[155]DZIATWA LASU.
Muzyką mi nie wrzawa dusznych miast gorąca.
Lecz szczebiot makolągwy, stukanie dzięcioła,
Płochliwy okrzyk kraski, gdy turkusem lśniąca
Wiga wśród drzew — kukułki pobudka wesoła,
Co naraz wszystkie struny ech uśpionych trąca.
Kapelą mą tysiączny ptaków chór; on słucha
Bicia mojego serca; tajemnicze dźwięki
Rozkwieconej natury drżą, jak skrzydła ducha,
To, grając jak skrzypcowe leśnych żuków brzęki,
To łopocąc tajemnie, jak ćma — polatucha,
Żyję, gdy dziatwa lasu na słońce wylęga,
Gdy sarny nad zwierciadłem stanąwszy jeziorka,
Trwogę swych wielkich oczów ślą do mego brzega,
I sam się dzikim staję, gdy zwinna wiewiórka,
Nie tknąwszy ziemi, knieję po gałęziach zbiega.
Las mię zrodził, kołysał. Jam ptakom rówieśny,
W podszytych dębem jodłach przelatam swobodnie,
Upojony śpiewami w sen zapadam wcześny,
A budzę się i zrywam, gdy las świtem chłodnie
I górą jodeł płynie szum dziwny bezkreśny...