Encyklopedia staropolska/Muzyka i narzędzia muzyczne

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Gloger
Tytuł Encyklopedia staropolska (tom III)
Indeks stron


Muzyka i narzędzia muzyczne. Muzyka jako sztuka i jej dzieje w Polsce nie wchodzi w zakres niniejszej Encyklopedyi, musimy się zatem ograniczyć do wiadomości o zamiłowaniu muzyki i o narzędziach muzycznych. Pisarz arabski Al-Becri, piszący o Polsce i Słowianach w wieku X i XI, powiada, że mają różne instrumenta muzyczne ze strunami i dęte, że „mają jeden dęty, którego długość przechodzi 2 łokcie (ob. Ligawka, Enc. Star., t. III, str. 145) i drugi z 8-miu strunami, płaski a niewypukły“. W dobie Piastów pan możny, wracając do swego zamku z dalekiej wyprawy, wjeżdżał z dobytym mieczem przy odgłosie kotłów poprzedzany przez muzykantów, grających na lutniach (Gallus). Władysław, książę kaliski, syn Odona, wnuk Mieszka Starego, obdarzył włościami r. 1235 Jurka, nadwornego swego śpiewaka. Był zwyczaj, że biesiadnicy przyśpiewywali grającej kapeli, co przechowało się do naszych czasów, zwłaszcza na weselach ludu wiejskiego. Najmilszą z zabaw duchowieństwa polskiego, średniowiecznych biskupów polskich, była muzyka i śpiewki, zarówno religijne, jak światowe. Szli oni w tem za przykładem duchowieństwa krajów zachodnich, gdzie wśród trubadurów francuskich i pieśniarzy niemieckich często bywali księża. U nas Jan Łodzia, biskup poznański (zmarły r. 1346), który wiele pieśni kościelnych, dotąd śpiewanych w Polsce, ułożył, nie znał chwil szczęśliwszych nad owe, gdy sobie doma gwoli wesołości na cytarze przygrywał. Arcybiskup gnieźnieński Mikołaj, lubiący także cytarę, rozkoszował się w gwarnym „luteń, trąb, piszczałek i reszty gędziebnych narzędzi chórze“ (Długosz). Nawet godnością opata udostojniony kantor klasztoru Żegańskiego wracał rad do pulpitu na chórze, i na organach przygrywając, wesołe często piosnki w kole zebranych zakonników śpiewał. Wielu biskupów składało łacińskie do śpiewu rymy. Celował w tem osobliwie biskup wrocławski Konrad. Biskup poznański Stan. Ciołek tylko swojej poetyce podkanclerstwo zawdzięczał. Chcąc zażyć rozrywki, Anna Giedyminówna, żona Kazimierza Wielk. (zmarła r. 1339), przechadzała się pieszo, a przed nią szła grając „muzyka dobrana“ czyli kapela (Długosz). Aleksandra Olgierdówna, siostra rodzona Jagiełły, poślubiona Ziemowitowi, ks. mazowieckiemu, przyjeżdżając często do Krakowa na dwór brata, woziła z sobą flecistów nadwornych. Już w XIV w. śpiewaka kościelnego czyli organistę zwano w Polsce z włoska rybałtem. Długosz, opisując wjazd Zygmunta, króla rzymskiego, do Łucka r. 1429, powiada: „brzmiały przytem trąby i inne narzędzia muzyczne“. Na dworze Jagiełły zwierzchnikiem kapeli (magister capellae) był Jan Śledź herbu Doliwa, późniejszy biskup przemyski. W skład kapeli nadwornej tego króla wchodzili i Żydzi. Za Warneńczyka roku 1440 kapela nadworna królewska wyjęta została z pod sądu miejskiego, a przypisana do starościńskiego. Kapeli nadwornej kr. Aleksandra Jagiellończyka przywodzi Rusin Czuryłło. Kapelom nadwornym Zygmunta I, Zygmunta Augusta i Zygmunta III przywodzą: Jurko Jazwicz, Sówka, Krzysztof. Mieli kapele swoje wojewodowie, biskupi, kasztelani. Posyłano chłopców (z Dubna) na naukę muzyki dętej do Brzegu na Śląsk, dla gry na lutni do Włoch. Muzyka tak była w Polsce ulubioną, że gdy pytano utratnego, co będzie robił, wszystko straciwszy, odrzekł, że będzie żył z gry na lutni. Górnicki jednak powiada, że „nasza szlachta rzadko grywa na skrzypicach i na piszczałkach“. Żacy szkolni zarabiali na życie i łaskę u panów i królów śpiewem i grą na lutni. W r. 1543 król Zygmunt I, miłując muzykę kościelną, postanowił przy kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu collegium rorantystów z proboszcza, 9 prebendarzy, muzyków, artystów i kleryka przez panującego mianowanych złożone, z obowiązkiem śpiewania codzień na głosy arte praenobili Italiana mszy Rorate, a gdy wypada anniwersarzów. W archiwum tej kaplicy są na ten instytut oryginalne przywileje monarsze od Zygmunta I, aż do Stanisława Augusta. Pierwszy proboszcz i dyrektor tych śpiewaków był X. Mikołaj z Poznania, Czech rodem, od d. 31 maja 1543, a pierwsza msza śpiewana była d. 19 sierpnia tegoż roku. Pawiński powiada, że „wrażliwość na rytm muzyczny, na dźwięk melodyi, to niemal rys znamienny dziedziczny wszystkich Jagiellonów“. Jak wiadomo, Jagiełło nabawił się śmiertelnej choroby, kiedy mimo zimna kwietniowej nocy poszedł do lasu dla słuchania słowika. Wnuk jego królewicz Zygmunt I podczas siesty poobiedniej, rzadko drzemki używając, przysłuchuje się z upodobaniem, z lubością elegijnym lub wesołym dźwiękom i głosom fletu, harfy, lutni lub gęślarza. Gdy wędrowny harfiarz „pieśń o miłości“ zanuci, albo nadworny lutnista Czuryłło, stary pieśniarz, po rusku o Litwie zaśpiewa, gdy Cyganie na cytarach uderzą w smętną strunę, to Zygmunt się rozpływa w zadowoleniu, kołysany przez harmonijne fale w spokojnej zadumie. W każdej podróży towarzyszą mu lutniści i bębniści, a zwłaszcza nieodstępny „Czuryłko“. Gdy pojechał do Krakowa odwiedzić panującego brata i wyprawiał bankiet, stary lutnista Marek grał na klawicymbałach, rozweselając gości, a współzawodniczył z nim mistrz biegły w swej sztuce i ulubiony wtedy Wirowski. Tego ostatniego gry na klawicymbale najmilej słuchał Zygmunt I. Był to bowiem artysta niepospolity i sławny na owe czasy. Dwa dukaty dawał mu królewicz za jedno posiedzenie, wtedy gdy stary organista, który na takim samym grał instrumencie, brał tylko 3 lub 4 grosze (srebrne). Ponieważ możni panowie i biskupi trzymali różnych muzykantów na swych dworach i z nimi jeździli, więc i w Krakowie często gęsto przewijali się ich śpiewacy, trębacze, piszczkowie i inni, włócząc się od domu do domu. Nawiedzali więc i królewicza śpiewacy niemieccy pana Górskiego, lutniści biskupa płockiego, harfiarze ks. kardynała, gęślarze królewscy, wreszcie i muzykanci miejscy, a było ich 14, przed domem grywali. Co zaś do żaków szkolnych, którzy śpiewem pragnęli rozkwilać serce królewicza, to tych bez liku rano, w południe i wieczorem przychodziło. Na Nowy rok winszowali muzyką fletniści króla Aleksandra i trębacze księcia Konrada mazowieckiego. Zygmunt kupuje w Budzyniu na Węgrzech za 24 dukaty instrument muzyczny virginalis. Śpiewacy, lutniści, gęślarze polscy i z obczyzny sprowadzani stanowili przy dworze nieodzowne otoczenie. Rej wyraża się, że: „wrzeszczał kozi róg za uchem, tłuczono w bęben by w pudło, aż we łbie trzeszczało“. Krzykliwe były kornety i fujary, głośne sztorty, szałamaje, pomorty, regał, skrzypice, puzany. Cicha muzyka nazywała się gędźbą, gędzeniem. Należały do niej lutnie, arfy, padwany, szczebiotliwe flety, wykwintne mutety. Bandury używano do skocznych tańców. Ussarze polscy w XVI w. mieli muzykę wojskową, z instrumentów dętych złożoną. Piechota miała bębny. Henryk Walezjusz, wjeżdżając do Krakowa, poprzedzany był przez jego chorągiew szwajcarską, przed którą szedł piszczek, grający na piszczałce, i bębenista na bębnie. Jan Kochanowski wspomina często muzykę, lutnię, tańce, pieśni jako właściwości wszystkich biesiad, zabaw towarzyskich i codziennego życia w Polsce. Zabawianie przyjaciół lutnią albo pieśniami nazywa wieszcz czarnoleski zwyczajem z dawnych czasów przekazanym. Gdy szlachcic przyjechał do szlachcica, albo mu grano na lutence, albo śpiewano piosnki, albo proszono gościa, żeby się przysiadł do muzyki, panny na kościanych lutniach przygrywały. Dom Stanisława Górki, wojewody poznańskiego (zmarłego r. 1593), nazywano domem godów i muzyki. Z muzyków słyną: Walenty Greff Bakfark, wydawca zbioru utworów na lutnię r. 1565 (ob. Enc. Starop. t. I, str. 98), Wacław z Szamotuł, Sebastjan z Fulsztyna. Jerzy Liban ze Śląska, za Zygmunta I jest profesorem muzyki w uniwersytecie krakowskim. Istnieje także w Krakowie cech muzyków. Mikołaj Gomółka wsławił się ułożeniem wydanych r. 1580 pięknych melodyi do psałterza Jana Kochanowskiego i wielu śpiewów kościelnych. Diomedes Caton (anonim), słynny śpiewak, lutnista i kompozytor, przybył do Polski z Wenecyi z dworem Stanisława Kostki, podskarbiego ziem pruskich. Przeszedłszy do kapeli kr. Zygm. III, wydał w Krakowie nuty, tabulaturę na lutnię do rytmów Stan. Grochowskiego (r. 1606) i do „Pieśni o św. Stanisławie, patronie Polski“ (r. 1607). Pisał nader lubione tańce i pieśni. Podobno ułożył muzykę do pieśni o św. Kazimierzu (Omni die, dic Mariae). Bésard podał 8 jego sztuk na lutnię p. t. Chorae Polonicae, 4 fantazje na lutnię, 2 melodje i 4 galiardy. Szymon z Piątka, wikary katedry krakowskiej, słynny z biegłości w muzyce, ułożył i pięknym głosem wykonał na ślub Zygmunta III śpiew kościelny o Duchu św. W śpiewach był pewien stały stosunek głosów. Jan Kochanowski podaje taki zbiór: 5 basów, 12 dyszkantów, 6 altów, 8 tenorów, 12 wagantów. Nadworna kapela Stanisława Lubomirskiego, wojewody krak., składała się z 27 muzyków i śpiewaków. W XVII w. słynie Orland z gry na wioli, Balcerek ze śpiewu (ob. Encykl. Star. t. I, str. 98), Buski Polak układa pierwszy muzykę do pieśni religijnych litewskich i łotyskich. Jarzemski, muzyk kr. Władysława IV, wychwala stały teatr z maszynerją na zamku warszawskim. Muzykę wojenną składały instrumenta: trąby, bębny, kotły, kornety, krzywuły, oboje, fujary, surmy, pomorty, brzękadła, dzwonki i t. d. Brückner nazwę fujary i multanki wywodzi z języka rumuńskiego (po rumuńsku fujara: flueru). Lud polski najlepiej lubił skrzypice, dudy i bęben z brzękadłami. Żaczkowie lubili drumlę, pasterze piszczałkę, Żydzi cymbałki. O instrumentach najpopularniejszych w Polsce XVII-go wieku mówi nam następująca owoczesna kolęda:[1]

Anieli się w niebie cieszą,
Pasterze do szopy spieszą, hej nam, hej!
Opuścili swe bydlęta
A pobrali instrumenta, hej nam, hej!
Do Betlejem gdy przybiegli,
Szopę z wszystkich stron oblegli, hej nam, hej!
Poustawiali się w szyki
I wzięli się do muzyki, hej nam, hej!
Stach najpierwszy na swym Rogu
Rozpoczął rżnąć chwałę Bogu, hej nam, hej!
Wach na Lirze rzeźko gmyrze,
Jacek Krupa w Drumlę chrupa, hej nam, hej!
Janusz bzdurzy na Bandurze,
Sobek sobie w Kobzę skrobie, hej nam, hej!
Wojtek ryczy na Basicy,
Knapik wali na Regali, hej nam, hej!
Wawrzko chełce na Surmeczce,
Kuba Łyczek złamał smyczek, hej nam, hej!
Stasiek z Dębni w Kotły bębni,
Fabijanek trąbi w dzbanek, hej nam, hej!
Kurantów z konwic dobywa,
Temu, owemu nalewa, hej nam, hej!
Tomek doi na Oboi,
Kopet kraje w Szałamaje, hej nam, hej!
Filip plecie na Kornecie,
Kryś bełkoce na Fagocie, hej nam, hej!
Arfy z sobą nie przynieśli,
Naprawić ją dali cieśli, hej nam, hej!
Z Tub-maryną Bartek prostak,
Idąc przez wieś, w karczmie został, hej nam, hej!

Zimorowicz w 8-mej sielance wspomina „włoskie skrzypice, serby i cymbały dęte, fujary wystrugane, kornety nagięte.“ W rodzinach bogatszych mieszczan lwowskich (np. u Alembeków) spotykamy w owych czasach: lutnie, pozytywy i klawikordy (Wł. Łozińskiego „Patrycjat lwowski“ wyd. 2-gie, str. 242 i 247). Archilutnia był to instrument podobny do lutni, używany w wieku XVII. Gandziary używali Cyganie. (Ks. Surowiecki wydał około r. 1800 broszurę polemiczną p. t. „Cygan z gandziarą prawdy“). Surma, rodzaj trąbki tureckiej, w Polsce upowszechniona, po turecku zwana surna. Grający na surmie zwał się po polsku surmarz, po turecku surnadży. Brzękadełka — były to narzędzia do wybijania taktu w kapeli janczarskiej. Bandura, bandurka, rodzaj lutni o strunach mosiężnych z krótką szyją czyli gryfem. Słynęli w Polsce bandurzyści kozaccy, którzy, tańcząc i śpiewając, przygrywali na bandurce. Teorban był ulubionem narzędziem na dworach szlachty, która utrzymywała stałych teorbanistów i sama chętnie w chwilach odpoczynku na teorbanach grywała. Teorban był rodzajem gitary, w kształcie przekrojonej gruszki, o długim gryfie i 33 strunach. Do grania zawieszał się na taśmie przez ramię, a śpiewający przybierał postawę stojącą i ruchami całej postaci odpowiadał treści i uczuciom, które pieśń jego wyrażała. Polacy upowszechnili teorban na Ukrainie, gdzie znalazł on usposobionych do gry na nim bandurzystów i najdłużej pozostawał w użyciu. Na dworze Rzewuskich i Sanguszków znaną była przez kilka pokoleń w ostatnich czasach rodzina teorbanisty Widorta. W przeszłości spotykamy często wzmianki o dudach, gęśli, klawicymbałach i tołumbasach. Tołumbas był to wielki bęben tureckiej czyli janczarskiej muzyki, uderzany z góry pałką do oznaczania taktu i główniejszych rytmów, gdy bęben wojskowy szybko werblował. Komuż wreszcie, gdy mowa o instrumentach, nie przypomni się wiersz z „Pana Tadeusza“:

„Patrz, stoi cymbalista, skrzypek i kozice
..................
Skrzypek u sukni zakasał rękawek,
Ścisnął gryf krzepko, oparł brodę o podstawek
I smyk jak konia w zawód puścił po skrzypicy.
Na to hasło stojący obok kobeźnicy,
Jak gdyby w skrzydła bijąc, częstym ramion ruchem
Dmą w miechy i oblicza wypełniają duchem“.

Już o gędźbie pisaliśmy dawniej, że wyraz ten w dawnej polszczyźnie oznaczał muzykę pokojową, t. j. do śpiewu, tańca i zabawienia gości służącą. Lud wiejski w niektórych okolicach używa dotąd tego wyrazu. Instrumenta muzyczne w XVI w. nazwane u Mączyńskiego „Gędziebne naczynie“, a w tłómaczeniu Krescencjusza na język polski „Gędzieckie naczynia“. Niektóre wiadomości o dawnych instrumentach gędziebnych znajdują się w słowniku Lindego (np. pod wyr. Dzinga), w dziele Łuk. Gołębiowskiego „Gry i zabawy“ na str. 191, i od 213 do 221, oraz od 234 do 241, w 28-tomowej Enc. powsz. Orgelbrandów pod wyrazami: Dudy, Gęśl, Klawicymbał i Klawikord, Kobza, Piszczałka, Polska muzyka, Siposz, Szałamaje, Teorbaniści i Tołombas, w dziele Jul. Kołaczkowskiego: „Wiadomości, tyczące się przemysłu i sztuki w dawnej Polsce“, w rozdziale „Instrumenta muzyczne“ str. 215 i w naszej Encyklopedyi pod wyrazami: Archilutnia, Bandura, Cymbałki, Drumla, Dudy, Gandziara, Gędźba, Gęśl, Janczarska kapela, Ligawka, Teorban i t. d.




  1. Przypis własny Wikiźródeł Inna wersja tej kolędy: Hej! hej! hej! Weselmy się





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Gloger.