Encyklopedja Kościelna/Chorzy
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom III) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Chorzy, od pierwiastków chrześcjaństwa doznawali szczególniejszej pieczy wiernych. U pogan pielęgnowano ich dopóty tylko, póki była nadzieja uleczenia, lecz z jej utraceniem porzucano dalsze starania, a często okrutnie nawet przyspieszano chwilę ich skonu. Chrześcjanie zaś, ożywieni miłością bliźniego i zachętą Zbawiciela, mówiącego: „coście uczynili jednemu z tych braci mojej najmniejszych, mnieście uczynili“ (Mt. 25. 40), wcale innej trzymali się reguły. Żywoty świętych i dzieje Kościoła wiele dostarczają dowodów wzniosłego ich poświęcenia się usłudze chorych. Biskupi nie szczędzili zachęty, podając czyny tego rodzaju za obowiązek religji. Św. Cyprjan w oddaleniu od swojej trzody, pisze z ukrycia do kapłanów i djakonów kartagińskiego kościoła, aby mieli staranie o chorych, a to nietylko o swoich, lecz i o poganach (Epist. 36); następnie znowu upomina, aby im w ostatniej godzinie nieśli pomoc do szczęśliwego skonania (Epist. 54). Św. Grzegorz nazjanz., obok obowiązku chrześcjańskiego wspierania ubogich, kładzie drugi, jako równie zasługujący przed Bogiem, pielęgnowania i opatrywania chorych (Orat. 27 de pauper. amore). Inni starzy pisarze niemniej szczegółowe zostawili świadectwa, wskazujące, jak Kościół pojmował usługę chorym czynioną i jak ją mocno dziatkom swoim zalecał. Nic więc dziwnego, gdy obok żywej wiary i tak gorącej zachęty, chrześcjanie brali do własnych domów schorzałych spółbliźnich, których poganie mieli zwyczaj na rynki i ulice wynosić, porzucając na łaskę przechodniów. U siebie, pod własnym dachem i wpośród domowego ogniska, pielęgnowali ich i otaczali najczulszą troskliwością, ciesząc się, jakby samego Chrystusa w dom swój dostali. Tu się dopiero rozumieć dają oba te zdania: Res sacra miser! i owo: Pauper venit, Christus venit! Św. Galjan męcz., lubo rzymski patrycjusz i konsul, własną jednak osobą służył chorym, podając im pokarm i lekarstwa. Św. Teodotus męcz. dom swój na szpital ubogich zamienił i tam służył schorzałym. Niejaki Jan, uczeń św. Amona, lat 12 pielęgnował chorego, bardzo niecierpliwego, i ani razu nie okazał mu za to przykrego oblicza. Gdy zaś zaraza nawiedziła okolicę, chrześcjanie, jak mrówki, dniem i nocą uwijali się skrzętnie, niosąc posługę zapowietrzonym, a to bez względu na religję i pochodzenie. Śmierć w tym razie, jako pochodząca z poświęcenia i miłości, według upomnień św. Cyprjana równała się męczeńskiej zasłudze, tyle cenionej i upragnionej przez tych bohaterów wiary. Tak niezwykłe i powszechne czyny poświęcenia skłaniały często pogan do przyjęcia chrześcjanizmu. Domyślali się bowiem, że religja, która wlewa tyle odwagi, musi być boską jedynie. Kościół wtedy kierował pieczą nad chorymi przez biskupów, którzy, jako duchowni pasterze trzody, czuwać nad jej potrzebami obowiązani byli. Gdy ci, dla licznych swoich zajęć, nie mogli częstokroć sami osobiście czuwać nad chorymi, dozór ten polecali djakonom, którzy pod ich nadzorem spełniali wszelkie uczynki miłosierdzia i litości. Po ustaniu prześladowań, gdy liczba wiernych wzrosła, a z nią i liczba kapłanów, najbliższych wyręczycieli biskupa, im się obowiązek ten dostał w udziale. Z tego to powodu późniejsze wszystkie synody, pieczę i nawiedzanie chorych policzyły między główne obowiązki plebanów, a biskupi dawali im potrzebne ku temu instrukcje, jakie np. znajdujemy w traktacie św. Augustyna De visitatione infirmorum (libri 2). Na publicznych nabożeństwach polecano chorych modłom wiernych, zbierano często i składki na ich potrzeby, lub takowe zaspakajano z dochodów kościelnych. Najwięcej jednak zamożne wdowy brały ubogich chorych do swoich domów, i opatrywały; czynili to także inni bogatsi, uważając sobie miłosierdzie takie za wielką przed Bogiem zasługę. Z nastaniem pokoju dla chrześcjan i do pielęgnowania chorych przeznaczono na wschodzie niższych stopni kleryków, i zwano ich parabolani. Ci byli pod opieką Kościoła i rządu, stanowili bractwo, podzielone na dwie klasy, z których jedna ubogim, druga po domach bogatym służyła. Na zachodzie copiatae mieli ten sam wydział. Gdy później bractwa te upadły, nie ustała przecież piecza Kościoła o chorych, ani wygasł stary duch miłości. Zawiązały się wkrótce stowarzyszenia zakonne, różnych nazwisk i reguł, które dotąd świadczą o miłosierdziu, gorąco zawsze popieraném przez prawdziwy Chrystusowy Kościół. — Ponieważ idea pasterstwa, jaką Kościół spełnia nad duszami wiernych, obejmuje także obowiązek pieczy nad chorymi, więc też dziś jeszcze poleca on sługom swoim, kapłanom — pasterzom, aby schorzałych i umierających szczególną otaczali troskliwością. Pobudki, jakie im stawia, są następujące: obowiązek to jeden z najważniejszych, Bogu najmilszych, bliźniemu najpożyteczniejszych; obowiązek oparty na przykładzie samego Chrystusa, który nawiedzał, pocieszał i cudownie uzdrawiał chorych; na czynach i słowach Apostołów; na nauce Starego i Nowego Testamentu; jak niemniej na przepisach i odwiecznej praktyce Kościoła (Trid. sess. 23 c. 1 de ref.; Rituale Rom. de visit. et cura inf.). Wypływa on z natury powołania pasterza, obowiązanego wszystkim, a tém bardziej w niebezpieczeństwie będącym, jak właśnie są chorzy, mogący życie i zbawienie razem utracić. Tu szerokie otwiera się pole gorliwości pasterskiej i obfitych zasług, bo Zbawiciel poświęcenie to nagradza, jakby jemu samemu było uczynione (Mt. 25, 36). Tu pasterz ma sposobność zjednania sobie serc i zaskarbienia przychylności parafjan, pozyskania ich zaufania i szacunku, oświecenia i pocieszenia chorego, oraz zaopatrzenia go św. sakramentami na drogę wieczności. Jeśli Bóg dopominać się będzie rachunku z dusz, pieczy pasterza powierzonych, które on do nieba przesłać powinien, i jeśli myśl ta ustawicznie do gorliwości pobudzać go winna, to bezwątpienia szczególniej i najwięcej w chwili krytycznej dla człowieka, kiedy ma świat ten opuścić, a przejść do wieczności. Wszakże urząd i nauka kapłańska do zbawienia dusz ludzkich głównie działalność swoją kierują. W chorobie, zwłaszcza otwierającej wrota śmierci, potrzebuje chrześcjanin najwięcej troskliwości i opieki duchownej. Nie jeden przy zdrowiu będąc, lekceważy prawdy wiary i zaniedbuje obowiązki religijne, ale w chorobie, zbliżającej do grobu, patrzy na niedaleki koniec swojego życia, i gdy wszelka już ziemska opuściła go ułuda, jaśniej spogląda w przyszłość. Wtedy to dopiero pojmować zaczyna cel swego istnienia, oraz ważność i potrzebę środków, jakie Kościół do zbawienia dusz ludzkich podaje. Dni więc choroby, a szczególnie ostatnie momenty niezmiernie są ważne i stanowcze dla każdego człowieka. Teraz lub nigdy dusza zbawioną będzie! Uroczystość tej chwili i poważne okoliczności sprawiają jeszcze, że słowo kapłańskie i łaska niebios daleko są przystępniejsze i silniej działają, niż kiedy indziej. Ztąd słusznie twierdzić można, iż w chorobie najobfitsze przedstawia się żniwo dla gorliwego dusz pasterza. Tak to pojmując Kościół, duchem Bożym rządzony, na samych pasterzów dusz, czyli proboszczów i plebanów, włożył obowiązek nawiedzania i zaopatrywania chorych. W obszerniejszej jednak parafji, lub gdzie są przeszkodzeni innemi ważnemi sprawami, mogą podstawić swych pomocników, dostatecznie usposobionych i znanych z gorliwości, którzyby imieniem pasterza powinności tej dopełniali: zawsze przecież pamiętać mają przełożeni parafji, że najwyższy kierunek w pieczy nad chorymi im jest szczególnie oddany. Pokazuje to i prawo Kościoła, surowo zabraniające zakonnikom wdawania się w ten ważny wydział pasterzowania. Zakonnicy mogą udzielać ostatnich sakramentów wtedy tylko, gdy mają pod swym zarządem parafję, lub są od proboszcza uproszeni i upoważnieni, także z miłości chrześcjańskiej, gdy właściwy proboszcz spełnić tego nie może, albo niesłusznie odmawia i nie chce. Zakonnik, pragnący jakiej osobie posługę tę wyświadczyć, ma otrzymać zezwolenie pasterza, według konstytucji Superna, wydanej przez Pap. Klemensa X d. 22 Maja 1670 r. — Do spełnienia tego ważnego obowiązku, według myśli i ustaw Kościoła, potrzebne są w pasterzu pewne przymioty i nauka. Ogólnie mówiąc, powinien on być sam głęboko uduchowionym i w życiu własném okazywać żywot Jezusa Chrystusa, którym ma natchnąć chorego. Nie pójdzie więc do chorych bez poprzedniego przygotowania swej duszy, przez modlitwę i wzniesienie wyżej swej myśli, aby u łoża cierpiących umiał mówić z Boga, o Bogu i dla Boga. Istota bowiem i główne warunki czynności jego zależą na tém, aby w duszy chorego wyrobił lub umocnił świętość i pociągnął do Boga: sam przeto z Bogiem pierwej złączonym być winien, co otrzyma przez modlitwę, ufność i pokorę. Serce prawdziwego pasterza czuwa ustawicznie nad trzodą, a osoba jego gotową jest zawsze na jej usługi: dla tego synody djecezjalne zalecają plebanom ciągłą prawie obecność w parafji, czyli rezydencję. Kościół nadto, celem służenia zbawiennie chorym, te im zaleca wyrabiać w sobie przymioty: a) prawdziwą gorliwość o zbawienie dusz, która kapłana czyni równie chętnym do usługi bogaczom jak ubogim, a wszędzie bezinteresownym i ochoczym; b) wielką cierpliwość do znoszenia różnych usposobień, a często i dziwactw chorych, do słuchania ich skarg i narzekań, nieraz do znudzenia wielekroć przez nich powtarzanych; c) poświęcenie się chętne na usługę chorych, nie żałując pracy i starań, nie zważając na trudność drogi, przykrość pory i niedogodność czasu, na obrzydliwość choroby i nagłość wypadku; d) przytomność umysłu i roztropność, aby w tak rozlicznych i niespodzianych często wypadkach umieć sobie radzić, trafić na właściwe reguły i najstosowniejsze sposoby postępowania; chociaż bowiem człowiek znękany chorobą i obciążony cierpieniem, przystępny jest w ogóle na głos pociechy, jaki niesie religja, to jednak trafić się może nie jedna trudność, pochodząca bądź z usposobienia chorego, bądź z warunków samej jego choroby. A wyznać przychodzi, że znaleść tu właściwą drogę częstokroć nie bardzo i łatwo, mianowicie, gdy choroba trwa krótko i nie ma czasu do stracenia, lub namysłu. Jeśli znowu chory nie odpowiada staraniom pasterza, ileż potrzeba miłości i zręczności, ile wytrwałości i mądrości, a czasem i przebiegłości! e) Wymagana jest wreszcie wolność od wszelkiej obawy, czyli nie być zbytecznie do własnego zdrowia przywiązanym i za nadto trwożliwym; trjumfować nad przywiązaniem do życia ziemskiego i nad wstrętem, jaki sprawiać może mieszkanie chorego. Święty jego urząd pasterza wymaga zupełnego zaparcia siebie samego, a poświęcenia usłudze bliźnich i sprawie Boga. Niech więc zaufa Panu i zda się na jego wolę: ma on prawo sługi swoje równie obronić, jak wśród uczynków miłosiernych po zasługę wiekuistą powołać. Na bojaźń śmierci, mianowicie podczas grasującej zarazy, ks. Sajler (Teol. Paster. II 154) następujące kapłanom podaje pobudki: miłość, rozmyślanie, ostróżność, oswojenie się ze śmiercią i doświadczenie. 1) Miłość zbawienia duszy i rozradowania najlepszego pasterza Jezusa Chr., w którego ręce przez swoją posługę odda powierzoną sobie owieczkę. 2) Rozmyślanie religijne, mające za przedmiot te uwagi: a) i tobie niezadługo może przyjdzie doznać podobnego losu: cóżbyś powiedział, gdyby cię ksiądz, lekarz i nikt zgoła przez bojaźń zarazy odwiedzić nie chciał? b) dzieci mogą się lękać, ale mężowi poważnemu nie przystoi wcale bojaźń śmierci, gdzie idzie o spełnienie obowiązku koniecznego; c) Bóg, który jest źródłem życia, jest także jego Panem: on je dał, więc też odebrać może, gdy mu się spodoba, jeśli zaś na wzór boskiego mistrza oddasz duszę swoją za owce swoje, bądź pewien jego łaski; d) strach więcej zabija aniżeli choroba; e) kto wiernie spełnia swą powinność, szanowany jest od Boga i ludzi; ale kto dopuszcza umrzeć bez pomocy choremu bratu, dla uniknienia bojaźni śmierci, nie jest godzien zwać się uczniem Chrystusa, a mniej jeszcze jego sługą, bo więcej miłuje własne życie niż Jezusa Chr. i jego owczarnię; f) niebezpieczeństwo śmierci w ogólności rzadko bywa tak wielkiém, jak je czyni bojaźń, bo przecież nie każdy umiera, kto ma styczność z chorym; g) nic piękniejszego jak umrzeć pracując nad zbawieniem ludzi, za których Jezus Chr. umarł: takim należy się męczeńska korona; h) kto umiera na służbie miłości, zasługuje na połączenie się z Najwyższą Miłością, którą jest Bóg sam. Te i tym podobne uwagi, wzięte pod rozmyślanie pobożne, umocnią przeciwko bojaźni. 3) Ostróżność, która nakazuje użyć środków pewnych w zarazie: te zaś zależą na tém, aby powietrze w mieszkaniu chorego odświeżyć, izbę wykadzić, nie zostawać w niej dłużej nad tyle, ile obowiązek wymaga, nie przyjmować powietrza do ust lub nozdrzów bezpośrednio, lecz przez chustkę, niekiedy wyjść dla odetchnienia świeższém powietrzem na zewnątrz, niepołykać śliny w izbie chorego i obrócić się tak przy słuchaniu spowiedzi, aby nie przyjmować wprost jego oddechu i wyziewów potu; wróciwszy do domu, zmienić bieliznę, obmyć twarz, usta i ręce octem i wodą świeżą, zaraz nie jeść lub nie pić, suknie i bieliznę odmienić; idąc do chorego nie być naczczo, można też zgryść parę ziarnek jałowcu, lub tatarskiego ziela, wziąść z sobą ocet siedmiu złodziejów. Ocet siedmiu złodziei (Rauberessig) tak się przygotowuje: do pół garnca octu winnego rzucić po garści ruty, szałwji, mięty, lawendy, piołunu i, w naczyniu mocno zamkniętém, przez dni cztery na operację ciepła wystawić, a potém do przecedzonej cieczy cztery łuty kamfory dodać. Tym płynem płóczą się usta i nakrapiają suknie. Nie spocić się w pośpiechu, za to z powrotem dobrze jest wzbudzić transpirację i t. d. 4) Oswojenie ze śmiercią następuje z czasem, mianowicie gdy kapłan bywał już u chorych niezarażonych, lub gdy widział umierających śmiercią pobożną i budującą: niech jednak przywyka patrzeć na śmierć ze stanowiska chrześcjańskiego, bo to podnosi duszę, obudza wyższe uczucia, wywołuje św. postanowienia i prawdziwie umacnia przeciw bojaźni śmierci. 5) Doświadczenie wreszcie, że troskliwa piecza około chorych wnosi do ich pomieszkania życie wyższe, a do duszy pasterza życie nowe, uchyla razem i bojaźń śmierci. „Nie opuściłem go aż zasnął w pokoju: oby ten słodki sen jego złagodził moje skonanie!“ tak sobie westchnie pobożny kapłan, spełniwszy swój obowiązek. — Prawo do pieczy pasterskiej ma każdy chory w parafji. Przedewszystkiém jednak ciężko chorzy i blizcy śmierci, bo ich dni mogą być policzone: działać więc potrzeba co tylko można, aby cel powołania osiągnęli w wieczności. Są to owieczki, które pasterz niezadługo oddać ma w ręce wiekuistego pasterza Jezusa Chr. i przesłać do owczarni niebieskiej. One tam o staraniach jego i gorliwości zaświadczą. Lecz i mniej niebezpiecznie chorzy potrzebują opieki pasterza: mogą się bowiem w takiém znajdować położeniu, że tylko łagodność i troskliwość jego wpłyną na zdecydowanie się ich do życia religijnego i pobożnego na przyszłość, — ci mianowicie, których choroba przez wiele miesięcy, lub lat nawet, przetrzymuje w domu i przykuwa do łoża boleści, a tém samém wyłącza od uczestnictwa w słuchaniu słowa Bożego i przyjmowaniu sakramentów św. z innymi. Wielka byłaby niesprawiedliwość, gdyby pasterz zdrowych karmiąc, o chorych swoich owieczkach zapomniał i pominął tych, którzy tak bardzo od niego pociechy, nauki i upomnień potrzebują. Nawet odrażającą lub zaraźliwą dotknięty chorobą nie ma być pozbawiony starań, usługi i pieczy pasterza. Dzieci chore, gdy doszły do rozpoznania i do użycia rozumu, a tém samém mogły zgrzeszyć, policzone być winny do chorych potrzebujących pomocy i troskliwości pasterza. Skoro są zdolne rozpoznać złe od dobrego, dać im należy w chorobie rozgrzeszenie i ostatnie namaszczenie, a gdyby nawet rozróżnić umiały dostatecznie Ciało pańskie od zwyczajnego pokarmu, dać im i wijatyk, choć przed tém do Komunji św. wcale jeszcze nie przystępowały (ks. Ody, w tłum. ks. Magnuskiego, Spowied. dzieci, Warsz. 1872 p. 112). Akatolicy w parafji nie mają prawa do pieczy pasterskiej kapłana katolickiego. Gdyby ten jednak był proszony do protestanta, niechaj mu nie odmówi, gdyż być może, iż chory ma istotnie chęć powrócenia na łono Kościoła. W takim przypadku najprzód na działanie choroby uwagę zwrócić potrzeba i stosownie do tego, po krótszém lub dłuższém przygotowaniu, przywieść go do złożenia wyznania wiary katolickiej, wysłuchać spowiedzi z całego życia i opatrzyć św. sakramentami. Gdyby zaś chory taki, nie mając pastora swego wyznania, żądał kapłana katol. tylko do pocieszenia, wtedy domagają się niektórzy teologowie, by mu nie odmawiać uczynku miłosierdzia, lecz, nie wykraczając po za granice prawd spólnych jego wyznaniu z religją katolicką, pobudzić do żalu za grzechy, do mocnej ufności w zasługi Jezusa Chr., do cierpliwości i zdania się na wolę Bożą, a nie działać wbrew jego woli i ciągnąć na łono Kościoła naszego. Innym jednak wydaje się wcale niestosowném, aby tam występował ksiądz katolicki, gdzie od ludzi świeckich i w uczuciach własnego serca znaleść może protestant też same pomoce, jakich żąda od kapłana, którego nie uważa za posłańca Bożego, imieniem Zbawiciela zlewającego dary niebieskie. Ks. J. Krukowski (Teol. paster. katol. II 600) mówi, iż to tchnie nieco józefinizmem i podaje za regułę, że w tym razie nie należy być natrętnym, lecz z całą przyzwoitością oddalić się, oświadczając, że skoro tylko chory go zawezwie, zawsze gotów pospieszyć z duchowną pomocą. Bezwątpienia, że to jest słuszném, a tamto postępowanie zdolne tylko indyferentyzm zaszczepić i zgubnie oddziałać na katolicyzm. Obowiązek wreszcie pieczy nad chorymi rozciąga się nietylko do tych, co proszą do siebie pasterza, lecz i do wszystkich, o których chorobie dojdzie do niego wiadomość. Wypływa to z ogólnej idei pasterstwa, domagającego się, aby pasterz z wszelką czujnością osłaniał dusze od wiekuistej zatraty; zkądkolwiek więc przychodzi wiadomość o chorobie parafjan, już troskliwość jego zaniepokoić się winna. Pasterz jest na pierwszém miejscu obowiązany do tej czujności, a krewni i przyjaciele chorego, to tylko jego pomocnicy w tym razie. Chorego i jego rodzinę uwodzi często naturalne przywiązanie do życia, iż nie widzą jeszcze grożącego niebezpieczeństwa: gdyby więc ich tylko obowiązkiem było wołać kapłana, złychby tu Kościół stróżów postanowił. On owszem wyznaczył na to pasterza, którego obowiązkiem czuwać, szukać i znajdować dusze. Tak bowiem rozporządza Rytuał rzymski (de visit. et cura infir,): Parochus... cum primum noverit, quempiam ex fidelibus curae suae commissis aegrotare, non expectabit ut ad eum vocetur, sed ultro ad illum accedat; idque non semel tantum, sed saepius, quatenus opus fuerit; horteturque parochiales suos, ut ipsum admoneant, cum aliquem in parochia sua aegrotare contigerit, praecipue si morbus gravior fuerit. Nie można tu zarzucić, że pasterz sam idąc, wdraża się i narzuca choremu; bo to jego powinność, zalecona mu przez samego Chrystusa. Gdyby jednak wizyta taka zatrważać miała kogo, lub być nieprzyjemną, roztropność radzi dopełnić jej przez innego. Pasterz jednak, stale względem każdego chorego swojej parafji, dopełniający tej powinności, nie zdziwi zapewne nikogo, gdy się nieproszony w domu chorego pokaże. W trudniejszych okolicznościach może sobie wyjednać przystęp przez pośrednictwo krewnych, przyjaciół, lub innych osób świeckich, a w braku tego, na ostatnią godzinę niech pospieszy z ufnością, nie bacząc na wszelkie względy: natrętność jego Bóg pożądaną pociechą serca nagrodzi. Prawdziwa miłość bliźniego i głęboka wiara, gorliwość i roztropność kapłańska dodadzą mu skutecznych środków do działania i pozyskania zbawiennego skutku. Trafić się to może w wyższych domach po miastach, bo z ludem po wsiach nie ma tych trudności: tu chyba odległość miejsca stawiać może przeszkodę, na którą synody nasze ten znajdują sposób, aby pleban własnemi końmi nawiedzał chorych. Tak rozporządza synod warmiński z r. 1582 i drugi z r. 1726; wileński zaś z r. 1744 obowiązuje do tego sub poena suspensionis a divinis ipso facto incurrenda; inne niemniej gorliwie zasłaniają biedny lud od wydatków, jakieby ponosić musiał w najmowaniu furmanek po księdza. Jeśli to prawo nie wszędzie dziś w praktyce zastosowane być może, pokazuje przynajmniej, że plebanom środki stosowne obmyślać wypada i często z ambony zachęcać bogatszych parafjan, aby uważali sobie za błogosławieństwo i zasługę przed Bogiem, gdy tę uczynność wyświadczą uboższym. Z przytoczonych też wyżej słów Rytuału zrozumieć można, iż kapłani nie spełniają dostatecznie swej powinności, gdy przychodzą raz tylko do chorych dla udzielenia im ostatnich sakramentów. Chodzi tu jeszcze o utrzymanie chorego w łasce Bożej, o przygotowanie go na śmierć, ubezpieczenie przeciw pokusom, umocnienie przeciwko ostatniej bojaźni i pocieszenie. Nie wypada jednak nawiedzać ich codziennie, zwłaszcza gdzie nie ma potrzeby, i chyba to za ogólną regułę położyć można, iż trzeba wszystkich chorych nawiedzać mniej więcej jednakowo, aby na zarzut jakichś względów nie zasłużyć, oraz, aby to nawiedzanie było zawsze z pożytkiem, a nie szkodą chorego. Uwzględnić chyba można biednych i nieszczęśliwych, których nie ma komu wesprzeć materjalnie i pokrzepić na duchu. Te jeszcze szczegółowe, a pożyteczne uwagi, podaje pewien autor: 1) chorych złożonych długą i uporczywą boleścią można raz na tydzień odwiedzać. Dwa razy byłoby za wiele, chyba gdyby cierpieli bardzo i zostawali w pokusach niecierpliwości lub zwątpienia. Gdy chorego dogląda siostra miłosierdzia, wtedy i jednorazowe na tydzień nawiedzenie staje się zbyteczném. 2) Kilka razy na tydzień nawiedzać tych, co leżą w bolesnej chorobie, a mało są przez krewnych opatrywani i pocieszani; oraz takich, co dopiero w chorobie nawrócili się i powstali z nałogów; tych wreszcie, co są w ciężkich pokusach, np. zwątpienia o zbawieniu, skłonności do samobójstwa i t. p. 3) Codziennie odwiedzać należy w bliśkiém niebezpieczeństwie śmierci znajdujących się, mianowicie gdy są niedaleko i można to uskutecznić bez wielkiej trudności. 4) Codzień kilka razy nawiedzać tych, co się już w konaniu znajdują, aby nie skończyli bez podanych na to w Rytuale modłów kościelnych: każdy zaś parafjanin ma prawo żądać od pasterza tej pomocy w chwilę śmierci. 5) Wizyta ma być tyle długą, ile cel jej wymaga, a tym być może pocieszenie, nawrócenie, spowiedź, przygotowanie na śmierć i t. p.; pół godziny zdaje się na to wystarczającém. Jeśli jednak osoby są bardzo osłabione, ma się jeszcze krócej załatwić; gdy znowu chodzi o przygotowanie do spowiedzi jeneralnej, wypadnie może czas ten znacznie przedłużyć. Do tych uwag dodać należy, iż pasterz, nawiedzając chorych, nie powinien pomijać wskazanych przez Rytuał obrządków, t. j. wchodząc, mówić: „pokój temu domowi i wszystkim w nim mieszkającym;“ pokropić wodą święconą chorego, łoże i stancję, odmawiając antyfonę „Asperges;“ odczytać modlitwy rytualne i pobłogosławić chorego. Opuści to wszystko, gdy tak okoliczności wymagać będą, lub częsta wizyta. Przy każdém nawiedzeniu niech choremu okaże spółczucie, zapyta czasem o stan i przebieg choroby, pocieszy i ufnością wzmocni. Najbardziej ma unikać wyrzutów, choćby choroba była oczywistym skutkiem złego życia, lub świeżo popełnionego występku. Wreszcie, ponieważ ciągle przy chorym pozostawać nie może, niech zaleci domownikom staranie o nim i wybierze z pośród osób go otaczających najbogobojniejszą, podając jej sposób utrzymywania chorego w ciągłym związku z Bogiem, przez zdanie się na wolę Jego i cierpliwość w chorobie. Jeśli nie znajduje takiej osoby, a umie kto czytać, lub sam chory, niech nastręczy odpowiednią książkę duchowną, albo takowej pożyczy. Jeśli czytać nikt nie umie, wtedy krzyżyk, medalik, lub obrazek zostawiwszy, wskaże sposób częstego z Bogiem przestawania przez akty wiary, nadziei i miłości, oraz żalu i zdania się na wolę Bożą. W końcu dodać wypada, iż, dla spełnienia obowiązku nawiedzania chorych, powinien pleban upominać lud z ambony, iżby wcześnie o chorych donosić mu nie omieszkał i to zrana zawsze, jeśli być może, gdyż wtedy i chory rzeźwiejszy i ksiądz prędzej jest w domu. W niedziele i święta, bez nagłej potrzeby, nigdy plebana do chorych przyzywać nie powinni: cały bowiem tydzień jest dla chorych, święto zaś i niedziela szczególnie posłudze zdrowych oddane. Zły także jest zwyczaj przywożenia chorych przed Kościół, bo ich na niebezpieczeństwo większe naraża; zniesionym być zatém powinien. W nawiedzaniu chorych nakreślił Kościół św. cele zbawienne. Choroba każda pociąga za sobą wiele przykrości, cierpień i bólów, miesza zamiary człowieka, wyrywając go z koła zajęć, mąci jego życie i upokarza głęboko. Dla tego to ogólną potrzebą każdego chorego jest pociecha i wzmocnienie w cierpliwości. Pobudki całkiem światowe i środki zmysłowe są tu wcale niewystarczające i w zastosowaniu tracą wszelką siłę, a tylko same nadziemskie i religijne do celu doprowadzić są zdolne. Któż nie wie, jak niekiedy samo zjawienie się kapłana przynosi choremu słodką pociechę, która niezmiernie wzrasta i potęguje się, gdy kapłan zastosowywać będzie słowa boskie do położenia chorego i temi go wzmacniać. Pasterz nadto, wleje w serce chorego, miotane częstokroć trwogą i wątpliwością, nadzieję i pociechę, przez udzielenie sakram. św., przez nadanie mu odpustów i błogosławieństw kościelnych, przez zalecenia pewnych modlitw poruszających, przez czytania i uwagi pobożne, przez wskazanie przykładów cierpliwości w świętych pańskich i t. d. W ogóle staraniem kapłana być powinno usposobić tak chorego, aby umiał: 1) bez szemrania cierpieć dla Pana Boga, jako grzesznik; 2) być posłusznym ludziom bez oporu, jako chrześcjanin, i 3) umierać samemu sobie, spokojnie i bez bojaźni, czasu tego, którego Bogu spodoba się duszę jego powołać do wieczności. Celem wreszcie pieczy tej ma być spełnienie woli Bożej nad chorym, która nie inną jest, jak tylko, aby choroba posłużyła mu do zbawienia: gdy więc ciało choruje, dusza ma być przywiedzioną do zupełnego zdrowia i w niém utrwaloną. Tutaj zatem wskazać można na mądre i opatrzne, a zawsze łaskawe dla nas zamiary Boga, które spełnia nad chorym, dozwalając mu zastanowić się nad sobą, rozpoznać własne niedostatki i wskutek tego przywieść życie wewnętrzne do porządku. Że zaś każda choroba mniej więcej zamyka w sobie niebezpieczeństwo śmierci, więc najgłówniejszą czynnością dusz pasterza, przy łożu chorego, będzie przygotować go do świątobliwej śmierci. Nie ma więc oddalać od chorego myśli o skonie, owszem wzbudzić ją, gdzieby jej nie było i roztropnie użyć. W przygotowaniu tém najważniejszą czynnością pasterza jest udzielenie sakramentów umarłych, mianowicie spowiedzi. Dobra spowiedź, to najtrwalszy fundament, na którym dalsze przygotowanie na śmierć mocno wspierać się będzie. To zaś dalsze przygotowanie zależy na obudzeniu w chorym ufności w miłosierdzie Boże, na usposobieniu go do znoszenia cierpień dla miłości Jezusa Chr., na zwyciężaniu pokus, częstém odmawianiu modlitw, a przy długo trwałych chorobach na częstém przyjmowaniu sakram. św. Przy zbliżaniu się śmierci pomoc duchowna jest najpotrzebniejsza, przeto kapłan powinien upomnieć otaczających chorego, aby w tej groźnej dla każdego chwili przywołali go do umierającego, jeśli to być może, lub przynajmniej, jak zdołają, sami go ratowali. Gdyby więc chory był znacznie oddalony od Kościoła i wezwanie plebana było i trudne, lub niepodobne, niech wyznaczy kogo z familji, aby czuwał na tę chwilę; wyuczy go także, co wtedy ma czynić i jakich używać modlitw przy konającym. Gdyby sam pasterz udał się do chorego na chwilę skonu, niech wzbudzi w nim akt żalu, udzieli absolucję i zaaplikuje odpust umierającemu, jeśli ma na to władzę; niech go przywiedzie do zupełnego zdania się na wolę Bożą, niech odmawia modlitwy z pewnemi przerwami, których jednak nie potrzebuje chory usty powtarzać, lecz przejmować się ich duchem; niech także dodaje pobożne i krótkie zdania, czyli akty strzeliste, któreby w umierającym świątobliwe wzniecały uczucia i służyły mu za tarczę przeciw napaściom szatańskim. Pożyteczno jest również umieścić przed oczyma chorego krucyfiks, obraz N. M. P. i świętego, do którego miał najwięcej nabożeństwa, podać mu krzyżyk do całowania, skrapiać go często wodą święconą, i t. p.: to wszystko celem utrzymania go w pobożnych uczuciach. Gdy następują ostatnie chwile konania, uklęknie kapłan u łoża, razem z domownikami, odmawiając litanję do wszystkich świętych i modlitwy przy konających, z Rytuału lub książek do nabożeństwa. Gdzie jest cięższe skonanie, lub gdzie zwyczaj taki każe, zadzwonić na wieży, pobudzając wiernych do modlitwy za konającego. W ostatnich tych chwilach oddali wszelkie od niego pokusy, jako to: osoby niemiłe, zgiełk i krzyk krewnych, hałas uprzątających leki, lub robiących przygotowania do pogrzebu. Skoro chory skona, poleci duszę jego Bogu przez modlitwy kościelne, a odchodząc, pocieszy rodzinę i poda rady, jeśli tych od niego zażąda. Przy chorych i umierających dalej jeszcze sięga czynność pasterska w niektórych okolicznościach. W domu ubogich, gdzie zbywa na wszystkiém, winien kapłan opatrzyć pomoc materjalną, bądź z własnych funduszów, bądź przez pośrednictwo bractw i osób pobożnych, które do tego zachęcić należy. O to upomina Rytuał. W niektórych razach, szczególnie na wsi, gdzie nie ma lekarza, potrzeba aby pleban umiał zaradzić w naglejszych przypadkach i posiadał u siebie pospolicie używane lekarstwa. Znajomość więc medycyny popularnej, zabiegliwość o przygotowanie sobie książek do tego odpowiednich, oraz o zaprowadzenie domowej apteczki, powinny należeć także do obowiązków plebana na wsi. Czuli na ludzką nędzę pasterze czynią to wszystko, spisując praktyczne środki na zwyczajniejsze choroby i zbierając zioła lekarskie. Gdyby wreszcie szło o doradzenie w interesach familijnych i uczynienie testamentu, kapłan nie ma się narzucać, lecz zdrowej i sumiennej rady odmawiać nie powinien, skoro jest o nią proszony. Tu jednak winien zwrócić uwagę chorego, aby o krewnych swoich nie zapomniał i zachował względem nich sprawiedliwość, mianowicie, gdy i na pobożne cele czyni zapisy. Szczególnie jednak ma dopilnować tego, co się tyczy duszy chorego i zwrócić jego uwagę na potrzebę restytucji, gdzie ta uczynioną być winna. W tych wszystkich obowiązkach, wielką bywają kapłanowi pomocą dozorujący chorych, jeśli są ludźmi roztropnymi i religijnymi. Dla tego przy większych szpitalach, gdzie doglądaniem chorych trudni się zakon jaki, szczególnie siostry miłosierdzia, czynność kapłańska bardzo jest ułatwioną. I w domach prywatnych wpływ dozorujących niezmiernie jest ważny: kapłan więc wyrozumieć powinien, w jakim stanie pod tym względem znajduje się chory, aby mógł następnie zawnioskować, ile z jego strony potrzeba dołożyć, aby zdołał sumienie zachować spokojne w obec Boga i swego obowiązku. — Wszystko, co dotąd, stosuje się do chorych przy zwyczajnych okolicznościach choroby. Są przecież okoliczności wyjątkowe, w których kapłanowi inaczej nieco postępować trzeba. Do tych należą mianowicie następujęce: 1. nagłe zachorowanie lub nieszczęśliwy wypadek, pociągający za sobą śmierć bliską. Tu mało jest czasu, a wszystko, i nie raz bardzo wiele, zrobić potrzeba. Pomijają się w tym razie zbawienne napomnienia i ścisłe zbadanie sumienia. Gdy nieszczęśliwy mówić jeszcze może i daje jakie znaki życia, starać się tylko należy, aby wyznał grzech jaki ciężki, a najlepiej główny swój występek i przez ten obudzić w nim żal serdeczny za wszystkie inne, jakich w tej nagłej chwili wyrazić, lub przypomnieć sobie nie zdołał. Za pokutę kazać mu np. uderzyć się w piersi razy kilka, ucałować krzyż podany i t. p., a następnie udzielić zaraz rozgrzeszenie, którego forma rytualna w nagłych wypadkach do istotnych słów: ego te absolvo ab omnibus censuris et peccatis, in nomine P. et F. et S. S. amen, skróconą być może. Gdyby zaś chory ani mówić, ani znaku żadnego żalu swego okazać nie mógł, trzeba w nim rozbudzić krótkiemi a żarliwemi słowy skruchę serdeczną i rozgrzeszyć go warunkowo. 2. Ranieni śmiertelnie w zatargach, winni być najprzód do wewnętrznego spokoju przywiedzeni, następnie nakłonieni do zgody i przebaczenia, oraz do ufności w miłosierdziu boskiém. Z samobójcami, którym się usiłowanie odebrania sobie życia nie udało, należy się z początku obchodzić łaskawie, dopókąd nie wrócą do sił; poczém dopiero ściślej zająć się rachunkiem sumienia i pojednać ich z Bogiem. Gdyby zaś pozostali w nienawiści ku Bogu i bez żalu za czyn zamierzony, trzeba im odmówić rozgrzeszenia. 3. Światowo myślących, którzy, mimo wyraźnego niebezpieczeństwa, nie chcą wiedzieć o śmierci i zachowują całém sercem przywiązanie do świata, należy żarliwemi słowy o ich błędzie przekonać i wyprowadzić z błędnych omamień, wskazując znikomość rzeczy doczesnych i żywo przedstawiając ważność chwili ostatniej. Gdyby przez to chory przywiedziony był do niespokojności, utrapienia i smutku, nie trzeba zważać, bo interesa wieczności wyższe są nad to wszystko. 4. U chroniczną i długotrwałą chorobą dotkniętych, należy walczyć szczególnie przeciwko bolesnemu stanowi strapionego i znękanego serca, oraz niecierpliwości, która często wywołuje narzekania na Boga i życzenie śmierci. Im bardziej się tacy uważają za opuszczonych od Boga i ludzi, tém pasterz winien im okazywać się życzliwszym i troskliwszym. Obowiązkiem jego często ich nawiedzać, słuchać cierpliwie ich skarg i narzekań, przyznać im w części słuszność, lecz razem zwracać ich umysł ku Bogu, który tak dla ich dobra rozporządził, a i w cierpieniu wsparcia im nie odmówi, jeśli tylko szczerze zdadzą się na Jego wolę i polecą Jego miłosierdziu. Niech takim okaże swoje spółczucie i litość, a to mocno ich pocieszy, doda odwagi i przyniesie ulgę. Lecz gdy kapłan przy częstych odwiedzinach musiałby się powtarzać, a nadto czasowa jego obecność nie wystarcza na uspokojenie ciągłych cierpień chorego, potrzeba, aby pasterz obmyślał inne jeszcze środki, przy których pomocy trzymałby chorego zawsze w kierunku duchownym i w pobożnych myślach. Nąjlepszém tu będzie zalecić choremu, aby codziennie rozważał inny punkt z męki Pana Jezusa, lub kolejno stacje męki rozmyślał. Do tego poda mu i książki odpowiednie i pouczy, jak to rozmyślanie stosować do potrzeb swej duszy. 5. Zatwardziali, nałogowi grzesznicy, najwięcej podobno przynoszą trudności w pasterskiej pieczy nad chorymi. Najłatwiej bywa z pijakami, bo ci, widząc skutki swego nałogu, odpłacającego się niepowrotną często ruiną zdrowia, najprędzej się decydują do porzucenia swego występku i chociaż i to prawda, że, po odzyskaniu sił, nie raz znowu wracają do niego. Najtrudniej z rozpustnikami, którzy przedmiot grzechu w domu i często przed oczyma swojemi mają. W tym razie trzeba wpłynąć na wydalenie osoby tej z domu: gdyby zaś bez wielkiego zamieszania uskutecznić się to nie dało, przynajmniej tyle zrobić należy, aby ta osoba nie usługiwała choremu i zdala od niego była, mianowicie w godzinę skonu. 6. Nienawiści długotrwałe i nieprzebłagane, z należną ostrożnością i roztropnością ułagodzić i usunąć należy. Wypadnie niekiedy w tym przypadku i na drugą stronę wpłynąć, przyjmując rolę pośrednika, lub zlecić tym, co się najsposobniejszymi do czynności tej okażą. 7. W obowiązanych do restytucji wzbudzić najprzód przekonanie, że sprawiedliwość koniecznie ją nakazuje, lecz razem zastanowić się, czy jej dopełnić będą w możności. Gdyby chory nie mógł restytucji uczynić, nie należy go trwożyć i nalegać, lecz raczej uspokoić, oświadczając, iż w takim razie obowiązek ten ustaje lub zawiesza się. W przypadku, gdyby się restytucja zbyt trudną do uiszczenia na raz okazała, lub tylko ze znaczną krzywdą familji mogła być uczynioną, wypadałoby kapłanowi przyjąć pośrednictwo i uprosić od strony skrzywdzonej zmniejszenie jej lub darowanie, tak jednak, żeby się to stało bez wyjawienia winnego. Gdzie zaś obowiązek restytucji może być dopełniony, trzeba kapłanowi naglić o spełnienie go i dopilnować, aby nie zwłóczono, może nawet podjąć się pośredniczenia, lub poradzić do tego zaufaną osobę. Nie należy także zapominać, iż oszczercy, obmówcy i wszyscy, w jakibądź sposób sławę bliźniego szarpiący, są niemniej ściśle obowiązani do jej wrócenia, a razem naprawienia wynikłej ztąd szkody bliźniego. 8. Piecza około niewiast nerwowych i histerycznych jest nietylko trudną, lecz dla młodych kapłanów i niebezpieczną. Przyjmują one wprawdzie łatwo kierunek duchowny, są posłuszne na głos przewodnika, lecz przy swojém usposobieniu, w chorobie nawet, skłonne bywają do rzeczy nadzwyczajnych, wpadając w ekstazje, wizje, pochodzących często z chwilowego stanu nerwów, lub nawet od złego ducha. Osoby tego rodzaju w swoich objawach zazwyczaj się mylą, a niekiedy nawet z większą lub mniejszą złością na oszukaństwo odważają: należy przeto pasterzowi z największą względem nich postępować rostropnością, nie zwracając niby uwagi na to, co w nich jest nadzwyczajnego, ale przeciwko temu ustawicznie, a nieznacznie walczyć. W tym celu zająć je zwykłemi ćwiczeniami religijnemi i starać się wszystkiemu zaprzeczyć, coby w swych widzeniach utrzymywały. Tak działając z należytą roztropnością, ma zachować kapłan i względem siebie samego czujną bardzo ostrożność, bo powstająca w sercu jego litość ku takim osobom, wzmacniana ciągle ich dobrocią, łagodnością i pobożnością, zamienić się może w sympatję żywszą a niebezpieczną. Potrzeba zatém wielkiej nad sobą czujności, aby nie wpaść w sidła, z których z trudnością tylko wydostać się udaje. Za regułę podać tu można pewną oziębłość względem takich osób, rzadkie odwiedziny i to w przytomności drugich osób. 9. Innego zupełnie rodzaju trudność czynią pasterzowi umysłowo cierpiący, warjaci, szaleni. Nie należy im także odmawiać pasterskiej opieki. Opieka ta jednak wymaga nietylko szczególnego poświęcenia się, lecz i oddzielnych osobistych przymiotów, które nie w każdym kapłanie się znajdą. Trzebaby zaprawdę szukać dla takich kapłana między tysiącem. Dla tego powszechnie dopomaga do tego dobroczynność ludzka i opieka rządowa, zakładając szpitale dla obłąkanych, w których starać się tylko wypada, aby dozór nad chorymi nie był li tylko policyjny, lecz razem i duchowy, a to tém więcej, że Kościół podaje ze swej strony pomoce w zakonach, które się zadaniu temu z chlubą poświęcają. O przygotowaniu więźniów na śmierć skazanych, ob. Więzienie. Te są obowiązki i prace pasterza dusz około chorych i umierających; trudniejsze są one od innych jego powinności, ale też Bóg nagradza je obfitemi pociechami sumienia i licznemi łaskami, jakie, zbierając kapłan u łoża chorych, obracać może na własnej duszy zbawienie. Do takich korzyści zaliczają się następujące: 1) dokładne poznanie samego siebie: ktokolwiek bowiem patrzy z rozwagą na nędzę umierającego człowieka, potrafi zrozumieć i swoją, jaka go także czeka; 2) oderwanie się od życia doczesnego, a pragnienie wiecznego, na wzór Apostoła narodów (do Rzy. 7, 24. Filip, 1, 21); 3) nienawiść i obrzydzenie sobie wszelkiego grzechu, który krótką tylko przynieść może uciechę, a wieczne cierpienie; 4) pomnożenie miłości braterskiej, bo na widok nędzy i słabości drugich, miłość ku nim wzrasta; 5) odpuszczenie grzechów: czyniąc albowiem tę posługę chorym, dajemy im ostatnią jałmużnę, jakiej od nas potrzebują, a jałmużna uwalnia od śmierci i gładzi grzechy (Tob. 12, 9); 6) daje sposobność wykonania cnót niektórych, mianowicie pokory i miłości, jakich częstokroć wymaga posługa chorych; 7) nadzieję szczęśliwego skonania i wiekuistego żywota w niebie, jak to zapewnia psalmista pański (Ps. 40, 1); 8) pomnożenie dóbr doczesnych i łask duchownych, gdyż Chrystus wynagradza te uczynki, jakby się jemu samemu je wyświadczało (Mt. 25, 40. II Kor. 9, 6); 9) zaufanie pozyskuje kapłan, a to nietylko u rodziny chorego, lecz i u całej parafji; widok takiej miłości i gorliwości jest w stanie skruszyć i nawrócić najtwardsze dla niego serca; 10) nawiedzając chorych, pozna pasterz potrzeby parafjan, tak duchowne jako i doczesne, do czego gdzie indziej nie ma tyle sposobności; 11) niektóre zdarzenia z życia, lub boleści chorego, mogą zbawienny wpływ wywrzeć na samego kapłana; 12) pobożna śmierć innych nauczy i jego dobrze umrzeć, a to będzie najwyższa poświęceń jego korzyść i zapłata. W przedmiocie pieczy pasterskiej nad chorymi, obszerniejsze przestrogi podają dzieła, traktujące o obowiązkach kapłańskich, jak: Rituale romanum, w ustępie de visitatione et cura infirmorum, gdzie zwięźle, dokładnie i z namaszczeniem wskazane są główne rysy tego zajęcia pasterskiego, a razem sposób dopełniania go według życzeń Kościoła; Tobiae Lohner, Instructio practica de conversatione apostolica, Tyrnaviae 1743, p. 221—361; Teologja pastor., w Łowiczu 1809, z rozkazu arcybp. Raczyńskiego wydana, t. I 352 i II 375; ks. J. Gauma Przewod. dla spowied., tł. ks. U. Rokickiego, Wilno 1860 t. II 214—247, mieści uwagi, poczerpnięte głównie z dziełka św. Alfonsa Ligourego Praxis Confessarii; ks. J. M. Sajlera Teol. paster. tł. Leona Rogalskiego, Warsz. 1864 t. II 151—206; ks. J. Wilczka Pastoralna, Krak. 1869 t. II 143—183; ks. J. Krukowski, Teol. paster. katol., Przemyśl 1869 t. II 582—616. Dwa ostatnie dzieła dotykają różnych szczegółów, tu dla krótkości pominiętych. Nie małą też przysługę tak chorym jak kapłanowi oddać mogą książki, obejmujące modlitwy, akty strzeliste i uwagi pobożne dla ludzi na łożu boleści, lub w konaniu będących, a tych i u nas wyszło nie mało. Przytaczamy niektóre przynajmniej, jakie dotąd jeszcze po zakrystjach kościelnych napotykać się dają i z pożytkiem przez kapłanów używane być mogą. Phil. Servii S. J. Amicus fidelis, Crac. 1664, podaje sposoby posługiwania chorym, przygotowania ich na śmierć i modlitwy stosowne. Sancta mors hominis christiani, Brunsb. 1675, mieści instrukcje dla chorego, oraz modlitwy w chorobie i przy śmierci. Clem. Boleslavius, Homo bene moriens, Olivae 1684, książka zastosowana do nabożeństwa dla chorych, na końcu instructio sacerdotis circa sacramenta moribundis administranda. Tom, Młodzianowski S. J, Akty przygotowania się na dobrą śmierć, Krak. 1685, podaje akty strzeliste, modlitwy i rozmyślania na czas choroby i godzinę śmierci, wszystkiego obficie i z namaszczeniem. Jan Morawski S. J., Pretiosa mors sanctorum, Posn. 1698, rozpoczyna od uwag wskazujących, że święci gotowali się całe życie na śmierć szczęśliwą i dla tego straszną dla nich nie była; dalej opisuje szczegółowo, jak się do niej przysposabiać, jakiemi środkami pokusy zwyciężać i wreszcie kładzie nabożeństwo dla chorych. Wyprawa człowieka do domu wieczności, War. 1750, przy krótkich uwagach, same prawie modlitwy i rozmyślania chorym podaje. Jana Crasseta S. J., Słodka i święta śmierć, Warsz. 1751, obok zbyt długiej apologji śmierci, wiele myśli pobożnych mieści. Cyryll od św. Franc., karmelita, Praktyka dobrej śmierci, Warsz. 1753, i nauk i modlitw tu dosyć. Jos. Ant. Marchesselle, Theorema et praxis, to jest rozważne etc., Krak. 1754, podaje kapłanom instrukcje, modlitwy przy chorych i benedykcje wyjęte z Rytuału, jest zatém dogodnym podręcznikiem do chorych; znajduje się i w nowém wydaniu. Jos. Dombrowski, Alimonia spiritualis, Częstoch. 1755, obok instrukcji, mieści i część rytualną. Święta przysługa, Kalisz 1759, zebranych tu pięknych wiele modlitw i przykładów. Jan Wuykowski, Przewodnik na drogę wieczności, Lublin 1775, obejmuje głównie modlitwy przy chorych i konających, ze wstępem o zasłudze ich ratowania. Do tych pomocników kapłańskich, w posługiwaniu chorym, możnaby dołożyć wiele innych dzieł, gdzieindziej wydanych. Pomijamy je, zwracając uwagę pasterzów duchownych na jedno tylko: Aloy. Bellecii, Christianus pie moriens, seu adjumenta procurandae piae mortis, August. Vindel. 1756 ed. 2; ed. Gandae 1821, ed. Palmae 1844, gdzie znajdą wiele pięknych myśli dla własnego zbudowania, tudzież do przemówień nad grobem zmarłych. Do zrozumienia wreszcie, w jaki sposób u nas dawniej zajmowano się pieczą chorych i wyprawą ich do wieczności, obok ustaw synodalnych, posłużyć może dziełko: Verax Hemerodromus animas Christi fidelium ad coeleste dirigens Capitolium, p. Joan. Stan. Foltyński, ph. dr. curat. pobiedrensem, Crac. 1679. X. S. Ch.