzna w jasyr, spętanych w łyka, zerowno kmiecia, iak rycerza. W ślad za r*ą idą: głód i powietrze. Wobec tak powszechnej klęski, ucisku i poczucia własnej n'jmocy, każdy mógł tylko z nieba oczekiwać wsparcie stamtąd czerpac silę nadludzką. To też lud oblegał ołtarze i ozęsto pod zasłoną raurowr klasztornych znajdował o*alei^e dla s ebie.
Zdawałoby się jednak, ż klęski tak powszechne powinny były zblizyć do sieL.e d“ie klasy obok tyjące i wspólną niedolą dotknięte. Tymczasem, nie widz' my nic podobnego. Idea braterstw a spa ja tylko coraz s lniej między sobą przodujące warstwy narodu; stara wa^ri nie pozwala jej do warstw niższych przeniknąć. Przecież, iak w XII stuleciu z ud/iałem duchowi*. listwa Kazimierz Sprawiedliwy, tak w w. XIV Kazimierz Wielki wbiew dążeniom upr/ywlejowanych, usiłuje drogą prawodawczą te rażące przeciAvieństwa złagodzić, jakoż monarcha ten, który nanowo podjął myśl Bolesława kaliskiego, zatwierdzając prawa dla żydów w r. 1334, i opanowaneprzez siebie wr r 1340 Ri^i Czerwonej zapewmł dawne swobody; który nadio d'a Ormian z dalekiego wschodu, w XIII wieku przybyłych, w tejże Rus osiadłych, narodowe ich prawa zatwierdził — nie mógł obojętnym pozostać i na dolę wiejskiego ludu Do jej zaś polepszen:a dwojaką zmierzał drogą. Jedna, przekazana mu ojcowską tradycyą, polegała na osłabieniu możnowładztwa; druga — na podnicsien u ludu przez nadanie mu politycznego prawa, czyli na wytworzeniu takiego pośredniego stanu, przez któryby lud z czasem mógł w szeregi szlachty przechodz? W tym celu, wprowadzając do statutu Wi ilick^ego zasadę swobodnych d/ialów majątkowych pom.ędzy braćmi, podkopywał znaczenie możnych, osłabiał ich materyalnie, czyli, jak mówi A W. Maciejowski „zrób' zakrój na rozwiązanie rodow“ '). Z drugiej zaś, mnożąc sołtystwa i kiriectwa i wkładając na nie obowiązek słuŻDy wojennej, zbliżai lud do szlachty, równając go w pia/ le rycerskiem ). Zyskawszy zas tyle pod względem politycznym, lud zyskiwał nie mniej i pod względem prawodawstwa karnego. Przedewszystkiem statut Wiślicki stanowczo znosi niewolnictwo. Kmieć zostawać ma w pewnej zależności od pana, gdyż na jego roli osiada; ale mu wolno rozporządzać własną osobą i przed prawem sam odpowiada za siebie.
Również gdy w XIII stuleciu w niektórych miejscowościach, podług prawa zwyczajowego, głowę pospolitego człowieka szacowano trzy grzywny ');. Statut wiślicki, małopolski, głowę kmiecą ceni na równi z głową świeżo uszlachconego, czyli tak zwanego scartabellata, stanowiąc za zabójstwo obu pięć razy wyższą głowszczyznę. Był też to, jak na owe czasy, postęp znakomity, mający w stosunkach społecznych stanowczą zaprowadzić przemianę, zwłaszcza w porównaniu ze stanem, w jakim lud do czasów Kazimierza Sprawiedliwego zostawał. Owa idea braterstwa, później najsilniejsza spójnia szlachetczyzny, miała z biegiem czasu zjednoczyć pogardzonych młodszych braci z resztą narodu, znieść stanowe przedziały i jako członkom jednej rodziny, wspólne swobody zapewnić.
Nie darmo Wielkiego prawodawcę królem chłopów przezwano!
Od czasu sejmu czteroletniego epitet ten, używany w formie zdrobniałej, wyrażać miał najwyższą jego pochwałę; w wieku XIV wszakże miał szydercze, obelżywe znaczenie, w którem wyrażała się cała niechęć stanu rycerskiego do króla, który mu chciał kmieci na braci narzucać.
Podanie o krzesiwku i hubce nie z innego źródła bezwątpienia wypływa
To też prawa te ze śmiercią Kazimierza starano się zawsze obchodzić. Wymagano od sołtysów
') K. Hube „Praw. Pow. Pol. w. XIII w.u, str. 161.
służby wojennej, lecz im nie przyznawano szlachectwa. Wreszcie Umowa koszycka (1374}, tak płodna dla szlachty w następstwa, ludowi jedynie szkodę przyniosła. Ustanowiony bowiem na szlachtę przez nią podatek w wysokości dwóch groszy z łanu, obciążał właściwie nie dziedziców, lecz kmieci, pod pozorem, że jako czynszownicy, siedzą na łanach dworskich i z nich ciągną pożytek.
Z drugiej strony Umowa ta. odpowiadająca angielskiej Charta magna, sławszy się za Jagiellonów źródłem swobód politycznych, jeszcze w wyższym stopniu spotęgowała ideę braterstwa wśród szlachty i wyrobiła w niej przymioty, które dziwnie pociągały ku niej inne narodowości atrakcyjną swą silą. Więc naprzód wchodzi z nią w bratni sojusz innoplemienna Litwa, dając Polsce nową dynaatyą wzamian za światło wiary i polityczne swobody; więc Czesi ofiarowują koronę Jagielle, którą ten jedynie ze względów religijnych, ulegając Zbigniewowi Oleśnickiemu, odrzuca. W dwadzieścia lat potem wchodzą z domem jagiellońskim w unią osobistą Węgrzy, powołując w r. 143^ na tron Władysława III, a następnie Czesi w r. 1471 obierają królem najstarszego syna Kazimierza IV, także Władysława, który w r. 1491 przyjmuje i węgierską koronę; wreszcie cała Ziemia Pruska, zrzucając z siebie jarzmo krzyżackie, dobrowolnie się Polsce w roku 1454 poddaje. Wszakże ta idea braterstwa, im bardziej była olśniewającą nazewnątrz, tem coraz więcej traciła na swym wpływie i mocy wewnętrznej. Pojęcia o służebnictwie, przeszczepione z Litwy wraz z dynastyą na grunt polski, wypaczają myśl Kazimierza Wielkiego i zwolna przygotowują ostateczny upadek ludu. Ówczesna szlachta polska chętnie dzieliła się prawami politycznemi z kniaziami i bojarami Litwy; ale zapatrzywszy się na ich nieograniczoną władzę nad ludem, zapragnęła i dla siebie podo-


bnych korzyści. Zamiast rozpocząć ciężką pracę nad zrównoważeniem stosunków społecznych obu narodów, przez zbliżenie zasad litewskiego prawa do zasad Kazimierzowego statutu, wolała obrać łatwiejszą drogę: zepchnęła kmieci z zajmowanego stanowiska podotąd i na sejmie Piotrkowskim w roku 1496 ograniczyła ich swobodę, na zawsze ich przywiązując do gleby.
jest też to najsmutniejsza data w całej naszej historyi
Jeszcze raz owa idea braterstwa występuje w Unii lubelskiej; ale szlachta Polski i Litwy, która bierze w niej udział, od owej chwili, niby łańcuch, którego oba końce spojono, nie przyjmuie żadnego już nowego ogniwa, coby mogło utworzone przez nią koło rozszerzyć. Wprawdzie Batory, utworzywszy piechot* wybraniecJcą z powołania jednego włościanina z 20 dymów, nobilitował każdego, kto się odznaczył dzielnością pod murami Wielkich Łuk, Połocka i Pskowa. Tyra sposobem kilkudziesięciu chłopom sejm przyznał prawa szlacheckie. Ale Batory panował krotko i jego przykładu nie naśladowali następcy. Lud, jako Cham, na zawsze miał po za kołem szlacheckiem pozostać. Byłoby też wielce ciekawem. gdyby kto wyśledził, w jakiej to epoce ów epitet przylgnął do niego. Ze względu na swe pochodzenie biblijne, sięga on chyba czasów bardzo odległych, w każdym razie nasuwa pewną analogią pomiędzy przeklętym synem Noego, naigrawającym się z ojca, a ludem występującym wrotro przeciw ojcom duchownym — biskupom i kapłanom. Że jest wcześniejszy nad wiek XVI, to pewna, nie mógł bowiem powstać w epoce, gdy sprotestantyzmowana szlachta odnosiła się również wrogo do hierarchi katolickiej. W każdym razie nienawiść do Chama z postępem czasu wzrastała. przeciw czemu Jędrzej Frycz Modrzewski powstaje z wielką silą: „Ztąd pospolicie — mówi on — rosną owe słowa i pisania uszczypliwej żółci pełne: chłopska krew nigdy nie może życzliwą albo przyjazną być szlacheckiej krwi'), a co tak dosadnie w przekleństwie „psia krew“ streszczone zostało
Wszakże, gdy jakaś idea w zastosowaniu się wypaczy, lub, doszedłszy do ostatecznych granic rozwoju, innej miejsce w życiu zostawia, a sama się z niego ulatnia, wtedy zawsze znajdą się umysły, ' które, spostrzegając to jej znikanie i spaczenie, odczuwają potrzebę, by się w niej ludzie mogli rozpatrzyć i do jej normy pierwotnej nawrócić.
To samo stało się i z ową ideą braterstwa, gdy zamiast rozszerzyć się do ogółu, zasklepiła się w jednej tylko warstwie społecznej i dawnego posłannictwa zaparła; wtedy wystąpili dwaj pisarze: wyżej wzmiankowany Modrzewski i Mikołaj Rey z Nagłowic; pierwszy w dziele „O poprawie Rzplitej“, drugi w „Żywocie człowieka poczciwego“. Tam, ten powstaje na zdrożności, ten wskazuje, jak eyr potrzeba, by ową ideę urzeezytcistnić na ziemi.
ł) Hinc enim illae roces et scripta mordaci fello tincta: plebeiuiu sanguineni nec favere, nec amicum posse esse unaquam nobili eangiiini.
„De i-uiendanda Repnblica“, L. 35, Baeileae, 155V», II.
Niejednokrotnie juz powtarzano, iż dzieło Rtya, które nap obecnie zajmuje, ma w;ele wspólnych rysów ze sławnemi Essais współczesnego mu Michała Montaigne^ Dot^d jednak, o ile mi wiadomo, nikt jeszcze n-e zestawił z sobą poglądow na życie tych dwóch, w wysokim stopniu oryginalnych, choć pod względem wykształcenia diametralnie różniących się z sobą pisarzy A ednak zgodność między nim w wielu razach jesl tak uderzająca, iż nitpodonna, rozbierając ze stanowiska pedagogicznego „Żywot Człowieka Pocziiwego“, pominąć Montaigne a, a przedeuszystkiem nie zwrocie uwag* na niektóre w i ego dziele ustępy. Przewaznie odnosi się to do dwóch rozdz;ałów księgi pierwszej: 24 25. W p erwszym traktuje rzecz: O pedantyzmie; w drugim, ułożonym w formie listu do P Dyany de Foix. hrabiny de Gurson, mówi „O wychowań u dzieci“ (De Tinstitutioh des enfanU) Jak w „Żywocie czlow ska poczuwego“, tak w onych dwóch rozdziałach nie tylko natrafimy na jednakowe poglądy w rozmaitych ku estyach pedagogicznych.
ale często na też same porównania. A jednak niema najmniejszego podobieństwa, by ci pisarze mogli z prac swoich korzystać. „Zwierciadło“ Reya (pierwotny tytuł, pod którym wyszedł „Żywot Człowieka Poczciwego“), opuściło prasę w r. [568; Essais Montaigne'a po raz pierwszy w r. 1580 wydane w Bordeaux zostały, a więc w lat 11 po śmierci Reya. Ta zgodność wszakże w poglądach jeszcze więcej zadziwia ze względu na różnicę wykształcenia jednego i drugiego. Wiadomo powszechnie, iż domowe wychowanie Reya było zupełnie zaniedbane. Ze szkół fSzkalbmierskiej i Lwowskiej), w których po dwa lata przebywał, nie wyniósł żadnej korzyści. Jeszcze mniej o nauce myślał, zostając rok w Bursie Jeruzalemskiej w Krakowie, gdyż, jak mówi jego biograf i od serca przyjaciel, Jędrzej Trzycieski: „rozumiał już, co to jest dobre towarzystwo“. Od zmarnowania wielkich, wrodzonych mu zdolności, zbawił go jedynie dwuletni pobyt na dworze Jędrzeja Tenczyńskiego, wojewody sandomierskiego, pomiędzy 1525 a 1527 rokiem. Czem dotychczas dla naszej epoki jest Francya pod względem oświaty i mody, tem dla całej Europy w XVI stuleciu były Włochy, stojące na czele tego umysłowego ruchu, któremu w dziejach nowożytnej cywilizacyi miano Odrodzenia nadano. Ztamtąd brano naukę, przejmowano formy towarzyskie, ubiory. Wpływ ten daje się uczuwać u nas dość wcześnie, mianowicie wskutek religijnych z Rzymem stosunków; później jeszcze więcej się szerzy, gdy młodzież zaczęła do Włoch w celach naukowych uczęszczać, co już w drugiej połowie XV w. do nierzadkich zjawisk należy; ostatecznie zaś utrwala go Bona, gdy na tronie polskim zasiadła. Panowie też polscy, zapatrując się na wzory ztamtąd płynące, przejęli chwalebny zwyczaj mecenasowania uczonym. Czem dla Włochów byli: Kozma i Wawrzyniec Medyceuszowie, Ludwik-Marya Sforza, książę Medyolański, Hipolit kardynał i Alfons II, książęta Ferrary — tera oni w zacnej, obywatelskiej myśli, zapragnęli być dla własnego społeczeństwa. Wysyłali przeto zdolniejszą młodzież na swój koszt zagranicę dla jej dalszego kształcenia się, lub przyjmowali na swój dwór wykształconą, a która pod ich kierunkiem zaznajamiała się z biegiem spraw publicznych i tym sposobem przygotowywała się do życia. Takimi mecenasami byli zarówno duchowni, jak i świeccy panowie, a dwory ich były zarazem szkołą obyczajności i wyższego poloru. Do duchownych, przodujących pod tym względem przykładem jeszcze w XV wieku, należał Zbigniew Oleśnicki, kardynał, biskup krakowski, który się opiekował Długoszem; w XVI zaś stuleciu Jędrzej Krzycki, arcybiskup gnieźnieński, którego wychowańcem był Klemens Janicki, poeta, syn włościanina wielkopolskiego; dalej biskupi krakowscy: Piotr Tomicki, Samuel Maciejowski, Filip Padniewski, oraz Piotr Myszkowski, przyjaciel Jana Kochanowskiego. Do świeckich zaś senatorów, którzy uczonym dawali na swym dworze schronienie, należał: Jan Tarnowski, w. hetman koronny, Mikołaj Radziwiłł Czarny, wojewoda wileński, Piotr Kmita, wojewoda krakowski, Łukasz Górka, wojewoda poznański, Jan Zamojski hetman i kanclerz wielki koronny; do takich mecenasów należał także i ów Jędrzej Tenczyński, na dwór którego Reya wysłano. Rzecz prosta, iż młody Mikołaj nie mógł się przez swe zaniedbane wychowanie przyszłemu opiekunowi zalecić; ale zalecały go stosunki familijne: naprzód przez ojca Stanisława, posiadającego, oprócz majątku w Krakowskiem, znaczne dobra na Rusi, a więcej jeszcze przez matkę, Barbarę Herburtównę, skoligaconą z najpierwszemi w Polsce domami. Brak przeto nauki pokrywała świetność urodzenia. Tu jednak Rey, zetknąwszy się z wykształconą i ogładzoną młodzieżą, składającą dwór wojewody sandomierskiego, poznał dopiero, że jest nieukiem, zawstydził się i zaczął myśleć o dopełnieniu własną pracą wykształcenia, na którem mu w zupełności zbywało. Zaczął brać się do książek, do których dotąd czuł wstręt nieprzeparty; a czego nie pojmował, o to pytał drugich, tak, iż w końcu, jak mówi Trzycieski, przyszedł ad judicium, „iż wzdy rozumiał, co czarno, a biało“.
Pomimo wszakże rozległej praktyki życia, znajomości świata, a ztąd bogatego zasobu doświadczenia, jaki szczególniej w ostatniem z dzieł swoich wykazał, Rey pod względem naukowym na zawsze pozostał partaczem. Wszystko to, co stanowiło treść, ówczesnego wykształcenia, t. j. klasyczność, było mu obcem zupełnie. Zajmowrały go tylko sprawy krajowe, kwestye religijne i etyka życia.
Jakże rażącą z nim sprzeczność pod tym względem JMontaigne przedstawia! Urodzony w roku 1533, z ojca Piotra, pana na Perigordzie, lubo nie pochodzącym z najstarożytniejszych rodów francuskich, był od najmłodszych lat otoczony najtroskliwrszą rodzicielską opieką. Jeszcze mówić nie umiał, gdy już ojciec się radził ludzi uczonych co do sposobu, w jakiby mógł syna najwłaściwiej wychować. Przedewszystkiem chciał w nim zaszczepić cnoty właściwe starożytnym Rzymianom, rozwinąć w nim niezłomny hart ducha i za środek ku temu obrał naukę greckiego i łacińskiego języka. Zauważywszy jednak, iż młodzież szkolna z ówczesnych naukowych zakładów nie wynosi ducha i cnót, starożytnym czasom właściwych, pomimo, iż wiele trudu nauce tych języków poświęca — doszedł do przekonania, iż głoAvną tego przyczyną jest niewłaściwość metody wykładowej i wpływ nowoczesnych wyobrażeń, które dzieci wraz z ojczystą mową przejmują. By więc od nich syna zabezpieczyć, wprzód nim się ten nauczył
Bibliotek* T 403 3 mówić, przyjął do niego Niemca, klory słowa po francusku me umiał i zobowiązał go, by z nim tylko po łacinie rozmawiał Ten sam obowiązek mieli także dwaj jego pomocnicy. „Ceulx cy ne m“entretenoient d'aultre lanyue ąue latine“ '). Niedość n? tem, nietylko matka, ale nawet domownicy najsurowiej nreli zalecone, by do niego nie przemawiali w innym,. ak w łacińskim języku. Każdy też o tyle musiał się go wyuczyć, o ile w praktyce potrzebował stosować, do tego stopnia, że, jak sam Montaigne pov jada, wpływ łac iny nawet się do mieszkańców okolicznych wiosek rozszerzył. „Nous, nous latinizcismts tant, ąuil en regorgea iusąues a nos tillages tour cutouru 2). Do szóstego tez roku Montaigne, nie mając w użyciu mowy ojczystej, do trgo stopnia bez pomocy gramatykprzyswoił sobie umarłą mowę Rzymiin,;e ją za. swój język uważał. W ósmym roku czytał ju^ „Metamorfozy“ Owidyusza i dla nich zaniedbywały wszystkie rnne zabawy, wiekowi dziecięcemu właściwe. Z równą łatwością wyuczył się i greckiego języka. Wreszcie w tym czasie wysłany został do kolegium Guyenny w Bordeaux, w którem lat siedm przebvwał. Tu trafił na mistrzów, którzy puźniej szeroko zasłynęli w świecie literackim i uczonym Do nich należeli: Jerzy Buchanan, piszący po łacinie poeta szkocki, którego tragedyą Jeftes w wybornym przekładzie przyswoił Jan ZPW cki literaturze polskiej (wydi 1587); Mikołaj Groucny, a utor dzieła: De comitiis Romanorum, oraz Marek Antoni Muret, głośny w swc:m czasie tilolog. Tak więc w tej epoce życia, w której Montaigne bez adnej trudności czytał juz Marona, Terencyusza i Plauta, budząc podziw w swych mistrzach '), Rey swobodnie jeszcze biegał z wędką nad Dniestrem, lub może u stryja w Krakowskiej ziemi, w Topoli, przywiązywał wronom proporczyki do szyi, wycięte z kitajki, którą mu przysłał ojciec na kabat, gdy go mieli na dwór Tenczyńskiego wyprawić ). A jednak ci dwaj, tak różniący się wykształceniem pisarze, schodzą się na wspólnym gruncie. Tym zaś jest zdrowy rozsądek. Wiadomo, iż „Żywot poczciwego człowieka“ był ostatnim utworem poety. Przynajmniej w krakowskiej edycyi Zwierciadła z r. 1568, zamyka on poczet wszystkich w niem pomieszczonych utworów. Gdy umysł Reya zwrócił się od barwnej rzeczywistości do wnętrza własnej istoty; gdy sam rozpatrzył się w błędach lat młodych i w statecznego wieku moralnych i umysłowych nabytkach; wtedy, jakby zapragnął porachunek z życiem uczynić, schwycił za pióro i ostateczny wypadek doświadczenia przekazał testamentem — potomnym.
Jakoż, jeżeli w Wizerunku własnym żywota poczciwego człowieka (1560), wobec rozlicznych sekt religijnych, z których każda, że jest w posiadaniu prawdy, głosiła, pyta jeszcze, co jest cnota? co prawda? to w Żywocie poczciwego człowieka, wzniósłszy się już ponad wszelkie burze i przypadłości tego świata“, szybuje myślą, jak orzeł w błękitach i jasnem okiem w prawdę życia, niby w słońce, pogląda.
...mes precepteurs domestiąues, in'ont diet souveut que iavois ce langage (latin) en mon enfance si prest et si a main, qu'ils craignoient a m'accoster — mówi z prawdziwie gaskońskiem samochwalstwem.. Chap. 25, p. 194,
') Bibl. Turowskiego. „Żywot i sprawy M. Reya z Nagłowic“, p. Jędrzeja Trzycieskiego, str. 9.
Rozpatrzmy się w dziele poety, jak w niem prowadzi ku tej prawdzie człowieka, od chwili jego urodzenia, aż do późnej starości. Całość dzieła autor na trzy księgi podzielił: w pierwszej zajmuje się wiekiem dziecięcym i młodością człowieka; drugą — sprawom dojrzałego wieku, trzecią starości poświęcił.
Co do nas — w podjętych studyach dzieło Reya pod dwoma jedynie względami rozpatrywać będziemy: dydaktycznym i etycznym. Do dydaktyki, jako jednego z działów pedagogiki, najwięcej materyalu księga pierwsza dostarcza. Pod tym jednak względem Rey nie stoi na wysokości swego zadania. Przy nader ograniczonej wiedzy, było mu obcem to wszystko, co do jego czasów na polu pedagogiki zarówno na Zachodzie, jak i u nas zdziałano. Przedewszystkiem powiedzmy, iż ona w ścisłym związku z rozwijaniem się humanizmu. zostaje. Od czasów Dantego fur. 1265 f 1323), który światu przypomniał o istnieniu literatury rzymskiej, oraz Fr. Petrarki (ur 1304 f 1374) i Boccacia (ur. 1313 f 1375), którzy większą część życia poświęcili na jej odgrzebywanie z pyłu bibliotek klasztornych, ogarnął Włochów niesłychany zapał do wszystkiego, co tylko z piśmiennictwem rzymskiem w jakimkolwiek pozostawało związku. Temu usposobieniu dostarczyło nowego żywiołu ówczesne położenie Cesarstwa Byzantyńskiego. Cesarze bowiem wsćhodni, zagrożeni w swoich posiadłościach przez Turków, wyprawiali poselstwa na Zachód, w celu otrzymania przeciwko nim posiłków. Do jednego z takich poselstw należał Emmanuel Chryzoloras, mąż biegły w starożytnej literaturze greckiej. Ten, we Włochach widząc zapał budzący się do literatury rzymskiej, zaczął ich oświecać, iż w daleko wyższym stopniu te piękności, które podziwiają w poetach rzymskich, znajdą w utworach poetów greckich, byle ich tylko poznali. Utworzono więc we Florencyi katedrę literatury greckiej, którą w r. 1396 objął Chryzoloras, a w następnym — katedrę literatury rzymskiej, na którą powołany został Jan z Rawenny, wychowaniec Petrarki. Tym sposobem dano początek humanizmowi. Medyceuszowie, pragnąc odwrócić uwagę od swych politycznych zamysłów, podtrzymywali ten zapał. Kozma zakłada akademią platońską, w której Gemistus Pletho rozpoczyna publiczne wykłady filozofii platońskiej. Pomiędzy czcicielami tej ostatniej, a zwolennikami filozofii Arystotelesa, jak Grzegorz z Trapezuntu, powstaje zacięta walka, wskutek czego najwięcej szwankuje filozofia scholastyczna, która się na Arystotelesie opiera. Za czasów Wawrzyńca Wspaniałego ostatecznie się wpływ literatury greckiej utrwala i wraz z literaturą rzymską staje się głównym celem wychowania. Miejsce scholastyki zajmuje retoryka i poetyka. Tłómaczą pisarzy greckich na język łaciński, komentują pisarzy rzymskich, układają gramatyki. To bałwochwalcze jednak uwielbianie starożytności, z wiarą w możliwość powołania łaciny do życia, którą Włosi, w uczuciu narodowej dumy zaczęli za swój pradziadowy język uważać, miało i swoje strony ujemne. Język włoski, tylko co przez Dantego stworzony, poszedł w zaniedbanie; w uczuciach, myślach i obyczajach zapanowało pogaństwo; naśladownictwo ubóstwianych wzorów zabiło twórczość. Czasy te wydały szereg dzielnych pedagogów, ale też. i wielu pełnych próżnego słów dźwięku retorów. Do pierwszych należą: Guarino, Wiktoryn z Feltry, Marsylius Ficynus, Krzysztof Laudius, Anioł Policyan. Szerzyli oni znajomość starożytnych literatur, wykształcili wielu apostołów klasycyzmu, a przedewszystkiem w przekładach, w objaśnieniach autorów i w poprawnych edycyach przygotowali pedagogiczny materyał, z którego skorzystali Holendrzy i Niemcy. Jakoż całkiem innym trybem brano się do klasycyzmu za Alpami. Tu, od pierwszych kroków na tej drodze stawianych, czuć było powiew religijnej reformy. Gdy Włosi podz:w 'ali tylko piękności, zawarte w starożytnych poetach, mówcach, historykach; w Holandyi, obok naut języka greckiego i łacińskiego, zajmowano s ę także i hebraj^k mr a znajomość wszystkich trzech stosowano do źródłowych badań Pisma św. Ten kierunek powstał najpierw w Zgromadzeniu duchownem Hieronimianow w Dewenterze. Było ono, jakby protestem przeciw prożniaczemu życiu klasztornemu i filozofii schoiastycznej, Której stanowczy cios zadał później Erazm Rotterdamski Do Hieronimianów należał sławny Tomasz a Kempis, domniemywany autor książki „O naśladowaniu Chrystusa“. Z łona tego zgromadzenia wyszła pierwsza myśl przekładu B blii na język ojczysty (Gerard z Ziitphenł, w celu rozpowszechnieni jej wśród ludu, a tem samem i pierwsza myśl zakładana szkół ludowych Wreszcie Rudolf Agrykola (ur. 1443 f 1483), obok uprawy greckiego i hebrajnkiego języka, zajmuje się rozważaniem sposobów nauczania, mówi o kształceniu pamięci, podaje reguły kompozycyi p sarskinj — słowem, dftje początek metodyce (List do Babrianusa: De forrnando studio). Po Holendrach występują nakoni,;c Niemcy z Janem Reuchlinem na czele (ur. 1455 f 1522). Jest on znany u nas głównie, jako krzewiciel klasycyzmu, jako twórca metody czytań:'a po grecku, wprost przeciwnej metodzie przez Erazma przyjętej. Właściwie jednak jego działalność sięga dalej i to w kierunku pizez Hieron rn ianow wytkniętym Jest on bov iem autorem najdoskonalszn w owym czasie eramatyki hebrajskiej, ułożonej w celu ułatwienia badań źródłowych Pijma sw., komentatorem Psalmów T niestrudzonym zapaśn_kicm w walce z Dominikanami w Kolonu. Występując przeciw mm, uderzał, podobnie jak Erazm, na scholastyczny kit-runek, na instytucyą zakonow, i ztąd też można go uważać za bezpośredniego poprzednika Lutra, który go sam narzędziem hożej rody nazywa Ale dopiero reforma religijna zrobiła stanowczy przełum w zasadach wychowania Myśl Gerarda z Zutphen znalazła w nipj rozległe zastosowanie. Podstaicą chrześciańskiego ivychcwania ludu może być tylko biblia, icydana iv jęzuku ojczystym. By z niej lad jednak skorzystał, należy nauczyć go czytać. To też Luter znaczną część swej działalności poświęcił urządzeniu szkół ludowych i wyższych zakładów naukowych Skreśliwszy nader szczegółowe programata dla jednych i drugich, wnika on w na_ Irobniejsze kwestye domowego i szkolnego wychowania, daje przepisy karności, wskazuje środki pedagogiczne postępowania w razach szczególnych — słowem, rozwija w tvm kierunku niesłychaną energią.
Gdy Luter urządza zakłady naukowe w krajach niemieck;ch, uznających reformę, Melanchton tymczasem zajmuje się przygotowaniem podręczników do wykładu najrozmaitszych przedmiotów. Układa gramatykę grecką, łacińską, dyalektykę, retorykę, fizykę i etykę. Gdy już.wiedziano, czego uczyć, szło teraz o to, jak uczyc. Znalezienit najwłaściwszej metody stało się odtąd glównem zadaniem pedagogiki '). O tem wszystkiem Rey nic jednaK nie wiedział, nie dlatego, ze nie kończył nauk w Akadem.' Krakowskiej, gdyż ta, ak zobaczymy, również po za tym ruchem zostawała, ale iż należał do hehveckiego wyznania J. Ani Zwmgliusz, ai Kalwin, nie zapisali swych imion na kartach dziejów Pedagogiki. Pierwszy, mieczem w otwartym boju popierał swoje zasady, jak tego dowodzi bitwa pod Coppel, z kantonami katołickiemi, w której sam życie utracił; drugiego posępny, mściwy, nieubłagany teokratyzm, nie pogardzał takiemi nawet środkami, jak stos, więzienie, wygnanie.
Znany jest wszystkim los Hiszpana, Servet'a.
Jedynym zresztą zakładem naukowym, jaki Kalwin utworzył, była akademia w Genewie, której zada-
smakował w błędach luterskich, i że dopiero „poznawszy, do jakich nadużyć reforma Lutra doprowadza umysły, gdy się w potwornych wyobrażeniach socynianizmu objawiać zaczęła, uczuł zdrowym swoim rozumem wyższość i gruntowiiość nauki rzymskiego Kościoła“. Już ta okoliczność, że tłómacząc „ Apokalipsę“, objaśniał ją wykładem Bulingera, dowodzi, że smakował raczej w nauce Kalwina, jak w ogóle szlachta Małej Polski i Litwy. Gdyby należał do luterskiego wyznania, nie byłby się posiłkował pismami teologa kalwińskiego, Również temu mniemaniu sprzeciwia się jego serdeczny stosunek do Jędrzeja Trzyciesklego, który, jako jeden z najgorliwszych kalwinów} pewnieby nie był napisał jego życiorysu, gdyby Rey należał do przeciwnego obozu. Co zaś do jego rzekomego powrotu do kościoła katolickiego, jest to twierdzenie pozbawione wszelkiej podstawy. Ślad tego nawrotu autor dopatruje w Przemowie krótkiej do poczciwego Polaka,.mianowicie w ustępie noszącym napis: Religia. Tymczasem Rey na korzyść katolicyzmu tyle jedynie powiada:
Zbłądzili papieżnicy, lecz widy nie tak srodze.
Jako dziś aryjanie harcując o Bodze. Ale jeżeli przyznaje, źe zbłądzili, to jakże, według swego przekonania, szukając prawdy, miał się do nich nawracać? (Przyp. Aut.) niem było kształcie przyszłych pastorów. Również niepedagogiczny, bo jednostronny charakter, przedstawiają szkoły kalwińskie w Polsce. Celem ich była nie nauka, ale religijna propaganda. Z tej przeto strony Rey nie mógł zaczerpnąć żadnych wiadomości o tem, co protestantyzm zdziałał dla wychowania. Gdyby był przyjął luteranizm, można przypuszczać, że, mając pisać o wychowaniu, byłby się starał u swych współwyznawców oświecić, jak sprawa ta w protestanckich Niemczech stanęła, podobnie, jak zasięgał rad u kalwinów, gdy pisał Postyllę i tłómaczył Apokalipsę. Tak jednak nie było. Co więcej, nie otrzymawszy do tego popędu z zewnątrz, nie skorzystał ze wszystkich prac pedagogicznych współczesnych sobie, które dla niego były dostępne. Do takich należą: Ksyąszki o wychowanyu dzyeci Erazma Glicznera, wydane w r 1558 (w Krakowie, w drukarni M. Siebeneichera); Księgi o wychowaniu y o czioiczeniu hażdeqo przełożonego, przekład z Reinharda Lorichusa (w tymże roku, u M. Szaffenbergera), i nakoniec Książeczki o poczchrem wychowaniu dziatek, p. Marcina Kwiatkowskiego z r. 1564. Że z dzieł tych nie korzystał, najlepiej dowodzi to, że poruszając często też same kwestye, co i wyżej przytoczeni pisarze, nie uzasadnia jednak swych twierdzeń tak gruntownie, jak oni, ani też nie wyczerpuje w. zupełności przedmiotu. Zato czerpie wiele z dzieła Modrzewskiego, mianowicie z ks. I de Emendanda republica. jak się to w dalszym ciągu wykaże. A jednak widoczna, iż Rey pragnął swoje dzieło najdoskonalszem, najpełniejszem uczynić, dać mu najbardziej zaokrągloną formę i dlatego pierwszą księgę od stworzenia świata, od pierwszych rodziców poczyna. Szło mu zresztą o wypowiedzenie na wstępie zasady, na której cały system wychowania oprzeć zamierzył — zasady, która wynikała zarówno z jego religijnych przekonań, jak i współczesnych mu po^c., które z większością ludzi swego czasu podzielał
Na-przód należąc do kościoła belweckiego, a tem samem uznając dogmat o przeznaczeniu i łasce, wierzył, iż człowiek z góry, z rozporządzenia bożego, ma wytkniętą sobie drogę życia i że wraz z urodzeniem odpowiednie do n, usposobienie odbiera, Oto, jak się co do tego wyraża: „Patrzą]. w.akiej różności potem i przyrodzenia i obyczajów po świecie się dziwnenii kształty (ród ludzki) rozmnożył. Bo jeden się rod/i srogi, drugi dubrotliuy; jeden pyszny, drug1 pokorny; jeden hojny, drugi łakomy: jeden op^y (sic), drugi trzeźwy; jeden mądry, a uważn e roztropny, drugi zasię głup. a tępy, a z przyrodzenia, ni ócz niedbały“ (B'bl Turów.;Żywot pocz. czł str Oj. I dalej mówi: „Także to stąd przypadn-e, '-z się stanie po tem albo godnym, albo niegodnym łask Pańskiej“ (str 7). Ale w jAkii to sposób się dzkje? Oto Rey powiada: że człowiek wedle biegów niebieskich rodzić się musi. „Z jakiem przyrodzeniem planeta, na którą część onej ziemi nastąpi, takież się też spiawy i wszystkie postępki wedle przyrodzenia onej planety mięsza« i bronić muszą“ „I to się praedestinatlo nazywa“ (str, 7). Jednocześnie więc dwie przyczyny na usposobienie człowieka przy urodzeniu wypływają: Naprzód ów wyrok nieodmienny, czyli przejrzenie Pańskie, a powtore: moc panującego planety Z czego wyn ka,.e człowiek albo stan1 e się godnym, aibo niegodnjm łaski. Te dwie, logicznie nie dające się pogodzić z sobą sprzeczności, Rey usiłuje znieść dalszem rozumowaniem, twierdząc „iż nie należy mniemać, jakoby Bóg po piąci, albo sześci tysięcy lat o najmniejszym człowieku od początku świata wiedzieć, a poetanow ć miał.,ik się kto urodzv miał, z jakiemi obyczajami Ale, ako laz postanowi1 i mocnym swym dekretem utwierdził i zapieczętował, także się
\ to j u tak, a„ do skończeń a świata zawżdy toczyć i sprawować musi“ (str. 8). B< g zatem wytknął iaz na zawsze drogi planetom, nadał im taiemmczą, ścisłe w swych skutkach określoną siłę, przez którą mają stale, wedle swych odmian wywierać wpływ na wszystko, co istnieje na z'emi, a przed ewszystk'em na człowieka. Tym sposobem nie wpływa bezpośrednio na |egn losy, ale wykonywanie odwiecznej swej woli porucza ciałom niebieskim, niby swym wykonawcom bezwiednym Przyszłe więc człowieka usposobienie, a zatem dalszy kierunek często ud przypadku zależy, mianowicie od tego, pod jak m mu wypadnie urodź' się planetą Słowem, opatrzny rząd Boga nad światem zamienia się tu w jakąś nieubłaganą konieczność, którą Rey rzeczywiście wyrazem Fatum określa
Jakim sposobem umysł, zkąd nąd tak trzeźwy i ku rzeczywistości zwrócony, mógł się w podobne subtelności uwikłać i nie dopatrzeć w n ch sprzeczności. przy panującej w nim przeważnie sile zdrowego rozsądku? to jedynie da się objaśnić wpływem astrologii, wykładanej na akademii krakowskiej. Im mniej ta bałamutna ze swej istoty nauka miała prawdopodobieństwa, tem więcej działała na wyobraźnią narodu. Poświęcali się jej nietylko matematycy ex profesao, ale nawet teologow ie, jak Michał z Wrocławia, zwany „filarem akademii-1, któremu to jednak me przeszkadzało w dziele p. t. Introdudorum abtronomiae różnych astrologicznych bredni wygłaszać, np. że konstelacya Baran nad Małopolską, a Byk nad Wielkopolską panuje. Po nim zajmowali katedrę astrologii: Henryk Czech, Jan z Głogowy, Pioboszczowicz, Marcin Fox, Stanisław* z Rawy, Mikułaj z Szadka, Michał z Wiślicy i inni Wywierali oni wpływT nietylko w muracn akademii przez swe wykłady, ale 1 za pośrednictwem wydawanych przez sieb“e od r. 1494 kalendarzy, naprzód w łacińskim, potem w polskim języku. W nich to zamieszczano owe prognostyki, inaczej zwane minucyami, w których przepowiadano i przyszły stan rzeczy, i wypadki polityczne, oraz dawano wskazówki, jaki planeta najwięcej sprzyja zawieraniu związków małżeńskich, braniu lekarstw i t. p. Wpływ ten tak głęboko w umysł narodu zapuścił korzenie, że przetrwał wszystkie naukowe reformy, pokutując jak upiór z innego świata w przepowiedniach, wróżących pogody i słoty, a które zaledwie od lat czterdziestu z naszych kalendarzy zniknęły. Gdy przeto we wpływy gwiazd wszyscy wierzyli, nic dziwnego, że i Rey powszechną wiarę podzielał. To też w dalszem rozwinięciu tej myśli powiada, iż wpływ ciał niebieskich „sprawuje cztery wilgotności w człowieku, z których ciało jego rodzić się musi, t. j. ze krwie, z kolery, flegmy, a melankolii“ (str. 8). Te wilgotności są przyczyną czterech temperamentów, które każdemu człowiekowi nadają właściwy charakter. Wprawdzie, zdawałoby się, iż Rey w samej rzeczy pojmuje charakter, jakoby konieczność, wynikającą z fizyologicznych własności człowieka, nadaną ma, zgodnie z owem fatałistycznem zapatrywaniem się na jego przeznaczenie, bez współudziału woli, zatem niezawiśle od psychicznej jego natury. Tak przecież nie jest. Choć bowiem owe temperamenta są główną, urabiającą jego charakter, przyczyną, to jednak, jak powiada, Bóg nie chcąc, aby kto złym był, „dał człowiekowi ducha rozumnego, aby swe zwierzęce ciało rządził a sprawował i nie dał się kierować ani biegom niebie-, skim, ani przyrodzeniu własnemu; dał wreszcie przykazania i różność dziwnych nauk, które się rozsiały po wszemu światu“. Tym sposobem temperament, jako fizyologiczna konieczność, staje się rzeczywiście kombinacyą psychicznych władz człowieka: choć bowiem pod wpływem ciał niebieskich ze ziemi skłonnościami się rodzi, to jednak wewnętrzną pracą nad sobą, t. j. siłą rozumu i woli, może je, i powinien nawet, w sobie przełamać. Z tej teoryi i określenie celu wychowania wypływa: ma one złe swe skłonności rozuranemi środkami nietylko poskramiać, ale nawet całkiem odmienić, „gwałcąc owo swawolne przyrodzenie i one złe czasy, pod któremi się człowiek urodził.
To też raz wybrnąwszy z bałamutnych teoryj
0 predestynacyi i fatum, Rey od tej chwili wstępuje na bity gościniec zdrowego rozsądku, z którego już do końca nie schodzi. Przedewszystkiem od rodziców wymaga, by od chwili urodzenia badali pilnie skłonności dzieci. Każdy bowiem temperament objawia się na zewnątrz przez cechy sobie właściwe. „Bo snadnie koleryką poznasz po szerści, bo się urodzi czarno, melanchołik lisowato, flegmatyk blado, krewnik z biała rumiano“ (str. 13). To są cechy czysto fizycznej natury. Wnet jednak przytacza inne, będące wynikiem psychicznych własności człowieka. „Bo się będzie krewnik wnet wszystko śmiał, a igrał; flegmatyk sapał, a drzymał; koleryk się gniewał, melankolik się frasował, a wszystko mu się nie wczas będzie zdało“ (str. 13). Kładąc też nacisk na ważność rozeznawania „przyrodzenia dziatek“,
1 stawiając je niejako za najpierwszy dobrego wychowania warunek, wykazał kardynalną zasadę, na której się cały trud wychowawczy opierać głównie powinien.
Ponieważ, według Reya, celem wychowania jest złagodzenie natury, wynikającej z przewagi jednego z czterech temperamentów, przeto wszystko, co tylko może przyczynić się do poskromienia złych a wrodzonych dziecka skłonności, w swojem dziele zaleca, głównie zaś, uznając zbawienny wpływ matek, radzi, by te, które są zwłaszcza „przyrodzenia dobrego, aby samy dziatki swe karmiły i wychowały“. Przyznać jednak musimy, iż kwestyą tę daleko gruntowniej i obszerniej traktował iuż przed nim Eiazm Gliczner i cały jej rozdział w książce swojej poświęcił. Gdy Rey daje rady tylko ogólnikowo, ten, na poparcie swych twierdzeń, stawia wymowne dowody i z kwestyą karmienia łączy “nne, które głębszego myśliciela zdradzają. Tem samem powstaje przeciw przyjmowaniu mamek, na GO I Rey jedynie tylko w ostateczności przyzwała. Jakoż radzi być nadzwyczaj w ich wyborze ostrożnym. Przedewszystkiem zaleca szukać „nie kurdyacznej (gniewliwej), nie melancholicznej, nie frasownej; ale coby była przyrodzenia dobrego, obyczajów uczc wych“ (str ł4). Ni© dość na tem; wrymaga od niej nawet pewnego taktu wychowawczego, znajomości poskramiania instynktów złei natury, „aby wnet obaczafa, ku czemuby się przyrodzenie onego dzieciątka ściągało, jeśli ku gniewu, jeśli ku ospalstwu, jeśli ku zbytn emu płaczow:, albo lamentowi, tedy go putrosze, me gniewem, 11 e fukiem, ale jakoby igraniem, a nadobnem i łagodnem upominaniem pohamować, a potrosze go od onego przyrodzenia jego odwodzić będzie potrzeba, aby się wżdy potrosze skronfly ony przyrodzony przypadki iego“ (str. 1-').
Jeżeli Rey tak wiele wymaga od mamek, czegóżby dziś nie należało wymagać od nianiek, a przede wszystkiem bon, które są tak drogim towarem zagranicznym
Niemniej baczną uwagę zwraca Rey na dyetetykę Jakoż radzi stonować pokarmy do natury dziecięcia, czyli temperamentu,;ak; się w niem przeważnie objawia.,Bo jeśli choleryk, nłe daiże mu pokarmów gorących, także 1 melankolikow.; bobyś je«zcze bardziej podpalił onego gorącego pizyrodzen a lego. Jeśli też flegmatyk. me dajze mu też rzeczy z -przyi odzenia zziębłych, nobyś także jeszcze więcej poprawił tępości gnuśności jego“ (str. 14).
Najsilniej wszakże zaleca przyzwyczaja*' dzieci do pokarmów niewymyślnych, prostych, pokrzepiających zdrowie, a unikać wszelkich „p:eścidełek, do których, gdy żołądek przywyknie, już nie będzie mógł znosić grubszej strawy i zawżdy każda rzecz szkodzie mu więcej będzie mogła, mzti owemu sęlcowatemu, co przywyknie z młodu złemu i dobremu“ (str. 14). 1) To też w yśmiewa ówczesnych delikacikow, owych winiarzy, jak mówi: „co chodzą, jak kokoszk z zadrobionemi twarzyczkami, a ledwie go (właściwie ich) połowica na świecie“ (str. 14). Jest to rys charakterystyczny i najdokładniej wskazujący, w jaki sposób, poczynając od XVI stulecia, zaczął się u nas typ panięcia wyrabiać, wytworzony przez delikatne, na sposób włoski, wychów anie. Jakoż Reyowi nastręcza się uwaga: „że między chłopy już dziś urndziwszego najdzie, niźli między tą rozpieszczoną szlachtą, co się winki, a papuik zadrob'1' (str. 14). Dziś. chcąc dać pojęcie o sile fizycznej mężczyzny, zwykliśmy go przyrównywać do chłopa, iako typu, który ją w sob e rzeczywiście przechował. W XVI
*) Ustęp ten zostaje w blizkiej analogii z radami J. Fr Modrzewskiego; tylko gdy ten mówi o pokarmach dziecinnych wogóle, Rey jakość ich do temperamentów stosuje. Dla porównania, przytaczamy ów ustęp z Modrzewskiego w całości: „Victus mediocritatem eis (filio) praescribaut,qui sit facilis et parabilisetviserrumminimeindamans. Fervaet etas '(la ^alore insito, non opus et ignem addere igni. Juvat id non tantum ad l:bidinem cohercendam, sed «efeiam ad corporis bonam et firmam valetudinem mentisąue sobrietatem conservandiim. Non tantum autem ad cihi et potus mediorritatem, sed etiam ad frigoits et aest»8 tolerantiam lectiąue duriciem (m“do ne quid viribus ac bon&e corporis haDit^dini incommodet: cuius curam geri oportet, ut animus bene habeat sit que magi3 perspicai) eoa asuetatiant“ (de Emendanda Rep. 21).
. t
ttfri. ik ' Jk,
wieku zaś Rey dziwi się, że w tej najniższej warstwie społecznej prędzej znajdzie urodziwszego (sluszniejszego) męża, niżli w klasach przodujących ówcześnie. Z tem wydelikaceniem w ścisłym związku pozostaje przesada w strojach dziecięcych, przeciw czemu zarówno Gliczner, jak i Rey, w dosadnych wyrażeniach powstają: „Nie więżyż mu (t. j. dziecx ku) — powiada ten ostatni — nazbyt z młodu knefliczków (guzików), bryżyczków (szamerunków), pstrych sukienek, jako prosięciu (!); bo jako się tego z młodu nauczy, tak mu się to w pamięć wbije i tak mu się tego na potem będzie chciało, a ztąd mu swawola, wszeteczeństwo, snadnie rość będzie mogło“ (str. 15),
Niejednemu z czytelników zdawać się może, że ówczesne o wychowaniu pojęcia w wysokim stopniu sprzyjały surowej względem dzieci karności. Nie należy do XVI wieku przykładać miary, która się właściwie stosuje do XVII i XVIII stulecia. Owe okrzyczane bowiem plagi szkolne i domowe dopiero Jezuici wprowadzili w powszechne użycie. Wiek XVI nie znał podobnej surowości; przeciwnie, grzeszył zbytnią nawet pobłażliwością, przeciw czemu bardzo energicznie protestują Modrzewski *) i ów Erazm Gliczner 8) i kreślą tak jaskrawe obrazy wybryków współczesnej sobie młodzieży i tak niepochlebne dają świadectwo rodzicom, psującym ją zbytniem pobłażaniem, iż możnaby ich o przesadę pomówić, gdyby ich słów nie stwierdzały inne, jak np. Jakóba Górskiego, świadectwa.
„Noli substraliere — mówi na końcu swoich wywodów — a puero disciplinam. Si percusseris cum virga, non morietur“ ib. L. I, 22.
2) Książki o wychowaniu, str. 51.
Jakże Rey “ednak zapatrywał się na tę sprawę? Rey, wychowany w otoczeń“ J buj iej naddnieprzańskiej przyrody, pieszczony i kochany przez ojca, oddychający swobodną duchową atmosferą XVI stulecia, wbrew zasadzce głoszonej przez Glicznera: „iż gdy są chłopięta łotrowi“, przeto dobrze uczynią rodzice, gdy ilekroć sobie zasłużą, tyle chłost onym i lazien zadają“ 2), stanowczo się ku łagodnym środkom w postępowań u z dziećmi przechyla Ile razy nawet zdarzy mu się mówić o dzi eciach, zawsze o nich wyraża się z głęboką sympaty^, zdradza serce mi jkkie na wdzięki tego wieku wrażliwe. „Potem, gdy już będzie poarastać, nie trzeba go też nazbyt w grobie chować, bo ona młodość jego, gdyż jeszcze zmysły słabe we miodem ciele być muszą, tedy zbytnią grozą, a frasunkiem snadnie może by. zgwałcona, iz potem zawżdy straszliwitępą, a głupią być musi“ (str. 15). Wprawdzie trudno tu oznaczyć, co Rey przez zmysły rozumiał, Na żadnem nawet miejscu o nich, jako o narzędziach pośredniczących pomiędzy światem zewnętrznym a władzami naszego poznania nie mówi. Właściwie zam ist wyrazu zmysły, należałoby powiedzieć: ustrój nerwowy.; ale w każdym razie, w pojmowaniu środków karności, przyznać mu teraz wyższość nad Gbcziierem należy. Gdy ten bowiem łotrowanie chłopiąt uznaie jako fakt, przeciw któremu ni': ma Jnego środka nad chłostę, Rpy przeciwr e zaleca od początku wychowania używać środków ochraniających, gdyż jest przekonany, że umiejętne a loztropne wychowanie od wielu wad może ustrzedz młodego i „siła potem obyczajów dobrych na starość każdemu umnozy'może“ Wpia-
Cfr. Sprawić komu łrinię — chłostać wimiikami. ź) Kr iążki o wychowaniu, 51.
Bibliotek* T. 403 4 wdzie na czem te środki mają polegać', o tem Rey wcale nic nie mówi, ale w dziwnie uderzający sposób zgadza się co do tego w swych pojęciach z Montaignem. I ten wyniósł z dzieciństwa najprzyjemniejsze wrażenia i z głęboką wdzięcznością wspomina o pełnem łagodności postępowaniu z nim ojca i o rozumnem jego kierownictwie. To też ze wstrętem mówi o srogości i okrucieństwie kar, jakiemi w ówczesnych kolegiach zmuszano dzieci do posłuszeństwa i nauki. „Odrzućcie — powiada — gwałt i przemoc, gdyż nic bardziej nad to nie znikczemnia szlachetnej dziecka natury. Jeżeli chcesz, by wystrzegało się kary, nie przyzwyczajaj go do niej. Tymczasem nasze kolegia są to istne więzienia, w których demoralizują młodzież używaniem kar, jako środka zapobiegającego rozpuście. W tych zakładach słyszysz tylko płacz smaganych dzieci i krzyk nauczycieli gniewem pijanych' '). Jak widzimy więc, obraz to, dający wcale niepochlebne świadectwo
0 ówczesnych zakładach naukowych we Francyi. Ale jeżeli gdzieindziej było źle, to umiano tam wcześniej zdobyć się na rozumniejsze w wychowaniu zasady. U nas przeciwnie: wszystko się odmieniało na gorsze
1 na długo powstrzymało rozwój pedagogicznych zasad, których początki wcale inną, bo świetniejszą przyszłość wychowaniu zdawały się zapewniać.
Posłuchajmy teraz, w jaki sposób Rey zapatruje się na pierwsze chwile rozwijania się dziecięcego umysłu. Poglądy jego, choć nierozwinięte, choć nakreślone dorywczo, dowodzą w nim tyle pedagogicznego instynktu, iż doprawdy żałować przychodzi, iż umysł jego, tak hojnie.od natury zdolnościami uposażony, nie odebrał wyższego wykształcenia, któreby mu pozwoliło głębiej wniknąć
Essais. L. I. Chsp. 25, p. 183.
M
w obrany przedmiot i wykład zasad wychowania na głębszej oprzeć podstawi Ta zasada nowszej pedagogiki, iż wrodzony popęd dziecka do zabawy na korzyść nauki obrócił feależy, już w n m znaj-> duje uznam? „Boć — powiada — mo“; d eciątko, czyście igrając i pac:orka i łacińskich słów wiele się nauczyć, i u, b, c, d, bardzo mu się to snadnie, igrąiąc, w parm.jc wbi'; może“ (str. 15). Wprawdzie i tu me wskazuje metody, aie pragnie ułatwienia dziecku początkowej nauki, powolnego wdrażania jego władz umysłowych do pracy, t ieprze< iążania zbytecznie:,,go sił pedanckim formalizmem, tak wstrętnym każdej młodej istocie.
W miarę rozwijających się władz umysłowych dziecka, Rey zaleca rodzicom przyocie praeceptora i określa jego przymioty. Ale pod tym względem znowu nie wytrzymuje porównania z Glicznerem, tem mniej Jeszcze z Aionta gnem Gliczner poświęca temu przedmiotowi kilka osobnych rozdj alów; Rey go zbywa k Ikoma słowy iDosć mu na tem, żeby nauczyciel był cnot! wy, stateczny, trzeźwy, aby z niego dziecko nauk. słuszne i obyczaje poczciwe brać mogło. Zresztą moralnym przymiotom daje pierwszeństwo przed naukowem jego uzdolnieniem. Jest to zaprawdę \»,ele; ale w każdym razie chciel byśmy w:edi ieć, czego rodzice od niego mają piawo wymagać.?, jak ma uczyć i jak ma postępować ze swoim wychowankiem? O ileż Monta;gne, w skreśleniu przymiotow i obowiązków nauczyciela, przewyższa Reya głębszym i rozleglejszym poglądem! Jak często od i iechcek la d?ie trafne co do metody nauczania wskazówki! I on rówm°i, nad naukę stawia wyżej dawanie dobrego przykładu, ale wymaga po nauczyt elu umiovętnego kształcenia i rozwijani“ poi:, oraz władz sądzących rozumu. Zaleca, by cdpotiicdniu do uzdolnienia powierzonego sobie uczi a, rozpoczynał naukę od poznania rzeczy, od należytego między niemi wyboru i wyróżniania jednych od drugich, a w tem wszystkiem, by raz sam mu drogę torował, to znowu do jej szukania zachęcał. Nie chce, by uczniowi ułatwiał wszystkie trudności i samem się nauczaniem zajmował, lecz żeby i uczeń przed nim o wielu rzeczach swoje zdanie otwierał. „Dobrze jest, gdy mu czasem przed sobą pozwoli kłusować, by się przekonał, do jakiego stopnia należy go jeszcze zasilać, by jego bieg siłom wyrównał. (II est bon, qu'ił le face trotter devant luy pour iuger, iusąue d quel poinct il se doibt ravaller, pour s^accom-y moder d sa force). „Nie zachowaniem tej proporcyi — powiada — wszystko się psuje“. I dalej mówi: „Niech nie wymaga dosłownego wydawania lekcyi, ale zawartej w niej myśIi i treści; niech o korzyści, odniesionej z nauki, świadczy nie pamięć ucznia, lecz życie; niech każdą rzecz, którą daje mu poznać, przedstawia mu na sto różnych sposobów i w stosunkach do tyluż innych przedmiotów Do podobnie trafnych a głębokich pojęć Rey nie dochodzi w swych poglądach na wychowanie. Jeśli czasem wypowie jakąś myśl, uwagę, to raczej instynktownie, jakby trafiał na nią omackiem; ale nawet, gdy jakąś prawdę odgadnie, nie umie jej należycie uzasadnić, rozwinąć. Ta niższość jednak pod względem naukowym, w porównaniu z Montaignem, nie przeszkadza mu zajmować wyższego stanowiska pod względem moralnym. Tak np. Montaigne jest zdania, iż dziecko nie powinno zostawać pod kierunkiem rodziców, gdyż, jak mówi, najrozumniejsi powodują się najczęściej wrodzoną sobie ku dzieciom miłością i nie mają siły ani ich karać za popełniane błędy, ani pozwolić na to, by je prostemi potrawami karmiono, lub zajmowano nużącemi cwi-
Essais. L. I. Ch. 25, p. 160 — 161. 53 \
czeniami fizycznemi. A zresztą, powiada dalej, nieograniczona władza nauczyciela musi zawsze ustępować rodzicielskiej powadze. Dziecko zatem, jak tylko dojdzie do wieku, w którym ma rozpocząć naukę, powinno według niego, pozbawione być wpływu rodziców — słowem wychowywać się za domem '). Już z tego ustępu widzimy, jak ograniczony wpływ. na dziecko przyznaje Montaigne rodzinie. Jest to zasada, jakiej we Francyi dotąd jeszcze hołdują. Dzieci małe wysyłają na wieś, na mamki; starsze, jeśli chłopiec, do pensyonatu; jeśli dziewczynka, do jakiego klasztornego zakładu. Ztąd we Francyi właściwie niema rodziny, a przynajmniej węzły jej są bardzo luźne i słabe. Rey przeciwnie, pojmując ważność wpływu rodziny na wychowanie, nietylko nie radzi, by dziecko zostawało pod wyłącznym preceptora kierunkiem, ale owszem wymaga po rodzicach, by na nie sami zawsze mieli oko zwrócone i przed młodocianą duszą jego świecąc dobrym przykładem, odsuwali od niego to wszystko, co może skazić jego umysł i serce. Na to radzi zwracać uwagę od naj pierwszych chwil budzącego się umysłu: „strzedz je od towarzystwa plugawych chłopiąt, od zbytniej (swawolnej) czeladzi, bo co z młodu widzi i słyszy, to mu się snadnie wbije w onę młodą pamięć jego i także w nim będzie rosło! Mając też głównie na oku moralność, dla owych sprośnych chłopiąt, nie każe się spieszyć z wysłaniem dziecka do szkół. Wogóle szkołę uważa jako zło konieczne i pragnąłby wprzód dziecko w dobrem umocnić, by je od demoralizujących wpływów uchronić. Jest to okoliczność tem bardziej charakteryzująca naturę szkół ówczesnych, że podobną zasadę nietylko z Reyem Montaigne podziela, ale i owiele późniejszy od nich Locke (ur. 1632 f 1704), a mający nad
*) Ibid. pag. 165.
obydwoma tę niezaprzeczoną wyższość, iż nietylko w teoryi zajmował się pedagiką, ale że dzieło swe p. t. Myśli o wychowaniu dzieci, nap.ja? po długoletniej nauczycielsk-cj praktyce w domu lorda Shaftesbury, któremu syna i wnuka wychował. Co do Montaigne^, wiemy uż, jaki wstręt wnim budziła szkoła, ze względu na piaktykowane w niej kary. Czuł on odrazę i do metody, według któiei ówcześnie wykładano nauki. Co zaś do Locke'a ten, oprocz względów moralnych, ma i światowe na celu. Zajmując się wychowaniem w wysol Lej arystokratycznej sferze, pragnie pizedewszystkiem zabezpieczyć swych uczniów od nabycia złych manier, a co za nieui knione uważa, przy zetkn;ciu się ich z nieokrzesanym i do niższych warstw społeczeństwa należącymi chłopcami, z których zwykle v ększość kaidej szkoły się składa. Rey nic o manierach zachodniego św.d,ta nie wiedział; szło mu jedynie o ochronienie dziecka od szkodliwych wpływów zewnętrznych, i dlatego też tak niepedagogicznie przeciw szkołę występował, wbrew zasadom głoszonym przez Glicznera, który bardzo zdrowo wpływ szkoły na rozwinięć;? umysłowe młodzieży oceniai.
Jakie jednak Rey naukę szkolną pojmuje?
Zaprawdę! wymagam i jego nie dalej nad zakres trivium i ąuadricium sięgają, to iest do nauk, programatem ówczesnych średnich zakładów objętych, do których należała większość akademie ich kolor “j Wykładano w nich, pod'jg średm oto iecznego planu Boethiusa, cały system tak zwanych nauk wyzwolonych (aites liberales). mianowicie: gramatykę, logikę, retorykę, oraz muzykę, arytmetykę, geometryą i astronomią. Dalej nad ten zakres Rey nie sięga. W całem jt^o dziele niema nawet wzmianki o potrzebie dla młodego ko iczenia akadem i. Nawet, wysyłaj?.c go zagranicę, jeżeli mu zaleca bawić się naukami, to widoczna, iż ma na myśli samodzielną pracę, a nie zwiedzanie naukowych zakładów.
Również o naukach, wykładanych w szkołach, wyraża się z przekąsem. „Gramatyka, według niego, tylko szczebiotać, a słówek obleśnych uczy (obły — krzywy, ztąd wykrętny) i to z niemałem zatrudnieniem główek młodych (str. 28). Nie pojmuje nawet, jaką można korzyść z tej nauki osiągnąć. Podług niego bowiem, prawideł gramatycznych można się i później z mniejszym trudem wyuczyć, skoro się dojdzie do wyrozumienia mówców i pisarzy łacińskich. Słowem, do nauki języka łacińskiego chce, by przystępowano, jak do uczenia się żyjącego języka, t. j. praktycznie. Bo, jak powiada: „nie masz ci gramatyki we włoskim, w niemieckim albo także w tureckim i w tatarskim języku, a wżdy się go Polak tak właśnie snadnie wyuczyć może, jakoby się tam i urodzić miał (str. 28). To też od uczenia gramatyki każe chronić dziecko, jak od zarazy. „Nie dajże się mu — pisze — z młodu łamać twardemi, a wichrowatemi naukami, bo mu snadnie w młodej głowie wszystko pomięszają; ale co najpilniej uczyć go czyść (czytać), a pisać, a potrosze słowa na polski język wykładać (tłómaczyć). Boć wierę, gramatyka, nie wiem, by się i staremu czasem nie uprzykrzyła (str. 16). Podobne potępienie gramatyki, tak trafiające w rym wszystkim szkolnym próżniakom, dziwnem się może wydawać w dziele pedagogicznego zakroju. Nje zapominajmy przecież, iż ten sam Rey niejednokrotnie zaleca młodemu, „by się ćwiczył w naukach poczciwych, czynił sobie w głowie rozsądek i bogacił się w wiedzę czytaniem; „że niejednokrotnie powstaje na marne tracenie czasu“, co jest drogi klejnot, a który, gdy upłynie, już się nigdy nazad nie wróci“; że sam powiada: „iż nic nie może być szkodliwszego młodemu człowiekowi, jako nikczemne próżnowanie“. Widoczna zatem, że musi tu być inna przyczyna, niż lekceważenie nauki, która bądź cobądź, wykładana umiejętnie, zawsze wyborny stanowi środek rozwijania umysłu i o wiele ułatwia naukę każdego języka, jaki chcemy sobie przyswoić gruntownie. Jakoż zwróćmy na to uwagę, jakich to stary Montaigne dokładał starań, by synowi oszczędzić mozołu nad uczeniem się gramatyki. Co więcej, on sam. dość gruntownie obeznany ze starożytną literaturą, biorąc na uwagę w późniejszym wieku czas, poświęcany w szkołach nauce greckiego i łacińskiego języka, z rezultatami, jakie z nich młodzież osiągała ówcześnie, doszedł do przekonania, że jakkolwiek znajomość ich uważać można za ważny i cenny nabytek, to jednak zbyt drogo się okupują otrzymywane z nich korzyści ł), i to twierdzenie usprawiedliwia w ten sposób: »Przypatrz się — mówi — wracającemu ze szkoły, w której 15 do 16 lat przepędził: jest on do niczego niezdatny. Jedno zauważyć w nim można, mianowicie to, ża łacina i grecki zrobiły go głupszym i zarozumialszym, niż był, gdy z domu do szkół wyjeżdżał. Miał duszę wiedzą wzbogacić, a wrócił, jak pęcherz nadęty“ 2).
Przypuśćmy Jednak, że świadectwo Montaigne'a jest podejrzane z tej przyczyny, iż pierwotne jego wychowanie całkiem innym, niż w szkołach ówczesnych, odbywało się trybem, że podobnie, jak Rey, wychowując się swobodnie, czuł wstręt nieprzeparty do wszelkiej systematycznej nauki; ale takież same wyrzekania na szkoły dochodzą do nas i z Niemiec. W r. 1524, a zatem w czasie, gdy się Rey do Tenczyńskiego wybierał, Luter ogłosił list otwarty do wszystkich burmistrzów i rajców miast Rzeszy, wzywając ich do zakładania szkół ludowych, gdzie między innemi powiada, „że niejeden w wyż szych i klasztornych szkołach dwadzieścia i czterdzieści lał na nauczaniu przepędził, a pomimo tego nie mógł się sam pochlubić dokładną znajomością ani łaciny, ani niemieckiego języka ). Nie sama więc gramatyka, ale jej wykład, ale metoda scholastyczna, zrażała żywsze i rzutniejsze umysły. A właśnie czas nauki Reya na tę porę przypada, gdy taka metoda zapanowała na dobre tak w Akademii krakowskiej, jak i w koloniach, czyli zakładach średnich naukowych, poddanych jej bezpośredniemu wpływowi. Po krótkotrwałym rozkwicie humanizmu, jaki na niej w r. 1433 zaszczepił Grzegorz z Sanoka; po wykładach Jana Ursyna, ucznia Pomponiusza Lety, oraz Jana z Oświęcima, ucznia Franciszka Philelpha; po czasach Konrada Celtesa i Wojciecha Korwina z Nowegotargu, nastąpiły czasy przewagi scholastyków nad humanistami, która się w całym naukowym kierunku akademii odbiła. Za podstawę do nauki łaciny wrzięto znowu gramatykę Donata, używaną przez cały ciąg wieków średnich (De octo parłibus orationis), a przerobioną i wydaną w r. 1503 przez Jana z Głogowy, jednego z najsłynniejszych przedstawicieli scholastycyzmu na początku XVI stulecia. W niej np. takie jest określenie rzeczownika słownego (gerundiumi): „Gerundia non sunt verba; ergo probatur, illud, quod sinificat (sic) cum tempore limitalibiter, ergo gerundia non sunt verba sed potius participia. Major est nota, quia sinificare cum tempore limitalibiter hoc convenit participiis“. J To ma znaczyć: „Rzeczowniki słowne nie są słowami; okazuje się więc, że co się wyraża współobecnie z czasem, nie jest słowem, a że rzeczowniki słowne wyrażają współobecność z czasem, zatem rzeczowniki słowne nie są słowami; okazuje się więc, że co się wyraża współobecnie z czasem, nie jest słowem; a że rzeczowniki słowne wyrażają współobecność z czasem, zatem rzeczowniki słowne nie są słowami, ale raczej imiesłowami. Ztąd ogólna cecha, przynależna imiesłowom, jest współobecność z czasem“. Ma to zapewne wyrażać, iż łaciński rzeczownik słowny (gerundium) ma w pewnych razach toż samo znaczenie, co imiesłów bierny czasu przyszłego, zwany gerun~ divum. Gdy więc w Niemczech starano się wszystkiemi siłami o jasność wykładu i ułatwienie nauki, Akademia krakowska zaprowadzała po szkołach podręczniki, które mogły tylko zagważdżać najdzielniejsze umysły. Że zaś taki stan nauk trwał ciągle w Akademii krakowskiej, mimo postępów, jakie na zachodzie zrobił humanizm, to dowodzi ta okoliczność, że jeszcze Stanisław Orzechowski w piśmie swem: De institutione Regia (wydane w 1548) domagał się od Zymunta Augusta, aby, reformując Akademią krakowską, wygnał z niej tę barbarzyńską gramatykę Jana z Głogowy. Jeżeli też dla nas ta przytoczona z niej gmatwanina do wyrozumienia jest trudną, to o ileż dopiero dla takiego Reya, który, w młodości rusznicą i wędką zajęty, lekceważył sobie takie mądrości, a w późniejszych latach ku rzeczywistości zAvrócony, to jedynie za pożyteczne uznawał, co się dawało do życia bezpośrednio stosować. Z tego punktu widzenia zapatrując się na wszystko, nie rozumiał także, „coby do polskiego ćwiczenia logika pomódz mogła“, która według niego „nie uczy, jedno wykrętnych słówek, jakoby z prawdy nieprawdę uczynić, a prawdę z nieprawdy; czego przy dobrem przyrodzeniu z łaski bożej mało się tego uczyć potrzeba“. Bo — zaraz z właściwym sobie humorem dodaje: „Najdzie dziś drugiego, chociaż się prostaczkiem widzi, iż to tak dobrze będzie umiał wykręcić, jako wierę najuczeriszy, mistrz w kolegium“ (str. 28).
Jakież więc nauki za pożyteczne uznawa? Oto: filozofią i historyą. Tylko przez pierwszą nie rozumiał bałamuctw scholastycznej filozofii, uprawianej przez mistrzów Akademii krakowskiej, lecz filozofią grecką. Na nieszczęście tej jednak znać nie mógł, gdyż do jej zdobycia nie posiadał odpowiedniego klucza ani w znajomości języka greckiego, ani w pracach choćby, z drugiej ręki otrzymywanych, gdyż takich naówczas nie było w literaturze polskiej. W ogóle ówczesna wiedza o filozofii greckiej, w bardzo szczupłych mieściła się granicach. Najwięcej jeszcze wiedziano o Arystotelesie, naprzód za pośrednictwem filozofii scholastycznej, która cały swój system na jego dyalektyce oparła i najwięcej zajmowała się traktatem o duszy; następnie za pośrednictwem Jędrzeja Glabera z Kobylina, który ułożył: Problemata Aristotelis... pytania rozmaite o iicładności człowieczych członków rozwiązujące. Przekłady, zaś: Etyki, Polityki i Ekonomiki tego filozofa, dokonane z oryginału greckiego przez Sebastyana Patrycego, dopiero w XVII stuleciu wzbogaciły naszą literaturę. Jeszcze mniej wiedziano o filozofii Platona. 0 Akademii, założonej przez Kozmę Medyceusza, o przekładach dzieł tego filozofa na język łaciński, dokonanych przez Marsyliusza Ficynusa, wiedziała zapewne mała liczba uczonych, którzy nanki kończyli we włoskich akademiach; ale wogóte umysły polskie nigdy nie okazywały skłonności do spekulacyj filozoficznych, trzymały się zawsze praktycznego kierunku.
Jakoż, jeżeli Rey wiedział co o filozofach greckich, to chyba z Żywotów Marcina Bielskiego, w roku 1535 wydanych; wreszcie z rozmow z uczonymi ludźmi, lub z innych liiew jdomych n źródeł W każdym r&z e nie szło mu o to, by ich systematy wyjaśnił, ale by ich etyczne nasady, jako regułę życia postawił, i pod tym względem zupełnie,ę zgadza z Montaienem. I ten również doradza odrzucić wszelkie subtelności najeżom kolcami dyalektyki, które w żaden sposób nie mogą się do udoskonalenia naszego życia przyczynić; a natomiast zwrócić uwagę na proste zasady lilozofii raz je przyjąwszy. umieiętnie w praktyce stosować'). Zresztą, że o filozofii greckiej Hey n;> miał żadnego wyożenia, że się zapomagał tu i ow-dzie bez braku pochwytanemi wiadomościam j dowodzi A ta okoliczność, te Eurvpidesa w ir;dnvm rzędzie z Sokratesem i Platonem postawił. Również w historyi widzi tylko zbiór jednostek, dających z siebie przykład cnot, godnych naśladował, a, i z tego jedynie względu młodemu ją zaleca. „Niech czyta — mówi — historye onych zacnych, pierwszych (przodujących) ludzi, jako się onemi dziwnemi rozumy sprawowali, jakc niczego innego nie patrzali, jedno sławy, cnoty, a poczciwości; jakie były dziwne sprawy i żywoty ich, ani ku czemu się innemu ni;dy me ściągały, -edno ku cnocie, a ku sławi R wiecznej swojej“ (str. 25). Siowem, wiedzę o tyle ceni, o ile się ta do wyższej, moralnej doskonałości przyczynia.
A teraz, czy Zyicot poczciwego człowieka można za dzieło pedagogiczne uważać?
Każae dzieło pedagogiczne ma na celu wykazanie zasad prawidłowego rozwt u wrodzonych sił człowieka, w celu przygotowana go do życia czynnego i możliwie doskonałego. Zajmu; się wiec za —  »
Esiais. L. I Ch. 25. p. 1 0.
równo jego fizyczną, jak i duchową istotą Zbadanie pierwszej — do dziedziny fizyologii należy, zrozumienie drugiej i umiejętne jej kształcenie — na psychologii się opiera. Podobnej wszakże miary do pedagogiki Reya nie możemy przykładać. Fizyologia dopiero w nowszych czasach weszła w zakres nauki wychowania; psychologia od Kartezyusza zdobyła naukowe podstawy. Choć jednak w ogólnych, niedokładnych zarysach, widzimy kiełkującą niejednę zasadę dzisiejszej pedagogiki. Samo przypuszczenie owych czterech wilgotności w człowieku, mających o przyszłym jego charakterze stanowić, lubo dziś wydaje nam się dziecinnem, dowodzi jednak, iż Rey miał pojęcie o ścisłym związku, zachodzącym pomiędzy duszą i ciałem i o wpływie, jaki to na nią wywiera.
Widzieliśmy nadto, iż mówiąc o pokarmach o wpływie matki na dziecko, miał głównie zdrowie ciała na względzie; na innem miejscu niemniej gorąco popiera rozwijanie fizycznych sił młodzieży: „Gdy już też ona młodość podrastać będzie, nie wadzi mu też (młodemu) poczedłszy sobie czego potrzeba, nauczyć się i konika osieść, i jako sobie na nim poigrać, i jakoby gi (go) też czasu potrzeby obrócić. A jeśliby mógł i drzeweczko znieść (proporczyk), tedy i to me wadzi z nim sobie poigrać, ręką uważać do pierścionka, albo do czapeczki pomierzyć, a poduczać się z młodu, coby się i na po-, tem przygodziło“ (str. 31). Jakoż w tych kilku słowach objął cały programat gimnastyki ówczesnej, usposabiającej młodzież do przyszłego rycerskiego zawodu. Modrzewski ćwiczenia te pojął bardziej w duchu antycznym, gdy mówi: „Neque vero equitatio, nec pedestris agitatio, quae vel cursu sit, vel lapidum proiectione, vel ludo pilae discique, nec alia exercitationum genera pueris sunt omittenda modo haec sint moderata“ (ib. 122). Nic też więcej nad to nie znajdujemy we współczesnym Montaigne^. Może tylko łe ćwiczenia bardziej w duchu spartańskim pojmuje, nie uwzględniając nawet zdrowia pojedynczych wychowańców, byłe cel ogólny — zdrowie całego pokolenia — osiągnąć. Car il nya remede — dodaje — qui en veult faire un homme de bien, sans doubt il ne fault espargner en cette ieunuesse; et fault souvent chocąuer les regles de la medecine ').
Natomiast w daleko wyższym stopniu Rey zajmuje się psychiczną stroną człowieka. Wprawdzie nie trzyma się pod tym względem systematycznego porządku, ale mówiąc o różnych władzach umysłu, wykazuje w danych razach ich zastosowanie właściwe. Pierwszy jednak objaw budzącej się świadomości rozumu, jakim jest uwaga, nadzwyczaj powierzchownie traktuje. Jedynie o niej mówi, gdy wyprawia do cudzych krajów młodego człowieka, gdy mu radzi pilnie uważać na obyczaje i zbierać sobie „co potrzebniejszego z nadobnych przykładów i rozmów“. Zjawiska jednak otaczającego świata, cuda przyrody lub sztuki, nie mają dla niego znaczenia. Nie pojmuje nawet, by poznanie ich mogło człowiekowi przynieść jakikolwiek pożytek: „Albowiem małoćby pomogło, choćbyś widział Etnę pałającą, rzeki bystre, ciekące, morza ony srodze burzliwe, wieloryby po nich pływające, syreny śpiewające©, krokodyły, albo smoki latające (!), miasta, zamki i pałace rozmaicie się błyszczące, jeśli też do domu w obyczajach z sobą przyniesiemy, cochmy byli z sobą wzięli“ (str. 42).
Jeżeli jednak działanie uwagi w tak szczupłych objął granicach, to natomiast daleko trafniej działanie pamięci oznacza. Wprawdzie nic on nie mówi
i) Essais, L. I. Ch. 25, p 164.
0 wyobrażeniach, tworzących się w naszym umyśle, wprzód nim je pamięć na jego własność zatrzyma; ale nader malowniczo określa, jak z jej pomocą wszystkie nabytki umysłowe zachowywać należy: „Miej (też) na pieczy, iż cokolwiek smacznego przeczciesz, albo usłyszysz, niechże to nie będzie u ciebie, jako miedzianym brzękiem, który tylko, iż mimo uszy leci; ale donosi wszystko do onego wszech zmysłów wójta, a do wójtowej, to jest do rozumu, a do pamięci, a co wójt rozezna, iż potrzebnego jest, to.wójtowa niechaj mocno to schowa i zapieczętuje, bo to tam już będziesz miał, jako w skrzyni, ku wiernej ręce schowane. Boć mało potem, byś najwięcej i przeczedł i przesłuchał, jeżelić to przy pamięci nie zostanie, tedy będzie podobno ku onemu chłopu, co milę jedzie do kościoła i powiada, przyszedłszy do domu, iż było czyste (piękne) kazanie. A kiedy go spytasz o czem, tedy i słówka nie umie powiedzieć“ (str. 33).
Z działaniem pamięci łączy także działanie rozwagi, powiada bowiem: „Patrzaj, jako pszczółki, choć niema twarz, jako się w tem wedle przyrodzenia swego nadobnie sprawują. Najpierw sobie ulepią nadobny plastrzyk z wosku, potem się rozlecą po rozlicznych siołach, a co niepotrzebne, to precz omijają. A nazbierawszy miodu, do onego plastrzyka nanoszą, a nanosiwszy, potem nadobnie po wierzchu zalepią. Także ten baczny człowiek, cokolwiek widzi, słyszy, albo przeczyta, to też zabrawszy, co z potrzebniejszych ziółek ma nieść do onego uliku, to jest do rozumu, a nadobnie pamięcią ono zalepić 1 zapieczętować, iżby to tam długo trwać mogło. A jako pszczółka niepotrzebne zioła omija, także też ten, coby mu się w niwecz na potem nie przygodziło, może obminąć, a do uliku nie przynosić, ani „chować“ (str. 33). Całe to tak dosadne porównanie człowieka, gromadzącego pożyteczne wiadomości z działaniem pszczółki, dziwnym trafem, prawie żywcem powtórzone znajdujemy w Montaigne'u. Les cibeilles pittotent deęd deld les fleurs; mais elles en font, aprez, le miel, qui est tout leur; ce rfest plus thym, ny mariolaine: ainsi les piices empruntćes d'aultruy, il les transformera et eonfondrn pour en faire un ouvrage, tout sien, d sęavoir son iugement; son institution, son travail et estude ne vise qu'a le former x).
Rey nic jednak nie wie o sposobach umacniania pamięci, choć znacznie przed nim zajmowano się u nas mnemoniką. Tak Jan z Dobczyc wydał w r. 1504 dzieło: De arte memoratwa, w którem dowodzi, iż pamięć można ćwiczyć: per loca, litteras, reales, personales, caracteres, imagines et idola. Również, prawie współczesny Reyowi, Piotr Murner, bakałarz teologii na Akademii krakowskiej, wykładając logikę Piotra Hiszpana, wymyślił grę w karty, za pomocą której tak jej naukę ułatwił, iż nawet ludzie tępych zdolności mieli w niej robić zadziwiające postępy2).
Co dziwniejsza, że Rey nic nie wspomina o wyobraźni, w tak ścisłym związku zostającej z pamięcią. A jednak już scholastycy umieli jej właściwości, według swego pojmowania rzeczy, określać. Przynajmniej Jan z Głogowy w komentarzach do dzieł Jana Versona, pod tytułem: Questiones de anima (Metz 1505), objaśniając naturę rozmaitych władz umysłowych, według Bernarda Gordoniusza, wyróżnia nawet dwa jej stopnie: bierny i czynny. Pierwszy nazywa fantasia, drugi vis imaginativa. Uważa-
Essais. L. I. Ch. 25, p. 162. s) „Hist. Lit. Pol.“ M. Wiszniewskiego. T. HI, str. 211, 213. jąc za siedlisko władz rozumowych trzy komórki, zajmujące przednią, tylną i środkową część mózgu, naznacza dla wyobraźni biernej miejsce w tylnej części pierwszej komórki, dla wyobraźni zaś czynnej, miejsce w przedniej części drugiej komórki. Pierwsza z nich przechowuje wyobrażenia i kształty rzeczy poznanych i stanowi jakby rodzaj skarbca umysłowego; druga, zawsze czynna, we śnie i na jawie, jest źródłem wszelkiej twórczości (componit: chimeram, tragelaphum, hireocervum, i tym podobne potwory (28).
Pomysł uważania jakichś komórek w mózgu za siedliska władz umysłowych jest czysto scholastycznej natury; natomiast cechy przyznawane przez Głogowczyka, wyobraźni biernej i czynnej, więcej są zgodne z dzisiejszem pojmowaniem rzeczy, z tą jedynie różnicą, że, co on fantazyą nazywa, to my właściwie wyobraźnią, imaginacyą mianujemy, a przeciwnie, fantazyi nadajemy twórcze znaczenie. Rey tę ostatnią bierze tylko w znaczeniu animuszu, to jest pewnego nastroju duchowego, radzi bowiem nie czynić gwałtu zbytniego w zajmowaniu się pracą umysłową: „bo więc widamy drugie — powiada — iż się tak zacztą, albo zamyślą, że i od pamięci odf^pdzą, a omdlewają, co to na potem onej młodej..nitazyi wiele zaszkodzić może“ (str. 25, 20). Jako jednak władzą, kształtującą, tworzącą, nie zajmuje się wcale. Bo też powiedzmy, iż wyobraźnia była najsłabszą stroną umysłowych zdolności Reya. Ztąd jego poezya jest czysto rozsądkową. Nie znajdziesz w niej żadnych głębszych pomysłów, żadnego bujniejszego polotu. Co najwięcej, zdobywa się w niej na udatne porównania, na jakiś wykrzyk, zdradzający poczciwe zawsze uczucie, ale nadto nic więcej. Morał przeważa nad wszystkiem. To też, choć sam poeta, bynajmniej nie czuje on potrzeby rozwijania w swem wychowaniu wyobraźni. Owszem jedyny
Biblioteka — T 403 5
środek, za pomocą którego można ją było naówczas uszlachetnić i kształcić, poezya klasyczna, nie znajduje w jego przekonaniu należytego uznania. Są to, według jego rozumienia, zawikłane, poetyckie fabuły, z których niewiele osiągnąć można pożytku: „Bo a co mu potem, jako Circes głowy ludziom odmieniała, albo jako Ulixes pływał, albo co Helenka broiła, albo co Penelope czyniła“; choć dodaje: „że i to mu nie wadzi dla krotochwile przeczytać, gdy się już czego innego poduczy“ (str. 25). Niemniej i o istocie sztuk pięknych nie miał żadnego pojęcia, gdy np. malarstwo i snycerstwo stawia w jednym rzędzie ze złotnictwem i szermierstwem (str. 26). Dziedzina artystycznego piękna była mu obcą zupełnie.
Przechodzimy do określenia rozumu. Wiemy, iż pierwszą cechą jego działalności jest możność wyróżniania własności rzeczy istotnych i przypadkowych; pojmowania istoty każdego przedmiotu, oraz dopatrywania przyczyny i skutku, celowości i środków do osiągnięcia zamierzonego celu wiodących. Choć podobnej ścisłości w określeniach nie znajdujemy u Reya, to jednak w wielostronnem zastoso-. waniu działalności rozumu do rozmaitych spraw życia dowodzi, iż naturę jego rozumiał. Rozum też uważa za główną cechę, a najwyższy dar, jaki człowiek otrzymał od Boga. Mówiąc o nim, unosi się nawet pewną dumą szlachetną, płynącą z poczucia godności człowieczej. „Pomni czemeś stworzon — mówi w jednym ustępie — i na coś stworzon. Boś» stworzon człowiekiem, a mało niejako aniołem, ozdobion-eś rozumem, czem-eś różny daleke od innych zwierząt. Nie chowaj też tego rozumu, jeśli ci P. B6g dał, jako czyża w klatce, ale staraj się, abyś zakwitnął pięknemi sprawami, a obyczajami twojemi* (str. 38). Dalej, wyprawiając młodego człowieka do krajów postronnych, radzi mu przedewszystkiem badać istotę rzeczy; aby patrzał nie tylko na słówka, ale głębiej, a prawie sięgał do gruntu: aby się słówka piękne takie z pięknerm skutki zgadzały: aby i sprawy, i postawy, i słówka, prawie sięgały do onego ceiu, a do onego zamku, gdzie cnocie z rozumem gospodę zapisano* (str 341.
0 tej celowości jeszcze się piękmej na innem miejscu wyraża: „Albowiem patrzaj, że i malarz pierwej fart) nie rozetrze, az sob.? płótno, a tablicę nagotuje i to, co ma malować, już sobie w rozmyśle swym postanowi I strzelec łuku swego r.je pociąenie, az sobie pierwej cel upatrzy, do którego strzelać ma. I pisarz papieru m^ podniesie aż sebie pierwej lozmyśli, co na riiem p;sać ma. Także mądry, a roztropny“ człowiek, gdy co rozważnego, a statecznego zacząć ma, p.erwej ma uważać cel, do którego celu on i jego zaczęty namysł pociągać, aby darmo na wiatr nie strzeli, albo żeby lada czego w swym poważnym umyśle iarmo nie malowai'1 (str. 16, 47). Również dopatiuie związku pomiędzy przyczyną a skutkiem, mówiąc o zawisłości, zachodzącej między chwilą obecną a przeszłością z jednej, oraz chwilą obecną a przyszłością z drugiej strony „Bo czytając ony zacne, mądre, a rozważne sprawy, onych zacnych przodków naszych. będziesz pamiętał czas przeszły ■ im się ćwiczył; teraźniejszy — z przypatrywania różnych obyczajów ludzkich złych i dobrych Przyszły, iż to wszystko nadobnie umiarkujesz z przvpadkow ludzkich, coby na potem twój poczciwy stan i ozdobić i oszlachcić miało,1 ku czci, a ku sławę swojej, aby też za: ję potem ludz<e tak:eż z ciebie przykłady, jako ty teraz też z drugich bierzesz“ (str. 39). Wreszcie rozum jest jedną z władz duszy, którą nąiusilniej ćwiczyć zaleca, nietylko czytaniem, ale przez rozmowy, obcowanie z mądrym1 lud mi. „albowiem — dodaje — tak dawno powiadają, iż lepszy jest
zawżdy głos, niźli zdechła skóra, co ją na pergamin wyprawują“ (str. 32). Wreszcie od rozumu odróżnia umysł, i to nie przez proste pomieszanie pojęć, biorąc przypadkowo jeden wyraz za drugi, ale z całą samowiedzą ich wewnętrznego znaczenia. Wiadomo, że jak rozum odpowiada niemieckiemu Versłand władzy, tworzącej wyobrażenia, pojęcia i sądy, tak znowu umysł, odpowiada wyrazowi Yernunft, który jest jakby syntezą wszystkich władz duchowych człowieka i którego znowu działalność odnieść do sfery idei należy. Z jednej strony, jest on tem wewnętrznem, bezpośredniem uczuciem, które z zakresie moralności nazywamy sumieniem, z drugiej, jakby sprawdzaniem czynności naszego rozumu, prostu jacem jego pomyłki — słowem, tą siłą naszego ducha, w której zawarta jest możność dążenia do coraz wyższej doskonałości, czyli ideału, który sobie stwarza w sferze prawdy, dobra i piękna.
Takie też, a nie inne znaczenie, Rey umysłowi nadaje. Podług niego, „jest to król wszystkich zmysłów, panujący nad ciałem i wszystkiemi czynami człowieka, strzegący jego praw a wolności (str. 43), któremu wszystko jedno: „szczęście i nieszczęście — bo, jak powiada — tak mu się między różami kłaść i usnąć, jako i między pokrzywami, albo piołunem. Obudzi się — ano myśl ona wspaniała, jako orzeł ku górze wysoko bujać chce, a żadnej innnej rzeczy więcej na pieczy nie ma, jedno cnotę“, którą Rey, w swym malowniczym języku — nazywa: wielką królową. <
Ta dążność do cnoty, a tem samem do prawdy, bez względu na złe lub dobre życia przygody, to wzniesienie się ponad wszystkie przypadkowości, z orlim ku górze poglądem, jest niczem innem, jak tylko zmierzaniem do coraz wyższej doskonałości, czyli do urzeczywistnienia tego etycznego ideału, którego określenie będzie dalszem naszej pracy zadaniem. Rozbi r księgi pierwszei Żywota człowitka poczciwego, obeimującej włok dziecięcy i młodzieńcze lata człowieka, nie wykazał nam jeszcze w Reyu pisarza, stojącego p->d względem teoretycznej prdagog k' i metodyki na wysokości swojego czasu Wpiawdzie wiele z jogo zasad i dziś, z małemi odrmanam, zastosowałby się dało Czy to zaleca matkom własną jiersą kaimienie dziatek; czy powstaje na wyszukane pokaimy i rażące zbytkiem i pstroc:zną ubiory; czy mówi o ćwiczeniach fizycznych i spożytkowali-u zabaw, iako środka pierwiastkowego rozwijania i kształcenia umysłu; czy wreszcie wykazuje potrzebę łagodnego obchodzenia się z dziećmi — zawsze dowodzi, iż miał instynktowne poczucie zasad, które i w dz ^iejszej Isepio&yce przyjęto. Nie umiał tylko należycie ich rozwinąć, a pizedewszystkiem na miejsce scholastycznych nauk i scholastycznej metody, która go zbyt wcześnie do formalnej nauk zraziła, nic dodatniego postawie-. I wlanie co stanowi ujemną stronę księgi pierwszej rozbieranego przez nas dzieła. \
Inna. rzecz z dwiema pozostalemi jego częściami. W nich Rey występuje, nie już w charakterze wychowawcy młodego wi^ku, ale jako ochmistrz, przewodnik swego narodu, stawiując mu przed oczy wysoki ideał etyczne: doskonałość czlow.eka
Gdy Rey kreślił owe księgi wtóre, iea braterstwa na gruncie nauki Chrystusowej wyrosła, a mająca ogół społeczeństwa ziednoczyć, znałazłezy najprzód swoje wyrażenie w zasadzie prawodawstwa Kazimierza W., następnie w skutek późniejszych wypadków, prawem z r. 1496, przykuwającem w.eśniaka do gleby, zwichnięta, zaledwie w stanie szlacheckim swoje urzeczywistnienie znalazła, Dawną zresztą,edność religijną, stanowi jcą tak wielką spójnię w epoce podziałów Krzywoustego, a w pierwszej połowie XV wieku przez hu^ytyzm zachwianą, teraz, w XVI stuleciu, różnorodne prądy reformacyjne, nawet i owo braterstwo w stanie rycerskim, zerwały i świat ówczesny rozpadł się na kilka wrogich sobie odłamów ■ pod względem religijnych przekona], dziwną mieszaninę przedstawiał.
Kościół panujący, który dotąd swym wpływem przenikał wszystkie tamtoczesnego życia stosunki, zaskoczony przez reformę i na razie m przygotowany z n;ą do wTalki, ujrzał się nagle w swych posadach zachwianym i z każdym dniem tracił coraz więcei na powadze, jurysdykcyi i terytoryalnym obrębie
Luteranizm, którego pierwsze nasiona rzucił iv r. 1520 Samuel, dominikanin, i Jan Seklucyan w Poznania, wsp.erany przez Łukasza Górkę, woiewodę brzesko-ku,awskiego, szerzony w szkole poznańskiej przez Krzysztofa Hegendorłina, a w reszcie kraju przez Jana z Koźmina, Hieron raa Małeckiego i Eustachego Trepkę, całą niemal Wielkopolskę ogarnął. Jeszcze w wyższym stopniu krzewił się w Prusiech królewskich, które do zmiany religijnej przykładem swego sąsiada, Alberta ks. Pruskiego, pociągnięte zostały,
Jak w Wielkopolsce i w TJrusiech zasady Lutra tak w możnowtadczej Małopolsce i na Litwie znalazła przystęp nauka Kalwina. Jego doktryna o łasce, według którfj Bóg cziow.eka z góry na zbawienie lub potęp sn“; przeznaczył, podobnie jak we Francy“ tak i u nas, schlebiała dumie magnatów: każdy bowiem, co tę doktrynę przyjmował, mógł się w swem przekonaniu do wybranych zaliczać. Pierwsze nasiona jei rzuca Franciszek Stankar, Włoch, sprowadzony iv r. 1547 przez Samuela Maciejów skiego do wykładu ięzyka hebrajskiego w Akademr krakowskiej; dalej szerzy ją Tędrzej Trzycieski, po swym z za granicy powrocie, a potężnym wpływem podtrzymują: Mikołaj Oleśnicki, dziedzic F lczowa i Mikołai Radz.łł Czarny, wojewoda wilerisl
Te pierwsze objawy religijnej reformy naprzód władze świe cl ie usiłują przytłum ci Zygmunt I usuwa kolejno z kaznodz dejstwa Samuela i Jana Seklucyana w Poznar 11, następnie z całą surowością prawa, wydanego przeciw ^eretykom, tępi nową naukę w Prusiech, szczególniej w Gdańsku, gdzie mieszczanie, zerwawszy z panującą religią, dopuścili się gwałtów na duchowieństwie i złupili kościoły. Jan Scholtz i trzynastu przywódców przypłacili gardłem tę sprawę.
Te surowe wszakże środki na krótko tylko powstrzvmały szerzenie się reformy. Ogarnęła ona całe Prusy królewskie i w r. 1540 ci sami Gdańszczanie przerzucają się stanowczo na stronę luteranizmu. Miasta Toruń i Elbląg idą za ięh przykładem.
Nie dość na tem. Jakby dla wzmocnieniu nieprzyjaznego Kościołowi nnowierczego obozu, przybywają do Polski w r. 1548 Bracia czescy, ostatni husytyzmu wyznawcy i, osiedliwszy się w Wielkopolsce i Prusiech, pociągają do siebie szlachtę siłą dawnych tiadycy Co więcej, zjaw-ają się odstępstwa na wet na stronę judi izmu. Szereg ich w r. 1539 rozpoczyna Katarzyn? Malcherowa, raj czyni krakowska, a lubo z rozkazu biskupa Garmata na rynku spaloną została, kara ta przecież me powstrzymuje innych od pójścia za iej przykładem.
Poii:mo tak iawnych do odmian religijnych dążności, ogół narodu do końca panowania Zygmunta I stoi silnie przy wierze i wszelka zmiana w uświęconym wiekami obyczaju oburza sunrema Jakoż, gdy na jego pogrzebie, przypadającym we odę, obok podtnych, podano i mięsne potrawy, powszechnie na to sarkano.
Ale ze wstąpieniem na tron Zygmunta Augusta całk*;m się postać rzeczy odmienia. Wychowany przez malkę w innych, niż ojciac, zasadach, wykształcony, jak mało kto ze współczesnych monarchów, zapatrywał się na dążności reformacjjne, jako na nieuniknione następstwo skażenia ówczesnego d'i chowi^ristwa i spodziewał się po nich istotnej jego naprawy. Uniesiony zresztą nowenn prądy, nie miii tyle ani siły, an stanowczości w charakterze, by się m skuteczn:e opierać. Zaledwie też objął ster rzeczypospolitei, gdy nasiona reformy, w ciągu przeszłego panowania tłumione, naraz bujnie wschód? ć zaczęły Pierwszy M kołaj Oleśnicki pobudzony przez Stankara, dopuszcza się gwałtów na Paulinach w P'nci,owie: wypędza ich i kościół na zbór zam.en a
Ten czyn, n ^praktykowany dotąd w Polsce, całe duchowieństwo oburzył. Król, naciśnięty przez biskupów, zapozywa 0'eśnickiego na sądy. Pomimo jednak energicznego popierauia tej sprawy przez Jędrzeja Zebrzydowskiego, b;skupa naów*czas ki lawskiego, oiaz Jana Tarnowskiego, pizemogły wpływy przeciwrne. Reforma bowiem liczyła już dość znaczny zastęp sprzymierzeńców wśród możnowładców i szlachty, którzy, zasiadając w sejmie i w senacie, parali-
Lowali działanie strony przeciwnej. Do jawnych jej zwolenników należeli już wtedy Stanisław Staunicki z Dubiecka. Konrad Krupka Przecławski, Krzysztof Lasock\ Firlej, wojewod? lubelski. Jakób Ostroróg. Fiafał Leszczyński Marcin Zborowski, Szafrańcowie, Jan Laski, Jakob Niemojewski i inni, którzy zerwawszy z Kościołem, utrzymywał'“ na swych dworach m.nistrów, zakładali szkoły, drukarnie, szerząc pisma wierze przeciwne. Na nich to licząc, Oleśnicki wystąpił śmiało na seimie wsparty wymową naszego Mikołaja Reva Walentego Dembińskiego, kasztelana b'eckiego (którzy całą winę złożyli na mnichów, jakobv dopuszcza.ących się nadużyć, niezgodnych z regułą zakonu), został, pomimo jawnego gwałtu, u nie wini} ony przez króla. Natomiast Stankar, któremu kazano kraj opuścić, stał się kozłem ofiarnym w tej sprawie.
Ta powolnoś'Zygmunta Augusta jeszcze bardziej uzuchwaliła młodego Oleśnickiego. Wprawdzie oddalił Stankara, ale w tvm samym czas::e daf na swym zamku przytułek księdzu Marcinowi Krowiekiernu, który, zerwaw-szy z Kościołem, pojął Magdalenę Pobiedzińską za żonę. Za jego przykładem poszedł Stanisław Orzechowski, kanonik przemyski, i z Magdaleną Chełmską wstąpił w związek małżeński. To nowe podeptanie ustaw Kośc;oła. oraz zgorszeń e, towarzyszące samej uczcie weselnej, na której Martin z Opoczna, także ex-duchowny, m otał na Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej bluźnierstwa, skłoniło duchownych do przedsięwzięcia kroków bardziej stanowczych, Jakoż M.kołyi Dzierzgowski, prymas, arcybiskup gnieźnieński, zwołuje w r 1551 synod w P'otrkowie. na ktoiy, oprócz innych biskupów, zjechał Stanisława Hozyusz, kardynał, biskup waimiński przvbyły świeżo z Trydentu Orzechowski, jako zdeklarowany heretyk, skazany na mocy poprzednio wydanego na niego pizez biskupa Dziaduskiego wyroku, na wszystkie skutk klątwy, utratę czci i konfiskatę ma j.tkn* innr odstępcy również pociągnięci zostali do sądów duchownych Jakoż biskup przemyski, D; -adusk, wyklął: Stanisława Stadnickiego; Jędrzej Zebi żydowski, naówczas iuż biskup krakowski — Konrada Kiupkę Przecławskiego; wreszcie arcybiskup gnieźn enski Lasockiego, oraz Krzysztofa i Jakóba Ostrorogów. Złożone jednak na nich sądy nie podniosły znaczen.a władzy biskupiej. Pozwani zjeżdżali na nie tłumnie a zbroi no Przecławsk' nawet, stanąwszy w domu, naprzeciw biskupiego pałacu położonym, do tego przywiódł Zebrzydowskiego, iż ten, obawiając się napadu, kazał aż działa na dziedziniec zatoczyc,
Spodziewano się jednak, iż kroi na sejmie, mającym nastąpić w Piotrkowie, na mocy statutów obowiązująoych, zaleci starostom grudowym wykonanie wyroków. Ale sejm ten, rzeczywiście zwołany w r. 15f>3, wydał bardzo gorzkie dla duchowieństwa owoce. Juz samo zachowan-e się posłów w czasie nabozenstwa. poprzedzającego obra y, okazało nader groźne usposobienie z ich strony. Wielu bowiem, nawet w czasie Podniesienia, nie zdjęło czapek w kościele. Gdy zaś sprawę Orzechowsk ego na posiedzenia sejmu wniesiono, zawrzaia cała izba poselska Orzechowski, choć duchowny, był szlachcicem tego samego herbu, co. Rey — t. j. Oksza, wykonanie przeto na nim biskupiego wyroku sprowadzało w dalszej konsekwency te same skutki i na * innych, zostających pod zarzutem herezyi. Każdy tym sposobem mógł być od=ądzony od szlachectv a, kogo na mocy dawnych statutów za odstępc.ę uzna władza duchowna Pozostawić też nad sobą tak groźnego arbitra, i to w chw gdy konstytucyami obwarowano polityczną swobodę, znaczyło tyle, co stracić wszystkie zdobyte wiekową walką woiności 1 abdykowac z nich na rzecz władzy kościelnej. Na
to posłowie nie mogli żadną miarą zezwolić i wszyscy, bez względu na przekonania religijne, pod przewodnictwem Rafała Leszczyńskiego, wystąpili do króla, domagając się zniesienia sądów duchownych tak natarczywie, iż swą postawą do tego przywiedli biskupów, że ci, z obawy gorszych następstw, zamierzyli zawiesie na rok jeden egzekucyą wydanych przez się wyroków. Było to wszakże tylko upozorowanie poniesionej porażki — przyznanie się do własnej niemocy. Jakoż w dwa lata później, w tymże Piotrkowie, na s°jmie, ostatecznie uchwalono konstytucyą, wzbraniającą starostom grodowym egzekwować wyroki biskupie. Tym sposobem wytrącono duchowieństwu broń z ręki, jaką mogło walczyć z różnowiercami. Ale też jeżeli dotąd jedynie wielcy panowie, których nie tak łatwo można było dosięgnąć, sprzyjali reformie, to obecnie i szlachta i mieszczanie zaczęli się chwytać nowośei. Różnowiercy zakładali szkoły nietylko w większych społecznego życia ogniskach, ale i po miasteczkach i przez nie na młode pokolenia działali. Nadto, nie już niższych stopni duchowni, ale sami dostojnicy Kościoła, jak Jakób Uchański, biskup chełmski, i Jan Drohojowski, biskup kujawski, skłaniali się ku reformie, marząc o założeniu narodowego kościoła Odtąd Rzym nieufnie zaczął na dwór polśki poglądać. Jakoż Zygmunt August w zupełności usprawiedliwiał obawy. Jego tolerancya, manifestująca się zarówno w przechylaniu się na stronę nowatorów w walce z duchowieństwem na obu sejmach piotrkowskich, jako też i swoboda, którą zapewniał w swojem państwie ludziom, gdzieindziej prześladowanym za wiarę, a wyznającym często najskrajniejsze zasady; wreszcie stosunki listowne z Kalwinem, który mu dedykował swą Biblią, i zamierzone poselstwo w r. 156(3 do Rzymu, ze złożeniem życzeń nowoobranemu na papieża Pawłowi IV, a które domagać miało dla całej Polski: 1) Mszy w narodowvm języku, 2) przyjmowania Komunii pod dwiema postaciaur, 3) znie-^ sienie celibatu księżv, 4) annat, opłacanych Rzymowi i po 5) zwołania powszechnego synodi w Polsce któryby pogodził wszystkie sprzeczne mniemania. Były to fakta wcale niedwuznacznej natury i groziły bliz iem zerwaniem. Rzym, powiadom ony
0 tych zamysłach, wysłał Alojzego I 'pomana, w charakterze nuncyusza, do Tolski, który na danem sobie posłuchaniu bardzo cierpkie robił królov*_ wymówki. Ale groźna ego postawa, wreszcie pogarda, z jaką się o różnowiercach wyrażał, rozjątrzyła tylko akatolików i pobudziła do zgodnego przeciw katolicyzmow działania. Jedyny też środęIj jaki obecnie Kościołowi zostawał, była walka piśmienna, która na różnych punktach kraju zawrzała.
Duchowieństwo polska używało tej broni od pierwszej chwili poiawienia oię reformy, ale, nie przygotowane do wałki jak to uż powiedzieliśmy na wstępie, obcemi z początku posługiwało się placami. Tak w celu zabezpieczenia wiernych prz^d wciekaiącem się nowinami z WiUenbargi, przedrukowało najprzód w r. 1625 sła wny Enchi&rion Jana Eikiusza z Ingolsztadu, czyli k^iążjczkę podręczną, wykazującą doktrynę Lutra, wraz z dowodami, zbijającymi jego mniemania. Wkrótce potem Jan Tucholczyk wystąpił z przedrukiem dzieła Yieeliusa: „0 nauce i obyczajach sekty luterski^j.“ (De dudri■na et moribus sectae Lutherianae). Po r.im Sporn, prowineyał Dominikanów w Polsce, wydał w r. 1541 Ambrożego Policyusza: „Zwierc adło heretyków“ (Speculum Hoereticorum). Wreszcie w r. K44 wyszły dzieła Tomasza Kajetana, który, a ko nuneyusz, odbył stawną dysputę z Lutrem w Augsburgu w r. 1518
1 później zbijał jego twierdzenia piśmiennie. Obok wszakże prac obcych teologów, których upowszechnienie poczytywano za przedmiot najwyższej wagi, występują samodzielnie w obronie zagrożonych interesów Kościoła i nasi duchowni, a szereg ich rozpoczyna Grzegorz z Szamotuł. Wyniesiony przez biskupa Latalskiego na godność archidyakona przy katedrze poznańskiej, uważał za swój obowiązek rozpatrzeć z urzędu wszystkie podręczniki, używane przez młodzież, uczęszczającą do szkoły Lubrańskiego, i, przekonawszy się, iż tak zwane progymnasmata, czyli przygotowawcze ćwiczenia, zawierają w sobie reformacyjne dążności, wystąpił przeciw Hegendorfinowi, jako głównemu kierownikowi zakładu, z pismem, noszącem tytuł: Anacephaleosis, t. j. rekapitulacya błędnych mniemań, wygłoszonych przez niego, a których dziewięć naliczył. Pismo to, przeczytane w szkole Lubrańskiego publicznie, wywołało gwałtowną ze strony Hegendorfina odpowiedź, wydaną pod tytułem: Helleborum, co znaczy ciemiężyca, której w medycynie Gallena używano, jako środka leczniczego w chorobach umysłowych. Do tego przydał jeszcze pismo pod tytułem: Farrago, dosłownie karm dla bydła, powstała z wysiewków różnych zbóż, czyli tak zwane zgoniny, a które miały oznaczać błędy, popełnione przez Grzegorza a Szamotuł w Anacephaleosis przeciw znajomości źródłowej Pisma Sw.
Tak gwałtowne i noszące na sobie wszystkie cechy tamtoczesnej polemiki napady, wywołały niemniej gwałtowną ze strony archidyakona poznańskiego replikę i z równie dziwacznym a wzajemne roznamiętnienie zdradzającym tytułem: Yincula Hippocratis ad alligandum caput Cristophori Eadorfini (Crac. 153(5), t. j. „Przepaska Hipokratesa do związania głowy Krzysztofa Hegendorfina.“
Początek sporu wskazywał, w jakim duchu miała się dalsza polemika prowadzić.
Im głębiej wszakże w umysły przenikała reforma, terabardziej, tak ze strony Kościoła, jakoteż nowatorów, dawała się uczuwać potrzeba przemawiania w języku dla mas zrozumiałym powszechnie.
Pierwsze hasło w tym kierunku dają protestanccy pisarze. Na czoło występuje tu znowu Jan Sekłucyan ze swem Wyznaniem wiary (1541 >, Katechizmem, Przekładem Biblii (1551-52) i Postyllą (1556). W jego ślady wstępuje Eustachy Trepka Obok tego drukują się liczne wyznania, czyli tak zwane konfesye (ks. St. Lutomierskiego Augsburska aż w dwóch przekładach, Jana Radwańskiego i Marcina Kwiatkowskiego, wydaua). Wreszcie dla kalwińskiego wyznania pisze Postytlę Rey, a Mikołaj Radziwiłł Czarny drukuje w r. 1563, Biblią. przełożoną na język ojczysty na zamku Oleśnickiego w Pińczowie. Słowem, ruch w tym kierunku objawia się niezwykły i dzielnie w-pływa na wyrobienie polszczyzny.
Ze swej strony duchowieństwo katolickie nie zaniedbuje korzystać z broni, jakiej, działając na masy, używali rożnowiercy. Pierwszy Marcin Kromer występuje z dziełem w ojczystym języku: Ouńerze i nauce Luterskiej; powszechniej znanem p. t. Rozmowa Dworzanina z Mnichem, w którem, zbijając mniemania Lutra, broni tradycyj Kościoła. Z położonej na czele do tego dzieła przedmowy okazuje się, że je napisał nie w celu prowadzenia walki z głównymi przywódcami reformy, lecz dla tych I osób płci obojej, którzy nie znając łaciny i niemieckiego języka, jakby z powietrza chwytali religijne nowości. Było więc przeznaczone do najrozleglejszego użytku, a że cieszyło się wielkiem uznaniem, widoczna ztąd, że od r. 1551 liczyło aż 4, każdorocznie powtarzających się wydań. Ale już ta okoliczność, że sam Kromer uważał za stosowne dzieło to przełożyć na język łaciński (kardynał Truchses polecił je na niemiecki tłómaczyć, i. że nawet w późniejszym caasie, bo w r 1565 traktat swój o Celibacie po łat Lnie napisał, dowodzi, że jeszcze nj uważano za właściwe prowadzeń ir walki w języku narodowym. Pochodziło to ztąd. że chcąc zwalczyć reformę, należało przeaewszystkiem uderzyć na jej głównych przedstawiciel, którzy, jako cudzoziemcy, tylko w języku łacińskim krzewili swoje zasady. Zresztą reformę traktowano nie iako kwestyą miejscową, ale j.iko sprawę, zw:ązaną z interesami powszechnego Kościoła: walcząc przeciw miejscowym nowatorom, walczono tem samem ze wszystkimi teologam w Europie, luterskiego i helweckiego wyznania.
Tak zadanie swe poimował Stanisłav Hozyusz. Występująn prze(iw dopuszczeniu świeckich do kielicha, małżeństwu księży i odprawianiu Mszy w narodowym języku, sięgał swoim wpływem daleko po za granice własnego krąiu.
Dotąd wszakże luteranie i kalwini, napadając na Kościoł katolicki, byli z sobą zgodn Różnice,“ jakie ich dzieliły, co do transsubstancyi łaski, nie przeszkadzały im działać w^spólnemi silami, gdy tego zachodziła potrzeba Ale naraz zjawii się nieprzyjaciel, który zarówno im samym, jak i Kościołowi katolickiemu zagrażał i siły ich, skierowane dotąd wyłącznie przeciw duchowieństwu rzymski 'mu, rozrywał.
Tym nieprzyjacielem wspólnym był aryanizm.
Pierwsze jego nasiona, wskrzeszając błąd Aryusza, presbytera aleksandryjskiego, potępionego na soborze nicejskim (r. 325), rzucił w Polsce Leliusz Socyan (Socianus), Włoch, przybyły w r. 1551 do Krakowa, gdz e zabrał znajomość z Franciszkiem Lisman nem, także Wiochem. spowiednikiem krolowe;' Bony, który z kalwina stał s;ę najgorliwszym “krzewicielem te; doktryny, odrodzone' nanowo we Włoszech w7 towarzystwie wolnomyślicieli w Vicenzie,
Wszakże o tej doktrynie było głucho, dopóki Stankar nie wystąpił w r 1552 z nauką o Pośredniku (De media!ure generis humatii), według której Chrystusowi przyznawał jedynie ludzką naturę
Doktryna ła wywołała kontrowersyą nietylko w Polsce, ale i za granicą Potępił ią Melanchton (r 1553), potępiło zgromadzenie Tyguryńskie ministrów helweckiego wyznania Stankar jednak nie myślał dać za wygraną.. Owszem, zaraz w roku następnym wygotował gwałtowną replikę, w której, rozwijając s\yą doktrynę, występuje przeciw dogmatom Trójcy Św. i, nie tylko cały zbór Tyguryński, ale i samego Kalwina potępia, nazywając go burzycielem Kosciała Bożego, i ze swej strony szlachtę polską, oraz ministrów o błędnej jego nauce ostrzega.
Było to więc jawne zerwanie z kościołem helweckim, stanowcze wypowiedzenie aryanskiej zasaey To też przeciw niemu J w kraju straszna powstała burza. Piotr Statoryusz, autor p erwszej gramatyki polskiej i rektor szkoły pinceowskiej, Erazm Gliczner, pastor ewangelick' w Grodzisku, a przedewszystkiem Stanisław Orzechowski, podnieśli przeciw niemu potępiająf e głosy Szczególniej ten ostatni, lubo w ciągłej ze swym biskupem o poięcie żony zostawał waśni, poruszony gorliwością o wiarę, wystąpił przeciw Stankarowi w sławnej Chimerze, broniąc Bóstw-a Chrystusa, Sakramentu Ciała Krwi Pańskiej, które aryanizm odrzucał, wreszcie władzy papieskiej i hierarchii, z gwałtownością, przechodzącą wszelkie granice,
Do szybl 'ego wzrostu aryamzmu przyc.tymł się wiele Beryard Ochin, Włoch, niegdyś generał zgromadzenia Kapucynów, późnie gorliwy zwolennik Kalwina, dopuki gościł w Genewie, następnie zaciekły aryanin, gdy się napoił zasadam' Servete.
Jeszcze przed przybyciem do Polski, napisał po włosku XXX Dyalogów, które Castalion przełożył na język łaciński i wydal w Bazylei w r. 1563. Z tych dwa (XUII i XIX), przypisane Mikołajowi Radzjwiłłow Czarnemu, ocejoiują spór o Trójcy Św.; w XXI zaś polygamią, a ko rzecz przez Piśmo Św. uprawnioną, zaleca i ten Zygmuntów' Augustowi przypisał Wygnany z przyczyny tego dzieła z Genewy, następnie z Bazylei, przybył w r. 1564 do Polski, w której znalazł grunt, do swej nauki dostatecznie przygotowany. Korzystając nadto z tolerancyi, panującej ówcześnie, zaczai publicznie, przez kazań a, miewane na rynku krakowskim, rozpowszechniać swoje zasady, godzić apory rmędzy aryanarr wynikłe, doradzać zwołanie synodu w celu wyjednania u króla i sejmu wolności sumienia, wreszcie przemyślać o założeniu w Polsce kościoła, ktoregoby sam głową pozostał.“
Aryanizm, rozwijając zasadę, przez protestantyzm przyjętą, krytycznego badania Pi«ma, przyjmował rozum za wyłącznego w przeumiotach wiary sędziego i, wychodząc z tego stanów iska, iż Bóg, jako istota najmędisza. mógł tylko to do wierzenia czlowiekowi podawać, co było zgodne z rozumem, odrzuca! tem samem wszystko, co n e bvfo dla rozumu dostępnem. Bóg więc Jedyny w trzech Osobach był podług aryan nonsensem. Ducha Św. pojmowali oni, iako moc Bożą, która wszystko stworzyła. Chrystus byl synem Bt*vm dlatego, ze był pełen tej mocy; ale. pośrednicząc pomiędzy Bogiem i człowiekiem, m ai tylko naturę ludzką. był to więc deizm, odrzucający dogmata, nawet przez protestantów przyjęte — doktryna, podkopująca najistotniejsze Chrystyar:mu zasady.
Im zaś bardziej uderzała zuchwalstwem, tem łatwiej przystawała ao butnych, śmiałych umysłów, które, raz z Objaw ienem zerwawszy, n e mogły się już na pochyłe, drodze wątpliwości zatrzymać. Ale też w miarę tego, iak aiyamzm odzierał religię
Bibliotek-. T. 4o3. 6 z wszelkiego boskiego pierwiastku, wnosił zarazem i rozkład moralny w łono społeczeństwa polskiego Jakoż coraz częstsze zdarzały się przypadki sądowego dochodzenia spraw o polygamią, coraz sprośniej sze zarzucano aryanizmowi występki: „Teraz impune bracia, siostry, synowcy, stryje i insze powinne powinni pojmują; są i ci, co po dwie żony mają; są i ci, którzy z cudzemi żonami ślub biorą i mieszkają — co jeśli dobrze? czas to pokaże — mówi Łukasz Górnicki („Dzieje w Koronie“ str. 35. Wyd. Tur.). Zgorszenie dochodziło do takiej miary, iż na sejmie w Parczowie, w r. 1564 odbytym, wszystkie wyznania domagały się wypędzenia z kraju wyznawców aryanizmu.
Wszakże, jakby ta doktryna nie dość w umysłach sprawiła dotąd zamętu, zjawiła się w Polsce jeszcze jedna sekta, tak zwanych Anabaptystów; czyli Nowochrzczeńców. Przyjąwszy za zasadę słowa Ewangelii: „Kto uwierzy a ochrzci się, zbawion będzie.“ (Mar. ś. Roz. XVI w. 16), sekta ta odrzucała chrzest niemowląt, jako nieważny, i, rozwinięta wśród tak zwanych proroków z Zwickau, w Saksonii (1522), znalazłszy w Karlosztadzie poparcie, wznieciła w Niemczech pożar wojny chłopskiej, od 1523 — 1526 roku trwającej; następnie, po jej stłumieniu, wyrodziwszy się, pod wpływem Jana Matthiasena i Jana z Lejdy, w najskrąjniejszy w Monasterze (Munster) komunizm, znalazła odgłos i w Polsce, wprawdzie ze znacznie zmodyfikowanemi już przez Mennona zasadami, ale właśnie wśród wyznawców aryanizmu,^ którego była dalszem rozwinięciem i koniecznem następstwem. Aryanizm bowiem, odrzucając dogmat Trójcy Św., zmieniał tem samem i formułę chrztu, przez wszystkie wyznania chrześciańskie przyjętą; a zmiana ta pociągała za sobą i różnicę w pojmowaniu samej istoty Sakramentu.
Jakoż aryanizm, na racyonalizmie oparty, mu-
sn
Siał w dalszej konsekwencyi przyjąć i nowochrzczeńców zasadę, iż chrzest, bez pojęcia jego ważności, nie może być w niemowlętach skutecznym.
Najgorliwszym krzewicielem tej doktryny był Grzegorz Pauli. Występuje on z nią już na zjeździe ewangelików z aryanami, odbytym w r. 1565, w czasie sejmu w Piotrkowie. Sekta jednak nowochrzczeńców zanadto smutne wydała w Niemczech owoce, by odrazu licznych w Polsce zwolenników znalazła. Wzrost jej też dopiero w późniejszym czasie, nie należącym już do zakresu niniejszego studyum, widoczniejszym się staje.
Wszakże i bez tych sekt między różnowiercami nie było zgody.
Sławny zjazd luteranów, kalwinów i braci czeskich w Koźminku, w r. 1555 odbyty, na którym spisano akt zjednoczenia i radzono nad środkami zabezpieczenia się wobec katolików na przyszłość, nie wydał pożądanych owoców. Już bowiem w roku następnym opinia Jana Łaskiego, wygłoszona na zjeździe kalwinów w Sztutgardzie, co do istoty Wieczerzy Pańskiej, rzuciły nowe ziarno kąkolu, różniąc luteranów z kalwinami i odrywając od tych ostatnich, zą sprawą Morgensterna, kaznodziei przy kościele Św. Maryi w Toruniu, znaczną część braci czeskich, którzy się z luteranami złączyli,
Tak więc nauka Chrystusa, zamiast jednoczyć, rozdzielała ludzi na coraz nowe, nieprzyjazne sobie, obozy.
Wiadomo zaś, jak w czasach walk religijnych wzajemna sekt nienawiść bywa nieubłaganą, zaciętą. Jakiekolwiek bowiem człowiek dogmata przyjmuje, skoro tylko w nie wierzy, już tem samem uważa je za najprawdziwsze, zatem, według siebie, najskuteczniejsze do otrzymania zbawienia. W każdym też, kto przeczy uznanej przez niego prawdzie, dopatruje wroga, godzącego na rozwianie mu najdroższych
ideałów, jakie sobie o szczęściu i życiu przyszłem urobił i swą ku niemu nienawić rozciąga nietylko już na życie doczesne, ale sięga nią po za grób — • w wiekuistość — na wieczne go potępienie skazując.
Taki był stosunek wyznań w XVI wieku da siebie. Każde uważało się za wyłącznego posiadacza prawdy i łaski — dla innych miało nienawiść. Słuszność wszakże nakazuje zwrócić uwagę i na odwrotną kartę dziejów Reformacyi polskiej. Namiętności religijne zawsze milkły, ile razy występowały sprawy ogólniejszego znaczenia. Za dowód może posłużyć przymierze katolików z dysydentami, w Kamieniu, na sejmie konwokacyjnym w r. 1573, w czasie bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta zawarte; jedynie w celu utrzymania powszechnego pokoju. Nigdy zresztą spory religijne u nas nie przerodziły się w krwawe starcia, jak się to działo na Zachodzie. To też Rey z dumą ten rys charakterystyczny Reformacyi polskiej podnosi, mówiąc: iż Pan podał nam Ewangelią łaskawie, nie jako innym narodom, gdzie ją zawżdy krwią srogą oblał męczenków swoich.“ (Zbroja pewna każdego rycerza Icrześciańskiego).
%
IV.
/
W jakimże jednak Rey stosunku do reformy zostawał? Jaki udział w tem wrzeniu umysłów przyjmował?
Nim odpowiemy na to pytanie, nie od rzeczy będzie choćby w przybliżeniu oznaczyć czas, w którym zerwał z panującym Kościołem. Ogół pisarzów, zajmujących się Reyem, a przedewszystkiem W. A. Maciejowski i J. I. Kraszewski, chwilę tę dosyć wcześnie, bo na rok 1533 oznacza, gdy ukazało się w druku jego tłómaczenie psalmu 113. Tymczasem zdaje się, iż jawne przejście jego do kalwinizmu nie mogło przed rokiem 1545 nastąpić. Nasze zaś domniemanie opieramy na następujących wywodach: W roku wyżej wymienionym Rey wydał utwór dyałogowany pod tytułem Żywot Józepha, podzielony na spraw XII. W nim używa on wyrażenia „Matko Boża“ i o Mszy Św. wzmiankuje.. Otóż ten podwójny anachronizm uważamy za nader charakterystyczną wskazówkę. Gdyby Rey bowiem już wtedy swe przekonania relijne odmienił, nie byłby z pewnością, owiany duchem prozelityzmu, kładł w usta Jr:efa we z w anió orędjowni itwa Boga Rodzic“ elki, gdyż się kalwhrzm stanowczo temu sprzeciwiał. Powtóre: w tymże roku biskup krakowski, Gamrat, na karbunkuł życie zakończył. Od niego zaś Rey, jak świadczy Trzycieski, dzierżawił Kurzelów i Biskupce. Jakkolw.ek Gamrat z rozluźnionych obyczajów był znany, wątpić jednak należy, by dobra t skupie zdeklarowanemu heretyków wypuszczał Mógł to zrobić później Ucharsk“, znany ze swych dla reformy sympaty i, który w dobrach arcybiskupich Fi ycza Modrzewsk;ego osadził, ale n:e Gamrat co z gorliwości o Wiaię na stos Malcherowę wyprawił. Jeślibyśmy znowu mie1 przypuścić, że Rey skrycia sprzyjał Reformie, to na wcześniejszą z jego strony sympatyą dla luteranuw żadnego nie ma dowodu; co zaś do kalwinizmu, to o r'm do r. 1547, t. j. do przybycie. Franciszka Stankara na profesurę krakowską i powrotu z za granicy Jędrzeja Trzycieskiego, jawńię w Polsce iiiie słychać Wprawdzie mógłby Rey zasady Zw.ngla wyznawać, gdyż ten w Polsce przed Kalwinem pozyskał licznych stronników, a nawetokoliczność, io w swym przekładzie Apokalipsy opierał s-ę na Buli: ngerze, kióry do kościoła Ziuychskiego należał, zdawałoby się to przypuszczę] ie potwierdzać. Lecz przekład ten pochodzi z czasów znaczna pozniejszych; wyszedł bowiem z druku w r. 1565. W każdym razie charakter Reya zanadto był szczery, otwarty, by go można o jakąś dyssymulacyę do reku 1545 posądzać. Co do przekładu zaś psalmu 113. nie przeczymy, »>ż z niego mogli protestanci korzystać; ale ztąd jeszcze nie wynika, by go konieczni-; z ch natchnienia dokonał. Wszak i przed Reformą przekładano prozą całe Psałterze. Zerwanie przeto t Kościołem mogło nastąpić przed śmiercią Zygmunta Starego, władnie wtedy, gdy i Trzyciesk staje s.ę głośniejszym i ze Stanka rem zawiązuje b):ższy stosunek. Wtedy to zapewne wszedł on w serdeczną i z Reyem zażyłość, który iako dwoizanin królewski') w tym czacie przebywał częściej w Krakowie. Od chwili jednak, gdy raz zachwycił nowinek genewskich, występuje ze swemi przekonaniami jawnie, niekiedy nawet ostentacyjn i, iak naprzykład w sprawie Mikoła i Oleśnickiego, w łupieniu kościołów, w dzitdzicznych Nagłowicach, w Slęczynie, Popkow cach, Bobinie zan;enianie ich na zbory kalw.Aikie, ) wreszcie w pismach, jak w „Postylli,“ w „Wizeiunku,“ „Czyśćcu“ i innych.
Pomimo wszakże usiłowali wspolwijrcow, Rey nie mógł wytrwać na stanowisku czysto religijnego pjsarza,;-ik s za,, ął w „Katechizmie,“ „Postylli““ i „Apo:alipsie“ Wrodzone jego zdolności w inną kierowały go stronę. Świat r Zorzy w isty, współczesny, z całą barwną, nieprzeliczoną mnogością zjawisk, strona obyczajowa życia ze wszystki mi smiesznoś< iam_ i ułomnościami, n^odłącznemi od natury ludzkiej, pociągały jego umysł spostrzegawczy, ciekawy, więcej nad subtelne zagłębiam? się w różnice dogmatycznych pojęć, walkę o ich prawdziwoś< z ludźmi przeciwnego obozu. Wiersz dowcipny, grubaszny, daleko więcej do jfgo usposoŁ ema pizypadał i nim doc łając katolickim duchownym, działał na korzyść reformy. Tak przeszumiał nuodoś i, przebaraszkował wiek męski, zajęty we dnie biesiadą, muzyką, śpiewem i kuCem, jeżdżąc na sejmy i sejmiki, odwiedzając dwór królewski, dwory panów i paniąt, polując i gospodarząc w rozległych swoich dobrach, budując miasta i nadając im swe rodowe i herbowe nazwiska (Rejowiec, Oksza), wreszcie czytając księgi i spisując po nocach, co mu przeszło
0 dniu białym przez głowę, aż doczekał się pory, w której nad namiętnościami wzięła górę mędrca rozwaga.
Na ten przełom w życiu Reya zwraca uwagę
1 biograf jego, Trzycieski; kładą na niego nacisk i późniejsi, zajmujący się Reyem, pisarze i przyczyny tej zmiany dopatrują w wieku podeszłym. Jeżeli jednak Rey urodził się w r. 1505, to w chwili wyjścia z druku „Zwierciadła,“ którem i „Żywot Człowieka Poczciwego“ został objęty, liczył lat 63, a zatem wiek, którego, zwłaszcza na owe czasy, niepodobna nazwać starością. Że i wtedy pozostało mu wiele z dawnej ruchliwości, nie pozwalającej mu nigdzie długo na jednem miejscu posiedzieć, świadczą daty, położone przy każdej z trzech ksiąg, „Żywota,“ oraz przy innych wierszach, jednocześnie z niem w „Zwierciedle“ wydanych. Jakoż księgę pierwszą ukończył w czerwcu 1567 r. we wsi Kosowie, niedaleko Okszy (dziś Oksa) pod Jędrzejowem, drugą w Tyńcu, tylko nie pod Krakowem, jak podaje J. I. Kraszewski, ale we wsi sąsiedniej Oksy, położonej nad Nidą i trzecią w Myślinicach we wrześniu, które bodaj czy nie są Myślenicami nad Rabą, gdyż podobnej miejscowości nie znajdujemy w okolicach Oksy i Nagłowic — wreszcie „Apophtegmata“ dedykuje Piotrowi Zborowskiemu z Buska, od mniszek (pytanie, w jakim mógł zostawać do nich stosunku?) po Św. Gawle tegoż roku, zatem po 16 października. Widoczna więc, że i wtedy nie porzucił dawnego trybu życia, ale przejeżdżał z miejsca na miejsce, dokąd go wola i serca przyjaciół ciągnęły. W każdym razie tak częste perygrynacye nie dowodzą podeszłego w eku nawyknień, ale owszem świadczą o wielki sj żywotności człowieka, którego umysł potrzebował ciągle nowych wrażeń, nowego odżywiającego pokarmu. Była więc chyba tej metamorfozy inna. daleko głębsza przyczyna, powodująca w j^go duszy jeden z tych stanowczych przewrotów, do iaki“h idolną jest nieraz ludzka natura, nietylko w zwykłych, pospoł“tych swoich okazach, ale i w wybranszych jednostkach, do jakich Rey bez zaprzeczenia należał
To też daleko trafniej, opierając się na Zhroi pewne) każdego rycerza krześciańshit-go, powody tego ustatkowani się Adam Beicikowski, w studyum nad Reyem wykazał: „Rej — powiada — bolał nad klęskami. jakich pograniczne kraje doznawa'y wskutek leli^jnych rozterek; widział zresztą w Polsce niezgodę, jaka z powodu różne śc; mniemań, z powodu licznych, jak nigdzie, sekt religijnych, jedność obywateli zrywała. („Pamiętn*1Naukowy“, r. 1867. T I, posz.lls. 217) I to, według niego, na ostudzenie daw nej krewkości Reja wpłynęło. Zgadzając się przecież z Bełcikowsk-m, co do tego wywodu w zasadzie, nie mniej, ze względu na cel, jakiśmy sobie w niniejszej pracy wytknęli, uważamy za koni;czne nieco bliżej stosunek Reya do Relormy rozpatrzę* i motywa, które w nem spowodowały tak stanowczą w zapatrywaniu się na n'4 odmianę, szczegółów ej rozebrać.
Że Reforma w Polsce przybrała całt jm inny, n.ż na zachodzi-:, charakter, to chyba nie zdaje się żaanej wątp*, wości ulegać. Przyczyna tego tkwła zarówno w usposobiemu narodu, który się brzydził prześladowan.em i gwałtem, jak i w bezprzykładnej tolerancyi Zygmunta Augusta, zapewniającej wolnoś< wszełlJm wyznari om. Ale co rzeczywiście zadziwia, to, że Pey mógł poślubić zasady Kalwina, zostające w najzupełniejszej sprzeczności z całą jego
naturą,. Coż bov em mogło byj bard.i. '“i wstrętnem, oburząiącem dla mydlącej, samodzielny i za swe czyny przyjmującej odpowiedzialność stoty, ik ów dogmat o predestynacy*, odrzucający wolną wolę i z góry skazujący na zbawienie lub potępienie człowieka? Co zresztą ów Rey — charakter otwarty, szczery, serdeczny, zdolny odczuwa“ wszelkie ziemskie radości — mógł miee wspólnego z duchem i nauką genewskiego reformatora, człowieka o sercu zimnem, twardem, mściwem, meubłaganem. dyszącem zemstą, co jeno w śmierci wroga znajdowała zaspokojenie d'a sieb'e? Czyż do jego hulaszczego usposobienia nie przypadał raczej ow Luter ze swą grubaszną dobrodusznością, z jaką w historycznej wittemberskiej szynko wn; siedząo za stołem nad kuflem piwa, w gronie swych przyjaciół rozprawiał? (Tischreden). Jak w końcu ów Rey, zamiłowany w osobistej i pol/tycznej swobodz e, mógł przyimować wyznanie, które się wyrodziło w najposępnieiszy teokratvzm, opieraiąey się na takich samych środkach, jakich używała “nkw zycya hiszpańska? Bo nie należy zaponrnac, iż chwila upowszechnienia s“ę zasad Kalwina w Polsce przypada właśnie na czas uajkrw awszych jego rządów w Genewie, gdyż miecz kata, stos, więzienie, tortura, konfiskata majątku, wrygnanie najbezecniei uorgan zowane szpiegostwo, stały się gł< vnem popart lem dogmatów, przez reformatora głoszonych.
Cały szereg prześladować; procesów, z na tchnienia Kalwina, w imię religii i bczp iczeństwa publicznego, przez konsystorz i radę genewską wytoczonych przeciw czarownikom, wolnomyślicielom, Piotiowi Ameaux, Favie ow. A mi Perrfnow: Gruetowi, Danielowi Berthelier i Servetow — na tę epokę przypada. Więzieniem karano kobiety za takie nawet drobnostki, iak udz.ał w tanecznej zabawie, jak zaczesywanie włosów a la Bernoise i noszenie berneńskich trzewiczków. Jakże więc ów Rey poczciwy mógł sympatyzować z kościołem genewskim i jego założycielem? Na to łatwa odpowiedź: luteranizm rozwijał wszędzie despotyzm książąt; kalwinizm był wyznaniem republikańskiem. Nadto z Polski do Genewy było daleko, i owe prześladowania, w odległej jedynie pespektywie widziane, traciły wiele na okropności i ohydzie. Rey nigdy nie wyjeżdżał z kraju. O stanie Reformy na zachodzie sądził jedynie z dzieł, przez jej rzeczników pisanych, którzy w ukrywaniu prawdy mieli nieraz osobisty interes, wreszcie z relacyj podróżujących panów, którzy znowu, patrząc na wszystko przez pryzmat własnych złudzeń, o działalności głównych jej przywódców dawali najpochlebniejsze świadectwo.
Od nich-to mógł się nasłuchać, jak pod rządem Kalwina w Genewie przestrzegany był surowy tryb życia, jak powściągane zbytki, zalecana skromność, karane wszelkie przeciw wierze i moralności występki. Obrzędy wreszcie, zaprowadzone przez mistrzów zborach genewskich, były tak proste, że wracały niemal społeczeństwo do czasów pierwotnego Kościoła, rio czci Boga w duchu i prawdzie, do czystych zasad Ewangelii. Cóż dziwnego, że Rey, zawsze gorąco dobra powszechnego pragnący, chciał przez nie swoje społeczeństwo z gruntu odrodzić, zwłaszcza, że stan jego ówczesny dalekim był od doskonałości chrześciańskiej, a w każdym razie wyróżniał się rdzennie od prostoty obyczajów, jaka cechowała XV jeszcze stulecie. Jakoż wzmagający się pomiędzy szlachtą pod obu Zygmuntami dobrobyt, upowszechnianie się kultury włoskiej, praktyki królowej Bony, zaszczepiającej w wyższych warstwach przekupstwo, które później, w czasie pierwszej i drugiej elekcyi, wystąpiło w tak potwornych rozmiarach, wreszcie wieloliczne prądy reformacyjne, rozluźniające dawnej moralności zasady — wszystko to wpłynęło na zmianę obyczajów i szerzyło zepsucie, którego Andrzej Frycz Modrzewski przerażające kreśli obrazy. („O poprawie Rzeczypospolitej“, tłom. CypryanaBazylika, str. 129 — 131. Wyd. Turowskiego 1857 r).
Wyższe duchowieństwo, ziemskiemi zajęte sprawami, pobierające ogromne z beneficyów dochody i piastujące w swych ręku najwyższe państwowe godności, do których, jak Gamrat, nierzadko dochodziło intrygą dworską i przekupstwem — przedstawiało w swych szeregach raczej dyplomatów, uczonych, niż głosicieli prawdy ewangelicznej, którą mieli w życiu własnemi stwierdzać przykłady.
Świeckie znowu stany, skupiwszy w swych rękach wielkie fortuny, sadziły się na zbytki, szaty kosztowne, pojazdy, wymyślne potrawy, wina, okazałe i liczne dwory, gubiąc hart rycerskiej cnoty w wydelikaceniu i miękkości. Na wzór zaś magnatów urabiała się szlachta, pragnąc im w zbytkach choć częściowo dorównać.*)
Na tę zmianę obyczaju zwracali uwagę wszyscy znakomitsi XVI wieku pisarze, jak: Andrzej Frycz Modrzewski, Jan Kochanowski i Skarga.
Co do Reya, ten, choć posiadał magnacką niemal fortunę, choć rozmiłowany był w królewskim
%
') Wielce charakterystyczną z tego względu przytacza Rey o pewnej pani anegdotę, gdy, ujrzawszy u ziemianki na stole obrus z listwami, wyraziła się z przekąsem: „Iż chyba musi perłowe listwy do obrusa uczynić, by przed szlachtą mieć przodek“. A na co ziemianka, Btojąc przed nią odrzekła: „Więc my też chociaż drobniejszemi perełkami, miłościwa pani, ale przed się w tenże wzór, co i wasza miłość. (Żywot czł. poczc., str. 124). dworze, do którego, jak mówi Trzycieski, zawsze go przyrodzenie ciągnęło, wreszcie/ choć zostawał w bliskich stosunkach z wielu panami Korony i Litwy, wychowany przecież według dawnego obyczaju w zapadłym kącie na Rusi. więcej może niż inni, przy swej prostej naturze, różnicę tę odczuwał i, skreśliwszy dosadny obraz zbytków i wszelkiego rodzaju nadużyć, wskazywał w swym „Żywocie człowieka poczciwego“ wcale nie w dwuznaczny sposób nieuniknione ich następstwa: łakomstwo i za niem idącą niesprawiedliwość i łupiestwo. W takim też stanie rzeczy mógł mniemać, iż szczere, bezwarunkowe przyjęcie zasad kalwinizmu zwróci współczesnych do stanu dawnej patryarchalnej, prostoty, że nadto kalwinizm, protegowany przez możnowładców • w Małopolsce i na Litwie, weźmie z czasem górę nietylko nad katolicyzmem, który z każdym dniem zdawał się tracić podstawy, ale nad luteranizmem i innemi sektami; słowem, że stawszy się panującem wyznaniem, obok czystości i prostoty obyczaju, pożądaną jedność religijną w kraju utrzyma.
Tymczasem tę ułudę smutna rzeczywistość rozwiała. W samem łonie kalwinizmu, tej niewzruszonej skale, na której poeta, wedle słów Trzyciev skiego, miał dom swój mocno zbudować i zapewnić swej duszy zbawienie (wiersz Trzycieskiego (syna) do zacnie urodzonego szlachcica polskiego M. Reya), powstał ów wrogi wszystkim wyznaniom aryanizm, podkopujący najgłówniejsze zasady chrystyanizmu i nawet czysto ludzką moralność.
W każdym razie pozyskanie przez oryanizm licznych stronników dowodziło, iż żadne z wyznań innowierczych nie mogło swego wpływu za ustalony uważać; że wreszcie zasady, przez kalwinizm przyjęte, nie były doprowadzone do tak zwartej jedności, by się z nich nie dało coś nowego odrzucić. To też Rey, nie owijając w bawełnę, wyznaje z całą szczerotą, iż aryanizm był klęską dla kalwinizmu, że „odsądzając Krista Pana od bóstwa, uznając go za Boga pożyczanego, zdusił szczerą Pańską naukę.“ Niedość na tem, zaprzeczył nieśmiertelność duszy, gdyż, jak z oburzeniem powiada według jego nauki:
nędzna z ciałem umiera pospołu, Ledwie, iże nie łupią zdechłego (człowieka), by wołu. (v Przemowa krótka do poczciwego Polaka stanu rycerskiego)“
Że niektóre racyonalistyczne umysły dochodziły do tak krańcowych wyników, to przekonywa sprawa Jakóba Gru eta i Michała Serreta. (Histoire de la vie de Calrin, p. J. M. Aiidin. T. II, str. 192 — 200 i 243 — 288).
Rey, wierny zasadzie wolności sumienia, w imię której walczyła Beforma, przyznaje, iż każdemu przysługuje prawo wierzyć w to, co za prawdę uznaje; ale, przerażony następstwami aryańskiej nauki, domaga się od jej wyznawców, by nie zwodzili drugich, słowem, wyrzekli się propagowania swej doktryny. Było to z jego strony, jako jednego z krzewicieli kalwinizmu, bardzo naiwne żądanie. Widocznie jednak zachwiał się w swych przekonaniach, kiedy spostrzegł, że ten duch reformacyjny, jaki społeczeństwo ogarnął, nie mogąc swej siły ropędowej powstrzymać, prowadzi je na coraz nowe manowce, gdzie nietylko się obłąkać, ale i na przepal natrafić może. Gdzie zresztą temu wszystkiemu miał być koniec i po czyjej stronie prawda, gdy to, co uznawano za prawdę, dawało nowemu odszczepieństwu początek, i gdy znowu to odszczepieństwo nową sektę, bo anabaptystów zrodziło? Rey, dotąd nieprzyjazny zgoła katolicyzmowi, zaczął go nawet rozgrzeszać w swem przekonaniu: „Zbłądzili papieżnicy — powiada — ale nie tak srodze, jako dziś aryanie“. W każdym razie zrozumiał, iż zasada: „słuchać ducha każdego“, czyli pozostawić swobodne rozumienie i tlóraaczenie Pisma Św., niekoniecznie jest w przedmiotach wiary rzeczą bezpieczną; że owszem do bardzo smutnych następstw, bo do pomięszania pojęć prowadzi, że wreszcie, jeżeli w początkach duchowieństwo katolickie potrzebowało naprawy, to obecnie całe społeczeństwo, rozbite na wrogie sobie religijne stronnictwa, przedstawiało stan rozprzężenia, które i pod względem politycznym, w blizkiej przyszłości, mogło wydać gorzkie owoce.
Właśnie dwie kwestye nader palące, bo elekcya, przewidywana wskutek bezdzietności Zygmunta Augusta, i unia z Litwą, budziły w nim słuszne obawy. Jak jedna, tak druga, wymagała umysłów, wolnych od uprzedzeń i namiętności, gotowych do wzajemnych ustępstw, wyrozumienia i zgody; jak jedna, tak druga, nosiły zaród niepokojów wewnętrznych, które, przy ambitnych możnowładczych zachciankach i zwaśnieniu umysłów* z powodow religijnych mogły bardzo łatwo pożar domowej wojny rozniecić. Dodajmy do tego nader wadliwy wymiar sprawiedliwości, opieszały systemat obrony krajowej, ze względu na sposób zwoływania pospolitego ruszenia przez wici, które, jak Rey mówi, nim się wykręcą, nieprzyjaciel trzy razy mógłby być do szczętu pobitym, oraz zaniedbanie fortyfikacyi miast, a przedewszystkiem Kamieńca, a przekonamy się, że ani ze względów religijnych, ani politycznych, stan ówczesnej Polski nie zadowalał Reya, że owszem nasuwał mu bardzo poważne myśli, jak to widać z „Przemowy do poczciwego Polaka“ („Pis. M. Reya.“ Krak. 1848, str. 182, 185, 186 i 189) i pobudzał do zastanowienia się nad przyczynami złego i sposobem zaradzenia mu skutecznie. I wr tem-to obaczeniu się, co do fatalnych następstw, jakie sprowadziła tak gorąco popierana przezeń Reforma, jako też, co do radykalnych zmian, na jakie się zanosiło w politycznym ustroju państwa, można jedynie dopatrywać przyczyny tak nagłej w jego usposobieniu odmiany. Wobec tylu groźnych zagadek, które przyszłość miała rozwiązać, wobec niepewności co do środków, jakie sam obrał dla zbawienia swej duszy, Rey wytrzeźwiał, spoważniał, zrozumiał, że nie czas baraszkować przy kuflu, że należy na seryo wniknąć w samego siebie, rozważyć wszystkie ówczesne wady, występki, i jeśli nie zaradzić złemu skutecznie, gdyż to przechodziło siły pojedynczego człowieka, to przynajmniej wśród tego labiryntu mniemań bezpieczną wskazać drogę, zbudowaną na religijnej i filozoficznej podstawie, dać wzór praktyczny rozumnego postępowania, skreślić zasady, na którychby każdy, opierając się w życiu, mógł przebrnąć „burzliwe morze świata tego“ i ze wszystkich zadań życiowych wyszedłszy czysto i cało, osiągnął duszne zbawienie: najprzedniejszy klejnot stanu każdego
Takim wzorem etyki życiowej miał być Żywot człowieka poczciwego. Ale właśnie to gorące zajęcie się sprawą powszechną dowodzi, iż w owej epoce, pomimo 63 lat, Rey żył całą pełnią myśli i dążeń swego stulecia, że nadto, w tym wewnętrznym procesie, przez jaki ówcześnie przechodziła nasza społeczność, sam, jako jeden z głównych czynników, bezpośredni brał udział, odczuwając wszystkie tętna dziejowe narodu, karmiąc go myślą poczciwą. O ileż nawet duchem obywatelstwa wyższym on jest od Montigne'a. Gdy Rey ani na chwilę nie traci z oczu spraw społecznych i, zawsze czynny, o każdą z nich się ociera; gdy sprawy religijne są dla niego więcej, niż kwestyą życia i śmierci, bo kwestyą wiekuistego zbawienia; Montaigne tymczasem, w chwili największego religijnego wrzenia umysłów we Francyi, chroni się w ustronny zamek gaskoński, by nie być świadkiem okropności wojen domowych, a wszystko to usprawiedliwia melancholią, do której, jak mówi, usposobiony był z natury. (C'est une humeur melancoliąue et une humeur par conseąuant tres ennemie de ma complexionnaturelle“. Essais T. II, str. 68. Wyd. z r. 1827). W sprawach zaś religijnych o tyle swe stanowisko zaznacza, iż, trwając w obrządku swych ojców i uważając za najwłaściwsze i najzbawienniejsze dla Francyi utrzymanie katolicyzmu, gani tylko tych, którzy z gorliwości o wiarę zbyt namiętnie występowali przeciw reformie i dopuszczali się czynów niesprawiedliwych, gwałtownych, nie mówiąc już o innych, którzy środków, przez rząd uznanych za skuteczne do wytępienia Hugonotów, używali dla zaspokojenia osobistej zemsty, nasycenia chciwości lub pozyskania łask dworu. (Essais T. III. str. 80.)
Nie przeczymy, że to był głos rozumnej tolerancyi, tak rzadko dający się słyszeć w czasach prześladowań i walk religijnych. Ale czemże się w ciągu nich Montaigne zajmuje? Oto w swojem ustroniu, nie mając nic innego do roboty, obiera samego siebie za przedmiot swoich rozmyślań i badań: „me trouvant entierement depourvu et vide de toute aultre matiere, ie me suis presents moy mesme a moy pour argument et pour subiect.“ (Essais T. III, str. 80).
Otóż Rey nigdy się nie czuł w podobnem odosobnieniu, ani wyrzekał na brak materyi w całym swoim zawodzie pisarskim, bo, żyjąc dążeniami ogółu, znajdował w sprawach społecznych tysiące do swych rozmyślań przedmiotów. _
Nasuwa się pytanie, czy „Żywot człowieka poczciwego“ jest utworem oryginalnym?
Wiadomo, że Aleksander Tyszyński w swych Wizerunkach polskich (Warszawaj 1875), wykazał do- Biblioteba — T 405 7 wodnie, \% główny pomysł poematu p. t. Wizerunk Własny Zyicota Człowieka Poczciwego, zapożyczony został przez Reya z łacińskiego utworu Marcelego Palingeniusza p. t. Zodiacus Vitae w XII księgach, wydanego w r. 1547 w Bazylei. Otóż ślady zapożyczeń niektórych ustępów z tego dzieła dają się i w Żywocie człoioieka poczciwego odnaleźć; ale nie dotyczą one głównej jego osnowy. Osnowa ta przecież nie jest wyłączną Reya własnością: wiele bowiem zaczerpnął z Andrzeja Frycza Modrzewskiego, mianowicie z pierwszej księgi jego dzieła p. t. De republica emendanda, w r. 1551 wydanego w Krakowie. Dość porównać rozdziały, traktujące o wychowaniu, życiu dworskiem, pochlebstwie, a przedewszystkiem o zbytkach w szatach, pokarmach i napojach, o pysze i jej rozmaitych odcieniach, by się o tem przekonać.
Wprawdzie ta zgodność w dostrzeganiu jednych i tych samych wad przez dwóch współczesnych pisarzy, byłaby bardzo naturalnem zjawiskiem, gdyby nie zachowanie w obu dziełach prawie tegoż samego następstwa w traktowanych przedmiotach. Taż sama zresztą pochopność do przytaczania Pisma Św. wierszy łacińskich i przykładów, branych z historyi starożytnej, widoczną jest w jednym i drugim pisarzu. Tylko Modrzewski bierze je z Liwiusza i innych autorów klasycznych, Rey — z anegdotycznej historyi Nadto rozdziały XIII i XIYT księgi wtórej, gdzie traktuje rzecz O dobrodziej stivach, wzięte są, jak zobaczymy, z Lucyusza Anneusza Seneki. To korzystanie z prac iunych pisarzy daje się tem objaśnić, że dzieło Modrzewskiego dopiero w czasie późniejszym, bo w r. 1557, w Cypryanie Bazyliku znalazło godnego siebie tłómacza. Rzecz zaś „O dobrodziejstwach“ z Seneki zaledwie w roku 1593 ukazała się w przekładzie Łukasza Górnickiego. Nic zatem dziwnego, że Rey, uderzony trafnością i głębokością myśli, w obu dziełach zawartych, zapragnął i 2 spopularyzować i dla ogółu dostępnemi uczyr 2.
Nie należy ztąd jodnak wnosić, byśmy chcieli przez to Reya odsądzać od autorskiej zasługi. Coby dziś uważano za plagiat, wówczas, ze względu na pobudk służenia krajowi uchodJło za pewien rodzą' zasługi. Wszak Tan Kochanowsk' zapożyczał całe ustęp z Horacyusza, Tybulla i innych; cóż dziwnego, że Rey zbierał kłosy na polu, które znowu dla niego było dostępnem? Zresztą, posiłkując się MudrzewsŁ m, rzecz po pwojemu obrobił. Gdy ten wytyka wady ogólnikowo, Rey przedstawia je w obrazach barwnych, w rysach na gorąco z faktów, drgających życiem, schwytanych Każdy zas z n.c.h ma ideał całkiem różny przed sobą. Modrzewsk- — statysta, wziął sobi? za cel: krytykę i poprawę ustroju państwowego; Rey — moralista, kreśli ideał obyc/ajowo-społeczny i tyle daje z siebie, że się z lichwą z długu zaciągniętego u Modrzewskiego wypiaca.
Rzecz wszakże jasna, iż Rey nie mógł szukać swTego ideału w sferze, do którtj sam należał. Świat, iaki miał zawsze na oczach, pełny waśni, gniewu, rosterek, pełny ziem^ki^h zabiegów, niesprawiedliwości, łakomstwa (co wszystko tak dosadnie un ał malować), nie mógł mu dostarczyć rysów dodatnich do skreśl er a owego ideału etycznego człowieka,;,ak był jego zadaniem. Sw iał ten zresztą i z innych względów nie zbyt go pociągał ku sobie. Był on wyobrazicielem szerzącej s ię włoskiej kultury, a ta budziła w nim obawy, że Polsk razem ze strojem i obyczajem przejmie i włoskie chytrostki — ów rozum, co się dzieli na dwoje: iuny dia sieb a inny. dla ludzi, rozum, umiejący jedynie na opale wyetawować -pozłocir,te słowa. Ano rozam z chytrością różny iest zdtłeka, Bowiem ten, iako złotem ozdubi człowieka: A chytrość na strzępiona, j»ko szmelc na miedzi, A tam, pod pięknym glancem nie wiedzieć, co siedzi.
(Przemowa do puczciwego Pulaka)
Otoz od takiej dwulicowości, od tak-ego nlancu, Rey pragnął społeczeństwo uchronić. On chciał je widzieć rozumnem, ale wymagał zarazem, by rozum. godząc się ze szczerotą, był wyrazem prawdy, nakształt słońca, rozświecającej wszystkie czyny i samo wnętrze duszy człowieka.
To tez nikogo nie powinno zadziwiać, gdy powiemv, iż „Żywot człowieka poczciwego“ uważamy 7,a rodzaj protestu przeciw postępowym dążnościom Łukasza Górnickiego, który swego I worzanina wymodelował na wzorze włoskim i sam także przez swe wvkształcen4e był najcelniejszym wyobrazicielem kultury włoskiej. To nasze przypuszczenie tem większego prawdopodobieństwa nabiera, gdy zauważymy, iż „Dworzanin“ był wr r. 15G6 wydany, czyli, że o rok cały wyprzedził „Żywot człowieka poczciwego“ — a wiemy już, jak mało czasu Rey na jego napisanie poświęctł. Dlatego-to z takim przekąsem o /yciu dworsk;em w pierwszej księdze się wyraża, uważając je wraz z Modrzewskim za istną szkołę obłudy, -gdzie mało me większej ostrożność, niżli w cudnych krajach, potrzeba“ (str. 52); dlatego nad nie stan rycerski przenosi; dla tego-to i zawodowi dworaka przeciwstawia wolny a swobodny żywot ziemiańsk
Nie osadza też swego ideafu w domu pięknym, włoskim zmurowarĄfrn kształtem, jak to uczyn i Gornick“, przemądre swoje dyalogi w „Dworzaninie“ prowadząc, gdzie zapewne komnaty lśmły się „od złota, alabastrów, marmurów, pstrych opon i innych dziwnych przysmaków;“ ale wybiera sferę czysto szlachecką, po której wyniósł najmilsze z domu rodzicielskiego wspomnienia, sferę, w której kwitnął z dawnych czasów przechowany obyczaj, na prostocie i uczciwości oparty; — słowem, kreśli obraz życia, jakie rozwijało się zapewne jeszcze w odleglejszych od stolicy zakątkach kraju, w niejednym dworze modrzewiowym, którego jedyną ozdobą, przy prostych sprzętach, była rozliczna zbroja, wisząca na ścianie, i ciemny pułap, wsparty na stragarzach, misternie przez cieślę domorosłego rzezanych. Jakże Rey ów i leał poi nauje?
Oto przedewszystl em w życiu czynnem, obywatelskiem.
Co w księdze perwszei o wychowaniu dzieci i młodzieńczych latach powiedział: wieszcie cały zapas dośw adezenia, jakie ',ego młodzian już dojrzany, mógł wynieś-z zagranicznej wędrówki, przez którą miai wzbogaci: umysł, praktycznie zdobytą wiedzą i obcowaniem z ludźmi statecznymi ugruntować się w cnocie; cafa sztuka ży* a, nabyta w czasie pobftu na dworze, i wyćwika, aką mu dawał czynny, pracowity zawód rycers d -wszystko to uważać należy za szkołę przygotowawczą do późniejszzgo żywota.
Człow-ek wszakże dopiero wtedy staje się żyjącem ogniwem społecznem, gdy do swego bytu znajdzie podstawę w rodzirie. Ztąd Rey księgi wtóre swojego dzieła, obeimujące wiek średni, rozpoczyna radą: Jakin. kształtem ma młody człowiek szuka ożenienia swego?
Rey uznaje cztery stany, w jakich człowiek żywot może prowadzić: małżeńsl“, wdowi, dziewiczy i beszakonny, a w sobie wolny, i małżeńskiemu daje nad innemi pierwszeństwo. Zarzut wszakże, czyniony mu przez J. I. Kraszewskiego, jakoby na tym punkcie zostawał w jawnem przeciwieństwie z Pismem; że trzymał z nowiniarzami, wynoszącymi stan małżeński nad dobrowolne dziewictwo („Dziś i trzysta lat temu“, Wyd. Jub. T. IX, str. 281), wydaje się niesłusznym.
Że dzieło Reya, o którem mowa, tchnie duchem kalwinizmu, na to zgodzić się można. Ale nie zapominajmy, że Rey kreśli w niem ideał obywatela w najobszerniejszem tego słowa znaczeniu, zatem mającego do spełnienia względem kraju najwszechstronniejsze obowiązki. A jakiż z nich może być ważniejszy nad staranne wychowanie potomstwa, przez które człowiek zacny, rozumny, nawet po śmierci wpływ na społeczeństwo wywiera? Rey też nie dla czego innego człowiekowi lat średnich zaleca małżeństwo, ale, by, jak powiada: „lata swe i lata dalsze, które go już do kresu wiodą, tak sprawował, jakoby w nich żywot swój stanowił ku czci Panu Bogu swemu, ku czci i sławie swojej, ku służbie i rzeczypospolitej i ojczyźnie swojej“ — a wszystkie te cele, jedynie w stanie małżeńskim, „wziąwszy żonę poczciwą, a w bojaźni bożej wyćwiczoną“ — człowiek może osiągnąć.
Ustęp też, w którym traktuje kwestye małżeństwa, do najudatniejszych w całem dziele możns zaliczyć. Bo najprzód, jakże rozważnie do tej sprawy przystępować zaleca, gdyż „tu już nie o rękaw idzie, ale o całą suknią“. A nadto, jakże i o materyalnej stronie tego aktu pamięta, gdy odradza zawodzić się na wielkie zgraje i koszta, „boć mało po tem, iż bęben przed tobą kołace, a surma wrzeszczy, a chłopi się po płocie wieszają, ukazując sobie, gdzie tu pan młody jedzie“. „Ale — kończąc swoje rady, powiada — gdyż się już w obyczajHch i urodzie i vr poczciwych przyjaciołach upodoba poczciwa dzieweczka, miejże Pana Boga dziewosłębem, a anioły jego swaty, a bez wszelkich welkich zalotow, uczyń powinności swej chrześciańskiei dosyć, a wziąwszy z sobą przyjaciela, abo dwu, a to, cobyś miał na bębny, na surmy, albo na opierzone swraty utracić, lepiej, iż tem sobie podpomo^esz gospodarstwa swego“ fstr 07.)
Jak widzimy więc z tych prostych, a serdecznych słów Reya, żadna myśl płocha, żadna świecka rachuba, nie powinny brać w tem postanowieniu udziału. Owszem, wymownie dowod/i, iż związki, tak co do stanu, jak i majątku nierówne, w wysok m stopniu poniżają godność mężczyzny: że zamiast zaspokojema próżności, gotują mu same tylko zawody. Nie wielkość bowiem, nie powaga domu, z którego panna pochodzi, ale osobista jego wartość rękojmię szczęścia stanowi Zachodzi tu jednak pytanie, czy Rey, mówiąc o skutkach niedobranego małżeństwa, nie miai samego siebie na myśli? Wszak Materyoły, wydobyte z Akt sądowych przez dr. Z. Kn aziołuckiego, a rzucające tak wielce światło na domowe stosunki poety, pizekonywują, i z żoną, Zofią Kościeniówną z Sędziszewa, siostrzenicą arcybiskupa lwowskiego, Borzyszewskiego h. Róża, nie w najlepszej zgodzie zostawał Ona z dzip-mi wciąż w ziemi Chełmskiej, w dobrach -osagowych przebywa: on zaś stale trzyma się zi^mi Krakowskiej i również z ojcem żony w ustawicznych zatargach zostaje. Tak samo dwaj starsi synpwie; Krzysztof i M;koł?i, nie cieszą s:ę jego względam. N e wydziela im ani jednej z licznych wsi swoich za życia, tak, iż obaj biorą w dz^rżawę od Wacława Dzieduszyckiego Dubowicę i Kołodziejów w zien Halickiej, gdy najmłodszy Andrzej, ożen.ony przez ojca z córka kanclerza Dębińskiego, dostaje
Ok°zę i Nagłowice pod Jędrzejowem, oraz Topolę w Szkalbmierskiem.
Co bvło powodem io tych niesnasek, wyrozumie trudno. Może życie hulaszcze poety, niezgodność charakterów, lub przekonania religijne. To tylkn pewna, że i starsi synowie trzymają z matką, gdy Andrzej stoi widocznie po stronie ojca.
7, tego jednak okazu,je się, “ż Rey nie był szczęśliwy w pożyciu domowam; tembardzVj urok zgodnego stadia odczuwał, skoro, jak o baczymy, tak ■wdzięczne kreśli jego oorazy
Wykazawszy tez, jak niedobrane małżeństwo łatwo „lada mucha zwadzie sr.u'e przed czytelnikiem jakby wyśnioną sielankę. „Bo to sobie snadnie każdy uważyć może — powiada — jakie rozkoszy, jakie rniłe przypadkz takiego wdzięcznego stanu każdemu przypadaćmogą. Już przygoda, iuż choroba, już każdy niedostatek lżejszy być musi, niżli komu innemu, gdyż iuż jedno drugiego onem wdzięcznem upominaniem cieczy, ratuje i czem może wspomaga. Już zawzdy dwojga i ad ość i żałość dwojga pospołu z sobą cbodz\ Już zawżdy wszystko sporo, bo jedno d.-ugiego o wszystko **ię radzi wszystko się nadobnie, a roztropnie stanów“, wszystkiego się a wszystkiego sporo przymnaża“ (str 67).
Wprawdzie cały ten ustęp wzięty jest z „Łrodvaku“ Palingemusza '); ale w dalszym ciągu snuje
l) Na próbę, w jak: sposób Rey z nit-,go korzystał, przytaczamy tenże sam ustęp z oryginału:
Ambobus commune bonmn est, commune periculum; Alterutri quicquid d?mno est, utrique nocebit; Alterutri quicqnid lucro est, utrique placebit; Sf te de bilitat morbua vel grandfor aetasf Fatur et hortatur, solatur et auxiliatur, Snbrenit, assistit, \igilat, vigilando m ristrat. \ Liber V. Leo. str. 100.
obrazy, które IJZ wyłączną jego własnością. Dowodzi, iź tak wdzięczny towarzysz samo otoezer-ie miltm uczynić się stara mężowi. „Juz przyszedłszy do domeczku, ano chędogo, ano wszystko m to; kąseczek chociaż ruwny, ale smaczno uczyniony Już obrusek Ljały, łyżeczka, miseczka nadobnie uchęiożona, chleb nadobny, jarzynki piękn s przypraw one, krupecz i bieluchne. Owa w każdy kącik, gdziekolwie weźrzysz, wszystko miło, wszysiKo, jakby się śmiało, a wszystko wdzięczniej, niżby u drugiego na trzy rt ?y nakładano“
A nuż ieszcze, gdy „owi przyrodzeni błazenkowie, a owe dziateckki wdzięczne przypadną; gdy, jako ptaszątka, około stołu biegając, świergocą, a około nich kugluią. jaka to jest rozkosz, a jako pociecha! Już ledno wezn e, drugiemu p )da, tedy się tu sob:“e narozkoszuią, to tię tu im, ^ako nalepszj m nłazenkom uśnreją. Ano, gdy iuż imię mówić, tedy leda co bełkoce, a przed się mu nadobnie przystoi. To już patrząc na onę swoje pociechę, j ikoż nie mają Pana Boga chwalić, jakoż mu dziękować nie ma |ą?“ „Przyjdzie znowu przyjąć i — już mu miło na onę nadobną zgodę, a na onę wdz j< zną społeczność patrzeć. Ano mu oboje usługuią, oboje wdzięczną ochotę ukazują, tak, iż na równej l^feczy przy onej ochocie, woli tam każdy zostać, niżby owdzie, gdzieby mu i korcem, zasępiwszy nos, dosypywano“. „A gdy się też zasię gdzie nuędzy ludz trefi ona tak wdz jczna a zgodliwa para, w akiejże poczciwości, w ak ej powadze x w baczen i osobnjm u Każdego być musi! Już się tu do nich wszyscy kupią, już tu z i em± sobie nadobne rozmówk. maią,, 4uz się tu sohie leda czemu uśmiechają“ (st 08 — 69)
Wszakze, j..kby nie dość było Reyowi tak wdzięcznego i z taką prawdą nakreślonego obrazka, przedstawia on jeszcze rodzinę w perównar'■ach, nacechowanych iście stylem biblijnym. „Bo żona ■ — powiada — w tak dobranem małżeństwie będzi jako winna ma< ca, podawając wdzięczne gronka Panu Bogu ku cz<, a ku pociesze onemu towarzyszowi swemu. Dziatki będą, jako oliwne gałązki około stołu jego. A sam w swej stałości stanie, jako drzewo cedrowe, nad pięknym zdrojem mocno stojące, Morę ju jadnym wichrem nigdy poruszone być / e może“ (str. 69).
Rey nu bez przyczyny tak obszerny ustęp w dziele swem kwesty małżeństwa poświęci1.. Wiemy bowiem, jak ówczesne reforma^yjne dążności rozluźniły śv ętość związków małżeńskich, a tem samem podkopały rodzinę, ten grunt społecznei budowy. TT c też dziwnego, iz przeciw tak destrukcyjnym prądom Rey, jako pisarz, należący do społeczeństwa wykarmionego myślą chrześciańską, czuł się w obowiązku coś dodatniego postawdć. Poszanowanie bowiem rodziny było i na zawsze pozostaje cecną ludów moralnie zdrowych wysoko w cywilizacji stojących. Powiedzielibyśmy nawet, wszelk_j podkopywanie lej idei — zdradza iście samobójcze instynkła. Jak każdy bowiem orgamzm składa się z pojedyńczych komórek, jak od ich prawidłowego rozwoju zdrowie ciała zalezy, tak od stopnia rozwoju moralnego pojedynczych rcdzin zdrowie społecznego organizmu zawisło. Kto kala świętość rodzinnego związku, kto go w jakibadź sposób wątli i rozrywa, ten przez rodzinę w organizm społeczny zaszczepia jad, ktiry szerząc się w nim, musi go o chorobę, a w końcu o śmierć przyprą wić. Jeżeli zaś w zdrowym fizycznie i umysłowo człowieku ze wszystkich wrodzonych mu popędow: jstynkt zachowawczy nad mnemi przemaga; to o ileż silniej oddziaływać powinien w zb irowym człowieku, za jak igo uważać każde społeczeństwo należy? Wszelkie zatem dzil e instynkta, popychające do podważania w każdem społeczeństwie takiej, jak rodzina, podstawy, są tym samym popędem, co ów. który człowieka dotkniętego chorobą umysłową lub bezmózgowca, wyczerpanego nadmiarem rozpusty, do targnięcia się na własne życie pobudza.
Jednakże ów obraz domowego pożycia tem rzeczywistsze dla nas cechy przybierze, gdy go sobie uprzytomnimy na tle całorocznych zajęć, jakie Rey opisał w ustępie zatytułowanym: JRok na cztery części rozdzielon. Jest to sielanka, tchnąca taką pełnią szczęścia, dobrobytu i niczem niezamąconego spokoju, że mimo woli westchnąć można na myśl, iż ona już jest niemożliwą w obecnych ekonomicznych i społecznych warunkach. Bo choć to żywot niby pracowity, a jedaak jakże na wszem ubłogosławiony, szczęśliwy!
Przypatrzmy się tylko, jak to on płynął w owym domeczku pomiernym szlacheckim, jak go Rey w rysach rozproszonych tu i owdzie przedstawił.
Oto wiosna w całej pełni swego rozkwitu. Ow dwór modrzewiowy — bo jakiżby inny mógł być dwór szlachecki ówcześnie? — tem wydatniej zarysowuje się wpośród wsi, zacienionej drzewamL że odbija od tła otaczających go sadów, co się białym kwiatem, niby pianą, okryły. 1 on także ma obok sad rozległy, w którym rosną kwitnące jabłonie, grusze, wiśnie i śliwy, a gdzie więcej słońca — brzoskwinie i morele. Choć się bujnie konarami rozrosły, żadne jednak drzewo swego sąsiada nie dusi. Nie dojrzysz też na nich wilków, gdyż, jak je gospodarz umiejętnie rozsadził, tak później każdą wiosną niepotrzebne poobcinał gałązki, okopał każde drzewko i trzaskowiskiem osypał, by mu chwast się nie pienił i nie zabierał potrzebnej drzewu wilgoci. Pod niemi zieleni się tylko bujnej trawy kobierzec. Obok drzew, kwiatem okrytych, na których brzęczą pszczoły, zb:rą ąc miód do ułów, co w da (i pod płotem szarzeją — wypuściły zeszłoroczne szczepy bujue latorośle. Bliżej znowu domu. pod oknarr?', ciągnie się rozkoszny w rydarz Na grzędach podłużnych, niezbyt wysokich, bo -naczej w bruzdach zbierałaby się niepotrzebnie woda deszczowa, rosną ziółka rozmaite: majoramk. szałwijkaj rzeżuszka. Obok nich: rzodkiew, sałatki, ma'uneczki |melcnk;) i ogórki. _Więc młode grochy, więc wysokie kopry, więc i wiele innych rzeczy, co s^ę to w szystko przygodzi“. Cudnie też i różyczka wonieje, i w rozwarte okna pełnemi kielichy kwiatów zagląda“. Bo jak robi uwagę autor: „Azaż lepiej, iż ci łopian pod okuy śmiem/i, a pokrzywa cię parzy?“
Kiedy znowu staniesz w ganku, co wsparł swój szczyt na dwóch słupach rzezanych, wtedy naprzód widzisz w dziedzińcu z mnogiemi mieszkańcami gołębnik, a wr dali błyszczące stawów zwierciadła, w oprawie wysokich grobel, na których wierzby wyrosły. Wyjdziesz na przechadzkę, „ano rybeczki przed oczyma twemskaczą — pierwsza rozkosz Każesz chłopiętom zabrnąć — druga rozkosz. Za część weźmiesz grzywnę, a drugie też do panw;e — trzecia rozkosz, a snadz la trzecia ma coś naprzód przed temi drugiemi“. „A wszystko to — dodaje — bardzo małvm zachodem otrzyma' można: bo siedem, albc dziewięć karpi puścić, takież w drugą (sadzawko) karasków, ałi ty pieniążki i pożytek z tego mieę mozesz“ (229).
Ale podstawą bytu rodziny była — rola. Wiosną przeto gospodarz musi by,co nąipilniei pilen“: boć to głowa wszystLiemu. rokow i. To też sam co nrraniej dojrzeć musi, „ahv nadobnie roliczkę uorano, porządni e usiano, nadobnie u wleczono“ r dopiero tak „należycie sprawioną ziemię Panu Bogu oddawszy-4, patrzy bez troski w przyszłość, jakim mu plonem za 1-ego pracę odpłat i. W'ęc wśród pól szachownicy za domem zieleni się groszek, niby rojem motyli, białym kwiatem okryty; wśród zbóż majowej zieloności ciągnie się długim płatem podobna do śniegu tatarka, a dalej jeszcze mieniąc się w słonecznym blasku, jak aksamit, falują niewykłoszone: „żyto, pszenica, jęczmyk miły, a owies“, nad które niema już zbóż pożyteczniejszych, bo z nich gospodarz „ma chleb, ma piwo, ma konia, już połać, już owieczkę. A z tego wszystkiego i pieniążki i hojna potrzeba domowa uroście“. Słowem, „co wsadzi, co wszczepi, co wsieje, to już na wszystek rok rość będzie, tylko doglądać, aby tego kozy nie głodały (gryzły), a „chwasty abo pokrzywy nie zagłuszały“ (228).
Wiele też z tych prac i krotofili, jako wierna towarzyszka żywota, podziela z mężem łaskawa pani domowa“. „Już oboje grzebią, oprawują, szczepią, ziółeczka sadzą“. A wdzięczna to krotofila szczepić drzewka, co później nie jednę grzywnę uczyniąl Bo „dasz chłopu grosz, jeśli mało masz ludzi do roboty, iż ci płonek z lasu przyniesie“: potem pniaczek rozbijesz, tedy nożykiem nadobne gniazdeczka, gdzie masz gałązkę wsadzić wybierzesz, tedy i gałązka pięknie przystanie i pniaczek jej nie ściśnie, a nie zmorzy i nawet ją snadniej sok obleje, iż się prędko przyjmie“ (227). Również i wineczka „łacno się, a za bardzo małą pracą przyjmują, „bo dostawszy gałęzi winnych, ukopawszy dołek, nasypawszy gnoju drobnego a trzaskowiska, położywszy dwie gałązce x) na krzyż, środek onych gałązek utłoczywszy w on dołek, nadobnie onąż ziemią przyłożysz, a końce ku górze wypuścisz: tedy się i snadnie przyjmie (227). Obok zaś tych
') Idczba podwójna.
wspólnych zajęć z mężem około ogrodu, pani domu na swoją rękę zajmuje się jeszcze nabiałem, sieje lny, konopie, które zimą wraz z dzieweczkami wyprzędzie i wyrobi na płótno, co ma starczyć zarówno na sprzedaż, jak i na potrzebę domową Nadto hoduje kurki, kaczątka, gąski, „co dają piórka i mięsko“. A kłopot z niemi niewielki. „Trawki tylko nasiekać, ukropkiem gorącym ją odmiękczyć, otrąbkami posypać, to się tak tym dobrze pan młody gęś uchowa, jako owsem, bo mu to snadniej i połknąć i przechować. A z tego sława rośnie i porządek w domu“.
Byle wiosny nie zaniedbać, ileż znowu rozkoszy gorące lato przynosi! Cały dom się ożywia i napełnia. Na dziedzińcu „kurki gmerzą, gąski gęgają, jagniątka wrzeszczą, prosiątka biegają, ano rybki skaczą“. Z sadów też znoszą w koszach: jabłeczka, wiśneczki, śliweczki z pierwszego szczepienia. Więc z ogródków ogóreczki, maluneczki, ogrodne ony inny rozkoszy — tylko sobie mówić. — „Używaj mila duszo, masz wszystkiego dobrego dosyć!“
Pójdzie znowu gospodarz „z krogulaszkiem do żniwa, ano nadobnie żną, dzieweczki śpiewają, drudzy pokrzykawają, snopki w kopy znowu składają, ano im i milej i sporzej robić, kiedy pana widzą, a wszakże nie owego, co się za niemi po polu z maczugą goni, albo biczem po grzbiecie kolące“ (232).
„Przyjdzie jesień z kolei, azaż nie rozkosz znowu do siania się przyjeżdżać, ono nadobnie posiano, nadobnie sieją, włóczą, śpiewają, ano serce roście, ano się nadzieją cieszy, iż z tego dali Pan Bóg doczekać na drugi rok pożytek uroście.“ (232). Gdy zaś już roboty się skończą, wtedy gospodarz może sobie kazać i pieski wywrzeć i pociągnąć do lasu. Wnet gwarem napełni się — na pół owiana mgłą, na pół słońcem rannem ozłocona dąbrowa. Bo po rosie,rozliczne głosy, jako fletniczkl z puzany krzyczą, ano myśliwiec wrzeszczy, trąbi, dojeżdżając za psami. Wypadnie zajączek, azaż go nie rozkosz poczwać, za nim sobie pobiegać, a jeszcze lepsza do łęku go przywiązać i do domu przynieść, ano chuć i dobra myśl roście, ano się krew dobra mnoży, ano żołądek przechowywa, ano wszystko zdrowo, wszystko miło“ (^33). Przecież i w do mu gospodarz może sobie niejednę krotochwilę uczynić: „bo i w budzie, zastawiwszy sieci na ptaszki, posiedzieć, przyjrzeć się zajęciom domowej czeladzi, jak miody podbiera, owieczki strzyże, owoce znosi, zakrywa; jak ony rzepy, kapusty do dołów chowa i układa.“ Pani domowa też nie zasypia sprawy, ale ze swej strony myśli o zapasach zimowych, zakwasza ogórki, zakłada kapustę, marynuje rydze, przyrządzą ćwikłę na rozmaite sposoby. A z jakąż to znajomością rzeczy Rey opisuje te wszystkie zajęcia! Jak wtajemniczony jest we wszystkie gospodarskie sekrety! Jak szczegółowe daje wskazówki, w jaki sposób główki kapusty przekrawać, jak potem, „nadobnie ją ułożyć, ćwikiełką przekładać, tedy — powiada — będzie i smaczna i czerwona, tak że i rosołek z niej będzie nadobny i onemi ziółki pięknie pachnący..“ Nie źle także — dodaje — 1 ćwikiełki w piec namiotawszy, a dobrze przypiekłszy, nadobnie ochędożyć, w talerzyki nakrajać, także w faseczkę ułożyć, chrzauikiem, co nadrobiej ukrążywszy przetrząsnąć, bo będzie długo trwała; także koprem włoskim, troszkę przetłukłszy, przetrząsać, a octem pokropiać, a solą trochę przesalać; tedy to jest tak osobny przysmak, ani twoje limunie! bo i rosołek bardzo smaczny, i sama pani ćwikła, bo już będzie i bardzo smaczną i bardzo nadobnie pachnęła.“ Zresztą: „azaż źle powideł sobie nadziałać, owoców nasuszyć, różyczek albo innych ziółek nasmarzyć, wódeczek napalić? Wszystko rozkosz, a krotofila,
a dom wszystkiego pełen, co jest — dodaje — bardzo wielki przysmak ku rozkosznemu a spokoinemu żywotowi człowieka poczciwego“ (234).
Kiedy znowu nadejdzie zima, „azaż mała rozkosz do guniienka. się przechodzić, dopatrzeć, jeśli dobrze „ wymłacają, jes:li kłos wytrzęsąją, jeśli słomę dobrze układają, plewki, zgonik cłiędogo pochowają * A dopiero taK nachodziwszy się po swem pobożnem gospodarstwie, zasiąść sobie w domu. w ciepłej izbie, albo sam, albo z pizyjarelem — ano w komin e gore, dziatki, iako błazenkowie, kueluią, żona z panienkarrr szyje, też się z tobą rozmawia, albo też co powieda, ano potraweczek nadobnych na^otowano, ano grzaneczki w czaszy w rozkosznem piwie. miasto karasków pływają, pieczenia się wieprzowa dop eka. cietrzew w rosołku, a kapłon tłusty z kluskami dowiera, więc rzepka, więc inne potrawki. A czegóż ci więcej potrzeba? — dodaje. A czegóż ci nip dostawa ku poczciwemu wychowania twemu, byś jedno sam chciał, a śam tego i nabyć i użyć umiał, tedyć Pan Bog wszystkiego dosyć dał“ (237).
Taki zapewne, że dosyć! Bo co przedewszystkiem w tych ustępach uderza, to ów spokój, owo zadowolenie z życia, nieprzycmionego żadną chmurką. przepromienionego swobodną mysią, n:by słoneczną poświatą. I niech n:kt nie sadzi, że ta prostota i, jakby dziś powiedziano, poziomość zajęć, usuwała życie umysłowe z tego programatu Owszem, Rey w każdej porze zaleca umysłową pracę nad sobą, więc nie zapomina o niei i w epoce męzkrei doi żałości człowieka. „Bo azaż to nis rozkosz — powiada — czas sobie upatrzywszy nad książkami posied: eć, prawa i po\ innośćswej się dowiedzieć? Więc się namówić z onymi tilozofy, z cnymi rnąd rymi, poważnymi, a rycerskimi lud ni; nie trze■bać będzie wielkiego nakładu — zbiegasz wszystek świat
Biblioteki T «3 8
lekkim kosztem, tuż na miejscu siedząc, tak, jakobyś tam wszędzie oczywiście był... Nuż zasię azaż to nie rozkosz wiedzieć przyrodzenie każdego zwierzątka, każdego ptaszka, każdego drzewka, ziółka, z czego się może i gospodarstwo wiele nauczyć, i w przygodzie wżdy sobie czasem pomódz, i między ludzi przyszedłszy nie siedzieć, jako darmobit *), gdzie się wżdy będzie umiał i ku temu i ku owemu przymówić“ (238j.
Jak widzimy więc, Rey nie zapomina zarówno o materyalnych, jak i umysłowych potrzebach człowieka: owszem pragnie on życie fizyczne i moralne zestroić z sobą do zupełnej harmonii; — i sferę dostatniej mierności uważa za najodpowiedniejszą do osiągnienia tego celu. Że to było możliwTem w ówczesnych warunkach, wymagających jedynie czujnej zabiegliwości, bacznego oka i napół z krotochwilą połączonej pracy, to więcej, niż pewno; ale sądzimy, iż obok tego ważniejszą rolę miała odgrywać zasada etyczna, jaką Rey za główny warunek doczesnego szczęścia postawił. — Tą zasadą było stopniowe udoskonalanie się moralne.
Jakoż wybrać odpowiednią do swych skłonności towarzyszkę życia, gospodarzyć, przysparzać majątku i owoców swej pracy używać, to rzecz tak zwyczajna na świecie, iż nawet me byłoby celu zajmować się „Żywotem człowieka poczciwego,“ gdyby wszystko na tem kończyć się miało. Ale od chwili, gdy mężczyzna staje _ się punktem środkowym, ku któremu wszystkie promienie rodzinnego życia się zbiegają i od którego wychodzą wszystkie kierunki, co wypadkową swą siłą mają poruszać światem ro-
Nieokrzesany, którego darmo bito w szkołach, nie napędziwszy mu rozumu do głowy. dzinnym i urabiać go do celów wyższych, społecznych, odtąd przyjmuje on ważne obowiązki na siebie, które nie tylko znać, ale i spełniać powinien. Do tego zaś potrzeba mu przygotować się pracą wewnętrzną, zatracić w sobie zwierza, tłumiąc złe popędy i namiętności w zarodzie — słowem, stać się świadomą swego celu, zdolną w każdej chwili panować nad sobą, istotą.
Na czemże jednak owa praca polega?
Otóż trzeba przyznać, iż wykrycie etycznej zasady, tej gospodarki duchowej nie małe przedstawia co się tyczy „Żywota człowieka poczciwego“ trutrudności. Wynika to z samej natury kompozycyi dzieła, które, pomimo z góry nakreślonego planu, nie jest dość ścisłe i konsekwentne, najprzód w przeprowadzeniu, jak to zobaczymy, położonej na wstępie zasady, a powtóre w ugrupowaniu szczegółowych myśli, w których pełno powłarzań i nawrotów do materyj, już rozbieranych poprzednio. Myśl zasadnicza ginie po za szeregiem obrazów, odrywających co chwila uwagę czytelnika swą barwnością i prawdą. Dopiero drobiazgowa analiza utworu pozwala wykryć pewien systemat, jaki jest w samym pomyśle dzieła. To było powodem, że i w niniejszej pracy nie trzymaliśmy się tego porządku, w jakim Rey rozmaite kwestye porusza.
Zestawiając przeto rozprószone myśli, postaramy się odpowiedzieć na zadane sobie wyżej pytanie, o tyle, o ile samo dzieło dostarczy nam stosownego materyału.
Nim Rey do wyłożenia zasad swojej etyki przystąpił, skreślił we wstępie obraz rozmaitych wad i występków, jakby chcąc przez wykazanie ich skutków zohydzić zło i zarazem przekonać o potrzebie uregulowania życia według pewnych zasad, opartych na religijnej i filozoficznej podstawie. Naprzód więc mówi o pysze, co się rodzi z bogactw i wysokiego rozumienia o sobie.
Wprawdzie dalekim on jest od tego, iżby bogactwa za coś złego uważał; są one bowiem darem bożym i pożyteczne o tyle, o ile użycie ich jest miarkowane rozumem. Ale sądzi, iż przy bogactwach tem trudniejszą do pokonania jest pycha, że w podłości i pochlebstwie znajduje dla siebie potuchę. „Bo patrz jedno, gdzie się kolwiek na jakiem ześciu, albo na jakiej biesiedzie być przytrafi, by też siedział napoczciwszy i nabaczniejszy człowiek, gdy przyjdzie chociajby nawiększy nikczemnik, a łańcuchów nawiesza na sobie, już się ty pomkni szarasy fszary) — siądź-że ty pozłocisty Przyjdź-że do jakiego prawa, do jakiego sądu, kiedy chcesz, ano sprawuje swoję rzecz lisi ubogi kołnierz, a jako soból przyjdzie, pomkni się, wierę, lisie, siądzie tu soból. Już twoja akcya do jutra ma trwrać, a sobola odprawić, bo ma pilną potrzebę“ (str. 147). Za drugą pobudkę do pychy uważa zbyteczne przecenianie zasług, po przodkach zdobytych.
Rey, choć wysoko ceni szlachectwo, choć je nazywa najprzedniejszym klejnotem, przecież dobrze rozumie, iż ono głównie polega na osobistej zasłudze. Bo nie to jest prawe szlachectwo, powiada, iż kto sygnet z jakim herbem na palcu nosi, albo gi (go) na sznurze na szyi powiesi, albo iż się czerwonym albo zielonym woskiem pieczętuje, albo na wrociech nadobnych tablicach herbów nawiesza, albo przybija, albo iż się chlubi dziady, pradziady, albo inszemi przodki swemi; toć jeszcze mało na tem. I owszem — dodaje — jeśliś się ty wyrodził z nich jakiemi wstecznemi obyczajami swemi, tedy by ich snadź lepiej i nie wspominać, boś je • już zelżył, a by byli żywi, bardzoby się gniewali, iż się potomkiem ich zowiesz, a nie wiem, by się ciebie nie zaprzeli, abyś im co, jako
żyw, w rodzie być miał“ (str. 109). Są to prawie te same myśli, jakie Jędrzej Modrzewski w dziele *swem o Poprawie łizeczypospolitej rozwija (Roz. XIX, str. 102. Tł. Cyp. Bazylika. Wyd. Turowskiego).
Rey wszakże idzie dalej i w pysze widzi matkę innych występków. Bo naprzód pyszny nie znosi niczyjej wyższości. Bogacwro, wewnętrzne, czy zewnętrzne przymioty, cześć, w wyższym stopniu okazana innemu, — wszystko to dla niego staje się źródłem upokorzenia, z którego wyradza się zazdrość i pożądliwość cudzego dobra. W tych pobudkach też Rey widzi główną przyczynę rozwielmożniającej się naówczas niesprawiedliwości. aBo gdzie wziąć, to wziąć, fas albo nefas, to już wszystko o tem, wnurzyw~szy łeb w ziemię myśleć musi, by też czasem i prawdy uszczerbić, a onej szarej pysze dosyć uczynić. Bo już tam wyborgować, a nie zapłacić, wypożyczyć, a nie wrócić — wszystko to być musi.“ „A sprawiedliwość? Niechajże się jedno ukaże żydek z misą “ szafranu, albo z kilkiem par czerwonych złotych, ujrzysz, ałić wnet druga strona, co z gołemi rękoma “przyszła, będzie miała pewną dylacyą (zwłokę). A snadź — dodaje — oni pogani na to zawdży lepszą pieczą mieli, co o nich czytamy, niźli my dziś 'chrześcianie, chociach-my poznali wolę pańskę; srogi gniew za ten grzech — Jego“ (str. 116). Wszystkie zresztą dalsze ustępy, w których kreśli obrazy zbytków w koniach, pojazdach, szatach, wymyślnych potrawach i pijaństwie, do naj dosadniej szych należą i pod względem malowidła historycznego, największą wartość księdze wtórej „Żywota człowieka poczciwego“ nadają. Zbyt przecież one są znane, byśmy je tu potrzebowali przytaczać. I nie o nie nam idzie; z nich bowiem nic jeszcze o etyce Reya “nie możemy wnioskować. Ale co należy zaznaczyć, to, że, powstając na zbytki, a przedewszystkiem nadużycia w pokarmach i napojach, ciągle ma na myśli rewindykacyą praw duchowej istoty człowieka, sponiewieranej k'woli ciału i jego grubym popędom. Jakoż, skreśliwszy wyborny, choć wstrętnym realizmem nacechowany obraz pijaństwa, tak w jednem miejscu przemawia: „Albowiem jeśli ciało, w tym tak sprosnym opiłym przypadku, na poły jako nieżywe jest, cóż rozumiesz o miłej i wdzięcznej duszycy, jeśli też tara obumrzeć nie musi, siedząc w tak plugawej wieży, która jest nie z tej gliny plugawej zlepiona, jako sprosne ciało, ale wyszła z onego grodu niebieskiego, z onych pięknych żywotów, a obyczajów anielskich, której się myśl zawżdy, jako płomień, ku górze ciągnie. Jakoż nie ma być smętna, siedząc w tak plugawym gmachu, równie, jako poczciwy więzień w śmierdzącej wieży, błotem napluskany?“ (str. 131).
Ustęp ten nie jest-że jakby echem idei platońskiej o preegzystencyi dusz i owej tęsknoty do poznanego wprzód ideału: prawdy, dobra i piękna, a przebywającego po-za granicami doczesnego żywota? Ideę tę zapewne Rey pośrednią drogą zaczerpnął, w każdym razie bardzo ją poetycznie wyraził. Zapewnienie też nad ciałem przewag pierwiastkowi boskiemu, złożonemu w duszy człowieka, jest głównym jego celem. Dlatego to tak gorąco, powstaje na wszelkiego rodzaju zbytki i niepomierne zabawienie się światem — na to wszystko, co rozprasza umysł i nie pozwala człowiekowi skupić się w sobie i zająć wewnętrznem gospodarstwem duchowem, bez czego niepodobna wyższej moralnej doskonałości osiągnąć; dlatego — to w tak uroczystych obrazach maluje życie w pomiernym, skromnym staniku, bo ono najmniej narażało człowieka na pokusy pychy i próżności, bo zresztą, ucząc przestawania na małem, nie budziło w nim drapieżnych instynktów łakomstwa i pożądliwości na pracę bliźniego.
Zobaczmyż teraz, iaką drogę Rey do owego wyswobodzen:“, ducha OJ>Iera. by mu hegemon'ą nad materyą zapewnić.
Rzecz naturalna, iż kwestyą ta me może Dye czem innem, ak kwestyą powstawania i kształceń11 się woli. W^zystl <e też ustępy, odnoszące się do r ej, stanowią rdzenną czę^ć całego dzieła
Rey z wszelką słusznością powiada, iż pierwsze budzenie się uczu< nie od człowieka zawisło. Powitają one bezwiednie, pod wpływem wrażeń zewnętrznych ' popędów czysto cielesnych. „Be to nie może nyć, gdy się człowiek nie obaczy, aby się i rozgniewać, i przestraszyć, i zapłonąć n:e miał, k sdy nan co z nieobaczka przypadnie“ Cl54). Ale, by te ślepe moce, co wr piersi nagle się budzą, nie wzmogły się we wrogą samemu człowiekowi potęgę, rozum w każdej chw-ili czu,ną straż nad niemi trzyma.1 powinien. Dla uzasadnienia też swojej teory*, Rey za przykład wziął uczucie gniewu, „który iu; oni mędrcy starzy doczesnem szaleństwem zwal “
Wybur to był nadzwyczaj trafny, gdyż ze wszystkich namiętności — gniew jest najbardziej elementarnej, niezłożonej natury. Jakoż prawie wszystkie nami;tności m; ją zrodło zarówno w popędach wrodzonych, jako też w przytomnej sob,-e świidomości człowieka. Tak np pycha jest uczuciem nader złożonem, Jakoż składają się na mą żywioły czysto psychicznej natury, bo naprzód: wygórowane pojęć5: osobistej wartości: dalej działanie umysłu, zwane itżnuowaniem, polegające na porównan u samego siebie z drugą osobistością, ztąd zadowolenie miłości własnej, gdy wypadek rozincowan a OKaże rię dla nas korzystnym. Również zazdrość zawiera w sobie pojęcie przedmiotu, jako dobra bli niego i wszystkich, wypływających z niego korzyści, a z niem dopiero łączy się uczuc:e braku, wraz z prześv adczeniem o n.emożnośc, poe'~ida\.ia pożądanego przedm otu Podobnie chciwość jest pożądaniem czegoś, co do nas jeszcze nie należy; ale z uczuciem tem łączy się Juz rozmysł nad wyborem środków, zmierzających do opanowania przedrmotiu Wszystkie zaś te uczucia i namiętności kojarzą sęieszcze z pojęciem prawa moralnego, które człowiek w przymierzu z własnem sumieniem, w danej chwili neguie. A tak lowaizyszy ra ciągle działanie świa, domego siebie rozumu
Tjmczasem gniew, podobnie, jak uczucie strachu. w naiorost^zei swej, elementarnej istocie, odejmując człowiekowi świadomość, najbardziej go ze wszystkich namiętności poniża, stawiając w;ednym rzędzie ze zwierzęty
Rej, daiąc określenie gniewu, powiada, iż jest to jakieś wzruszenie, a zapalenie żółci, krwie, i innych wilgotność' cielesnych. Coś podobnego znajdujemy i w PaJingeniuszu:
Irae etenim sedes fel creditiir. ipsa^ue bilis
Matcriam praebet stimulis, caecotjne furori...
Ergo anima indignans bilem cum santfuine mi%cet
Zodiacus Vitae. L. VII. Libra. Str. 170.
Rozumie się, JŻ żaden z nich o dz.alap u nerwów w tym procesie nie mowi. Ale Rey, trzymając się Retoryki Arystotelesa, wyróżnia ieszcze różne rodzaj J gmiewu i wybornie kremli zew*nętrzne 'ego obiawy „Cr. azaż nie w damy — pownada — ako z onej nadobnej, a łagodnej twarzy, w net się stanie sprośna, sroga, nadęta, zbladła, że straszno na nią patrzeć? Azaż nie drżą wargi?' Azaż nie zgrzytają zęby? Azaż może spokojem posta, ? Jedno się wierci, kręci, nogami depce. a nie wie, gd-ie się wrazi', Azaż ręce spokojem zadzierać może? Jedno imi groz a ieśli się pomścu nie może, tedy albo drapie, albo z szalonego łba włosy skubie. A wszelakoż i w zwierzętach ten srogi przypadek jeszcze wżdy umiarkowany jest, nizi w tem szlachetnem zwierzęciu, co je człowiekiem zową“ (157 — 158)
Jakież jednak pobudki gniew wywołują w człowieku?
Arystoteles powiada, że zwykle w niego wpadamy, gdy co nagle stanie na poprzek naszym popędom i dążnościom. W naturach jednak nierozwiniętych, których poziom umysłowy nie wiele się od poziomu umysłowego dzieci wyróżnia, często nawet błaha przeszkoda staje się wielkiego gniewu przyczyną,.Gdy dziecku suknię wezmą, jako kiedy gałkę: bo widzimy, kiedy się powali, tedy się będzie miotało, będ/ie zierrfę biło i szpetniej wrzeszczy, hiżli gdy mu się co innego stanie“. Także też i między starszymi, „znajdziesz drugiego, co się i na nieme rzeczy gniewać będzie. Utkn.e się pod n m koń to już bije, tłucze, jakoby to niebozątko chcąc uczynił. Da mu gałąź w gęDę. to już ląie, przeklina, a gałaź co krzywa? On sobie krzyw, iż jej me obaczył Uderzy się o kamień w nogę? Kamieniowi laie — a co kamień krzyw? a czemu go nie przestąpił? Albo gdy but mu szwiec (sic) ciasny przyniesie, a obuć go nie może, tedy i szewca stłucze i but zrąb?. — a but co krzyw? Albo jeśli się sparzy
0 p^c, to już piec stłuc? Albo, jeśli s;ę oblejejiiąc, to już szklenicą o ziemię? Wszystko to — doda,ie — są bezrozmysłne przypadir“ (167». Jakoż w istocie są one wyn-kiem ślepych, czysto cielesnych popędów, mających źródło w drażliwości nerwowej.
1 na tym stopu.u dają się w zwierzętach spotykać. Ale trafiają się objawy gniewu nader złożonej natury Co większa, gniew może być sam w sob i uczuciem dobrem, zbawiennem. gdy s ę łączy z jakiemś poięciem morainem Tak np „potrzebny jest gniew poczciwego człowieka, aby roztropnem a pomiernem napominaniem, a czasem też i poczciwem karaniem niszczy], zacierał, a ku dobremu końcu przywodził ty sprośne wszeteczeństwa ludzkie“ (164). Na ów więc gniew, który Rey świętym, sprawiedliwym nazywa, składa się pojęcie prawa, moralności, cnoty, w połączeniu z oburzeniem szlachetnem na czyny, które są pogwałceniem ich jawnem. Również trzymając się Arystotelesa, robi słuszną uwagę, iż gniew, niemiarkowany rozumem, powtarzając się często, staje się drugą naturą człowieka, jakby stanem chronicznym w jego moralnym nastroju i to Rey gmewliwością, różną od gniewu, bo ten bywa krótki, nazywa. Ale tu nie zwrócił uwagi, że owa gniewliwość zależna jest i od temperamentu, czyli, jak powinien był nazwać, charakteru cholerycznego, jeśli chciał być zgodny z zasadą, wypowiedzianą na wstępie (Księga 1, Roz. II, str. 13). Wszakże z zasadą tą jest on i na innem miejscu w sprzeczności, skoro twierdzi: „że złość nigdy się z żadnym człowiekiem nie rodzi, jeno mu z czasem ze złego wychowania, a jako za zwyczajem przypadnie“ (str. 164). Bo jeżeli tak jest w istocie, to dlaczegóż, dając rodzicom wskazówki, jak mają badać przyszłe usposobienie dziecka, Icolerylca, po gniewie każe go poznawać Wszak kolera, według jego teoryi, jest jednym z charakterów, który dzieci na świat z sobą przynoszą — cóż więc z predestynacyą, co z wpływem planet się stało?
Cokolwiekbądź, Rey poczytuje gniew za jeden z grzechów, przewyższających wszystkie inne śmiertelne, albowiem, jak powiada: „zwycięży on pychę, łakomstwo, obżarstwo — bo nie je czasem, aż trzeciego dnia, rozgniewawszy się; zwycięży nieczystotę, lenistwo, zazdrość — albowiem a kto mu onej szalonej a sprosnej postawy zajrzeć będzie?“ (str. 167). „A co podpadnie pod rękę, to instrument dla niego: miecz, kij, siei era, a-kabuz 'J sahsjiak, plugawy taras ), pal, szubienica, la'cuch. pęto i wiele innycn“ (168). A cóż z tem czyn.:'? — pyta — k;edy na to żadnego doktora, żadnego lekarstwa nie masz, by pokupil wszystki zioła; jedno uważywszy tę sprosność, a wziąwszy przed się Jbojaźń bożą, uciec się do rozumu, a pomyśleć sobie, iż nie przystoi, aby go lada wiatr od cnotliwej powinności jego unosić miał“. Ale obok tego dodaje, że „jeśli tego gniewu sam w sobie człowiek nie zahamuje, tedy mu w tem nkt innj dopomódz nie może“ (MD).
Rozum więc i wysiłek, zrobiony w celu przezwyciężenia pierwszych popędów gniewu, to pierwszy nań lekarstwo. Drugie \'idzi Rey w unikaniu rozmów, towarzystw, które wywołać mogą obrazę, a zatem w unikan u okazy'. Trzene w zastanowieniu się, w rozmyśle, czy dotykająca nas obraza by?a mimowolną, czy pochodziła z żartu, lub przeciwnie. W takich razach człowiek rozumny powinien przebaczyć i złe nie tłomaczyć obrazy, Za czwarte nakoniec lekarstwo uważa napomuienie przyjacielskie. rBo piękne, a rozważne słowa, są jako młot, a przerażi ą aż ao serca człowieczego“. Ale tu koniecznie należy m:eć na osoby baczenie. Ina c/ę bow iem musisz hamowa< poważniejszego, a zatem wyższego wiekiem, dostojeństwem; inaczej za niższego, którego można pohamować pogróżką, aby się n * wspinał z motyką na słońce“ (173). Do wszystkiego iednak z onym wszech spraw królem — poważnym rozumem zabierać s ę trzeba, bo gdz e tego w radzie owej mieć nie będziemy, pewnieć nam wszystko ospaie pójdzie“ (str 174).
* Coż jednak pobudza rozum do ustawicznej baczności na każde drgające w pierś, uczucie? Co podtrzymuje go w tej wewnętrznej pracy udoskonalenia, której, zwłaszcza w początkach, mogą towarzyszyć chwile słabości i upadku? V. jak wreszcie sposób w ciągu niej otrzymane na ułomnej naturze ludzkiej zdobjcze, mają się na resztę życ a utrwalić? słowem, jaki w tym psychicznym procesie wola udział bierze? Otóż na tMn punkcie etyka Reya przedstawia niejakie w wyrozumieniu trudności. Nigdzie bowiem o <coh wyraźnej nie spotykamy w niej wzmianki Rey mówi wprawdzie o woli Bużej, ale nie używa tego terminu, gdy idzie o oznaczenie woli,,'ako glownego motoru czynów człowieka. Wyraz ten zastępuje, on pizez rozum, który swyin twardym munsztukiem wszystko ma w sobie hamowa' i stanowić“ — zresztą przez chcenie, chęć, pożądliwość; gdy mu zaś jedno lub drugie nie wystarcza do dosadnego oddalania myśli, np. gdy do przełamania złych skłonności koniecznym -est wysiłek woli. wtedy oddaje to przez przymuszenie (str. 38 — 39). Ażeby to zrozumieć, należy pamiętać. iL R^ pisał w duchu Kalwma, opierając się na ich aauce. na predestynacy: i na lasce. Jakoż,;eżen Bóg obdarza nią wybranych, to człowiek trwa w dobrem nie tyle z własnej woli, zwłaszcza wolnej, skoro ta ograniczona jest wyższą, działającą w nim siłą. Jakąkolwiek jednak teoryą powstawania woli przyjmiemy, czy mechaniczna, według której jest ona siłą wypadkową, wynikającą ze starcia się nopędów i chęci z jednej, a wprost przeciwnych im wyobrażeń lub uczuć z drugiej strony; czy też fizyohgi> zną. w której wola jest wynikiem działań i prądów nerw owych, wzbudzonych przez bodziec, mający w mózgu ognisko, zwrocony ku działalności odruchowej, jeżeli ta jest mu przytomna; — iakąkolwiek, powiadam, z tych dwóch teoryi przyjmiemy, w każdym razie, pierwszym elementarnym znakiem woli jest wrodzony popęd duszy do działania, objawiający się w chęci, połączonej z wyobrażeniem jakiegokolwiek przedmiotu. Jeżeli więc owa chęć, pod wpływem doznawanych w jego osiągnieniu przeszkód, łub innego potęgującego ją bodźca, wzrośnie w siłę uczucia i przekonania, tak, że wszystkie przeciwne sobie wyobrażenia i uczucia pokona i na chwilę zapanuje wszechwładnie nad całą istotą człowieka, w tedy zmienia się ona w postanowienie, ktorego już dalszem następstwem będzie sam alct woli, objawiający się czynem. Działanie“*“przeto rozumu w tym procesie złożonym rzeczywiście jest obecnem, naprzód w samem wyobrażeniu przedmiotu; dalej w przekonaniu, które już jest owocem głębszego namysłu nad możliwością, koniecznością i skutkami mającego się dokonać czynu; jak równie i w postanowieniu, które przychodzi po dokładnem rozważeniu wszystkich środków i przeszkód, jakie w wykonaniu napotkać możemy. Co do współudziału więc rozumu w akcie woli, można z Reyem w zupełności się zgodzić; ale, jak widzimy, za małą on rolę drugiemu czynnikowi, wskutek swych wyobrażeń religijnych, przyznaje i pod tym względem jego teorya wytrzymać krytyki nie może; chęć bowiem bynajmniej jeszcze nie zawiera w sobie wyobrażenia tego potęgowania się uczucia, które człowieka prze do urzeczywistnienia raz powziętego zamysłu.
Wprowadzenie tego drugiego czynnika było tem pożądańszem, że właśnie w tej części swojej etyki, o którą głównie nam idzie, miał on na oku działanie woli, zwróconej nie tyle do świata zewnętrznego, ile ku pokonaniu złych skłonności, zakorzenionych w samej istocie człowieka, co znacznie komplikuje zadanie, gdyż w tym razie przeszkody, napotykane w urzeczywistnieniu woli, są do pokonania trudniejsze, a przynajmniej podwójnego po człowieku wymagają wysiłku, zarówno bowiem skłonności, jak i przeciwdziałająca im wola, czerpią siłę w nim samym.
Jakkolwiek jednak Rey istnienia wolnej woli zaprzecza, nie mniej przeto pośrednio działanie rozmaitych bodźców na rozum uznaje. Z tych za najskuteczniejszy w dążeniu do udoskonalenia moralnego uważa: uczucie religijne. Jakoż, gdy ku naukom formalnym, jak gramatyka, retoryka, logika, a nawet arytmetyka, dawne z lat młodych uprzedzenia zachował i mówiąc o wychowaniu, ledwie z przekąsem o nich w księdze pierwszej „Zvwota człowieka poczciwego14 krótką wzmiankę uczynił (str. 25); tymczasem religii cały rozdział IV poświęcił. Rzecz naturalna. iż wykład jej przeprowadza ściśle podług nauki Kalwina; wszakże ów rozdział tchnie takiem przejęciem się ważnością przedmiotu i namaszczeniem głębokiem, iż widać z niego, że jeśli do strony jego dogmatycznej nie małe przywiązywał znaczenie, to jeszcze więcej pragnął zaszczepić w duszy dziecka samo religijne uczucie. Człowfck też, wsparty na bezwarunkowej wierze w Objawienie, nie potrzebował szukać innej zasady życia, wysnuwać jej z jakiegoś systematu filozoficznego. Miał ją gotową w Ewangelii. Dość mu było tylko przejąć się jej duchem, jej wzniosłe prawdy urzeczywistniać w czynie, według niej oceniać swoje postępki. Z ideałem doskonałości, zaszczepionym w duszy w dzieciństwie, człowiek miał wzrastać, rozwijać go w sobie, udoskonalać stopniowo. A że on był treścią ducha, żyjącą w nim i zawsze mu obecną, ztąd i odstąpienie od niego mogło być, według Rea, tylko chwilowem zboczeniem słabej ludzkiej natury, która jednak pod wpływem wewnętrznie działającej łaski, zdolną była podźwignąć się z upadku, byle rozum czuwał nad każdym popędem od złego i umiał się w porę obaczyć, o ile się od tego ideału w postępkach odstrychnąl.
Za drugi bodziec, stanowiący, według niego, również silną dźwignię w udoskonaleniu człowieka, uważa Rey sławę uczciwą. Tylko nie tę, co „z blasku złota, albi pstrocin jakich się mnoży, jedno z pięknego, a poczciwego żywota“. Bo wszystkie rzeczy, „około których się zmysły nasze wiercą, a odmieniają, są jako plewy na ścieżce, które albo podepcą, albo je wiatr rozniesie — jedno sława, a cnota po człowieku zostaje“ (219). A tak — powiada — „załamuj-że w sobie twardem wędzidłem wszystkie pożądliwości cielesne, boć to jest silny nieprzyjaciel poczciwej sławy twojej“ (75).
Trzeci wreszcie bodziec, to budujące przykłady. Już wr księdze pierwszej, młodzieńcowi, wyjeżdżającemu za granicę, doradza, nie tyle przypatrywanie się dziwom, niebywałym w ojczyźnie, ile raczej „pięknym, poważnym, a statecznym sprawom ludzkim, przysłuchywanie się mądrym rozmowom, unikanie złych a wszetecznych towarzystw“. W księdze zaś drugiej sam stawia na, oczy nieskończoną ilość wzorów i przykładów, branych z dziejów, których czytanie najusilniej zaleca. Na każdej też prawie stronicy można się tu spotkać z jakąś anegdotką, odnoszącą się do życia patryarchów, królów biblijnych, bohaterów i mędrców starożytności. Mojżesz, Jozue, Dawid, Salomon, królowie egipscy, Seleuchus, Solon, Sokrates, Platon, Eurypides, Ksenofont, Aleksander W., Lagis, Augustyn, August Oktawian, Trajan — każdy dla niego dobry, byle przytoczony szczegół z jego życia dawał wskazówkę, jak wytrwać w cnocie, popraioić się z jakiej wady, odnieść nad sobą zwycięstwo. Rzecz naturalna, iż do tego w wysokim stopniu dopomaga pamięć i przyzwyczajenie. Przj zwyczajenia, według Reya, nabywamy przez.ustawiczne ćwiczenie się w dobrem“; co do pamięci jednak, w jaki sposób ona w naszem udoskonaleniu udział bierze, natrafiamy znowu na lukę, którą postaramy się własnem objaśnieniem zapełnić. Jakoż człowiek, skłonny np. do gniewu, może przez swój wybuch nieopatrzny, niewczesny, obrazić osobę, dla której w normalnym stanie duszy miał głęboki szacunek; zranić ją najbołeśniej w tych właśnie uczuciach, jakie dla niego żywiła: pozbawić się samochcąc jej życzliwości,przyjaźni; wreszcie uniemożliwić sobie powrót do dawnego z nią stosunku. Te wszystkie względy mogą mu natychmiast się przedstawić, skoro pierwsze uniesienie gniewu przeminie. Otóż, jeżeli pycha lub wygórowane uczucie miłości własnej nie staną na przeszkodzie, to żal, w ślad idący za wyrządzoną obrazą, może w człowieku obudzić gorącą nawet chęć zadośćuczynienia obrażonej osobie. Wszakże nawet, gdy wygórowana miłość własna stanie napoprzek popędom szlachetniejszej natury i choć przy zdarzonej sposobności, popęd gniewu nanowo się obudzi; to i w takim razie pamięć doznanych już skutków siłę jego osłabi i na jego poruszenie baczniejszym zrobi człowieka. W miarę zaś słabnących prądów nerwowych, wywoływanych kolejno budzącym się popędem gniewu, przypuszczać należy, że, przy powtarzającej się interwencyi pamięci, jako jednego z czynników, działających w tym procesie psychologicznym, wyradzają się i wzmagają prądy całkiem innej natury, równoważące pierwsze, a nawet zobojętniające je zupełnie. Jeżeli nadto z wciąż działającą pamięcią połączy się postanowienie tłumienia budzącego się popędu gniewu i jeżeli, jako nowy bodziec czynności ducha, działa bez przerwy i w tym kierunku wciąż wytwarza jednostajne prądy nerwowe, to te, w materyi nerwowej zaznaczając coraz głębsze ślady, stają się początkiem nawyknień, wprost przeciwnej, niżeli gniew, natury. Jak zaś zdobywamy te nawykn.en.a. widzimy na tak zwanych odruchowych czynnościach Układ i ruch palców przv nauce np gry fortepianowej przedstawia w początkach bardzo wielkie trudności; pomimo to, w końcu, przez ustawiczne ćwiczenia, dochodzimy do takiej wprawy, iż możemy wykonyw ać najtrudniejsze pod tym względem układu kompozycye, nie myśląc o ruchu,** j&kj w tym czasie odbywamy palcami. Ranne wstawanie również dla wielu osób niewypowiedzianą przykrość stanowi. Gdy jednak do tego są koniecznością zmuszone, zdobywają z czasem wprost przeciwne nawyknienia To, co w pierwszych chwilach przychodziło m z trudnością, z pow tarząiącem się codziennie rannem wstawaniem, staje się dla nich coraz mniej w następstwie, do tego stopnia, iż w końcu bez użycia bodźców zewnętrznych, budzą się o jednej i tej samej godzinie. Nie dość na tem: ta właściwość. nowo zdobyta przyzwyczajeniem, wywołuje adoptacyą innych czynności, jak np zastosował ie godziny udawania się na spoczynek do godziny, o której budzić się zwykły. Tak samo i człowiek, raz i drugi poskromiwszy gniew w sobie, zdobywa zwolna wprost przeciwne mu przym-oty, jak umiarkowanie, łagodność, a przedewszystk^ein zdolność panowania naa sobą, kióra potęguje się w miarę tego, iak owe popędy gniewu tracą swą siłę pierwotną. Podobnie ma się i z prawdą, klórą człowiek poślubia. A prawdą — ową wielką krolową — to według Reya: Bóg i Jego zakon (17o); w praktyce zaś — to zgodność uczuć, przekonań, czyli w ewnętrznej istoty człowieka, ze słowami i czyny, któremi o niej daje świadectwo „Albowiem, uczciwa pravvda nie potrzebuje ani pośmieszków żadnych, ani farbowanych a cukrowanych słówek, jedno,jako cieśla siekierą raz wraz, a nigdy nie chybiać, jedno jeśli tak, niech będzie pewnie tak, jeśli nie tak, to już też niechaj na stronie zostanie' (178).
Bitil otek, — T403. 9
Lecz właśnie doprowadzenie do jedności i zgody naszych przekonań z czynami jest równie trudnem zadaniem, jak odniesienie nad namiętnością zwycięstwa — słowem, jest cnotą, bo w tem dążeniu znajdujemy wieloliczne przeszkody, nie tylko w naszych namiętnościach, złych przyzwyczajeniach, nałogach, ale i w okolicznościach zewnętrznych, które nie mniej brać na uwagę należy. Człowiek potrzebuje tu użyć i natężyć wszelkiego rodzaju bodźców, by przekonaniu o prawdzie nadać siłę postanowienia; musi tę prawdę całem sercem ukochać, by miłość ku niej przemogła napotykane w fjej urzeczywistnieniu zawady. Jeżeli zaś to usiłowanie jest w nim stałe, niezmienne, jeżeli coraz więcej.przywyka godzić swe uczucia i zasady z czynami; jeżeli, bez względu na okoliczności, okazuje się zawsze jednym i tymże samym człowiekiem, zawsze wiernym wygłaszanej zasadzie, a nigdy chwiejnym, dwulicowym, zawodnym, wtedy wznosi się na najwyższy stopień etycznej doskonałości, dochodzi do ostatecznego rezultatu w sprawie kształcenia woli — słowem, zdobywa to, co charakterem zowiemy.
I właśnie o jego wyrobienie w człowieku głównie Reyowi chodziło. „Bo jeśli, że co może — powiada — zdobić poczciwego człowieka, tedy stała a stateczna myśl, iż go ani szczęście ani nieszczęście, ani żadna przygoda nigdy ze stateczności jego nie uniesie, iż stały w przyjaźni, stały w sprawach swoich, stały w rzeczypospolitej, iż go ani strach, ani żadne dobrodziejstwo od jego poczciwej przystojności nigdy nie odwiedzie“ 081).
Jako charakter też już wyrobiony, skończony, przeprowadza Rey swego „Człowieka poczciwego“ przez wszystkie stosunki życia, a mianowicie: domowe, obywatelskie i państwowa.
Rozpatrzmy je kolejno, a naprzód stosunek męża do żony.
Otoż oparty on est na zasadzie bezwzględnego równouprav>nienia małżonków. Żona występuje IU n e jako bezwładna, pokorna, baczna na każde skinienie męża i pana, istota — gdyż do tak biernej roi zeszła dopiero w czasach późniejszych; ale zupełnie mu równa, w swym do niego stosunku swojdna, On widzi w niej dozgonnego przyjaciela, swą pomoc wierną, wdzięczny upominek, dany mu «d samego Boga. To też zacnie, poczciwie Rev obowiązki męża względem żony określa. „Bo gdy to pewno wiesz — powiada — iż ten szlachetny klejnot twój dar Boży jest, chcirjże tez nań takie baczenie mieć, jako na dar Boży, a na człowieka Bożego, a nie daj mu nigdy przyczyny złego przykładu z siebie, tak w gniewie, jako też w innych przypadkach, poczciwemu małżeństwu szkodliwych. A chcesz 1; — dodaje — aby ona tobie była wierna, skromna, we wszem powierna. także się ty przeciwko niej zachowaj i takie jej przykłady z siebie dawaj, gdyż w iesz, iż żądny grzech bez pomsty bvć nie może, aby zasię z onej wdzięcznej społeczności jak! rozterek a jaki rozruch w domu się twym nie zamnożył, boc już na to ani pisma, ani przykJadów n;e trzeba, jaka to jest sroga pomsta, kogo ją Pan pokara,: będzie raczył“ (str. 73). Słowem, mężowi o tyle nad sobą wyższość przyznaje, o ile sam własne namiętności umie poddawać pod wszechwładne prawa rozumu i wypełniając zakon, stoi na gruncie moralnym.
O ileż Monta'gne mniej zadawala nas pod tym względem od Reya! Wprawdzie przyznaje on małżeństwu święty. religijny charakter, ale w każdym razie widz w nem tylko pewien rodzą, targu, na który wstęp jest dozwolony każdemu, ale zkąd wyjście nie od nas samych zależy. (C'est mi marchś, qui ria gue 1'entre librę. Essai•<?. T 1, str. 209). Zresztą na stosunek męża do żony zapatruje się wyłącznie ze stanowiska fizyologicznego. Essais, T. I, R. 29, str. 225 — 22rt) Co zaś do moralnych stosunków, to głównie idzie mu o zabezpieczenie swego ja od wszelkich przykrości. Jakoż, wychodząc z zasady, że człowiek rozumny dopóty nic nie straci', dopoki samego siebie posiada (Vhomme d'entedemtnt n'n rien perdu, śil a soy,nesme), twierdzi, że, jakkolwiek potrzeba nam żon, dzieci, służących, a nadewszystko zdrów “a, kto je mieć może, to przecież nie powinniśmy się n.gdy do nich przywiązywać do tyla, fcy aż od ich istnienia nasze szczęście robić zależnem Owszem, zawsze trzeba zachować sobiw jak'ś kącik wyłączny, swobodny, gdzie moglibyśmy, czując się woln:', cdosobnien, samotni, iedynie sobą się zajmować i bez wżględu na brak wszelkich stosunków, wystarczasobie tak, jak gdybyśmy n;e mieli ani żony, ani dzieci, ani majątku, ani pojazdu air sług, ażeby w razie możliwej ich utraty, nie czuć;ch braku i wskutek tak ego nawyknienia umieć się bez nich obywać.
Ani mniej, ani więcej
„(II fault avoir femmes, enfants, iiens, et surlout de la sante, qui peult; mais non pas sy attactier au mani&re, qut nostre heur (bonlieur) en despcnde: •l se fault rese'iver une arriere-boutique toute nostre, toute franche, en laąuelle nous eHablission nostre vraye libertć et principalt retraite et sohtude. En eettf cy fault il prendre nostre ordinaire entretien de nous mesme. et si prive que mulle accohdance ou communication changiere y treure place, discourir et y rire, co',nme sans fetnme, sans enfants, et sans biensT sans train et sans ralets: a fin que guand 1'occasion ad.riendra de leur pert., U ne nous soit pas nour^au de nous en passer11. Essais. T I, str. 277).
Natomiast, w pojmowaniu stosunku przjjaźni obaj porównywani przez nas pisarze na wielu punktach zgadząią się z sobą. Tylko Montaigne przedmiot swój traktuje więcej ze stanowiska subjektywnego, gdyż do napisania rozdziału o przyjaźni ') wziął pochop z własnych wspomnień o Stefanie de la la Boetie, z którym go łączyła tak ścisła i serdeczna zażyłość, w tak rzadkich i szczęśliwych zawiązana warunkach, iż, jak mówi, zaledwie w ciągu trzech wieków raz podobną mogą ludzie znaleźć na ziemi. (II fault tant de rencontres d la bastir, que e^est beauęoup si la fortunę y arrire une fois en trois sićęle“. Essais. T. I, str. 207). Montaigne do tego stopnia posuwa swój pogląd idealny na stosunek przyjaźni, iż daje mu pierwszeństwo przed wszystkiemi innemi. Według niego, jest ona możliwą jedynie wtedy, gdy ludzi nie łączą żadne inne, a obce jej stosunki — gdy sama sobie jest celem.
Ztąd też stosunkowi pomiędzy ojcem a synem odmawia miana przyjaźni, gdyż na ostudzenie jej wpływa z jednej strony wzgląd na utrzymanie rodzicielskiej powagi, z drugiej — szacunek, niedopuszczający żadnej poufałości, ani swobodnej wymiany uczuć i myśli; wyłącza ją również stosunek rodzinny, braterski, gdyż ludzie, związkami krwi złączeni, mają najczęściej wprost przeciwne sobie skłonności; nie jest możliwą także w stosunku mę ża do żony, gdyż małżeństwo ma inny, wyłączny cel przed sobą, a nadto jest to związek tej natury, że wiele ubocznych okoliczności wpływa na zupełne jego zerwanie. Przyjaźń tymczasem jest związkiem dusz wolnym, swobodnym, usuwającym wszystkie osobiste względy, opartym jedynie na nieograniczonem zaufaniu i zgodzie usposobień i skłonności, zatem dla wvbranych tylko dostępnym. (Essais. T. I, str. 208, 2Ó9 i 210).
Rey nie przyznaje uczuciu przyjaźni tak wyłącznego znaczenia. W hierarchii nawet uczuć ściśle oznacza jej.miejsce; bo gdy żonę dobrą nazywa darem Bożym, to prawego przyjaciela jedynie „za skarb, a za klejnot wielki“ uważa, a tak ma on być tylko ozdobą a uzupełnieniem ziemskiego szczęścia, jakie człowiek w domowem pożyciu z zacną niewiastą znajduje; w każdym razie przecież wysoką jego wartość ocenia i, choć nie określa z taką subtelnością, jak Montaigne, uczuć, stanowiących istotę przyjaźni, to jednak równie idealnie, jak on, maluje wzajemne dwóch przyjaciół stosunki: „Albowiem, która może być wdzięczniejsza rzecz — powiada — jako miły przyjaciel, który już wszystko a wszystko społy z sobą niesie: i smutek, i wesele, i szczęście, i przygody także złe i dobre, i wszystką majętność swoją zawżdy czasu potrzeby jakiej radby z tobą zawżdy na poły rozdzielił? Już dwie skrzyni za jedną, dwa domy za jeden, dwie stajni za jednę... Już wszystko, co się nie k'myśli wodziło, a co we łbie, jako w kotle, wrzało, to się snadnie wnet uspokoić, a w dobre się obrócić może“ (ks. II, str. 118). „Już, Boże uchowaj, jakiego potargnienia na jednego, alić drugi już przed nim z szarszunem (z szablą) stoi... Przypadnie też przygoda jaka na jednego alić drugi biega, rady szuka, pomocy czyjej może używa, jako może cieszy, a stara się mało nie więcej, aniżeli o swoją rzecz własną“ (192).
Czy Rey znalazł przyjaciela, jakiego nam obraz nakreślił?... Wątpimy. Przywodząc bowiem ze starożytności przykłady stałej przyjaźni, nie waha się twierdzić, iż podobnych w czasach obecnych mu nie widzi. „Bo ukaż mi dziś — powiada — wieleby takich Orestesów,“albo Piladesów nalazł, albo takich Licyniuszów, albo Brutusów? A snadźby rychlej nalazł takiego, coby się pięknie zalecał, a wiele obiecywał, a przedsię trzoska w zanadrzu maca, jakoby gi wyłudź ć (198 — 199). Przyjazn więc prawdziwą, podobnie, „ak Montaigne, uznawał za nader rzadl e zjawisko. Wszakże z drugiej strony, przy swoim zmyśle prał tycznym, dalekim był od tego, by ią za coś doraźnego, zależnego od zrządzenia Opatrzność uważał. Zapewne, że według jego pojęć, wszystko pochodziło od Boga; ale, iak w innych sprawach, tak i w wyborze przyjaciela, człowiek powinien s:ę rządzić rozumem, mianowicie w tem, „jako go poznać, a poznawszy, jako go sobie wrażyć, a strzedz tego, aby nigdy nie był niczem obruszon“..Albowiem — dodaje — wierz m“, iż to nie lada węzeł, niźli sobie prawego przyjaciela postanowisz. Bo, jako go ty probować chcesz, wierz mi, że i ty dfugo u niego na prób e być musisz“ (189j. Czas więc dopiero i doświadczenie, j;ik się kto względem nas zachowuje w trudnych okolicznościach życia, dą,e miarę rzetelności uczuć przyjaźni. Słowem, szedł on tu w duchu narodowego przysłowia: „Zjesz beczkę soli, nim poznasz do woli“
Przecież Rey wyższe jeszcze do tego stosunku przyw^zuje znaczenie. Dla niego nie wystarcza wzajemna wymiana uczuć i myśli, jak to widzimy w Montaigne'u — dla niego przyjaźń ma znaczenie etyczne. Jakoż uważa on ją za środek do oriągnięcia wyższej doskonałości, gdyż za pierwszy obowiazek przyjaźni staw'a śmiałe, bez ogródki wypow edzenie prawdy, gdy przyjaciel co złego w przyiacieiu dostrzeże. „Bo “jłos poczciwego a poważnego człowieka jest jako on j ękny brant (złoto czyste) u złotnika, od któiego uż niepotrzebną żuzellcę odsądzi, a ten, co gi słyszy, iście gi ma z roztropnem obaczeniem uważać sob e, a rozeznawać sobie przypadłe pozytl z niego, które się zawzdy ku sławie, i ku każdej dobrej sprawie ściągać obracać będą-1 (196). I ta-to prawdomówność z jednej, a panowanie nad podszeptami obrażonej miłości własnej z drugiej strony jest, według Reya, istotnym probierzem doskonałej, prawej przyjaźni.
Jak stosunek do żony oparł na prawie bezwzględnej równości, przyjaźń na wzajemnem poświęceniu i prawdomówności, tak znowu stosunek do ludu i czeladzi opiera na miłości bliźniego, na rządzie sprawiedliwym i patryarchalnej opiece. Dalekim on jest wprawdzie od potępiania Statutu z r 1496. który kmiecia przykuł do gleby i w ręku pana złożył nad nim wymiar sprawiedliwości, nie określonej innem prawem nad poczucie sumienia, gdyż jego reformatorskie dążności nie sięgają, jak w Andrzeju Fryczu Modrzewskim, w sferę socyalnych przewrotów. „O prawie Rzeczypospolitej“. (Ks. I, str. 46); ale, godząc się z ówczesnym porządkiem społecznym, chce przynajmniej na korzyść ludu wyzyskać szlachetniejsze popędy uprzywilejowanej klasy narodu i, opierając się na prawie Bożem, dolę jego złagodzić. To też, jakby czując, żeąło krew z krwi i kość z kości narodu, nie pomija żadnej sposobności, by starszej braci przypomnieć, że sługa, że kmiotek jest takim samym, jak i szlachcic, człowiekiem, że wobec Boga równe ma z nim przywileje, gdyż u Niego braku nie masz — nie masz wzmianki, jeśli król albo wojewoda“ (102) 1). Jeżeli też w Zwi er żeńcu i FigliTcach chłopów nieobacznych i z głupia-frantów za cel żartów obierał, to, mówiąc o stosunkach do nich, jako poddanych, ma tylko na ustach wyrazy najgorętszego współczucia. „Każą — powiada — nędznemu kmiotkowi na jaką robotę, a on wołku albo konika naleźć nie może, płacze, szukając go, boi się niebożątko — a już go też bić, albo mordować, albo sadzać go za to (do turmy)? fstr. 171).
Właśnie dlatego, że pan nad ludem nieograniczoną miał władzę, zaleca przedewszystkiem rozmysł w karaniu i wglądanie w swoje afekta. „Bo -i Arystoteles pisze, iż gdy masz kogo uderzyć i już kij podniesiesz, rozmyślże się mało, jeślibyś też czego w sobia nie nalazł, o coby cię też słusznie możono uderzyć“ (162). Ale już szczególniej bolał nad gwałtami, jakich się na kmiotkach w ciągnieniu dopuszczało rycerstwo. Nie zżyma się jednak, jak to w wielu innych przypadkach czyni, ale tak jakoś, serdecznie, tak po ojcowsku przemawia, iż widać, że radby i ująć czytelnika za serce, i skutkami gwałtu przerazić. „A to zawżdy miej na pieczy — powiada — gdy tam ujrzysz, czy drapią, biorą, a szarpią niewinne ludzie, a ich majętności — bo to jest stary obyczaj wojenny, chociaj się łzy leją, chociaj głosy aż pod niebo o pomstę krzyczą. Aleć ja radzę, byś miał przemrzeć ze szkapami, kiedy możesz, ostrzegaj się tego, abyś miał i jedną suknią przedać, a w drugiej się do domu wrócić, tedy to lepiej będzie, niźli glos niewinny, a przeklęctwo ma się puścić. Bo wierz mi, iż Pan Bóg na wielkiej pieczy ma, a jaśnie powiada: gdy woła do mnie ubożuchny o krzywdę swoję, ja muszę pomścicielem jego być (56). W dodatnich też obrazach domowego życia szlachcica“, przedstawia nam pana, podzielającego z czeladką wszystkie gospodarcze zajęcia, obchodzącego się z nią w sposób ludzki, wyrozumiały, przebaczającego po ojcowsku jej uchybienia. „Albowiem zaśpi czasem służka nieboraczek, iż zamieszka (zaniedba) posługi jakiej, wierci się, boi się, żal mu bardzo tego, azażby go za to bić, albo mordować, obaczywszy, iż to nie ze złości uczynił?“' (171). Także też, zamiast gniewać się, zrzędzić, i wszystko
złe, jakie się w gospodarstwie przytrafi tylko „dyabły wyganiać“, „azaż nie lepiej — powiada — czeladkę nadobnie rozprawić, każdemu, czego ma być pilen z powinności swej, poruczyć, łaskawie go nauczywszy, czemuby sam sprostać do końca nie umiał; tedy każdy z onej łaskawej postawy i z onej niepogromionej nauki jego z większą ochotą i z więk-' szą pilnością będzie się starał, aby swemu panu na wszem przysłużył i daleko mu wszystko sporzej pójdzie, niżby mu nade łbem maczugą machał“ (str. 226).
Słowem, zacne, poczciwe serce Reya czuło żywo niedolę ludu i w imię idei braterstwa rewindykowało wydarte, przynależne mu prawa, które, niestety! coraz bardziej deptano.
Zapewne, dyatryby Modrzewskiego w czterech listach: De poena homicidii i w samej Naprawie rzplitej tchną większą siłą dyalektyki, wspartej nagromadzeniem przekonywających dowodów; ale już to samo, iż z tak licznych poetów, mówców i pisarzów, jakimi wiek XVI jaśnieje, jeden Rey tylko idzie w parze w Modrzewskim (Skarga, Birkowski do późniejszych czasów należą), dowodzi, że odczuwał tę ranę głęboko i szukał na nią łagodzącego balsamu.
Wystąpienie tych dwóch pisarzów nie zmieniło wprawdzie prawnych stosunków ludu, ani dla niego nie zjednało współczucia szlachty; ale w każdym razie było głosem budzącym sumienie narodu, protestem przeciw wytworzonym ówcześnie warunkom, które na pogorszenie doli ludu wpływały. JaŁóż, zdawało się, że ją Reforma religijna złagodzi. Wszak występowała przeciw starej formie wyznania, które wiekowej waśni było główną przyczyną. A jeżeli w Niemczech tak łatwo odniosła nad katolicyzmem zwycięstwo, to tylko dzięki temu, że zasady jej przeszły do ludu i głęboko w jego ducha zapuściły
korzenie. Z nią obudziły się w nim i gwałtowne do emancypacyi dążenia. Ale właśnie tego szlachta w wieku XVI obawiała się w Polsce najwięcej. Reforma wnosiła do umysłów krytycyzm. Otóż do przebudzenia się w ludzie myśli nie chcieli nawet protestanci dopuścić. Woleli go przy katolicyzmie zostawić, gdyż spowiedź uszna i nauka, zalecająca posłuszeństwo władzom, dawały im większą rękojmię utrzymania go w posłuchu w chwili, gdy tego wymagały najżywotniejsze ich interesy ekonomicznej natury1). Reforma przypadała właśnie na czasy, gdy po przywiązaniu prawem kmiecia do gleby dawne gospodarstwo rentowe zaczęto na folwarczne zamieniać, gdy dawne czynsze zastępowano pańszczyzną. Taki zaś system wykluczał wszelką swobodę;
') W w. XVII wytworzył się wprost przeciwny stosunek. Gdy pod wpływem reakcyi religijnej, większość sprotentestantyzmowanej szlachty wróciła na łono Kościoła katolickiego, trwający w nowej wierze, ujrzeli się, jako mniejszość, zagrożeni w swej wolności sumienia. Wtedy szlachta innowiercza, korzystając z nieograniczonego prawa patrymonialnego w swych dobrach, zaczęła zmuszać lud do przyjmowania protestantyzmu, by w kraju liczbę innowierców powiększyć i grunt swemu wyznaniu zapewnić. Lud jednak, tak niegdyś oporny, względęm obrządku rzymskiego, zanadto juz był przywiązany do wiary ojców, by swe odwieczne przekonania i nawyknienia odmienił. Jak niegdyś więc ze swemi bogami, tak i obecnie porzucał siedziby i chronił się po lasach, byle uniknąć przymusu. A tak w jednym, jak i drugim razie Reforma wywierała nań wpływ fatalny i przyczyniała się do pogorszenia jego doli. (Porów. „Nienawiść wyznaniowa tłumów za rządów Zygmunta III“ p. Dr. Wacława Sobieskiego, str. 73 — 81, r. 1903).
lud stać się miał maszyną rolną, bezwarunkowo woli pańskiej poddaną.
Wobec takiego położenia rzeczy duch pojednawczości Reya rozbić się musiał o skałę egoizmu i zimną rachubę.
Tym duchem jednak przejęty on jest i względem bliższych i dalszych sąsiadów (str. 74). W końcu reasumując wszystkie obowiązki, wynikające z powyższych stosunków, dodaje: — „Ucz-że się pilno, abyś zawżdy Zakon Boży, prawo pospolite, a powinność ową we wszem statecznie zachował, co czyja jest, co należy Bogu to Bogu; co sąsiadowi, to sąsiadowi;, co należy kmiotkowi, to kmiotkowi; co należy słudze, albo robotnikowi, to niechaj będzie jego. A kogo możesz, ratuj czem możesz, jeśli nie majętnością, albo wżdy wspomożeniem jakiem, tedy wżdy radą, albo pomocą. A nie żałuj dla niego osadzić konika swego, bo masz za to pewną obietnicę Pańską, żeć za to tyle troje nagrodzić i przysporzyć obiecał“ (75). *
Ustęp powyższy zostaje w bezpośrednim związku z rozdziałami XIII i XIV księgi wtórej, w których rzecz O dobrodziejstwach traktuje. Właściwie Rey streścił tylko po swojemu dzieło Seneki, stosując się do myśli, jaką sam w Żywocie rozwinął; ale obok tego bierze także i całe z niego ustępy, zwłaszcza, gdy o przykłady mu idzie. Do takich należy anegdotka o Acschinesie, który, nie mogąc złożyć Sokratesowi równie bogatych podarków, jak inni współuczniowie, sam siebie oddał w służbę mistrzowi (str. 206); takim jest ustęp, noszący nadpis: „Co komu przystoi, to mamy przezeń czynić“ (str. 207), a odpowiadający Rozdziałowi XI ks. I, w Senece; takim o Juliuszu Cezarze (str. 211), wydającym na sądach wyrok przeciw żołnierzowi, który mu w Hiszpanii dobrodziejstwa wyświadczył (str. 211-212), a przytoczony w Senece w ks. V, Rozdziale XXIV;
do takich wreszcie należą ustępy o Aleksandrze W. i Antygonie, królu Macedońskim, lubo, wskutek niedokładnego zrozumienia tekstu, w swej osnowie zmienione. (Porównaj „Żywot czł. pocz.,str. 209 i Senekę ks. II, Roz. XVI i XVII).
Myśl wszakże przewodnia, jaką Rey na tle zapożyczonem roztoczył, wyłącznie do niego należy. Według niego, wszystko, cokolwiek człowiek posiada, nie jest bezwzględnie jego własnością. Bóg mu użycza tylko swych darów po to, aby był roztropnym ich szafarzem. Te dary zaś odnoszą się zarówno do dóbr materyalnych, jak i darów serca i umysłu. „Boć nie-jednoć to są dary Boże — mówi — co je jedno oczyma w skrzyni, w oborze, albo w komorze widzieć możemy: sąć też drugie, co ich nie widzimy, jak sprawiedliwość, miłosierdzie, stałość, cnota, a na wszem pobożność“ (200). Od umiejętnego szafowania temi dary, o czem szeroko pisze, zależy doczesna nasza wobec Boga zasługa, miłość ludzka, spokój i ubłogosławienie żywota. „A jakoż się tu — dodaje — o taki żywot nie starać? A jakoż o nim nie myśleć? Anoś już pewien zdrowia, boć go wszyscy życzą; pewien-eś pokoju, bo cię wszyscy strzegą; pewien-eś dobrego mienia, bo cię zawżdy wszyscy ratują i wspomogą; a co nad nawyższe, pewien-eś owej nieśmiertelnej sławy, która i za żywota twego poczciwe głosy o tobie roznosi, i po śmierci nigdy umrzeć n e może“ (217).
Tu jedna wszakże okoliczność zasługuje na uwragę. Rey, jak to widzieliśmy powyżej w każdym dobrym uczynku zdaje się dopatrywać jakichś korzyści, a przynajmniej każe się ich po nim, jako nagrody spodziewać. Że czyny dobre, moralne, nie mogą złych następstw sprowadzać, na to każdy się zgodzi. Jakąż jednak cenę miałaby cnota, gdybyśmy czynili dobrze, jedynie w nadziei oczekiwanej nagrody, lub z obawy kary, co dla wielu od złego jest hamulcem? Na tak utylitarnej, lubo dziś naukowo podtrzymywanej, zasadzie, nie może się etyka chrześcijańska opierać. Sam zresztą Rey na innem miejscu powiada, iż „trzeba ustawicznie pomnieć na słowa one mędrców, co zawżdy mocnie przekładali poczciwe przed użytecznem“ (137). Cóż więc znaczą owe zapowiednie czysto ziemskich pomyślności, jakie Rey zapewnia tym, co Zakon Pański ściśle spełniają?.. Czyżby nie wiedział, że cnota nie zawsze na ziemi otrzymuje nagrodę? że owszem nieraz dla niej prześladowanie znosić potrzeba?.. Nie — Rey chyba zanadto znał życie z jego realnej, praktycznej strony, by miał o tem nie wiedzieć; ale, jako kalwin, głęboko przejął się zasadami Pisma Starego Zakonu, jak to widać z ciągłych z niego przytoczeń, i ztąd owe maksymy, pojęte raczej w duchu mozaizmu, stojącego przy Jehowie jedynie pod zagrożeniem najsurowszych kar i w nadziei otrzymania czysto ziemskich błogosławieństw, niż w duchu chrystyanizmu, który wygłosił* zasadę: „Bądźcie doskonałymi, jako Ojciec w niebiesiech“. Na tych to właśnie maksymach Kalwin oparł swą teokratyczną dyktaturę w Genewie.
Te wszystke cnoty, mające zdobić człowieka poczciwego, znajdowały dotąd zastosowanie jedynie w życiu prywatnem. Rey przecież dalekim był od myśli, by jego ideał etyczny miał się ograniczać tak ciasną sferą w epoce męzkiej dojrzałości. Owszem, jemu szło o to, by człowiek poczuwał się do obowiązków państwowych i wedle sił, w każdej chwili gotów był służyć krajowi. To zaś dotyczyło naprzód powinności wojskowej. Jakoż już w księdze pierwszej, mówiąc o fizycznem wychowaniu dzieci, Rey zaleca ćwiczenia ciała, odpowiednie do ich przyszłego zawodu. Takież ćwiczenia w księgach wtórych, i to prawie temi samemi słowy, człowiekowi lat średnich wskazuje. Ale już to samo, że uważa za konieczne o tych obowiązkach przypominać współczesnym, dowodzi, że ćwiczenia te a ustawiczna do boju gotowość, zaczęły ustępować zamiłowaniu wygód i pokoju, oraz innym nawyknieniom, wskutek zmiany starego obyczaju, nabytym. Że zaś nie mógł wyplenić owego chwastu, owych niewieściuchów z zadrobionemi twarzyczkami, co nie umieli Jedno się w kabat uwiązać, kolet pięknie postanowić, obercuchy owy nadąć; to widzimy i z później powstałych utworów J. Kochanowskiego, w których owo zmiękczenie obyczajów jeszcze w silniejszych uwydatnia się zarysach
Przecież człowiek rycerski, nie tylko ręką, ale i głową powinien był służyć krajowi. Ztąd Rey znaczny ustęp obowiązkom stanu poselskiego poświęca i wybór na tę godność uważa za największy zaszczyt, jaki mógł spotkać ziemianina-szlachcica. Ale właśnie dlatego, że tak wysoko waży stan poselski, żąda od wybrańca nie mniej wielkich przymiotów, przedewszystkiem zaś przejęcia się ważnością sprawowanych obowiązków, które sacro sancta nazywa. „Albowiem, jeśli każdy cnotliwy a baczny człowiek powinien staniczek swój opatrywać, tak zdobić, tak uważać, jakoby go każdemu z osobna dobrym, cnotliwym, a na wszem nadobnie ozdobnym ukazał; a jeśli-że to powinien z jednej osoby swojej, cóż rozumiesz, gdy one wszystkie poważne a zacne osoby weźmie na pracę, na opiekę =woję, którzy się cnocie jego zwierzyli, onych najszlachetniejszych klejnotów swoich, t. j. praw, wolności, gardl i majętności swoich“ (77).
Do tak ważnych też obowiązków człowiek powinien się przygotować zawczasu: oświecić umysł czytaniem dziejów, żywotów zacnych a wielkich ludzi, poznać prawo krajowe, a już, co najważniejsza, wykształcić w sobie niezłomny, silny charakter, zimną rozwagę, baczność czujną na wszystkie podstępy, jakich często kunszt krasomówski używa: „bo będzie się zdawało, iż bardzo dobrze ku rzeczypo spolitej kto mówi, a zejmiesz pokrywkę, alić pio łunek, miasto szałwie, w garnku“ (70). By jednak“ pod tym względem nie dać wywieść się w pole, dosyć rozumu a baczenia. Ale mogą zajść takie okoliczności, takie przypadki, w których obok rozumu, całej mocy charakteru i stanowczości potrzeba. Bo już poseł na rozmaite bywa narażony i pokusy i pogróżki i obietnice... Niech jedno przypadnie lada prywatka, a nie tylko już swója własna, ale niechaj ruszą mnicha, księdza, pana starosty, wojewody, albo urzędnika jakiego, albo też szwagra, zięcia, albo powinowatego, wnet usłyszysz prędką obmowę, prędkie a uporne zasadzenie i czasem niepomierne poswarki, by też to dobrze miało być z obrażeniem rzeczypospolitej, kiloby jakiej wioski do czasu podzierżeć dano, albo w nadzieję kłosia jakiego“ (70 — 77). Otóż przed tego rodzaju pokusami Rey każe się mieć n^ baczności, a już dobrowolny frymark sumieniem piętnuje znamieniem niezatartej ohydy. „Bo kto dobrze rozmyślnie, chociaż widząc jawną zelżywość swą, złą sławę swą i blizki upadek swój, a przedsię harcuje cnotą swą, jako siwym na Kłeparzu, o przemarny jaki, a krótki pożytek swój; zdradzi napierw sam siebie, sławę i powinność swą, zdradzi przyjacioły i inne zacne stany, którzy mu się tego powierzyli; zdradzi rzeczpospolitą, zdradzi potomstwo swoje, a wyda wszystko prawie, jako na mięsne jatki — o! już takiemu, nietylko aby to odpuszczone być miało, aleby sprawnie taki miał być wyptdzon zawżdy od spółki ludzi poczciwych, jako parszywa szkapa, aby się i insze stado od niego nie popsowało“ (78).
Widać jednak, że się dosyć często trafiały takie szkapy parszywe, skoro, nie poprzestając na zohydzeniu samego czynu, wprowadza jeszcze następujący zwrot, widocznie mający na celu ówczesne osobistości. rAleć się snadź drugiemu tak zda, iż lepsze jedno dziś, niż dwoje jutro, a co ja mam, to mam, a po mojej śmierci, niech, chce li, i niebo upadnie, a skowronki potłucze. I nadziewra się, iż tem nędznem podpomożeniem i sam tu za żywota świata może użyć, i potomstwo swe opatrzeć. O, nędzneż — dodaje — to twoje użycie czasów twoich, byś się obaczył, i to omylne podpomożenie potomstwa twego! Bo obacz jedno, w jakiej sławie i w jakiej miłości tego czasu twego nędznego, a bardzo krótkiego, używasz, i w jakich prawiech, i w jakich wolnościach potomstwo swe zostaw ujesz, co i sami, i z tem wszystkiem, ani sami wiedzą, jako marnie potem zginą. I choćby tgż nie zginęli upadkiem rzeczypospolitej. od ciebie zgubionej, zgwałconej, a źle postanowionej, ale zginą onym nieomylnym dekretem Pańskim, iż źle nabytego trzeci dziedzic nie pożywię“ (79).
Co po tym ustępie o obowiązkach poselskich może słusznie czytelnika zadziwić, to wstręt, wyraźnie objawiający się w dziełach Reya i w życiu jego całem, do przyjmowania na siebie jakiegokolwiek urzędu. „Nuż jeślić-by się też przytrafiło — powiada — iżbyś na jaki urząd ziemski, albo na jakikolwiek inszy, albo na pobory, albo na jakie insze rzeczypospolitej sprawy, był powołań, a potrzebowan, jeślibyś mógł bez tego się obejść, tedyć-by mało nie lepiej... bo już tarn co naprzedniejsze klenoty człowieka poczciwego zaprzedane być muszą: wolność, a sumienie“ (81). Kraszewski, doszedłszy do tego miejsca w studyum swem Dziś i lat temu trzysta — powiada — „iż nie popisał się wcale starowina, gdy z zamiłowania pokoju i ciszy swemu poczciwemu człowiekowi urzędu nie życzy“. (Wyd. Jub. T. IX, str. 291).
Co do nas, sądzimy, że przyczyny tego wstrę-
Biblioteka. — T; 404 1 0 tu szukać należy w czem innem, mianowicie: w pojęciach kiełkujących w głowach reformatorów ówczesnych, a które dopiero Nowochrzczeńcy ostatecznie sformułowali w zasadę: non licet Christianis ])olitico, magistratu fungi, gladiumąue gerere (Piotr Skarga i jego wiek. T. I, str. 72). Im więcej która z sekt chciała zbliżyć się do pierwotnego kościoła, tem jawniej wyznawała, że wszelka władza, wszelkie urzędy są nieprawością. Rey dalekim był wprawdzie od tak krańcowej zasady; ale, ulegając prądom idei ówczesnych, z wiedzą, czy bezwiednie, coś z niej także zachwycił. W każdym razie skrupuły te wynikały z religijnych pobudek. Rey w sprawowaniu zyskownych urzędów widział silną do zbawienia przeszkodę i dlatego, zwłaszcza ludzi słabego charakteru, przed niebezpieczeństwem ostrzegał. Że jednak nie był bezwarunkoAvym zwolennikiem abstynencyi, że nie aryślał w społeczeństwie zabijać ducha obowiązku i ofiary — tego własne jego słowa, któremi rzecz o urzędach zamyka, dowodzą: „A wszakoż — powiada — poczciwy człowiek, gdy się rozmyśli na cnotę, na sławę i na bojażń bożą, i to wszystko w sobie uchronić może, a w każdej sprawie tak sumienie swe miarkować może, że się na wszem może pobożnie i poczciwie zachować“ (83). Słowem — od tych, co się o urzędy starali, wymagał etycznej doskonałości
Przecież najwyższa godność, jaką człek rycerski, przed zaprowadzeniem tronu elekcyjnego, mógł osiągnąć na ziemi — to godność senatorska, której Rey przyznaje niemal religijny charakter. Jakoż, jeżeli wybór posła Ziemskiego zależny był od zaufania współbraci, to do rady królewskiej, w przekonaniu Reya, sam Bóg powołuje z wysoka. Senator — to stróż pomazańca bożego, który znowu jest obrazem Boga na ziemi. A jak poseł czuwa nad zachowaniem praw. wolności, bezpieczeństwa i majątków współziemian, tak senator strzeże czci i sławy królewskiej, czuwa, by nic złego, nic sprosnego nie skalało jego świętej osoby.
Ztąd też godność ta najwyższego udoskonalenia etycznego od człowi rika wymaga. Wszystkie cnoty, jakie człowiek poczciwy w życ:u domowem i publicznem. dążąc do coraz wyższego udoskonalenia, winien był wewnętrzną pracą ducha w sobie rozwijać, miaiy zdobić każdego senatora, w całej pełni swego blasku, a majestatu. „Albowiem słuchaj — mówi Rey — lakie Pan znaki obwołać dał upaduu królestwa Każdego i z królem jego, a znaki iuż zgotowane na pomstę przyszłego gniewu jego, powiedając: Iz gdy już za złośei, a za niesprawiedliwość będę miał wolę odmienić państwo, albo królestwo jakie, a podać je na łup, a dać je posieść innym narodem, wtedy najpierwej wryjmę z niego mocnego, mądrego, poradnego, prawdziwego, sprawiedliwego, na twarzy na wszech sprawach poczciwego, a ni^wieściuchów, a ludii nikczemnych nasadzę na miejsca ich, którzy przez złą sprawę a radę swą, sami je snadme zguLić będą mogli (85).
W tym ustępie, nakreślonym w duchu iście pioroczym, streszcza się niemal cała istota władzy królewskiej w Polsce, gdzie panujący, począwszy cd Kazimierza Sprawiedliwego, bez zezwolen.a senatu, nic nie mógł w rzeczach państwa stanowić. Od rozumu też, bity charakteru: nieskażonej p/awości Panów Rady rzeczywiście zależała moc, powaga władzy królewskLj i bezpieczeństwa kraju W tym samym duchu, lubo bez tych wróżb, które Reyowi cisną się m>mowoii pod pióro, kreśli Frycz Modrzewski obraz sanatora polskiogo: „Magnum est hoc,nawis ałque onus, et haud scio an or.inium longe maximum, se Help. eustodem. tutorem et defensorem profiteri, ac prae se ferre. Hemo ex,istimiet se cum dignitate in eo per sari pos.<e, sine magno ingenio, usu maiore, prudentia longe maxima, sine sapientiae pondere, sine consiliorum multa ct exquisita ralioneu.
Zasada jednak consulere et opponere se zanadto była giętką, by z niej nie miała pycha i prywata korzystać. Ztąd, obok legalnie wygłaszanej rady, występowała często i opozycya, w pozory pragnienia dobra powszechnego przybrana. Przykładów tego można wiele z historyi przytoczyć, gdyż prawa tego nadużywali często najzasłużeńsi mężowie, nie wyłączając Jana Tarnowskiego, którego znane jest ostre przemówienie do króla na sejmie w r. 1554, z przyczyny, iż spodziewane przezeń starostwo krakowskie Jan Ocieski, kanclerz, człowiek, jak mówiono, nowy, otrzymał l).
Rey w dziele swem przemilcza o wystąpieniach tego rodzaju; ale zasadę opponere se stosuje w widokach czysto etycznych. Sraator ma używać przysługującego mu prawa opozycyi, ilekroć pomazaniec boży zboczy z drogi, przepisanej Pańskim Zakonem. Albowiem „patrz, jaki to postrach — mówi — ujrzawszy w Panu wadę jaką, gdyż to nie tylko o jego osobę idzie, ale o wszystki i o cię samego, nie przestrzedz go. Ano cnota, ano straszna przysięga, ano bolące sumienie, ano poczciwa powinność, jako młotem poczciwego człowieka tłucze, a do tego pociąga, aby nie drzemał, aby nie ulegał, a za drugie się nie zasłaniał“ (87).
Rey nie darmo nakreślił tak dosadną charakterystykę pochlebców; nie bez celu także obszerny ustęp wszetecznemu żywotowi królów poświęcił. Wiadomo bowiem, iż Zygmunt August, po usunięciu w r. 1563 Katarzyny Rakuszanki, trzeciej swej
L. Górnicki. Dzieje w Koronie. Wyd. Turowskiego, r. 1855, str. 81.
żony, do której czul wstręt nieprzeparty, rzeczywiście otoczył się zgrają pochlebców i miłośnic, wpośród których Giżanka pierwsze miejsce zajęła; oba więc ustępy były pewnego rod/aj u protestem przeciwgorszącemu -życiu Zygmunta. Wszakże Rey idzie dalej, i na senatora wkłada obowiązek napominania pana, gdy w nim zachwianie się w wierze, lub małą
0 nią gorliwość zobaczy. Rzecz naturalna, iż mu me szlo o katolicką religią, gdyż, nakłaniając króla dc go/liwego jej obowiązków spełniania, dz;ałałby wbrew własnemu przekonaniu i na szkodę swego wyznania. Występował więc, j iko kalwin; to w nadziei, że chwiejny dotąd Zygmunt August w swoich zasadach przechyli się stanowczo na stronę genewskiego wyznania, ku któremu. j?k widzieliśmy, okazywał wcale nie dwuznaczne syrnpatye, skoro bl isze jego otoczenie, jak niektórzy z Panów Rady, zaczną gorliwie w tym duchu wpływać na niego Jakoż nie było to niepodobieństwem, gdy w senacie, obok dostojników duchownych, zasiadafi: panowie świeccy, oddani całą duszą reformie. Ze zaś Rey w tym, a nit w innym duchu występuje, można się z samego tekstu jego dzieła przekona^. TJzna.ąc bowiem za pierwszy obowiązek królów i ksąiąt, „aby nigdy ksiąg Zakonu Bożego n e wypuszczali z ręku swoich, a zawżdy się w n;m ćwiczyli i we dnie
1 w nocy“, dodaje: „A co zawżdy sroższego bywało u Pana tego? a co się zawżdy wylewała krew niewinna po Łięmi? a co się zawżdy odmień ały królestwa? jedno tam, gdzie się odmieniała wola Pańska
Bo tam nie mówi Mojżesz, aby król nosił księgi jakie, od świata wymyślone, ale księgi, na których jest wola Pańska napisana. A któreż są pewniejsze księgi? A któraż jest pewn ejsza nauka? Jedno, która poszła z ust onego Jedynego Syna Bożego, nan tu obiecanego i na świat z tą świętą nauką, z onej wysokiej rady społecznego Bóstwa, zesłanego. Kturej tak srodze odmieniać zakazano, nietylko człowiek obłudny, ale by anioł z nieba zstąpił, a powiedział nam co inszego, kazano go nam przeklinać, a ni w czem nie wierzyć jemu“ (88).
Jest to właśnie język reformy, która mniemała się być powołaną do przywrócenia prawdziwego rozumienia Pisma, skrzywionego nauką katolickiego Kościoła, i w duchu też reformy król z Pisma winien był wolę Pańską poznawać i do niej wszystkie swoje czyny stosować.
Teraz dopiero zrozumiemy także, co znaczyło, iż, gdy w rzeczywistości prawo mianowania senatorów było przy królu, Rey godność tę uważa za objaw łaski Bożej, powołującej na nią z wysoka. Był to znowu wpływ nauki o predestynacyi i chęć zaprowadzenia w Polsce czegoś j^dobnego, co praktykowano w republikańskiej Genewie. Tam konsystorz i Rada najwyższa, pod kierunkiom Kalwina, wodzifa sumienia na pasku prawierności; tu Senat miał wnikać w najdrobniejsze szczegóły życia panującego, jako przedstawiciela narodu, i jego sumieniem kierować. Słowem, chciał on stworzyć pewnego rodzaju teokratyzm, którego jednak pomysł pozostał tylko w związku.
* «
Taką jest etyka Reya w najogólniejszych zarysach. Według niej chciał on uregulować działalność w epoce męzkiej dojrzałości człowieka.
Przecież miała ona jeszcze wyższe znaczenie. W społeczeństwie, które dobiło się nieograniczonej politycznej swobody; w którem me tyle znaczyły nstytucye, ile moralna wartość pojedynczych jednostek; w społeczeństwie, rządzącera się konstytucyą, która w obradach wymagała jednomyślności, a zatem poświęcenia osobistego dobra interesom ogólnego znaczenia i postawienia zasady: kształcenia teoli i charakteru, iako rękojmi zabezpieczenia praw jednostki odnośnie do społeczeństwa i społeczeństwa przeciw samolubnym zachciankom jednostek; była rzeczywiście genialnym pomysłem, dowodzącym, iż Rey był głębokim myślicielem, który umiał u trafi-' w najrdzennicjsze swego czasu potrzeby Z drugiej strony przyznać należy, iż etyka Reya, ze wszystkiemi konsekwencyami przyjęta, mogła się wydawać utopią dla wielu trzeźwych i praktycznych umysłów. Pominąwszy uż bowiem religijną, na 'akiej się rczv iała, zasadę, która, jako kalwińska, nie mogła być obowiązującą dla wszystkich, to juz samo zawarunkowanie doskonałości etycznej powrotem do prostoty obyczajów minionych wieków i wyrzeczeniem się wszelkich materyalnych zdobyczy, jakie cywi'izacya z biegiem czasu przyniosła, było niemożl wem sprzecznem z prawem naturalnego w kazdem społeczeństwie rozwcju Pomimo jednak tej ujemnej strony i braku naukowej w uzasadmeniu procesu woli podstawy, „Żywot człowieka poczciwego* na zawsze pomnikowem dziełem zostanie. Zachodzi teraz pytani, o ile zasada etyki Reya przeszła w życie naroau? Że Rey był jednym z najpoczytniejszych w swoim czasie pisarzy, świadczy o tem na wielu miejscach przyjaciel jego Trzycieski, świadczy sama rzadkość jego dziel, mimo ze liczne m;ały wydania Przyjęto już dziś bow;em za pewnik w bioliogiatii, że m jakie dzieło było bardziej popularnem, tem łatwiej, przechodząc z rąk do rąk, ulegało zniszczeniu, tak, że w małej tylko liczb-e egzemplaizy do naszych czasów doiść mogło, Y^ adomo zaś, że Zicierciadło liczyło trzy wydania w ciągu 39-cioletniego okresu. Z tych znane jedynie dwa: z 1568 i 1606 roku, a te do rzadkich należą. Ale od roku 1606 nastaje w wydawnictwie tego utworu dwóchsetletnia przerwa z okładem. Zaledwie bowiem dopiero w r. 1828 „Żywot człowieka poczciwego“ był nanowo wydrukowany w Zbiorze Pisarzóio Polskich Gałęzowskiego w Warszawie. Ztąd wnieść można, do jakiego czasu wpływ Reya na społeczeństwo się rozciągał. Był on czytany w XVI wieku i w pierwszaj ćwierci XVII stulecia, zapewne przez wszystkie bez różnicy wyznania. Jeżeli bowiem w czasie panującej tó?ferancyi dla każdego z religijnych wyznań mogli katolicy dla pięknego języka czytywać jego Postyllę, to bezwątpienia jeszcze więcej podobali sobie w „Żywocie człowieka poczciwego“, jako w dziele., które, nawskróś duchem narodowym przejęte, nie raziło nawet zbyt sekciarskoreligijną dążnością. Ale od chwili, gdy pod wpływem Jezuitów powszechna przeciw reformie obudziła się reakcya, wtedy i pism Reya, jako uznane za kaceFskie, zupełnie czytać przestano. Co więcej, przestano zapatrywać się na niego, jak na pierwszorzędnego narodowego pisarza, a widziano w nim tylko: niepomiernego moczygębę. a obmierzłego wydmiTcufia, jakim go Józef Wereszczyński, opat sieciechowski, w swym Gościńcu przedstawił (1585).
Jakkolwiek byłoby śmiesznem przypisywać Reyowi wyłączny wpływ na kształcenie charakterów w XVI stuleciu, gdy tysiące innych składało się na to czynników, faktem jest przecież, że z rozbudzoną reakcyą religijną przeciw wielu pisarzom Złotego Wieku i z upadkiem umysłowości w Polsce, jednocześnie objawia się coraz większe a stopniowe skażenie charakterów w ludziach, na czele społeczeństwa stojących. Natomiast wszystkie wady, jakie Rey z niezrównaną plastyką w dziele swojera przedstawił, jak: niepomierna pycha, niesprawiedliwość, zamiłowanie w wystawności i zbytkach, nadużycia w pokarmach i napojach, ucisk ludu i prywata, występują w tembardziej zastraszających rozmiarach, że w połączeniu z ciemnotą, której w XVI wieku nie było, stają się panującemi w całym niemal stanie szlacheckim.
KONIEC.

') „Historya Prawodavstv. Słowiańskich“. T. I, str. 188, wyd. 2.
y..
„Essaio“. L. I Ghap 25, p 194 Edit. etóreotypc de Firmin Didot, Paris. 1827.
i) Essais L. I. Ch. 25, p. 193.
3) Ibid. Ch. 24. p. 145, 146.
^Hl,/
O tem dworzań-twie świadczy wypis z akt Metryki Koronnej, zamieszczony przez W. A. Macjejowskiego na końcu artykułu o Reyu, drukows»n>m w Życiorysach znakomitych ludzi. Wyd. K Wł. Wójcickiego, T 1, str 345.
') Ręcznica, czyli rusznica
') Essais. Ks. I. Roz. XXVII, str. 206,

Powrót do strony „Mikołaja Reja z Nagłowic etyka”.