Encyklopedja Kościelna/Anchieta Józef
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom I) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Anchieta Józef de, nazwany apostołem Brazylji, missjonarz z towarzystwa Jezusowego. Ten świątobliwy mąż ur. na wyspie Teneryffie r. 1533. Ukończywszy nauki w Koimbrze, w 17 roku życia wstąpił do zakonu jezuitów, który niedawno przedtém został do Portugalji wprowadzony. W dwudziestym, przybył Józef de Anchieta do Brazylji (1553). Poświęciwszy się nauczaniu młodzieży, poznał język krajowców i dla ułatwienia missjonarzom ich mozolnej pracy, napisał grammatykę, słownik i dwa katechizmy, większy i mniejszy, w tém narzeczu, którem mówiły prawie wszystkie pokolenia Indjan, wzdłuż morza koczujące (Beretarius, Vita Anchietae, Lugduni 1617, p. 50). Grammatyka, którą ułożył Anchieta, dotychczas jest najlepszą. Aby oduczyć Portugalczyków i krajowców od rozpustnych piosenek, napisał mnóstwo pieśni w językach: hiszpańskim, portugalskim i brazylijskim, i niezadługo potém czystych, niewinnych śpiewów odgłosy, rozlegały się po górach i dolinach. Chrześcjańska miłość poddawała mu coraz nowe pomysły i tak: napisał wielką dramę w 5,000 wierszy, skierowaną przeciwko występkom i wadom europejskich kolonistów; niektóre ustępy tej dramy były w języku krajowym (podług Denys, Brasilien, I 187, w języku tupi). Ciekawością wiedzeni, tłumnie zbiegali się krajowcy na przedstawienia tej dramy, przez co nastręczała się sposobność wpływania na nich i przygotowywania ich do przyjęcia chrześcjaństwa. Wkrótce Anchieta stał się przedmiotem uwielbienia dla ludożerczych barbarzyńców, którzy go uważali za świętego człowieka i szczególną czcią otaczali. Lecz czy mogło być inaczej, jeżeli widzieli bohaterskie cnoty znakomitego męża, który, łącznie z Nobregą, pierwszym missjonarzem, a później prowincjałem Brazylji, w nędznych lepiankach, pełne utrapień życie dla nich pędził. Za odzież służył mu kawał grubej wełnianej tkaniny, jego sandały były z ostrych włókien dzikiego krzewu, słomiana mata zastępowała drzwi nędznej jego chaty. Na liściach palmowych, rozesłanych na gołej ziemi, świątobliwy mąż spożywał skromny posiłek, który mu zwykle sami Indjanie dostarczali. W 1567 r. wyświęcony w Bahia na kapłana, rozpoczął Anchieta swoje apostolskie pielgrzymki między dzikimi. Mowa ludzka nie wystarcza, aby wypowiedzieć to, co wycierpiał świątobliwy missjonarz, trapiony głodem i pragnieniem, często nawiedzany różnemi chorobami, w łachmanach zamiast odzieży, brnąc niekiedy przez niezmierzone obszary, zalane wodą, otoczony ze wszech stron nieprzyjaciołmi, nie znał on wyższej rozkoszy, nad spełnianie swego apostolskiego powołania. Był wszystkiém dla wszystkich. Dla Indjan, mawiał Anchieta, jestem lekarzem i cyrulikiem zarazem, leczę i obcinam, wedle potrzeby. Wiele też musiał wycierpieć ód Portugalczyków; lecz najwięcej od tego rodzaju dzikich mieszkańców Brazylji, którzy powstali z pomięszania europejczyków z indjankami. Sprzysięgli się więc przeciwko missjonarzowi, z powodu, jak mniemali, że dzieło nawrócenia na chrześcjaństwo przez niego dokonywane, szkodzi kolonji i grozi zrujnowaniem gospodarstw, w których najcięższe prace na barkach niewolniczych spoczywały. Anchieta więc zmuszony był swoich neofitów do broni powołać i silę siłą odpierać. Tymczasem nastręczyła się sposobność okazania ważnej usługi kolonistom, kiedy wybuchła niebezpieczna wojna między nimi a pokoleniom dzikich Indjan, Tamuyos. Udał się wtedy Anchieta, z Nobregą, do tych dzikich, aby pośredniczyć w zawarciu pokoju, lecz aby przekonać ich, jak szczerze koloniści pragną zgody, pozostał u nich w charakterze zakładnika. Długo ciągnęły się układy. Po dwóch miesiącach Nobrega, z powodu ważnych spraw, wrócił do kolonji. Dzicy okazywali zniecierpliwienie: już wyznaczyli dzień, w którym Anchieta miał być przez nich pożarty. Świątobliwy missjonarz odpowiadał spokojnie, że do tego nie przyjdzie. W rzeczy samej, Indjanie odstąpili od swego zamiaru i Anchieta, skoro pokój został zawarty, wrócił do St. Vincent (późniejsze St. Paul). Nie lękał się on także, kolonistom ich przewinienia wytykać. Na rynkach i publicznych placach bronił sprawy pokolenia Tamuyos. Wbrew układom, rozpoczęliście z nimi wojnę, mówił Anchieta, zamieniliście ich na niewolników, przeciwko prawom natury, dopuściliście do tego, że sprzymierzone z wami pokolenia jeńców wojennych żywcem jedzą i t. d. Namiestnik Memdesa zażądał pomocy chrześcjańskich Indjan, do wyparcia Francuzów z Rio-Janeiro. Anchieta był z nimi wyprawiony, jako duchowny zwierzchnik i udało mu się wzorowy utrzymać porządek, podczas dwuletniego oblężenia. Wiele także przyłożył się do założenia tego miasta, mającego w niedalekiej przyszłości zostać metropolją portugalskiej Ameryki. I kiedy został prowincjałem, nie zaniechał apostolskich wędrówek, w których nawrócił jeszcze na chrześcjaństwo cześć Maramosów. Znane jest owo cudowne zdarzenie z życia Anchiety: świątobliwy missjonarz szedł przez gęsty las; w tém staje przed nim starzec indjanin i wyciąga ku niemu ramiona, mówiąc, że już oddawna pragnął usłyszeć wysłańca Wielkiego Ducha, że z dalekich krajów przychodzi, za wyższém natchnieniem, i błaga w końcu, aby missjonarz wskazał mu prawdziwą drogę: sposób wyrażenia się Indjan, który oznacza drogę wiodącą do Nieba. Anchieta zaczął go dokładnie badać i przekonał się, że starzec nigdy nie naruszył prawa natury, że nigdy nie miał więcej nad jedną kobietę, nigdy nie brat udziału w wojnie, a co dziwniejsza, nigdy nie czcił wielu bogów. W krótkim czasie starzec poznał najważniejsze zasady nauki chrześcjańskiej. Anchieta, wodą deszczową, zebraną z liści na drzewie, ochrzcił starca i nadał mu imię Adam, a ten ostatni złożywszy dzięki Bogu i swemu dobroczyńcy, zaraz życie zakończył. Nie jest to jedyne cudowne zdarzenie z życia Anchiety, który, dla wielości cudów, nazywany bywa wielkim taumaturgą (cudotwórcą) nowych czasów. Bjografowie Anchiety przypisują mu wskrzeszanie umarłych, cudowną władzę nad dzikiemi zwierzętami (jak św. Franciszkowi) dar bilokacji (bytności na raz w dwóch miejscach) i inne nadzwyczajne rzeczy. Kościół nie wydał jeszcze dotąd ostatecznego wyroku o tém wszystkiém; wyznać wszakże należy, iż bezwzględne odrzucanie tych faktów, zniosłoby wszelką historyczną wiarogodność. Cała bowiem portugalska Brazylja ze zdumieniem patrzała na święte życie Anchiety, a po jego śmierci (1597 w Retirygba) liczne głosy podniosły się za kanonizacją apostoła Brazylji. Indjanie 40 mil nieśli zwłoki jego na swoich barkach, aż do Villa de Victoria (w prowincji Espiritu Santo), gdzie je pochowano, a smutnemu obrzędowi towarzyszyły rzewne łzy nieprzeliczonych tłumów, przez Anchietę na chrześcjaństwo nawróconych (Denys I 201. Życie Anchiety po portugalsku opisał Vasconcellos, po łacinie Beretarius). (Kerker). J. N.