<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Emisarjusz
Wydawca Biblioteka Domu Polskiego
Data wyd. 1925
Druk Drukarnia P. K. O.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



∗             ∗

Noc to była pamiętna dla mieszkańców Radziszewa. Sprawnik jeszcze był na grobli, gdy Celina obawiająca się o więźnia swego w ciasnej kryjówce, z trwogą pobiegła klapę w kominie otworzyć.
Miała stoczek w ręku, okiennica była zasunięta, żandarm spał w przedpokoju podsędka. Nie miała czasu przyznać się przed ojcem. Z cicha usunąwszy klapę, podniosła stoczek i zajrzała w kryjówkę... ale na dnie jej nic widać nie było. Lękała się, aby biedny Paweł dla braku powietrza nie omdlał.
Ciasne schodki wiodły do tego loszku... nie słysząc głosu, nie dostrzegłszy więźnia... drżąca schodziła powoli, rozglądając się... ale tu nie było nikogo... Kiedy i jak uszedł stąd Paweł... przechodziło jej pojęcie.
Przez cały czas sprawnik siedział w pokoju obok... kręciło się pełno żandarmów stróżów, wieśniaków, sług... Nie mogła nawet pojąć, którędy uszedł... ale odetchnęła spokojniej prawie Bogu dziękując...
Obawiając się jeszcze, czy papierów jakich nie zostawił w swoim pokoju... pobiegła zobaczyć. Tu nowe ją czekało zdziwienie, sukni Pawła, jego rzeczy... które uciekając zostawił, nie było. Widocznie tedy w czasie zamętu, jaki w domu panował, odważny i zręczny młody człowiek wymknął się ze swej kryjówki, potrafił dostać się do mieszkania, zebrać, co się dało pochwycić i uszedł, korzystając z ciemności nocy.
Trudności wykonania były tak wielkie, że Celina nie mogła sobie wytłumaczyć, jak tego potrafił dokazać. Potrzeba było obejść cały dom niemal, wśród żandarmów dostać się do tej izdebki, i oknem zapewne, bo to zostało otworem, uchodzić. Wszystko to dowodziło przytomności, odwagi, zręczności niepospolitej.
Nie potrzebowała więc ani tłumaczyć się przed ojcem, ani mu nawet mówić o tem. Podsędek, czując się w istocie znużonym i złamanym, kazał jej także odpocząć, wróciła więc do swego pokoiku... zamyślona, ale dziękując Bogu, że się jej przyczynić udało do ocalenia życia człowiekowi, dla którego czuła w sercu więcej niż przyjaźń i szacunek.
Przechodziła pokój dzielący salon od jej własnego, gdy na podłodze spostrzegła kawałek papieru... Prawie machinalnie go podniosła... a wpatrując się dostrzegła na nim, widocznie po ciemku ołówkiem, grubo, nakreślone słowa:
— Przebaczcie nieszczęśliwemu... niech wam będą dzięki... winienem wam życie... zedrzyjcie kartkę...
Celina żywo schowała ją za suknię... serce jej bić zaczęło, weszła do pokoiku i uklękła przed łóżkiem Bogu dziękować.
On był ocalony... ojciec o tyle spokojny o swój los, o ile nim być mógł w takiem położeniu... ale biedny Załowicki i jego towarzysz... Jakie ich czekały wyroki? Zapłakała, modląc się... biedna.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.