[72] Dziś albo nigdy.
Karolowi Adwentowiczowi.
Dziś, albo nigdy. Przedemną mrok głuchy
i noc bez końca —
i nie wywalczę ni sobie ni wam
dnia, coby mroki rozświetlił i noc.
Dziś, albo nigdy. Walczyłem, jak chłop,
którego dziecku chleba kęs ostatni
nieprawe brały ręce — —
i upadam...
Na brzeg mię pusty przypędziły losy
i siedzę tutaj sam i patrzę w próżną dal,
a morza warkot pieni się i wyje
i bałwanami wali o mój brzeg —
i śmiechem dzikich skał, idących w nieba strop,
biczuje moje serce...
Ha ha! jak siecze, jak pali ten śmiech,
jak burzy krew stygnącą! —
...Wszak to ja górom przysięgałem czarnym
iść i wojować i wracać zwycięscą,
słońca zapalać i rozpraszać mroki,
prostować ścieżki,
w bolu się odradzać,
zwiastunem Dobra być — —
to ja...
[73]
A dziś na pustem wybrzeżu
sam, jak chwast dziki, tu siedzę
i pokonany patrzę w próżną dal — —
anim tu Chrystus na krzyżu rozpięty,
ani mi serca nie żrą głodne sępy,
jeno tak siedzę sam, jak trądem tknięty,
i patrzę — — —
smutek mię dobija tępy...
Dziś, albo nigdy. Skoro świt,
już powinienem być po tamtej stronie.