Dziwadła/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziwadła |
Część | Tom II |
Wydawca | Gubrynowicz i Schmidt; Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1872 |
Druk | Kornel Piller |
Miejsce wyd. | Lwów; Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Bóg widzi, że z listów twoich pojąć ciebie niepodobna, i kaszy, w którą tam wpadłeś, zrozumieć trudno. Dotąd łamię głowę i nie mogę rozgmatwać, jaką ty tam grasz rolę, czemu twój protektor natus stał się nieprzyjacielem twoim, jak widać. Pojmuję bardzo, żeś sobie mógł wmówić, iż się kochasz: to się zdarza co dzień, ja sam kilkakroć byłem w podobnem położeniu; ale miłość swoję bierzesz kochanku (pozwól sobie powiedzieć po przyjacielsku) nadto ze strony poważnej, a według mnie, strony poważnej i rozumnej w miłości wcale nie ma. Miłość rozsądna i chłodna a poważna, to nonsens!
Biedny Jurku! pokazuje się, że ty zawsze miałeś podszewkę niemiecką i sentymentalną, choć się z nią kryłeś, jak zrujnowany elegant z podszewką wyszarzanego surduta.
Jakiś ty teraz smutny (wyrażenie grzeczne), moralizujący i zakochany w swoim Grabie, wiekuistym kaznodziei, którego ja znieść nie mogę. Przyznam ci się, że z całych twoich dziejów, z tej odyssei poleskiej, jeden epizod koniuszego i kapitana w ciągłej kłótni i uściskach, cokolwiek mnie zajmuje.
Biedny jesteś, Jurku, i z serca mi ciebie żal! Jak ty tam wyżyć potrafisz? coto z ciebie będzie? Życzyłbym ci z całej duszy, żebyś dostąpił szczęścia posiadania w dożywotnią przyjaźń twej królowej Ireny, ale mi sumienie nie dozwala. To kobieta-pani, ty, między nami mówiąc, jesteś trochę mięki: weźmie cię pod pantofel; przytem zarażona sentymentalnością pana Graby; nie zaręczam, czybyście oboje nie kopali na kartofle w ogrodzie, jak się pobierzecie: gotowiście to uczynić dla dania dobrego przykładu! Chcesz mojej rady? — po djabła tobie ta dzierżawa? Miałeś dwa lub około dwóch tysięcy czerwonych złotych: powróciłbyś z niemi do Warszawy; na rok miałbyś zapewnione życie dawne, wesołe, puste, szczęśliwe! A nużbyś w ciągu roku wygrywał? ot, pociągnęłoby się i dłużej. Za młodo chcesz kończyć; poczekaćbyś mógł do tych znaków strasznych, które koniec podobny poprzedzać zwykły: łysiny, utraty zębów itp.; naówczas, nie przeczę, poraby była zastanowić się surowiej, i ożenić, choćby z jaką ciepłą wdówką lub bogatą kupcówną. Ale cóż? ty teraz dobrej rady nie posłuchasz: jesteś surowych zasad człowiekiem, skruszony jak kapucyn, topisz się! O! jak mi ciebie żal, jak mi ciebie żal, jak mi ciebie żal! Cóż się stanie ze Stasiem? Możebyś mi go tutaj odesłał? On bez miasta do niczego, w mieście nieopłacony klejnot. Dałbym mu (tojest obiecałbym mu) tęż samą pensję co ty, a z kart u mnie mógłby sobie zebrać grosz nie brzydki. Mój pan Paweł odprawił się, pod pozerem, że pensyj nie odbierał. Głupi! któż mu winien? nigdy się o nią dwa razy z rzędu nie dopomniał. A w istocie kradł mnie niemiłosiernie, i chodził w moich rejtfrakach na Saską Kępę na hulanki.
Ale co to dziś ciebie obchodzi?
Donieść ztąd nie mam co tak dalece.
Lora już opuściła generała, lub też on ją: jedno z dwojga; dostała się w spadku bankierowi ***, który jak jest szczęśliwy kiedy pana generała poi, tak najszczęśliwszy kiedy po nim niedogryzki zbiera. Bankier wziąwszy to wspaniałe dziedzictwo, kapelusz teraz nosi więcej na ucho; umeblował dla niej z przepychem apartamencik: zbieramy się tam na wieczorki. Lora, co mnie dla niej smuci, grywa w lansknechta: starość blisko! Pójdzie za mąż, to nieochybna. Szmul ci się kłania; powiedziałem mu, że zostałeś kapucynem: cieszy się tem, utrzymując, że sumienie zmusi cię do zapłacenia długów, i bardzo pochwala moralną życia poprawę. Mary powrócił z Paryża, i ulokował się bez szyldu na Krakowskiem-Przedmieściu; jego następca w Angielskim hotelu bardzo ma kwaśną minę. — Adieu!