Encyklopedia staropolska/Ogrody i sady
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Encyklopedia staropolska (tom III) |
Indeks stron |
Ogrody i sady. „Ogrodem“ albo „zagrodą“ nazywano miejsce ogrodzone, w którem zasiewano warzywa a ze zbóż zwykle jęczmień, rzadko dawniej w polu uprawiany. Część ogrodu zasadzona drzewami owocowemi nazywała się „sadem“. W najstarszych pieśniach polskich przez lud dochowanych znajdujemy wzmianki o jabłoniach i o sadach wiśniowych, rzadko o gruszach a nigdy o śliwach. Jedną pieśń o dwuch braciach wędrujących z siostrą, którzy napotkali jabłoń okrytą jabłkami, zapisał Smojlar u Łużycan w Saksonii a Gloger na Podlasiu pod Tykocinem (ob. „Pieśni ludu“ zebrał Z. Gloger, Kraków, 1892 r., str. 211, nr. 99). Już sam ten fakt, że Łużyce odgrodzone są od kilku wieków ludnością niemiecką od ludu polskiego i że lud ten nigdzie więcej nie dochował tej pieśni, przemawia za jej głęboką starożytnością, aczkolwiek starożytność ta mogła nie znać jeszcze jabłoni sadzonych i szczepionych. Mamy wzmianki historyczne, że w graniczącej z Polską Morawii za Rościsława w IX w. Niemcy, wojując z nim, wycinali drzewa owocowe, a więc musiały tam istnieć i sady. Toż samo należy przypuszczać i o Pomorzu nadbaltyckiem, skoro opowiadający tam wiarę chrześcijańską św. Otto w XII w. zastał u Pomorzan wielkie drzewa orzechowe. Jeżeli zatem były w owych wiekach sady owocowe w Morawii i na Pomorzu, to były niewątpliwie i w rozciągającej się pomiędzy temi dwoma krainami Polsce, która w licznych i obszernych cmentarzyskach pogańskich posiada ślady najgęstszego w starej Słowiańszczyźnie zaludnienia. Zakonnicy sprowadzeni do Polski od końca X w. przynosili z sobą z zachodu i południa Europy rozmaite gatunki drzew owocowych, że wspomnimy tu tylko o jabłkach zwanych Daportami czy Oportami, które od r. 1175 upowszechniły się w całej Polsce (ob. w Encyklopedyi niniejszej Oporty). W sadzie św. Jadwigi wspominane są wiśnie, w ogrodach książęcych wyborne jabłka, które bogobojne panie same roznosiły dla chorych po szpitalach. Ilekroć kronikarze mówią o zakładaniu klasztorów, wzmiankują zwykle i to, że były przy nich ogrody. Długosz chwali Jarosława Skotnickiego, obranego arcybiskupem gnieźnieńskim w r. 1342, jako sławnego z zakładania miast i ogrodów. O Wawrzyńcu, biskupie wrocławskim, powiada, że z ustawicznego róż wąchania popadł w chorobę, z której wyleczyć się nie mógł i umarł w r. 1232. O roku 1364 historyk ten mówi, że pamiętny był w Polsce niesłychaną srogością zimy, skutkiem której wiele drzew owocowych wymarzło i poschło. Z powodu śmierci Kazimierza W. (w r. 1370) nadmienia, że król będąc już chory, „nadużywał owoców“. O epoce powyższej pisze Szajnocha, że pracując nad przerzedzeniem drzew leśnych, zaszczepiano troskliwie owocowe. Cała Małopolska napełniała się wonnymi sady. W strzeżonych tam statutami ogrodach (Vol. leg. I, f. 35 i Bandtkie Jus. P. str. 86) kwitnęły wiśnie, śliwy, jabłonie (Liber benefic. Długosza). Stare grusze służyły zwyczajnie za znaki graniczne (Rzyszczewskiego Cod. dypl. t. II, 445). W tychże czasach weszło w zwyczaj szczepienie winnic, którym przepowiadano świetną przyszłość, nie oceniając należycie warunków klimatycznych. Gdy te, które zaprowadził w Czechach mąż wnuczki Kazimierza Wiel., cesarz Karol IV, przyjęły się szczęśliwie, przypuszczano, że Polska od czasów Kazimierza Wiel. stanie się nietylko „murowanym“, lecz i winogradowym krajem. We wszystkich zakątkach ówczesnej Polski: na Śląsku, około Pyzdr, Kalisza, Torunia, Uniejowa, Melsztyna, Wyszogrodu, Sandomierza, sadzono szczepy winne. Ślady piastowskich i jagiellońskich winnic przechowały się do naszych czasów w nazwach miejscowości. W samem Królestwie Pols. mamy 7 wsi z nazwą Winiary, 5 wsi z nazwą Winnica, oraz Winna, Winna góra, Winne, Winiarki, Winniczka i Winniki. Kto uprawą wina parać się nie chciał, pracował w gęstych onego czasu chmielnikach, około rośliny piwnej. W rozkosznych sadach między Wisłą i Odrą kwitnęły róże po dwa razy do roku (Sommersberg t. II, str. 93). Tłustą ziemię proszowską ceniono później nad bryłki ziemi świętej (Sarnicki Descriptio Pol.). Winnice są w Poznaniu 1493 r. i w Sandomierzu. Zważano na gatunki drzew przy szkodzie zrobionej. Np. w r. 1460 wymienione są: brzosty, dęby, wierzby, lipy, olsze, jabłonie i „osicza“. W XV w. wymieniane są także: morele, brzoskwinie, czereśnie i orzechy. Przechadzki po ogrodzie były po wszystkie czasy ulubione. Nastanie wiosna z powabem wonnych róż i fijołków — pisze Pawiński o młodym Zygmuncie I — królewicz idzie napawać się zapachem kwiatów do „zagrody“ czyli do ogrodu królewskiego. Łukasz Górnicki opowiada w połowie XVI w., że „jedni do J. M. księdza biskupa, drudzy do ogroda na przechadzkę poszli“. Przez wirydarze (z łac. viridis, zielony) rozumiano ogródki kwiatowe, w których zwykle rosły: majeran, bazylika, szałwja, ruta, fijołki, gwoździki, lilje, róże, kosaciec, boże drzewko, rozmaryn, lawenda, krokosz, szpikanarda i inne. O ogródku takim mówi Zimorowicz: „Wirydarz pięknemi usadzony zioły“. Później ustąpiły wirydarze okazałym ogrodom kwiatowym z włoska „dziardynami“ nazywanym, w których u możnych pielęgnowano zagraniczne kosztowne kwiaty: imperjały, tulipany (tulibami hiszpańskimi także zwane), narcyzy czyli hjacynty włoskie, grandile albo imperjały indyjskie, nieśmiertelniki, konsolidy i aloesy z Frankfurtu lub Gdańska sprowadzane. Przy brzegu na sadzawkach ogrodowych stały łódki do pływania a na drzewach porobione były klatki z pręcia, jak domki, w których mieściło się ptactwo rozliczne ku śpiewaniu. Pod drzewami chowano inne ptactwo ku wygodzie, np.: kuropatwy, przepiórki, bażanty. Między drzewa napuszczano zajączków, królików, sarn, jelonków, „na któreby patrząc, ludzie mieli swe lubowanie“. Tu bywał dom sadownika, czyli, jak dziś mówimy, ogrodnika, składający się jak wszystkie dawne chaty polskie z sieni, izby i komory. W Łobzowie za Stefana Batorego w ogrodzie nowo uporządkowanym r. 1585 przy pałacu królewskim znajdowały się szczepy i śliwy, przy wirydarzu była przygródka podniesiona z darniów, uczyniona ku siedzeniu ludziom, a w tyle tej przygródki, prawie przeciw słońca, nasadzone drzewa, albo macie winne, któreby rozpięte chłód czyniły. Sadzono drzewa rozkoszne: bobkowe, winne, cyprys, jabłoń, gruszki i inne. Od południa i zachodu ogród był „zatworzony“ i drzewem zasadzony, gdyż od tych stron „wiatry pochmurne i niezdrowe wiały“. Z drugiej strony pałacu była sadzawka a w koło niej stały lipy. Do pracy w ogrodzie łobzowskim za Batorego było dodanych sadownikowi ośmiu „zagrodników“. Zwykle naprzeciw wirydarza zasadzano gaj, w którego ogrodzeniu bywały sadzawki i rybnice ku chowaniu ryb rozmaitych, przywiezionych tu z rzek, jezior i większych stawów. Prawdziwą rozkoszą dla rządnej i pracowitej szlachcianki był ogród wiejski, gdzie hodowała: róże, maliny, agrest, porzeczki, ogórki, szafran morawski zwany krokoszem, obficie używany w kuchni polskiej do ciast i sosów, majeran do kiełbas, koper zielony do kwaszenia ogórków, szałwję, rzeżuchę, rzepę, rzodkwie i sałaty. Panienki doglądały ruty i rozmarynu (na wianki), lilii i lawendy. W czasach zygmuntowskich pojawił się mirt i cyprys (brosz. „Światowa roskosz“), jak również liczne warzywa, do kategoryi włoszczyzn należące, np.: fasola (z włosk. fagiolo), kapusta (capucci), kalarepa (cavolo rapa), kalafjory (cavolo fiore), sałata (insalata), cebula (cipella), selery (sceleri), pory (pori), pasternak (pastinaca), pietruszka (petrosello), anyż (aniso), kminek (comino), kolender (coriandro), karolek (caro), majeran (majorana), konopie (cannapa), szparagi (sparaga), karczochy (carciofo), melon (mellone), pomidory (pomi d’oro), nasturcja (nasturcio). Szpinak (po arabsku ispanadsch, a po włosku spinacci), zapewne pierwiastkowo od Arabów przez Włochy przywędrował do Polski. Z Niemiec przyszły do nas bezpośrednio ogórki (Gurken), rzodkiew (Rettig), redyska (Rediechen), chrzan (Krän), korbał (Kürbis) i t. d. Które z powyższych ogrodowin przynieśli z sobą do Polski w średnich wiekach tak niepospolici krzewiciele kultury ogrodniczej, jakimi byli zakonnicy włoscy, a które upowszechniły się przez bliższe stosunki z narodem włoskim za czasów Bony i Zygmunta I, albo i później, wyświetlenie tego przechodzi zakres naszej pracy i niniejszego dzieła. Oprócz „kwater“ warzywnych i sadów owocowych, które łączono z sobą często w ten sposób, że kwatery osadzano przy ulicach gruszami i jabłoniami, bywały jeszcze w ogrodach staropolskich gąszcze ze śliwek i wiśni czyli t. zw. „śliwniki“ i „sadki wiśniowe“. (Nazwisko ludzkie: „Śliwka“ spotykamy już w dokumentach średniowiecznych). „Sadki wiśniowe“ i dzikie grusze znajdowały się często przy chatach kmieci, gdy drzewa szczepione bywały tylko pospolite w ogrodach dworów i dworków. „Chłodnikiem“ nazywano nietylko altanę ocienioną, ale i gaik w ogrodzie, zwykle z posadzonych lip, brzostów i klonów lub dziko rosnących olch, dębów, brzóz lub sosen składający się. Zwłaszcza w tyle ogrodu jeżeli były stawy lub przepływał strumyk, cienisty gaj, mający znaczenie późniejszych parków i ogrodów angielskich, zarosły często dzikim chmielem i malinami, bywał najmilszem miejscem odpoczynku i przechadzki. Znamiennem było wielce w etycznych poczuciach kobiety polskiej gorące przywiązanie do podobnych ustroni, czego charakterystyczny przykład znajdujemy w Pasku, opisującym scenę, jaką szlachcianka wyprawiła królowi. Pani Sułkowska w Głuchowsku pod Rawą „najbardziej żaliła się o brzezinę, którą sobie miała za wirydarz zaraz pode dworem, a wycięto ją do obozu (królewskiego) na szałasy. Więc gdy król (Jan Kazimierz r. 1665) wjeżdżał na dziedziniec do Sułkowskich, jejmość, przybliżywszy się przeciwko niemu, klęknie, ręce załamawszy ku niebu podniesie i mówi: „Panie Boże sprawiedliwy, jeżeliś kiedy różnemi plagami karał złych, niesprawiedliwych królów, wydzierców, szarpaczów, dziś pokaż sprawiedliwość swoją nad Królem Janem Kazimierzem, aby pioruny na niego z jasnego nieba trzaskały, żeby wszystkie owe, które dopuściłeś na Faraona, jego dotknęły plagi, za te wszystkie krzywdy, które my ubodzy cierpimy“. Mąż jej gębę zatyka, a ona tembardziej mastykuje. Król nazad do wrót; gospodarz skoczy, prosi, strzemienia się chwyta. „Żadnym sposobem. Złą macie żonę, panie, nie chcę, nie chcę!“ Pojechał. Przyjechawszy do Rawy, król w śmiech, królowa w gniew. Tedy była tak rezolutka owa baba, nałajawszy, przyjechała do króla nazajutrz i prosiła o audjencję, kazawszy o sobie powiedzieć, że ta szlachcianka, do której domu król JMść nie chciał z konia zsieść, prosi, żeby się mogła pokłonić. Był tak poczciwy król, że ją zaraz kazał puścić. Omówiła się, że to musiała uczynić z żalu, mając szkody poczynione, a najbardziej żaliła się o brzezinę, którą sobie miała za wirydarz“. Dla cieniu i chłodu letniego a przytem i pożytku pszczół sadzono przy domach lipy. Lipę taką domową upamiętnił równie jak most Zygmunta Augusta na Wiśle Jan Kochanowski aż trzema fraszkami. We fraszce pierwszej lipa przemówienie swoje do gościa kończy słowami:
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie,
Jako szczep najpłodniejszy w Hesperyskim sadzie.
We fraszce drugiej lipa prosi poetę, siedzącego pod jej cieniem z lutnią na łonie i przy dzbanie zimnej wody, o wiersz pochwalny dla siebie. We fraszce trzeciej (naśladowanej z Martiala) lipa skarży się, że uwiędła, gdy ją „złego poety wiersze zaleciały“. Podział ogrodów i sadów polskich na kwatery musiał już istnieć z dawnych czasów, choć o kwaterach dopiero w XVII w. napotykamy częstsze wzmianki i w piosnce z powyższego wieku słyszymy:
Więc kto z młodu w swym ogrodu
Kwatery pleć nie nie będzie i t. d.
W papierach starannie przechowywanych przez p. Aleks. Makowskiego, właściciela Woli Osowińskiej i Oszczepalina w pow. Radzyńskim, znaleźliśmy „Regestr drzew ogrodu oszczepalińskiego z r. 1723“, który tu przytaczamy w całości, aby dać obraz źródłowy ogrodu polskiego w dobie saskiej:
„Wchodząc do ogrodu pierwsza kwatera rodzynkami obsadzona na trzy strony, z czwartej bzem włoskim. Koło pokojów, począwszy od furty, aż do roga stołowej izby lubrystem obsadzona. Druga kwatera bzem włoskim obsadzona, szczepów 9, brzoskwinia 1. Trzecia kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 2, brzoskwiń 8, śliw węgierskich 3. Czwarta kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 9, śliw węgierskich 6, brzoskwiń 2. Piąta kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 7, śliw węgierskich 4. Szósta kwat. agrestem obsadzona z jednej strony a z dwuch porzeczkami, a z czwartej śliwami białemi, szczepów 9, śliw węgierskich 2. Siódma kwat. na trzy strony agrestem obsadzona, na czwartą porzeczkami, bukszpanem wysadzona, we środku sawiny kierz, szczepów 7, brzoskwiń 4, śliw węgierskich 2 i wiśnia hiszpańska 1. Ósma kwat. naokoło agrestem obsadzona, bukszpanem wysadzana; kompas bukszpanem wysadzony, we środku sawiny kierz, szczepów 7, brzoskwiń 5. Dziewiąta kwat. agrestem obsadzona, bukszpanem wysadzana, szczepów 9, wisienka hiszpańska 1 i brzoskwiń 4. Dziesiąta kwat. porzeczkami obsadzona, szczepów 6, winna gniazd (krzewów wina) 3, pigwów 2. Jedenasta kwat. porzeczkami obsadzona i agrestem, szczepów 6. Dwunasta kwat. na trzy strony agrestem, czwarta porzeczkami, szczepów 5. Trzynasta kwat., jedna strona agrestem obsadzona, ze dwu stron porzeczkami, z czwartej różą, szczepów 8, śliw węgierskich 5 i brzoskwiń 2. Czternasta kwat. drzewami obsadzona, szczepów 6, śliw węgierskich 3. Piętnasta kwat. agrestem obsadzona, szczepów 7. Szesnasta kwat. agrestem obsadzona, szczepów 5, brzoskwiń 4, śliw węgierskich 2. Siedmnasta kwatera agrestem obsadzona, szczepów 2, we środku orzech włoski. Czyni (cały sad) jabłoni 121, gruszek 46, brzoskwiń 30, śliw węgierskich 26”.
Z opisu powyższego przypuszczać należy, że ogród oszczepaliński był duży, skoro obejmował kwater 17, że usiłowano w nim połączyć pożyteczne z nadobnem. „Rodzynki“ był to zapewne berberys lub mahonja, z podobnym do rodzenków owocem. „Lubryst“ to niewątpliwie liguster. „Sawiny kierz“ to Juniperus Sabina, krzew, posiadający w dawnej medycynie domowej dość szerokie zastosowanie. „Winna gniazd 3“ zdaje się wskazywać sposób rozpinania krzewu winnego w kształt kosza. Wiśnia hiszpańska jest zapewne znaną i dzisiaj „hiszpanką“. Orzech włoski, znany już w XII w. na Pomorzu, był dość pospolitem drzewem w sadach staropolskich. Sam opis powyższy, czyli „regestr“ tak szczegółowy ogrodu w Oszczepalinie, dowodzi pewnej kultury i gospodarności w owych czasach, o których ogół dzisiejszy powtarza tylko przysłowiowy komunał: „Za króla Sasa, jedz pij i popuszczaj pasa“, a zapomina, że prawnukowie owych żarłoków doby saskiej nie zdobyli się nawet na taką odrobinę pracy obywatelsko-naukowej, żeby w papierach ziemiańskich po przodkach powyszukiwać gdzie coś podobnego się znajduje, i stworzyć z tego choćby surowy, ale ocalony drukiem materjał do dziejów kultury ogrodniczej kraju rodzinnego. Potrzeba było aż Niemca Szymona Zuga (budowniczego kościoła ewangielickiego w Warszawie), który w r. 1784 opisał ogrody w Warszawie i jego okolicach położone. Opis ten, przetłómaczony na język polski, był przedrukowany raz w „Ateneum“ na rok 1845 (t. III, str. 74—104), a powtórnie w „Kalendarzu warszawskim“ na r. 1848 i obejmuje wiadomości o ogrodach: Saskim, Krasińskich, Ujazdowskim czyli Łazienkowskim, o ogrodzie Kazimierza Poniatowskiego, o Mokotowskim Lubomirskich i kilku innych pod miastem. W owych to czasach zastępowała moda angielska styl włoski w ogrodach polskich, o czem wspomina Krasicki w „Podstolim“: „Angielczycy wycięli szpalery, powyrywali bukszpany i ligustry, znieśli kwatery“. Zarzucano „bindarzyki“ czyli kryte ulice ogrodowe w szpalerach obcinanych od spodu, do korytarzy sklepionych podobne. Przemysł sadowniczy rozwijał się już w XVIII w. na podgórzu karpackiem, jak to z ust Podstolego słyszymy w słowach: „Śmieją się z owocowego handlu niektórzy; niech pójdą na Podgórze, zobaczą, jaki tam z sadów pożytek“. Zasłynęły w Polsce ogrody pańskie: Branickich w Białymstoku, Potockich w Zofjówce, Czartoryskich w Puławach i wiele, wiele innych. Jeszcze w naszych czasach oglądaliśmy niknące zabytki wspaniałych ogrodów strzyżonych z doby saskiej w Annopolu na Litwie po Radziwiłłach, w Kowalewszczyźnie na Podlasiu po Orsettich, w Romanowie siedleckim po Sapiehach (dziś własność Kraszewskich). Stanisław Wodzicki, prezes Senatu wol. miasta Krakowa i wice-prezes Towarzystwa naukowego krakowskiego, na posiedzeniu tegoż Towarzystwa w dniu 15 czerwca 1817 czytał rozprawę: „O wpływie oświaty ludów na ogrody i nawzajem o wpływie ogrodów na obyczaje i szczęście domowe“, którą to rozprawę wydrukowały potem Roczniki pomienionego Towarzystwa (t. 3, Kraków, 1818 r.). Przypisuje tam Wodzicki benedyktynom tynieckim i świętokrzyskim zaprowadzenie sadownictwa w Małopolsce, w którem też województwa: Krakowskie i Sandomierskie długo wyprzedzały całą Polskę. Dobie zygmuntowskiej przypisuje początek ogrodów włoskich. Jan III pod wpływem Marysieński po wszystkich dobrach swoich zakładał ogrody foremne i ulice szpalerowe, które lubił ręką własną sadzić, np. w Wilanowie, Żółkwi i Wysocku, gdzie zasadził pyszny szpaler dębowy, „któremu się dziś jeszcze dziwujemy“. On to z Turecczyzny sprowadził do Polski topole włoskie (piramidalne) pod tureckiem mianem kawaków, on rozpowszechnił tuje, które Polacy nazwali niewłaściwie cyprysami. Doba Sasów obeznała nas z kasztanami i symetrycznością w ogrodach wyśmianą w dziele ks. Izabelli Czartoryskiej: „Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów“ (wyd. pierwsze we Wrocławiu roku 1805). Za wpływem tej pani upowszechniły się w Polsce ogrody angielskie, a zwłaszcza w okolicach Puław i Sieniawy. I w Krakowskiem — powiada Wodzicki — od lat kilku do sadzenia drzew rzucono się, a wioski dawniej nagie zazieleniły się. O „labiryntach“ ogrodowych ob. Labirynty (Enc. Star., t. III, str. 129).