Dzieci jako ofiary znęcania się rodziców

>>> Dane tekstu >>>
Autor Leon Wachholz
Tytuł Dzieci jako ofiary znęcania się rodziców
Pochodzenie »Przegląd lekarski«,
1908, nr 9.
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

ODBITKA







Z CZASOPISMA »PRZEGLĄD LEKARSKI«
ORGANU TOWARZYSTW LEKARSKICH
KRAKOWSKIEGO I GALICYJSKIEGO
=== WYCHODZĄCEGO W KRAKOWIE. ===

REDAKTOR GŁÓWNY:
PROF. DR. STANISŁAW CIECHANOWSKI.




KRAKÓW • DRUKARNIA UNIWERSYTETU JAGIELL.
POD ZARZĄDEM JÓZEFA FILIPOWSKIEGO 1907 R.



Z Zakładu sądowo-lekarskiego c. k. Uniw. Jag. w Krakowie.



Dzieci jako ofiary znęcania się rodziców.
Podał
Prof. Dr L. Wachholz.


»Hoc neque in Armeniis tigres fecere latebris;
Perdere nec foetus ausa leaena suos«.

(Owidii N. Amor. lib. II. eleg. 14).

Od najdawniejszych czasów sławiły wszystkie kulturalne narody miłość rodzicielską, a przedewszystkiem macierzyńską. Ta ostatnia, opiewana przez licznych poetów, uchodziła i uchodzi za uczucie tak pewne i tak stałe, że przekonanie to nie dopuszcza nawet myśli o wyjątku od tego prawidła. Niemiecki dramaturg R. Voss[1] twierdzi stanowczo, że »nie ma matki, któraby nie kochała swego dziecięcia«; wszak wedle słów innego poety, »matki miłość i pieszczoty strzegą dziecka ranek złoty«. Inne snać doświadczenie posiadł w tej mierze rzymski poeta, skoro w jednej ze swych elegii postawił rzymskim kobietom jako wzór miłości macierzyńskiej tygrysice armeńskie i odważne lwice!
Miłość macierzyńska, czy też instynkt macierzyński jak ją zwie H. Gross[2] opiera się na tem, zresztą słusznem przekonaniu matek, że dzieci ich są częściami ich ciała. A jeźli w pierwszych chwilach życia tego dziecka nie jest jej ono pod wpływem bolesnych przejść, z jego urodzeniem się połączonych, tak drogiem, to później, gdy dla utrzymania go przy życiu włoży wiele kapitału prac i trosk, staje się ono dla niej światem jej myśli i uczucia. To głębokie i silne przywiązanie matki do dziecka, uważanego przez nią za część własnego ciała, dopóki ono niesamodzielne i małe, jest, jak powiada Lombroso[3], czynnikiem chroniącym ją przed występkiem, albowiem jej występek spada swymi skutkami na dziecię, a przedewszystkiem może ją z dziecięciem rozłączyć.
Zaprzeczeniem miłości, instynktu macierzyńskiego byłyby tak częste zbrodnie spędzenia płodu i dzieciobójstwa. Zbrodnie te atoli, o ile nie są wyłącznym wynikiem próżności lub innych błahych czynników, stanowią wedle H. Grossa czyny wywołane rozpaczą (Verzweiflungstat) nad tem, co ma dla niej przykrego, bolesnego, upokarzającego nastąpić z chwilą zostania matką. »Tylko olbrzymie brzemię socyalne skłania matkę do dzieciobójstwa« powiada Ellis[4]. Kobieta, która macierzyństwo swe ma opłacić niesławą, odtrąceniem przez społeczeństwo, nędzą własną i swego dziecka, gdy dziecię swe zabija przy porodzie, działa w stanie niezwykłego nastroju umysłowego. Stąd też otacza ją do pewnego stopnia współczucie społeczeństwa, stąd oceniają ustawodawstwa czyn jej o wiele łagodniej, niżby to bezwzględnie branej jego doniosłości odpowiadało.
Wspomniałem, że z biegiem czasu przywiązanie i miłość matki do dziecięcia zwykła wzrastać. Rozpacz nad skutkami macierzyństwa, nie uświęconego węzłem małżeńskim, jak każdy afekt przelotny, mija wkrótce, rozstrój cielesny, porodem wywołany, również ustępuje. Gdy więc przestaną działać te czynniki, które zbrodnię dzieciobójstwa czyniły słusznie przestępstwem uprzywilejowanem, a matka dziecię swe pozbawi życia, to popełnia zbrodnię, teraz niczem już nie dającą się usprawiedliwić, morderstwo tem potworniejsze, że sprzeczne z najnaturalniejszym wrodzonym instynktem.
Wobec tak potwornego czynu usiłuje zwykle myśl ludzka wynaleźć jakąś okoliczność łagodzącą, zdolną usprawiedliwić lub zmniejszyć jego grozę. Okolicznością, mogącą usprawiedliwić w zupełności zamordowanie dziecka przez matkę jest tylko obłąkanie matki trwałe lub przemijające, to drugie tylko wtedy, gdy istniało w chwili popełnienia czynu. Przemijający stan obłąkania w myśl § 2 b) ust. k. istniał niewątpliwie u A. G., 22-letniej żony dostatniego włościanina, kobiety znanej we wsi z łagodności, która jej nie dozwalała nigdy nawet »kurczęcia zabić«. Życzeniem jej gorącem było zostać matką. Została nią z końcem drugiego roku szczęśliwego pożycia z mężem. Poród odbył się łatwo, a matce, silnie niedokrwistej, brakło pokarmu. W kilka dni po porodzie poczęły się jej zwidywać przy zamkniętych oczach niepokojące postaci, toteż z obawy przed nimi wstrzymywała się od zamknięcia oczu i od snu. Ósmego dnia po porodzie zostawszy sama w domu, doznała nagle szumu w głowie, ogarnął ją nieokreślony lęk, poczem wyłoniła się w jej umyśle nagle myśl, skłaniająca ją do zabicia swego, tak gorąco pożądanego dziecka. Teraz wzmógł się jej lęk, wystąpiło uczucie nudności, które dotąd ją trapiły, aż wstawszy z łóżka i wziąwszy nóż kuchenny, poderżnęła nim dziecku gardło. Następnie położyła dziecię na łóżku obok siebie. Po spełnieniu czynu doznała odrazu psychicznej ulgi, a uczucie to zrazu nie pozwoliło jej zastanowić się nad czynem i zdać sobie z niego sprawy. Dopiero po upływie pewnego czasu ogarnął ją żal i rozpacz za zabitem dzieckiem, zaraz też do czynu się przyznała. Dodać winienem, że A. G. pochodziła z rodziny, nawiedzonej padaczką o ciężkim przebiegu. Dłuższa obserwacya A. G. (wspólnie z Prof. Żuławskim dokonana) nie stwierdziła już żadnej psychozy. W przypadku powyższym wynikało zabójstwo gorąco upragnionego, pierworodnego, ślubnego dziecka z pobudek chorobowych, t. j. z przemijającego obłąkania w czasie, gdy ono trwało. Toteż w myśl orzeczenia uwolniono A. G. od dalszych dochodzeń sądowych.
Grozę takiego czynu, popełnionego przez matkę w stanie niewątpliwego zdrowia umysłowego mogą łagodzić wyjątkowe warunki, które ją do niego skłaniają.
Takie wyjątkowe warunki zachodziły w dwóch ocenianych przezemnie przypadkach. W pierwszym z nich stawała 28-letnia dziewczyna przed trybunałem przysięgłych pod zarzutem zbrodni morderstwa, popełnionego na swem nieślubnem 8-miesięcznem dziecku, które wedle własnego przyznania utopiła w stawie. Dziewczyna ta, dotąd nieposzlakowana, oddała wkrótce po odbytym porodzie dziecię swe na wychowanie, sama zaś objęła obowiązki mamki. Przeważną część swej stosunkowo wysokiej płacy musiała oddawać żywicielce swego dziecka. Po upływie ośmiu miesięcy straciła służbę, a z nią i dochody. Wychowawczyni zwróciła jej dziecko. Nie mając znikąd wsparcia, oddalana przez znajomych, udaje się do jedynych dalszych swych krewnych z prośbą o przyjęcie dziecka. Spotyka ją przykra, rubaszna odprawa i to w późnej porze jesiennej. Rozpacz i głód ogarnia dziewczynę. Bez noclegu podąża o głodzie i chłodzie z dzieckiem napowrót do odległego miasta. Znużona dłuższym pochodem, staje nad stawem i tu ogarniają ją zbrodnicze myśli, doradzające jej pozbyć się dziecka przez wrzucenie go do stawu. Następuje długa walka; jak sama zeznała, modliła się, aby się pozbyć tych myśli, lecz twarda rzeczywistość dotąd jej spokoju nie daje, aż szybkim ruchem wrzuca dziecko do stawu, a potem zwraca się w obcej wsi do posterunku żandarmeryi i o czynie swym donosi. Ten przytoczony bieg wypadków, stanowiący wdzięczny temat dla nowelisty, potwierdza ścisłe śledztwo, którego wynikiem rozprawa sądowa zakończona uwolnieniem dziewczyny od winy i kary. Drugi przypadek jeszcze jaskrawszy. Młoda dziewczyna rodzi w zakładzie położniczym nieślubne dziecię. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności nie posiada żadnego pokarmu w piersiach. Wydalona po upływie kilku tygodni po odbytym porodzie z zakładu, nie otrzymuje przez pomyłkę miejsca w innym publicznym zakładzie dla swego dziecka, którego nie może karmić. Pozbawiona środków do utrzymania, wybiera się pieszo w daleką drogę do krewnych. W drodze dziecię wygłodzone poczyna kwilić. I znowu ogarnia matkę rozpacz, czy dziecię doniesie żywe do krewnych. W szczerem polu topi dziecię w strumyku, a mróz, który w nocy ścina lodem fale, pozwala się zachować zwłokom dziecka w bryle lodowej jako dowodowi zbrodni, spełnionej w wyjątkowych warunkach.
Czyny matek, podobne do opisanych, choć nie mogą już korzystać z łagodnego przepisu, określającego istotę zbrodni dzieciobójstwa, są przecież czynami rozpaczy, popełnione pod naciskiem »brzemienia socyalnego« i to odejmuje im piętno potworności, budząc współczucie dla nieszczęśliwej matki, która go przed czynem niestety znaleźć nie mogła.
Potwornymi stają się czyny matek, które nie z obłędu, afektu lub z rozpaczy, lecz na zimno, z egoizmu t. j. z niechęci łożenia trudów i kosztów na wychowanie swych dzieci, pozbawiają je życia przez znęcanie się nad nimi. Czyny te są niestety częste i częściej jest matka, niż ojciec, ich sprawcą. Wedle Ellisa, przypada we Włoszech na 100 ojców zabójców, 477 matek zabójczyń swych dzieci. Angielskie zaś towarzystwo opieki nad dziećmi doniosło w r. 1891 władzom sądowym o 347 ojcach, a 356 matkach, znęcających się nad własnemi dziećmi. Zarazem zaznacza Ellis, że i w razach znęcania się ojców nad dziećmi, bywa matka tą, która ich do tego nakłania. Wreszcie bywa znęcanie się matek nad dziećmi okrutniejsze niż ojców. Jeżeli się tedy zważy te wysokie liczby statystyczne przypadków nieludzkiego obchodzenia się rodziców, a przedewszystkiem matek z własnemi dziećmi, nadto liczne przypadki śmierci niemowląt, oddanych przez matki w ręce »fabrykantek aniołków«, to można śmiało za Kraussem[5] przyjąć, że »miłość do własnego potomstwa musi posiadać w ludzkości płytkie korzenie, skoro egoizm tak łatwo i często ją tłumi«. Ponieważ zaś egoizm, jak słusznie zaznacza Krauss, wzmaga się z wiekiem człowieka, przeto częstsze są morderstwa, popełnione przez rodziców na dzieciach, niż ojcobójstwa i matkobójstwa.
Uderzająco częste są znęcania się i morderstwa, popełniane przez rodziców, a zwłaszcza przez matki, na dzieciach, zrodzonych przed ślubem, zawartym później z ich ojcem. Zdawałoby się raczej, że dzieci te jako owoc doboru płciowego, miłości, a nie rachuby zimnej i konwenansu, powinny być podwójnie, wielokrotnie droższe od tych, których poczęcie osłaniał już węzeł małżeński. Widocznie jest wspomnienie hańby socyalnej, choć obecnie pokrytej, zawartem później małżeństwem, silniejsze dla takiej kobiety, niż wspomnienie miłości, która do hańby ją powiodła. Morderstwem dziecka tego chce kobieta niejako zetrzeć plamę sromu z siebie, lecz udać się jej to nie może, jak bohaterkom dramatów Szekspira i Słowackiego nie udaje się zetrzeć plamy krwawej zbrodni. Co więcej usiłowanie jej czyni dawną i zapomnianą hańbę dopiero głośną.
W przypadku, który poniżej podaję, był ojciec zabójcą swego przed ślubem spłodzonego syna. Udział matki w zabójstwie dziecka polegał na tem, że nie występowała nigdy w jego obronie i zachowała się względem jego smutnego losu obojętnie. Być może jednak, że męża swego a ojca dziecka do surowości względem syna zachęcała.
K. D. dwuletni, przed ślubem urodzony syn małżonków D., chował się przez trzy miesiące po ślubie swych rodziców na wsi, a żywicielka jego polubiła dziecię bardzo. Oddała je rodzicom, gdy przestali za nie płacić. Powitanie dziecka było ze strony matki oziębłe, ze strony ojca szorstkie. Wkrótce potem wpłynęło doniesienie do władzy, że małżonkowie D. znęcają się nad swem dzieckiem. Zarządzono wskutek tego zbadanie dziecka przez lekarza sądowego, który nie stwierdził u niego żadnych obrażeń. Świadkowie jednak zeznali, że matka, dowiedziawszy się o doniesieniu do władzy, okładami przyspieszyła ustąpienie sińców, jakie dostrzegli na ciele dziecka. Pewnego dnia widział świadek M., jak D. w izbie swej bił dziecię i jak wkrótce potem nagle uciszył się płacz dziecka a oboje małżonkowie poczęli je ratować wrzekomo z powodu przypadkowych »spazmów«. Dziecię zmarło, a sekcya sądowa jego zwłok, dokonana 24. listopada 1900 w zakładzie dała wynik, który podaję w skróceniu:

Zewnętrznie: Zwłoki chłopca dobrze zbudowanego, licho odżywionego, 73 ctm. długie, okazują: na czole trzy sińce, w środku tyłogłowia i nad kością boczną lewą po jednym sińcu wielkości halerza, na policzku prawym przeczos krwią podbiegnięty wielkości dużego grochu, nad i pod prawą gałęzią żuchwy po sińcu wielkości korony, na lewym policzku trzy ustępujące sińce wielkości grochu, na wewnętrznej powierzchni środka wargi górnej trzy rany pionowe o brzegach strzępiastych, krwią podbiegniętych, z tych środkowa 1½ ctm. długa, drążąca do skóry, boczne zaś ½ ctm. długie przenikają tylko błonę śluzową. Na szczycie barku lewego, na ramieniu lewem z przodu i zewnątrz, na biodrze lewem, na łokciu prawym, na przedniej powierzchni uda prawego, na kolanie i pośladku prawym razem 19 sińców, dochodzących do wielkości korony. Nadto na przedniej ścianie klatki piersiowej i na wszystkich kończynach liczne, drobne, krwią nie podbiegnięte otarcia naskórka.
Wewnętrznie stwierdzono obfite wynaczynienie krwi między oponą twardą, a miękką, oraz podbiegnięcie krwawe pod oponą miękką szczytu półkul mózgu i podstawy płatu potylicznego i skroniowego lewego. Prócz zserowacenia gruczołów oskrzelowych, miernego rozszerzenia komórek bocznych mózgu i niedokrwienia narządów wewnętrznych był obraz sekcyjny zresztą ujemny.

Orzeczenie opiewało: Przyczyną śmierci dziecka był krwotok śródczaszkowy, wywołany, sądząc z licznych sińców, liczniejszymi urazami, zadanymi przez drugą osobę narzędziem tępem, nie dającem się bliżej określić. Liczne krwią niepodbiegnięte otarcia naskórka na ciele powstały najprawdopodobniej po śmierci przy akcyi ratunkowej.
Przy rozprawie głównej tłómaczył obwiniony ojciec śmierć dziecka przypadkowem upadnięciem na podłogę i uderzeniem się o bok łóżka. W orzeczeniu zaprzeczyłem możliwości powstania krwotoku śmiertelnego w sposób podany przez ojca z uwagi na liczne, po całem niemal ciele rozrzucone sińce. Matka dziecka uchyliła się od zeznań. Sąd przysięgłych uznał D. winnym zabójstwa, popełnionego na dziecku, poczem D. został zasądzony na 12 lat ciężkiego więzienia.
Nieludzkim był postępek matki w następującym przypadku. M. C., dziewczyna lat dwadzieścia kilka licząca, wyznania mojż., nie chcąc nadal ponosić kosztów utrzymania swego nieślubnego jednorocznego syna, odebrała go dnia 24. lutego z. r. od wychowawczyni i porzuciła wieczorem tegoż dnia w piwnicy domu, w którym pozostawała w obowiązku. Był to czas gwałtownych mrozów. Wychowawczyni wzbraniała się matce wydać dziecię z powodu jego niedomagania. Dnia 25. lutego znaleziono dziecię martwe w piwnicy, a sekcya sądowa, wykonana w zakładzie, dała wynik, podany poniżej w skróceniu:

Zwłoki chłopca dobrze zbudowanego i odżywionego, 69 cm. długie; plamy pośmiertne żywo czerwone na całej przedniej prawej powierzchni ciała. Na ciele stwierdzono prócz drobnych otarć naskórka, krwią niepodbiegniętych, rozmieszczonych nad guzem czołowym lewym, na lewem skrzydle nosowem, na bródce i na kończynach, okrągły ubytek na lewym policzku, 2 cm. w średnicy liczący, lejkowato w tkankę podskórną zagłębiony, krwią niepodbiegnięty, na brzegach wyraźnymi, podłużnymi rowkami pokryty. Wewnętrznie stwierdziła sekcya nieżyt oskrzelowy i błonicę gardła.

Orzeczenie opiewało: Stwierdzone sekcyą zmiany chorobowe, jak nieżyt oskrzeli i błonica gardła, są zdolne wytłómaczyć przyczynę śmierci dziecka. Mimo to jednak porzucenie dziecka, dotkniętego temi chorobami, w piwnicy w czasie silnych mrozów i bez opieki musiało śmierć conajmniej przyspieszyć, a mogło ją też niezależnie od tych chorób wywołać. Choroby sekcyą stwierdzone u dziecka są ciężkie, lecz mogą być uleczone, toteż nie można wyłączyć możliwości, iżby się one dały u dziecka danego usunąć, zwłaszcza, że dziecię było silnej budowy i dobrego odżywienia. Nawet gdyby to dziecię było zupełnie przedtem zdrowe, a znalazło się w piwnicy przez całą noc w czasie panujących, niezwykle silnych mrozów, byłoby ono najprawdopodobniej utraciło życie wskutek zmarznięcia. Ubytek skóry na policzku lewym powstał niewątpliwie po śmierci dziecka, a pochodził od ogryzienia zwłok przez szczury.
Przywiedzione przypadki przechodzi grozą inny, który miałem sposobność oceniać na podstawie aktów. W przypadku tym, tyczącym się około 7-letniego chłopczyka, zmarłego, jak to stwierdziła sekcya sądowa jego zwłok, z rozleglej gruźlicy płuc, znęcała się matka nad dzieckiem w sposób okrutny. Wedle zeznań licznych świadków kąpała ona dziecię chorowite stale w zimnej wodzie, przyczem nacierała ciało jego kawałkiem lodu zamiast mydła, wyrzucała dziecię zimą w koszuli do zimnej sieni, aby się przewietrzyło i nie cuchnęło, ile razy się zanieczyściło, oddając pod siebie mocz lub stolec. Głodziła je, toteż widziano nieraz dziecię zbierające na śmietniku lub w zlewach porzucone kawałki chleba lub odpadki ziemniaków i innej strawy i pożywiające się nimi. Często biła dziecię harapem, kopała je, kłuła szpilkami lub przypiekała mu żelazkiem do włosów nos lub części płciowe! Wypchnąwszy go do ustępu, polecała mu w ustach przynosić kawałek własnego kału na dowód, że odbył potrzebę, że się więc nie zanieczyści, a gdy się zanieczyścił, nakazała mu pod groźbą zlizywać nieczystość. Gdy na krótko przed śmiercią oddał stolec pod siebie, zwlokła go z łóżka na podłogę, uderzyła go ręką po pośladkach i na podłodze leżeć kazała. Tutaj też, t. j. na twardej podłodze dokonało dziecię iście męczeńskiego żywota. Sekcya sądowa jego zwłok stwierdziła prócz rozległej gruźlicy płuc liczne sińce na głowie, a mianowicie na czole, nad kośćmi ciemieniowemi, na tyłogłowiu, na powiekach, klatce piersiowej, biodrze prawem i goleniach, do wielkości talara dochodzące.
Ponieważ orzeczenie obducentów opiewało niestanowczo, zażądał sąd orzeczenia dodatkowego na pytanie, czy postępowanie obwinionej przyspieszyło rozwój choroby śmiertelnej dziecka i jego śmierć. Odpowiedź wypadła twierdząco z zastrzeżeniem, że podania świadków co do znęcania się obwinionej nad dzieckiem odpowiadają prawdzie. Że w danym przypadku obchodzenie się z dzieckiem musiało być okrutne, nie mogło ulegać wątpliwości, albowiem, gdyby nawet część zeznań świadków, i to znaczną, policzyć na karb przesady wynikłej ze spóźnionej ich litości, to i tak pozostały nawet kwadratowy pierwiastek z ich zeznań łącznie z licznymi, sekcyą stwierdzonymi sińcami na ciele dziecięcia dowodził aż nadto wymownie winy przewrotnej kobiety.
Trzymając się założenia, zamieszczonego w nagłówku, nie wspominam o przeważnie smutnym losie tych dzieci, które dostają się w ręce zawodowych wychowawczyń lub karmicielek, zasługujących najczęściej na utarte już miano »fabrykantek aniołków«. Kazuistyka zakładu i własne sądowo-lekarskie doświadczenie dostarczyłoby w tej mierze dosyć przykładów dla objaśnienia, ile cierpień i męczarń znoszą ci mali za winy niepopełnione. Mimo odpowiednich przepisów ustawowych zło w tej mierze ciągle się szerzy, a jego przyczyną, jedną z licznych, jest obojętność tych, którzy patrząc na nie, nie znajdują tyle energii, by o niem na czas zawiadomić władze. Spóźniona litość, objawiająca się słowy wymownymi wobec sądu wtedy, gdy już śmierć uwolniła ofiarę od udręczeń, stanowi owe »łzy sobacze«, o których niedawno zmarły nasz poeta wspomina.

Piśmiennictwo. 1) Ewa. Akt III. dramatu. — 2) Kriminal-Psychologie. Leipzig 1905. — 3) Lombroso, Ferrero: Das Weib als Verbrecherin u. Prostituirte. Hamburg 1894. — 4) Mann u. Weib. Leipzig 1894. — 5) Psychologie des Verbrechens. Tübingen 1884.


Osobne odbicie z »Przeglądu lekarskiego«, 1908, Nr 9.

Kraków, 1908. — Z drukarni Uniw. Jagiell. pod zarządem J. Filipowskiego





  1. Ewa. Akt III. dramatu.
  2. Kriminal-Psychologie. Leipzig 1905.
  3. Lombroso, Ferrero: Das Weib als Verbrecherin u. Prostituirte. Hamburg 1894.
  4. Mann u. Weib. Leipzig 1894.
  5. Psychologie des Verbrechens. Tübingen 1884.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leon Wachholz.