Encyklopedia staropolska/Kalendarz

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Gloger
Tytuł Encyklopedia staropolska (tom II)
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii


Kalendarz. Po grecku kaleo znaczy: zwołuję, że zaś u Rzymian arcykapłan na początku każdego miesiąca zwoływał lud i ogłaszał jego długość, oraz przypadające w nim święta, stąd pierwszy dzień miesiąca zwał się po łacinie Calendae, a księga, w której zapisywano rachunki pieniężne, oraz dni, święta i odmiany księżyca, zwała się Calendarium. Juljusz Cezar, pragnąc uporządkować rachubę czasu, sprowadził z Egiptu do Rzymu astronoma Sosigenesa, którego reforma zastosowana jedynie do roku słonecznego, przeprowadzona na 45 lat przed narodzeniem Chrystusa, dała początek „Kalendarzowi Juljańskiemu.“ On to czterem miesiącom nadał po dni 30, siedmiu po 31, a lutemu 28 lub 29, początek roku przeniósł z 1-go marca na 1-szy stycznia, a rok 709 od założenia Rzymu był pierwszym rokiem tej jego rachuby, która rozszerzyła się szybko po całem państwie Rzymskiem i później przyjętą została przez chrześcijan. Tylko chrześcijanie zaniechali liczenia lat od założenia Rzymu, a przyjęli narodzenie Chrystusa za początek nowej ery. Ponieważ kalendarz Juljański przyjął jako długość roku słonecznego dni 365 i godzin 6, zaś w rzeczywistości obrót roczny ziemi dokoła słońca trwa dni 365, godzin 5, minut 48 i sekund 48, zatem z owych 11 minut i 12 sekund pomyłki powstawał w ciągu 128 lat jeden dzień różnicy między kalendarzem Juljańskim a czasem rzeczywistym. Papież Grzegorz XIII, aby błąd ten naprawić, polecił w r. 1582, żeby po dniu 4-ym października dodać dni 10 i nazajutrz liczyć dzień nie 5-ty, ale 15-ty tegoż miesiąca. Tym sposobem, aczkolwiek sprostowanie błędu nie zostało w zupełności osiągnięte, ten jednak jest tak mały, że nie co 128 lat, ale co lat kilka tysięcy uczyni 1 dzień różnicy. Nowy kalendarz, ułożony przez astronoma Liljusza, zaprowadzony został r. 1582 od 5 października w większej części Włoch, Hiszpanii i Portugalii. We Francyi z dnia 9 grudnia zrobiono przeskok na 20-ty. Katolicy w Szwajcaryi, Niderlandach i Niemczech wprowadzili poprawkę r. 1583, Węgrzy r. 1587, protestanci niemieccy r. 1700, Anglja dopiero w r. 1752. W Polsce reforma kalendarza nastąpiła w tymże roku i miesiącu, co w Rzymie. Sprawa ta zastała właśnie sejm obradujący w Warszawie, co zapewne przyśpieszyło wprowadzenie reformy. Pierwsze bowiem akta urzędowe króla Stefana Batorego, wydane podczas tego sejmu, już mają datę poprawioną. Najwcześniejszy dokument urzędowy po wprowadzeniu nowego kalendarza nosi datę 1-go listopada 1582 r., podpisany przez podkanclerzego. Odtąd liczne akta w ciągu listopada i grudnia pisane są z dodaniem słów: „według poprawnego kalendarza.“ Ponieważ istnieją akta urzędowe z d. 20 października 1582 r. bez powyższego dodatku, a poprawa polegała na dodaniu dni 10, zaś następne podług poprawionego kalendarza noszą datę 1-go listopada, zatem nowy kalendarz obowiązywać zaczął nie wcześniej, jak 21 października i nie później, jak 22 października starego, a 1 listopada nowego stylu. Widzimy z tego, że Polska w przeprowadzeniu reformy kalendarza nie dała się wyprzedzić prawie żadnemu narodowi w Europie. Rok 1582 otrzymał u Polaków nazwę roku poprawy kalendarza: annus correctionis. Reforma nie wywołała żadnego wrzenia umysłów ani oporu. Duchowieństwo zastosowało wszystkie święta kościelne i obrzędy do nowego sposobu obliczania niedziel i przypadających na nie ewangelii. Wyznawcy kościoła greckiego w ówczesnej Polsce nie wprowadzili tej reformy i nikt ich do niej nie zmuszał. Spierano się tylko o jej dobroć. Jedną tylko Rygę z okazyi zaprowadzenia nowego kalendarza pobudziła Szwecja do buntu przeciw Batoremu w r. 1585. W Polsce kalendarze astronomiczne powstać musiały z początkiem XV wieku, kiedy akademja krakowska pozyskała katedrę astronomii i astrologii (co wówczas jedno znaczyło), a profesor obu tych przedmiotów obowiązany był składać akademii ułożony przez siebie kalendarz, w którym przepowiednie meteorologiczne i gwiaździarskie najważniejszą grały rolę. Szczególnie nauka ta rozkwitła od r. 1424 i objęcia katedry przez Henryka Czecha (Bohemus), „który bardzo trafnie miał przyszłe losy ludziom przepowiadać i królowi Jagielle szczęśliwie wróżył.“ Kalendarze krakowskie taką posiadały wziętość, że już na początku XV wieku w Wiedniu i Heidelbergu p. n. Practica Cracoviensis wychodziły. Sami Polacy wydawali je także w Rzymie i Lipsku. Pierwsze kalendarze polskie pisane były po łacinie i wydawane p. t. Judicjów i Prognostyków. Posiadaliśmy w zbiorach jeżewskich i oddaliśmy do bibljoteki ordynackiej Zamojskich prognostyk taki, ułożony przez Jakóba z Iłży na r. 1511 i przez Mikołaja z Tuliszkowa na r. 1514. Najdawniejszy kalendarz drukowany po polsku znany jest z r. 1516. Bibljoteka ordynacka hr. Zamojskich w Warszawie posiada między innymi kalendarz polski z r. 1525 p. t. „Naznamionowanie dzienne miesiąców nowych a przytym czasów dobrych ku krwie wypuszczeniu, baniek, lekarstwa, szczepienia i siania etc. mistrza Mikołaja Szadka. Lata od narodzenia Jezu Krysta syna Bożego 1525, poczytając, który jest pierwy po przestępnym.“ Kalendarz drukowany jest na arkuszu, którego część górną z tytułem i wytłómaczeniem znaków podajemy tu w podobiźnie. Znaków tych użyto 14, znamionujących: 1) nów, 2) pierwszą kwadrę, 3) pełnię, 4) ostatnią kwadrę, 5) zły aspekt, 6) puszczenie krwi dobre, 7) puszczenie krwi wyborne, 8) dobry czas stawienia baniek, 9) dobry czas na łaźnię prócz baniek, 10) dobry czas na lekarstwo przez konfakti, 11) na lekarstwo przez trunek, 12) na strzyżenie włosów i przywdzianie nowego ubrania, 13) dobry czas na siew i szczepienie, 14) na zostawianie dzieci z nami. O kalendarzu powyższym te słowa skreślił uczony Józef Przyborowski: „Jest to kalendarz ścienny krakowski na r. 1525, służący za dowód wczesnej naszej cywilizacyi, były bowiem w Europie kraje, które w r. 1526 jeszcze własnej drukarni nie miały. U nas nietylko od lat kilkudziesięciu drukowano już dzieła naukowe dla ludzi uczonych i nieuczonych, ale pomyślano r. 1521 o duchownych potrzebach pospolitego człowieka i od tego roku począwszy ogłaszano po polsku Marchołty i Opecie, a na r. 1525 przygotowano ozdobny ścienny kalendarz, którego nie powstydziłby się żaden ówczesny naród, choćby na najwyższym szczeblu cywilizacyi stojący. Cała zewnętrzna strona tego kalendarza dowodzi wybrednych wymagań publiczności ówczesnej i starania, aby tym wymaganiom uczynić zadość. Te rycinki, przedstawiające sceny z historyi świętej, czyż nie są lepsze od bohomazów, z którymi jeszcze w naszym wieku niekiedy spotkać się można? Świadczą one o smaku dość rozwiniętym na owe czasy i o wysokim rozwoju sztuki drukarskiej w Krakowie, bo cały układ nagłówka jest zestawiony z pewnym gustem; wszystko tu na swojem miejscu i nic nie razi niewłaściwem pomieszczeniem, ani herb państwa w towarzystwie herbu m. Krakowa i herbu krakowian Bonarów, ani początkowa litera L, która jest prawdziwem cackiem drukarskiem, tak, iż żaden dzisiejszy
Nagłówek kalendarza krakowskiego ściennego z roku 1525 (w zmniejszeniu o część trzecią).
drukarz nie zawaha się przenieść jej żywcem do najświetniejszego swego wydania. Treść naszego kalendarza, lubo niebogata, daje nam wskazówki o ówczesnem pojmowaniu stosunku człowieka do przyrody. W owych czasach, a nawet jeszcze paręset lat później, dolę i niedolę człowieka, śmierć i życie, uznawano za zależne od biegu gwiazd. I niemasz się czemu dziwić, jeżeli zważymy, że jeszcze za dni naszych są ludzie, którzy w poniedziałek niechętnie wybierają się w drogę. Tak zwane Judicia Cracoviensia, znane już od r. 1491, zawierały wyłącznie przepowiednie oparte na biegu gwiazd. Kalendarz ścienny z roku 1525, prócz skąpo podanych przepowiedni pogody, nie bawi się we wróżby, bo nie było na to miejsca; natomiast nie skąpi rad co do zachowania się w różnych okolicznościach życia, kładąc niemal przy każdym dniu znaki, których wytłómaczenie u góry jest podane. Znajdujemy tu wskazówki, którego dnia siać, drzewa owocowe szczepić, dzieci od piersi odłączać. Śmiesznem się nam dziś wydaje, jeżeli mistrz Mikołaj z Szadka, autor tego kalendarza, wskazuje nawet dni, w które najlepiej strzydz włosy i obłóczyć nowe odzienie, puszczać krew, stawiać bańki. Ale nie należy zapominać, że dziwaczne te przepisy były przestrzegane przez najuczeńszych na owe czasy lekarzów całej Europy i są wytworem ówczesnej nauki. Wierzono wówczas i dziś są jeszcze ludzie, którzy wierzą, że najlepiej strzydz włosy na nowiu, aby rosły z rosnącym księżycem.“ Do tych słów uczonego profesora b. Szkoły Głównej dodamy jeszcze tu wzmiankę o innym kalendarzu tegoż Mikołaja z Szadka, wydanym r. 1528 pod tytułem: „Wysłowienie znaków niebieskich przez Mistrza Mikołaja z Szadku pilnie na rok lata Bożego 1528 ułożone. Jupiter z planet w swym powyższeniu tego roku panuje, któremu Saturnus i Mars tak usiłują, że ledwie przez Jowisza złość ich pomnożona może być powstrzymana. Wybijano w Krakowie przez Hieronima Vietora.“ Przedmowa autora do tego kalendarza tak się zaczynała: „Aczkolwiek najwyższy niebios stworzyciel, od którego zrodzona jest wszystkim bytność i żywność, przyszłych rzeczy wiadomość sam sobie przywłaszczył, wszakoż też człowiekowi, ku swemu wyobrażeniu stworzonemu, cząstkę przez niebieskie znaki domniemania udzielił, aby acz dał niebu i gwiazdom moc rodzenia, każenia i odmieniania rzeczy. A wszakoż dostatecznie nam tego poznawać nie chciał dać, bo on jest sobie wolny pan, mogący kiedy chce wszystko też nad bieg przyrodzeniu dany czynić i odmienić według spraw człowieczych“ i t. d. Układ sam tego kalendarza jest zupełnie taki, jakiego w sto lat później trzymali się jeszcze w swoich kalendarzykach krakowskich (i poznańskich) profesorowie matematyki i „geometrowie przysięgli“ Akademii krakowskiej. Stan np. powietrza przepowiada Mikołaj z Szadka tak: „Nów kwietnia w piątek przed św. Benedyktem po 19 i 20 suche da dni a wietrzne. Tylko aż z pyrwa małe chmury jasne ciało przerwą. W niedzielę rozjemną rano mróz, potem dzień wczesny a w poniedziałek na deszcz zawiedzie“ i t. d. Astronomowie i astrologowie, układający przepowiednie meteorologiczne i dla losów ludzkich, zdaje się, że sami w nieomylność ich wcale nie wierzyli, ale nie obalali wiary ogółu, bo nauka ówczesna nie dawała im jeszcze późniejszego probierza krytycyzmu, a tymczasem wiara zabobonna ogółu zapewniała im zyski sowite. Mikołaj Żórawski, astronom i astrolog Władysława IV i Jana Kazimierza, autor podobnych przepowiedni kalendarzowych, drwi w dochowanym swoim dzienniku z pań ówczesnych, które zasięgały jego rady co do swej przyszłości, za co go hojnie wynagradzały. Kalendarzyki polskie od czasów najdawniejszych dzieliły się na dwie części: w pierwszej podane są miesiące z wyszczególnieniem świętych każdodziennych i zmian księżyca; druga część miewa osobny tytuł z wyrażeniem autora i roku, a zawiera przepowiednie dla bliższych i dalszych krajów. Taki podział widzimy w Kalendarzu Jana Musceniusa z Kurzelowa na r. 1569 (którego tytułowej kartki podobiznę na str. 310 dołączamy) i w innych np. Stanisława Jakobensa z Kurzelowa na r. 1572, Andrzeja Rymszy na r. 1590. Do takiego kalendarzyka należy „Praktyka z Biegów Niebieskich na Rok Pański 1566 przez M. Jana Musceniusa z Kurzelowa, sławnej Nauki krakowskiej Astrologa opisana.“ W r. 1583 wyszedł w Krakowie po łacinie pierwszy kalendarz gregorjański, t. j. do nowej rachuby czasu (z zalecenia Grzegorza XIII) zastosowany. W wieku XVII, gdy akademja krakowska chyliła się do upadku, wziętość kalendarzy krakowskich przeszła do akademii zamojskiej, gdzie profesorem astronomii był Stanisław Niewieski. Że jednak ogół oświeceńszy, często zawiedziony na przepowiedniach kalendarzowych, nie miał wiary w takowe, więc powstało wówczas przysłowie: „Nie zgadnie pan Niewieski, co zrobi Pan Niebieski.“
Karta tytułowa kalendarzyka krakowskiego z r. 1569.

Za czasów saskich najwięcej produkował kalendarzy polskich Kraków i Zamość. Układali je profesorowie matematyki, medycyny lub botaniki, tak zwani „astrophile“ lub „jastrologiści“: w Zamościu Ormiński i Niewieski, od roku 1725 Duńczewski, w Krakowie zaś: Jan Przypkowski, Ignacy Michałowski, Antoni Krzanowski, Józef Więczkiewicz i inni. Zwykły tytuł brzmiał: „Kalendarz, w którym święta roczne i biegi niebieskie, aspekty, wybory z czasem siania, szczepienia, krwie puszczania, lekarstw zażywania, wschód i zachód słońca... należytym porządkiem położone i opisane,“ albo „Kalendarz polski i ruski, w którym...“ i t. d. Oprócz informacyi zapowiadanych w tytule, kalendarze wykazywały dnie feralne i lata klimakteryczne, rozwodząc się nad wpływem planet na zdrowie i życie człowieka i wróżąc przyszłość z zaćmień i komet. Najprzedniejsze punkta kalendarza, jak: cyclus solaris, aureus numerus, epakta, indykcja rzymska, litera niedzielna, litera martyrologii, wymagały istotnie pewnej wiedzy astronomicznej, autorowie jednak główną wagę przywiązywali do prognostyków, jako zaciekawiających i bawiących najszerszy ogół, który za kalendarz dawał pieniądze. Michałowski skomponował Praeludium albo prognostyk influencyi na horyzont Polski i prowincje jej przyległe w r. p. 1734. Inni drukowali „prognostyki roczne,“ różne „konjektury“ i „praktyki.“ Taki sam charakter miały kalendarze układane przez profesorów filii akademickich we Lwowie, Poznaniu i Białej Radziwiłłowskiej, wydawane we Lwowie, Poznaniu i Supraślu. Sołtszewicz, dyrektor i astrolog kolonii akademickiej bialskiej, umieścił w Kalendarzu polskim i ruskim „Wici z pospolitego niebieskich planet na r. p. 1735 ruszenia uchwalone.“ Kalendarze zgromadzeń zakonnych w Wilnie, Częstochowie, Toruniu, Lwowie, Poznaniu podobnie jak akademickie, poświęcone były wieszczbiarstwu. Nauk wyzwolonych doktór Jan Kulmiusz w kalendarzu, służącym „na horyzont wileński, litewski, żmudzki, ruski, kurlandzki, inflancki na r. p. 1730“ najróżnorodniejsze przepowiadał zdarzenia. Pierwszy polski Kalendarz polityczny wydał w Wilnie na r. 1737 jezuita Jan Poszakowski. Pomieścił w nim: „rewolucje roczne, lunacje, zaćmienia słońca i księżyca, koncylja powszechne, herezje, zakony, seriem królów polskich, dzień narodzenia panów i inne rzeczy ciekawe, do politycznych rozmów służące“, lecz astrologii i prognostykarstwa zaniechał. W „Kalendarzu historycznym i politycznym“ na r. 1739 rozpoczął Poszakowski dzieje powszechne. Na r. 1740 wydał dwa „kalendarze jezuickie prowincyi litewskiej,“ z prognostykarstwem zrywając zupełnie; w dnie feralne nie wierzy. W „Kalendarzu prześwietnych dam na r. 1741 atakuje przesąd, jakoby rok klimakteryczny wiódł za sobą nieszczęścia. Od r. 1742 drukuje Poszakowski w Warszawie „Kalendarz rzymski historyczny.“ Śladem Poszakowskiego poszli jezuici poznańscy, lubelscy i kaliscy, chociaż nie wszyscy w reformie kalendarza dorównali mistrzowi. W rok po wileńskim zaczął wychodzić „Kalendarz polityczny“ poznański na r. 1740. Od r. 1741 wychodzi „Kalendarz historyczno-polityczny“ jezuitów lubelskich. Na rok 1743 podał on z kalendarza węgierskiego „tablicę pożyteczną do phlebotomii, t. j. krwi z żył puszczania.“ Nie brak w kalendarzu lubelskim, obok zwykłych informacyj, „Instrukcyi o księgach drukowanych w r. 1745 i 1746 w drukarni lubelskiej,“ oraz artykułów takich, jak: „Geografia Królestwa Polskiego“ z przydatkiem niektórych historycznych wiadomości (r. 1746) „Historja biskupstwa krakowskiego.“ Wychodził ten kalendarz do r. 1760. W Kaliszu jezuita Bystrzonowski ogłosił „Honor Najświętszej Maryi historycznie wyrażony... przytym kalendarz osobliwy na r. p. 1741.“ Właściwym jednak reformatorem kalendarza nie tyle był Poszakowski, ile pijar warszawski Antoni Wiśniewski i jezuita wileński Franciszek Paprocki. Wiśniewski wydawał od r. 1752 „Kolędę warszawską“, kontynuowaną po jego śmierci (zaszłej r. 1774) a przeobrażoną w r. 1788 na „Kalendarzyk polityczny.“ Pierwszy rok Kolędy podał „Informację o sejmach polskich“ i wiadomość o księstwie kurlandzkiem. Drugi „Osobliwości w Polszcze, które się w innych krajach nie znajdują“, opisując w tym artykule różne źródła nafty na podkarpaciu i pożar jednego z nich pod górą zwaną Dźwina (może Dźwiniacz). Uważa Wiśniewski za rzecz prawdopodobną istnienie mieszkańców na księżycu i gwiazdach, „bo pocóżby je Bóg stworzył?“ „I jeżeli to jest także podobna do prawdy, co się Kartezjuszowi zdaje, że ile jest gwiazd, tyle jest słońców, koło których się znowu różne obracają planety: toć i na tych planetach musiałby ktoś... chwalić Boga.“ Następne roczniki są bardzo obfite pod względem najróżnorodniejszych informacyi w sprawach bieżących krajowych i zagranicznych. Spisują dygnitarzy Rzplitej i posłów, miejsca sejmikowania szlachty, dają artykuły o monecie w Polsce, o przeróżnych ustawach, zwyczajach, konstytucjach, bataljach i dowodach szczególnej waleczności Polaków, epokach historycznych, sejmach, a obok tego o „sposobach pozbycia się much i pcheł z izby (r. 1757), o własnościach leczniczych wody zimnej (1770 r.), o użytku „jedwabnych robaczków“ i morwach (1778 r.). Podała „Kolęda“ cały szereg artykułów z fizyki i astronomii, mających na widoku zastosowanie wiedzy ludzkiej do celów praktycznych, popularyzowanie nauki i tępienie przesądów; zastanawiając się „nad przedziwnem ułożeniem świata i nieustannym jego obrotem,“ przy wykładzie teoryi Kopernika, skrupuły teologiczne pomija zupełnie. Wydawany od r. 1788 zamiast „Kolędy“ „Kalendarzyk polityczny“ uprawiał prawie wyłącznie sprawy bieżące. Na r. 1792 pomieścił „Cztery przedniejsze konstytucje narodów wolnych“, t. j. angielską, amerykańską, francuską i polską; na r. 1793 „Zjazdy, sejmy i konfederacje narodowe, od pierwszej o nich wzmianki w dziejach polskich,“ na r. 1794 „Zbiór ustaw sejmu grodzieńskiego w r. 1793.“ Publikowany od r. 1759 „Kalendarzyk polityczny“ Franciszka Paprockiego pod każdym względem, zwłaszcza w latach późniejszych mógł się równać „Kolędzie warszawskiej.“ Od r. 1768 zmienił tytuł na „Kalendarz wileński,“ w którym podawał wiadomości o odkryciach i wynalazkach, z mechaniki, z medycyny, z historyi, astronomii, geografii i fizyki. „Kalendarz wileński“ walczy przeciwko przesądom, wyśmiewa prognostyki czynione z koloru światła komet, przepowiadające z koloru bladawego: letargi, pleury, suchoty; z czerwonawego: wojny i gorączki, ze złotawego nieszczęścia na królów i monarchów; podziwia dzieła Newtona, nie ma dość słów podziwu dla Mikołaja „Kopernickiego“ (r. 1775), o którym pisze, że „ani śmierć, ani czas, ani grubość nieumiejętnych wieków, nie potrafiły zagrzebać w ciemnej niepamięci tej teoryi i tej sławy, którą wielkie tego Polaka imię na cały świat jaśnieje, w potomne wieki jaśnieć będzie i nie zgaśnie, chyba razem ze słońcem i gwiazdami.“ Barwę taką zachował „Kalendarz wileński“ do końca, t. j. r. 1794. Wydawnictwa Wiśniewskiego i Paprockiego zerwawszy z wieszczbiarstwem, walczyły przeciwko przesądom w imię nauki i nie pozostały bez wpływu. „Kalendarz warszawski“ wydawany początkowo (1760—1762) przez prokuratora jezuitów prowincyi mazowieckiej, ks. Karola Wyrwicza, nie odznaczał się obfitością treści, lecz bałamutnych wiadomości nie rozsiewał. W artykule p. t. „Uwagi ekonomiczne“ (r. 1765) poruszył potrzebę podniesienia rolnictwa przez uwolnienie włościan od poddaństwa. „Kalendarz polityczny jezuitów lwowskich (1754, 1759), ubogi był pod względem informacyjnym, lecz przepowiedni nie dawał. Akademik krakowski, Józef Putanowicz, rozpoczął w r. 1754 wydawać na wzór warszawskiej „Kolędę krakowską albo kalendarz astronomiczno i geograficzno-chronologiczny“, trzymający się gruntu czysto informacyjnego bez niedorzeczności astrologicznych. Ale ogół akademików zamojskich i krakowskich głuchy był na rozumną i postępową reformę jezuitów i pijarów, i uprawiał astrologję bez przerwy. Najgorętszym jej obrońcą i krzewicielem był doktór filozofii i obojga prawa, astronom akademii zamojskiej, geometra przysięgły trybunału koronnego, Stanisław z Łazów Duńczewski, autor kalendarzy z lat 40-tu (1725—1766), kontynuowanych pod jego nazwiskiem aż do r. 1775. „Kalendarz polski i ruski“ z pewnemi zmianami w tytule wychodzić zaczął r. 1725 w Krakowie, ale niebawem przeniesiony został do Zamościa, niekiedy wychodził we Lwowie w formacie arkuszowym lub ćwiartce, czasem na jeden i tenże rok w kształcie dwojakim. Duńczewski starał się usilnie dogodzić wszystkim stanom i umysłom swojego społeczeństwa. Zagrodowa szlachta, rzemieślnicy, organiści, oficjaliści wiejscy, znajdowali to, czego bezwarunkowo od kalendarza wymagali, t. j. astrologję, prognostyki, przepowiednie i zabobony. Oświeceńsi znajdowali obfitość artykułów z dziedziny prawa publicznego, dziejów, geografii i historyi naturalnej. W „Geografii“ owej rozpisuje się Duńczewski o dawnej religii pogańskiej w Polsce, o bezkrólewiu, konwokacyi, kapturach, elekcyi, koronacyi, o urzędach, dobrach stołowych, kwarcie, senacie, prymasach, opactwach, starostwach, poszukiwaniu kruszców w Polsce, praktyce gospodarskiej i t. d. Podając „prognostyki astrologiczne z gwiazd wyrozumiane,“ Duńczewski broni „astrologii naturalnej“ i pisze przeciwko kalendarzom, które z astrologją zerwały. Słuszny jest podług niego podział planet na niewieście, jak księżyc i Wenus, i męskie, jak Saturn i Mars, „albowiem niewiasty więcej partycypują z humorów jeszcze w żywocie macierzyńskim; mężczyźni zaś nie tak, według afercyi medyków. Zatem księżyc i Wenera jest humory sprawująca, nietylko na świecie ale i w człowieku, jako planetowie wilgotni... zowią się niewieściemi; Saturnus zaś z Marsem, iż pierwszy jest suchy i zimny, drugi suchy i gorący, zowią się męskiemi. Później odpowiadał znowu Duńczewski artykułem polemicznym, wymierzonym przeciwko Łazowskiemu, który astrologów nazwał szalbierzami i oskarżał, że bałamucą prostaków. O kropkach białych na paznogciach u ręki rozpisuje się co znaczą na każdym palcu, a jednocześnie drwi z przesądów niewieścich, „których sam szatan na wołowej skórze nie spisałby wszystkich.“ W czary oczywiście Duńczewski wierzy i podaje przeciwko nim różne remedja, np. podkurzanie oczarowanego zębem nieboszczyka, włożenie mu w jego prawy but ekskrementu czarownicy. Są to środki podane już na 2 wieki pierwej w książce francuskiej Pedemontana, tłómaczonej w XVII w. przez Śleszkowskiego na język polski i szerzącej jeszcze w XVIII w. za pomocą kalendarzy Duńczewskiego stare francuskie zabobony wśród ludu nad Wisłą. Rutyna prognostykarska była tak zakorzeniona w Krakowie, że gdy Jan Śniadecki z obowiązku, jako profesor matematyki w akademii krakowskiej, układając w r. 1775 kalendarz, chciał zamiast „prognostyka“ dać „domysł astrologiczny,“ napotkało to na opór. Pokuszenia reformatorskie Śniadeckiego znachodziły jednak poparcie w publicystyce polskiej, która prognostyki potępiała surowo. „Monitor“ z 20 sierpnia 1766 r. opowiada z dowcipem o zatargu powstałym pomiędzy ojcem panny a jej narzeczonym z tego powodu, że dzień, naznaczony przez ojca na wesele jako w jego kalendarzu do zaślubin szczęśliwy, był w kalendarzu kawalera oznaczony jako najgorszy. Po zreformowaniu akademii krakowskiej, prognostykarstwo znika z kalendarzy zupełnie. Oprócz pijarskiej „Kolędy warszawskiej“ zmienionej od r. 1788 na „Kalendarzyk polityczny,“ wychodziła w ostatnich latach XVIII wieku znaczna liczba kalendarzy nakładem księgarzy i zgromadzeń zakonnych. Gröll wydawał w Warszawie od r. 1771 do 1794 „Kalendarz polityczny dla Królestwa Polskiego i Wiel. ks. litew.“ Oprócz powyższego wychodziły w Warszawie nakładem księgarzy kalendarze: „gospodarskie,“ „ekonomiczne,“ „nowe,“ „krajowe i zagraniczne,“ „narodowe i obce,“ „amerykańskie,“ „dokładne,“ „ciągłe,“ „zabawiające,“ „ciekawe,“ „użyteczne,“ „kieszonkowe,“ „maleńkie“, „memorjaliki“ i wiele innych. W drugiej połowie XVIII w. wychodziły kalendarze polskie we Lwowie, Łowiczu (Kalendarz polityczny na r. 1775), Przemyślu, Supraślu, Mohilowie (białoruskim), Połocku, najsystematyczniej jednak w Berdyczowie i Grodnie. Berdyczowski wydawany był przez miejscowych OO. Karmelitów. „Kalendarz grodzieński“ począł wydawać w r. 1776 ksiądz Karol Malinowski i zaszczytnie odznaczył się w nim polemiką w sprawie głośnych wówczas przepowiedni Zichena, superintendenta związku ewangelickiego Zellerfeldzkiego, który zapowiadał wielkie trzęsienie ziemi, mające od r. 1783 do 1786 rozerwać Europę na dwoje. Przepowiednie superintendenta napełniły całą Europę panicznym przestrachem, który dosięgnął i do Polski, tembardziej, że dziwnym trafem d. 22 sierpnia 1785 r. o godzinie 7 rano miało miejsce trzęsienie ziemi w krakowskiem a w nocy z 26 na 27 lutego 1786 r. powtórzyło się na Podgórzu, Śląsku górnym i Morawie. Wówczas to dla uspokojenia umysłów „Kalendarz grodzieński“ wystąpił z polemiką przeciw supraskiemu. Po podziale Polski, w każdej z trzech części wychodziły kalendarze zastosowane do nowych potrzeb kraju, a liczba miejscowości ich druku znacznie wzrosła. W kalendarzach polskich odzwierciedla się do pewnego stopnia stan umysłowości społecznej w czterech wiekach, kalendarz bowiem służy do popularyzowania wiedzy z dziedzin przeróżnych i podobnie jak książka do nabożeństwa wciska się do sfer, gdzie dostęp dla słowa drukowanego był najtrudniejszy. Kalendarze w XVIII w. — powiada Wł. Smoleński — zażegnywały trwogę, jaką szerzyły w społeczeństwie tradycje astrologiczne, przyczyniały się do tępienia przesądów i odegrały rolę nie małą w procesie krzewienia oświaty śród mas. Do dziejów też naszej cywilizacyi byłby bardzo pożądany kompletny zbiór prognostyków i kalendarzy z czterech stuleci. Już Jerzy Samuel Bandtkie w r. 1815 do zbierania kalendarzy zachęcał. Ale, niestety, żaden z naszych zamożnych bibljomanów nie zabrał się do tego energicznie. Podobno Cyprjan Walewski zgromadził sporą liczbę kalendarzy w bibljotece, którą ofiarował Akademii Umiejęt. do Krakowa. Wielki zbiór posiada Bibljoteka jagielloń. Prof. Józef Przyborowski przez lat 25 bibliotekarz w bibljotece ordynacyi Zamojskich, tak pisze o tym zbiorze, w który dużo włożył pracy: „Jedna z bibljotek zebrała 1,400, wyraźnie tysiąc czterysta polskich kalendarzów. Prawda, że połowa tego zbioru pochodzi z XIX w., ale i dawniejsza połowa nie ogranicza się na wieku XVIII. Są tam kalendarze polskie z panowania Zygmunta Augusta, a od r. 1601 niewiele lat nie ma swego przedstawiciela. Bywa ich nawet po kilka z jednego roku, jak np. 6 różnych na r. 1651, a mianowicie: Adama Rózgi, Mateusza Orlińskiego, Damiana Pajeckiego, Sebastjana Stryjewicza, Macieja Kazim. Tretera i Mikołaja Żórawskiego. Wartość niektórych kalendarzów podnoszą notaty rękopiśmienne, które w nich często napotykamy. Jakże miło odczytywać w kalendarzyku na r. 1683 zapisywane dzień po dniu ręką króla Jana III szczegóły o zdrowiu i humorze królowej Marysieńki, albo o przygotowaniach na wyprawę wiedeńską.“ O kalendarzach polskich pisali: Bandtkie w „Historyi drukarń krakowskich,“ Lelewel w „księgach bibljograficznych,“ Siarczyński w „Świątniku lwowskim“ (r. 1829), Sobieszczański w „Kalendarzu powsz. warsz.“ na r. 1847 i 28 tomowej „Encykl. powsz.“ Orgelbranda. Najgruntowniejszą zaś i najobszerniejszą rozprawę (z której tu wiele korzystaliśmy) pomieścił Władysław Smoleński w „Ateneum“ p. n. „Kalendarze w Polsce wieku XVIII — Przyczynek do dziejów oświaty w Polsce.“ Wyrażenie przysłowiowe „koncept z kalendarza“ wzięło początek od czasów Duńczewskiego, który zaczął pomieszczać niekiedy w swoich kalendarzach nie zawsze dowcipne wiersze i żarty. Jako dopełnienie do artykułu o Kalendarzu w dawnej Polsce podajemy tu cały ustęp skreślony w tym przedmiocie dla Encykl. Starop. przez p. Jana Kochanowskiego: „Wstępując na schyłku X wieku w sferę cywilizacyi zachodniej, zaczęło Państwo Polskie przyjmować stopniowo te urządzenia publiczne, które na Zachodzie, zwłaszcza u Niemców, wywalczyły sobie prawo obywatelstwa. Kalendarz, jako tako zorganizowany, spłynął wszelako na kraj nasz i rozpowszechnił się w nim szerzej, nie wcześniej, niż w dobie radykalnej recepcyi urządzeń kancelaryjnych papiesko-cesarskich, t. j. w drugiej połowie XIII wieku. Dwór Przemysława, ks. wielkopolskiego, był pod tym względem pierwszem ogniskiem poważniejszem w Polsce. Zachodni (juljański) kalendarz ówczesny posiadał tenże sam zrąb zasadniczy, wyrobiony w praktyce i skrystalizowany, jakim posiłkowała się niegdyś kancelarja Ottonów Saskich, współczesnych pierwszemu, historycznemu zetknięciu się Polski z Europą. Zrąb ten opierał się na ścisłem ujęciu w rachunek astronomiczny juljański całorocznego szeregu 365-ciu, a względnie 366-ciu dni, z których każdy poświęcony był przez Kościół jego świętom lub świętym. Wobec tego nazwy miesięcy i dni ustąpiły w kalendarzowej praktyce średniowiecznej, nomenklaturze kościelnej, nie znającej „świeckiego“ stycznia, ni lutego i t. d.; poniedziałku, ni wtorku i t. d., jeno oktawy świąt ruchomych (np. datum... in octava Pentecosten) i nieruchomych (np. d... in octava Nativitatis Domini), święta same (np. d... ipsa die Circumcisionis Domini) i ich wigilje (np. d... in vigilia Epiphaniae), niedziele (dominica [dies]), oznaczane inicjałami właściwych Ewangelii (np. d... dominica Esto michi), wreszcie w poniedziałki (feria secunda), wtorki (feria tertio), środy (feria quarta), czwartki (feria quinta), piątki (feria sexta) i soboty (sabbatum), ale jedynie niemal z dodatkiem: przed (ante), lub: po (post) najbliższem święcie (np. d... feria tertia ante, lub post [festum] Johannis Baptistae). Ponieważ każdy dzień poświęcony był przez Kościół Świętu, lub świętemu, a święty, czczony ze szczególnem nabożeństwem w danej okolicy, ustępował nieraz gdzieindziej popularności tej innemu świętemu, przeto część pięćdziesięciu św. Janów np., czczona na południu i nadająca tamże miano różnym dniom w roku, mogła była nie być popularną, a nawet znaną na północy i — odwrotnie. Poza tym względem, powodującym w praktyce partykularyzację kalendarza juljańsko-chrześcijańskiego w zakresie drobniejszych świąt stałych, istniała nadto w tym kalendarzu sfera świąt ruchomych, uwarunkowanych, podobnie jak i dzisiaj, przez Święta Wielkanocne, przypadające, jak wiadomo, pomiędzy d. 22 marca i 25 kwietnia, w miarę wahającego się corocznie terminu pierwszej pełni księżyca po równonocy wiosennej. Wprawdzie ruchome terminy tych świąt przeszły i do kalendarza gregorjańskiego; dziś jednak liczba dnia i miesiąca, a nie święto stanowi o dacie. Wobec średniowiecznej daty ruchomej zrozumieć łatwo, że kraje, dalej od ognisk cywilizacyi położone, jak np. Polska, nie były w stanie, zwłaszcza w pierwotnej dobie swego rozwoju, śledzić dokładnie i z należytem zrozumieniem rzeczy za tym rachunkiem skomplikowanym. Duchowieństwo polskie zaopatrywało się wprawdzie zwolna w t. z. tablice paschalne, określające termin Świąt Wielkanocnych, a za nimi i innych świąt ruchomych w różnych latach, ale tablice te, przywożone z Zachodu, stanowiły dość długo klejnot zbyt mało rozpowszechniony, aby ogólnie miejsce kalendarzy dzisiejszych zastępować mogły. Wynikająca stąd konieczność rachunku pamięciowego prowadzić musiała do omyłek, zwłaszcza w datowaniu dokumentów mniejszej wagi, sporządzanych na partykularzu. Ponieważ jednak spisywanie aktów, należące u nas przed XII stuleciem do fenomenów, w XII — do rzadkości, a w XIII — do zdarzeń niezbyt jeszcze częstych, rozwinęło się szeroko dopiero w wieku XIV, zwłaszcza w drugiej jego połowie, kiedy na straży ścisłego kalendarza stały zorganizowane już djecezje i parafje, przeto dawniejszy brak umiejętności datowania nie mógł w szczupłych ramach praktyki odbić się szerzej. Tam, gdzie umiano pisać, umiano też przeważnie orjentować się i w kalendarzu. Orjentację tę ułatwiła jednak ostatecznie dopiero praktyka kalendarza gregorjańskiego, którego ustanowienie zeszło się z dobą szerszego rozwoju prądów świeckich. Daty, wyrażane ongi za pomocą nazwy miesiąca i liczby dnia (np. d... Sabbato, die 10-a mensis Decembris) niesłychanie rzadko, nawet w połączeniu ze wzmianką o właściwem święcie, utarły się ogólnie dopiero w ciągu doby nowożytnej. Do szczególności kalendarza juljańskiego, używanych zrzadka i w Polsce nawet w okresie gregorjańskim, należał instytut t. zw. „indyktu“ (indictio = zapowiedź, połączona z nakazem), sztucznej reminiscencyi okresów podatkowych rzymskich. Kładąc datę roku, podawali niekiedy notarjusze, sporządzający akt urzędowy, także i datę indyktu, zazwyczaj papieskiego, rozpoczynającego się d. 1 stycznia. Był to pleonazm, mogący służyć w praktyce do sprawdzenia, czy w podanej dacie roku nie zaszła pomyłka. Datę indyktu wynajdywano, dzieląc liczbę, wyrażającą „rok bieżący“ przez 15 i dodając do pozostałej reszty liczbę trzech lat, jakie wpłynąć miały od Narodzenia Chrystusa do chwili rozpoczęcia pierwszego indyktu. Gdyby więc o roku bieżącym, 1901-ym, wzmiankował wykwalifikowany notarjusz średniowieczny, czy późniejszy, napisałby: Anno Dni MCMI0, indictionis vero XIV0. W granicach dawnej Rzeczypospolitej Polskiej data indyktu spopularyzowała się najbardziej na Rusi, gdzie jednak używano przeważnie indyktu bizantyjskiego, rozpoczynającego się z d. 1 września.“ J. K. Kochanowski. — Po słowach, skreślonych dziś piórem uczonego znawcy, pozwolimy sobie przytoczyć jeszcze notatkę prostego palestranta starej daty, napisaną w XVIII w. „Dla pamięci młodszym, gdy czytać będą w kancelarjach lub ekstraktach ferie, których teraz nie zapisują tylko dnie.“ Notatka informacyjna staruszka brzmi jak następuje: „Na niedziel 3 przed Zapusty pisała się niedziela 1-sza Septuagesima, a poniedziałek — feria 2-da, wtorek — feria 3-a, środa — feria 4-a, czwartek — feria 5-a, piątek — feria 6-a, a sobota sobotą. Niedziela 2-ga, — post Dominicam Sexagesima. Niedziela 3-cia — post Dominicam quinquagesima. Wymieniało się zatem, która feria i po której niedzieli. A gdy Zapusty minęły, pisał się dzień popielcowy i przez cały post aż do Wielkiejnocy niedziele podług liter C. J. R. O. L. J. P. Litera C znaczy Cineres. Jeżeli w sam dzień popielcowy, to ipso die Ciner, a że popielec zawsze bywa we środę, więc pisało się: Feria 4-a ipso die Cineris, a w czwartek pisało się: Feria 5-a post Cineres i tak dali. Po popielcu Wstępna niedziela postu zaczyna się po łac. od litery J, zatem poniedziałek pisał się: Feria 2-a post Dominica Invocavit Quadragesimalem. Niedziela 2-ga postu pisała się: post Dominicam Remon... Quadragesimalem; 3-a pisała się: post Dominica Oculi feria... quadragesimalem; 4-a Lelare quadragesimalem; 5-a Judica quadrag..., 6-a Palmarie quadrag... Poniedziałek wielkanocny pisał się: Feria 2-a post festa solenia Pascha. Gdy już Wielkanoc minęła, niedziele nazywały się: 1-a Conductus Paschae, 2-a Misericordiae, 3-a Jubilate, 4-a Cantate, 5-a Rogationis, 6-a Exaudi i oznaczały się podług tych nazw literami C, M, J, C, R, E aż do Zielonych Świątek i po każdej niedzieli, która feria. A po Świątkach liczyły się porządkiem niedziele i dalej, jak święta różne następowały.“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Gloger.