Encyklopedja Kościelna/Esseńczycy
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom V) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Esseńczycy, Esseni Ἐεεηνοι, Ἐσσαιοι, stanowili jednę z trzech wielkich sekt, na jakie dzielił się judaizm w czasach przyjścia Zbawiciela. Czas powstania tej sekty niewiadomy. Józef Flawjusz wspomina już za Jonatana (159-143 przed Chr.) o wszystkich trzech sektach i nazywa je bardzo dawnem i (Antiq. XVIII 1, 2). Niewiadomy początek esseńczyków tém się nieco wyświeca, że biorąc na uwagę naturę sekty, musimy ją uznać, jako produkt żydowsko-aleksandryjskiej filozofji religijnej. Religijna zaś filozofja aleksandryjczyków rozszerzyła się w Palestynie około połowy II w. przed Chr. (Cf. Dähne, Geschichtliche Darstellung der jüdisch-alexandrin. Religionsphilosophie, w 2 częśc.). Początki więc sekty E. przypadają około tych czasów, jakie Józef Flawjusz wspomina (Ant. l. c.); wyrażenia zatem wyżej cytopwanego o dawności nie należałoby bardzo do tej sekty stosować. Döllinger (Heidenth. u. Judenthum p. 855) wywodzi tę sektę od orfitów i widzi w niej więcej śladów pitagoreizmu niż platonizmu, ale zdania swego wcale nie uzasadnił. Niektórzy uczeni (jak Bellermann, Geschichtliche Nachrichten aus dem Alterthume über Essäer u. Therapeuten, 1821, i Gfrörer, Philo u. die alexandr. Theosophie) mają E. za wspomnianą u Epifanjusza (Haer. 19, 53) sektę ossenów czyli osseów. Ale co Epifaniusz o ossenach mówi (że mieszkali na wschód Jordanu, szczególniej w prowincjach Nabatei i Perei; że uznawali godziwość przysięgi; że małżeństwo uważali nietylko za godziwe, ale za nakazane wszystkim , a dziewiczą czystością gardzili i t. p.), przeciwi się temu, co wiemy o esseńczykach. Choć przeto i jedni i drudzy wodę uważali za świętą i odrzucali ofiarę, o tożsamości ich mowy być nie może. Ważniejsze jest pytanie, w jakim stosunku byli E. do terapeutów? Zdania są tu rozdwojone: jedni łączą ich razem jako jednę sektę; inni zaś uważają ich za sektę zupełnie oddzielną. Zdaje się jednak, że Filo dobrze w tej kwestji się wyrażał (De vita contemplativa, op. ed. Mangey II 471), gdy uważając jednych i drugich jako dwie gałęzie jednego pnia, esseńczyków nazwał praktykami, terapeutów zaś teoretykami. Terapeuci przemieszkiwali w celach i w kontemplacji upatrywali najwyższy cel życia; E. zaś zajmowali się rolnictwem, pasterstwem i w ogóle życiem czynném. Logikę, jako niepotrzebną do pozyskania cnoty, zostawiali oni frazeologom; metafizykę, jako wyższą po nad naturę ludzką, zostawiali tym, którzy się po nad swój horyzont wznieść chcieli (z wyjątkiem tylko kwestji bytu Boga i początku wszech rzeczy), a za to szczególniej zajmowali się filozofją moralną, posługując się przytém prawami ojców, których żaden duch ludzki bez natchnienia Bożego pojąćby nie mógł (Philo, Quod omnis probus sit liber. I 459). Najpewniejsze pochodzenie nazwy esseńczyków jest od wyrazu aramejskiego אםא asa, uleczył, który często bierze się w wyższém znaczeniu o leczeniu chorób duchowych, a którego θεραπεοτης — leczący, jest dosłownem tłumaczeniem. O praktykach tej sekty obszerne wiadomości podają: Filo (szczególniej w piśmie Quod omnis probus etc.), i Józef (De Bello Jud. II 8 § 2—13). Główne pojęcia religijne esseńczyków są żydowskiego pochodzenia: po Bogu największą cześć oddawali oni prawodawcy; kto imię jego zelżył, śmiercią był karany. Tylko pisma Mojżesza mieli za Objawienie Boże, tłumaczyli je allegorycznie, przyczem opierali się na wyższem oświeceniu wewnętrzném, bez ktorego, ich zdaniem, nikt Pisma ś. rozumieć nie mógł. Cała treść wiary ztamtąd zaczerpnięta, zmodyfikowaną tu jest przez teozofję aleksandryjską. Boga pojmują jako najczystszą istotę światłą, której obrazem symbolicznym jest słońce; przed wschodem słońca nie mówią o niczem świeckiem, wznoszą tylko ku niemu niektóre po ojcach odziedziczone modły, jakby na ubłaganie go, aby znowu weszło. W ogóle zachowują się względem słońca, jakby względem jakiejś żyjącej, rozumnej istoty. Usuwali z przed jego oblicza wszelką obrzydliwość, jak wstydliwe części ciała i wypróżnienia. Dla tego każdy esseńczyk, przyjmowany do sekty, otrzymywał mały szpadelek, którym codziennie wykopywał dołek na stopę głęboki, i w nim załatwiał swoje potrzeby naturalne, przyczém nakrywać się jeszcze musiał szatą, aby nie znieważyć promieni Bóstwa. Otrzymywał także fartuch, z obowiązkiem przepasywania się nim przy swoich obmywaniach, aby nie naruszyć należnej czci słońcu. Rządy świata pojmują fatalistycznie. Wierzą w nieśmiertelność duszy, zostającej na ziemi w kajdanach ciała, które z czasem zupełnie zaginie. Dla dobrych przeznaczali po za oceanem kraj, gdzie nie ma przykrych zmian temperatury, lecz gdzie zawsze orzeźwiający powiewa zefir. Źli zaś w dalekie wygnani zostają miejsce (μοχος), gdzie panuje zimno i ciemność, i gdzie nieustanne męczą ich kary. Odrzucali krwawe ofiary żydów, ponieważ za lepsze uważali swoje oczyszczenia. Inne zwyczaje religijne zachowywali sumiennie. Szabasu np. przestrzegali skrupulatniej jeszcze niż żydzi. Naczynia żadnego z miejsca w szabas nie ruszali; wstrzymywali się nawet tego dnia od spełniania potrzeby naturalnej (Jos., Bell. jud. II, 8, 9). Wyobrażenia o czystocie lub nieczystocie rzeczy materjalnych przejmowały cale życie esseńczyków i utrudniały stosunki z innymi ludźmi, więcej nierównie niż to miało miejsce u żydów względem pogan. Każde dotknięcie nie-esseńczyka, a nawet esseńczyka niższego stopnia, pociągało za sobą nieczystotę i wymagało ceremonji oczyszczających. Wspólne zasiadanie do stołu uważali za akt religijny; każdy obmywał poprzednio całe ciało, przyodziewał szatę lnianą, którą zaraz po stole zdejmował; piekarz przed każdym kładł chleb oddzielny; kucharz przed każdym stawiał talerz z potrawą; kapłan modlił się przed jedzeniem i przed modlitwą nie godziło się nikomu skosztować jedzenia. Każda taka uczta poczytywaną była za ofiarę. Zgromadzali w swych miejscach świętych, nazywanych synagogami, i podług starszeństwa wieku zajmowali tu miejsca. O dogmatycznej nauce esseńczyków skąpe mamy wiadomości, bo tak Filo jak Józef Flawjusz za główną rzecz uważali praktykę. Gfrörer (op. cit.), dla uzupełnienia tych wiadomości, ucieka się do źródeł dalszych, do pism nie-esseńczyków; my wszakże dla pewniejszego, choć mniej obfitego rzeczy przedstawienia, poprzestajemy na dwóch wyżej cyt. źródłach. Filo jako sumę moralnej nauki esseńczyków podaje miłość Boga, cnoty i ludzi. Miłość Boga zasadzali oni przedewszystkiem na świętości całego życia, unikaniu kłamstwa, przysięganiu i na przekonaniu, że istota Boża jest pierwotną przyczyną wszystkiego dobrego, a nigdy czegobądź złego. Miłość cnoty objawiać mieli obojętnością na bogactwa i poprzestawaniem na małem; zkąd E. ani ubrania ani obuwia nie zmieniali, dopóki się to zupełnie nie podarło, lub całkiem nie zużyło; umiarkowani w życiu E. żyli zazwyczaj po 100 lat. Nadto, miłość swą cnoty okazywać mieli wstrzemięźliwością, unikaniem zmysłowych rozkoszy; nawet od małżeństwa się wstrzymywali i dla tego przyjmowali cudze dzieci i wychowywali je w widokach sekty. Była wszakże druga klasa esseńczyków, którzy żenili się, w celu otrzymania potomstwa. Miłością bliźniego nazywali przyjacielskość, niesienie pomocy i miłosierdzie, nawet względem nie-esseńczyków; przedewszystkiém zaś o miłości tej świadczyć miała wspólność mienia (κοινονια). Nikt z nich nie miał mieć nic własnego: wstępujący do sekty winien był swoją własność oddawać zakonowi (τῶ ταγματι). Dom jednego należał do wszystkich. Członek sekty z daleka przychodzący miał dla siebie każdy dom otwarty. Wspólne u nich było życie, mieszkanie, jedzenie. Nie było więc tam ani nędzy, ani bogactwa (Jos. op. c. c. 3). Chorych troskliwie pielęgnowano; przy leczeniu używali E. częścią naturalnych, częścią sympatycznych środków. Mieli bowiem apokryficzne księgi Salomona, w których znajdowały się tajemnicze magiczne zaklęcia; badali wszakże i leczniczą siłę roślin i minerałów. Starcom oddawano szczególną cześć. W ogóle, jak mówi Józef (op. c.), występowali oni zawsze jako przyjaciele i bohaterowie cnoty; w objawianiu swego oburzenia sprawiedliwi, w gniewie umiarkowani, w wierności wzorowi, przyjaciele pokoju, prostem słowem dający więcej rękojmi niż inni przysięgą; przysięgę też potępiają, uważając ją za rzecz gorszą niż inni krzywoprzysięztwo. Boleści przezwyciężają swemi wyższemi zasadami; śmierć zaś, jeżeli ich na drodze chwały spotka, mają za rzecz lepszą niż życie. Ztąd w wojnie z Rzymianami walczyli bardzo mężnie. Co się tyczy zewnętrznych stosunków życia, E. mieszkali w wioskach, unikali miast, z powodu zwykłego w nich zepsucia obyczajów i możliwej ztąd moralnej zarazy dla siebie. Zajmowali się rolnictwem i rzemiosłami, z wyjątkiem rzemiosł, odnoszących się w jakibądź sposób do wojny. Nie Ujmowali się handlem, aby uniknąć oszustwa i kłamstwa; karczmarstwem — aby nie służyć do rozpajania drugich. Niewolnika nie było u nich żadnego: wszyscy wolni pracowali dla siebie nawzajem. Dla zarządu wspólnej majętności wybierali rządców (επιμελεται); w każdej osadzie swojej mieli jednego dla obcych opiekuna (κηδεμον), u którego był skład odzieży i różnych zapasów. Kto chciał zostać esseńczykiem, musiał wytrzymać trzyletni nowicjat, przez czas którego ze stopnia szukającego wznosił się do stopnia zbliżającego się. Wówczas dopiero następowało przyjęcie do towarzystwa (εἰς τον ὁμιλον). Tu znowu były cztery stopnie, z których każdy coraz wyższe miał tajemnice. Nowo wstępujący przysięgał, że zachowa względem wszystkich sprawiedliwość i nikomu szkodzić nie będzie; że choćby do panowania doszedł, nie będzie się pysznił, ani odróżniał od poddanych ubiorem i pompą zewnętrzną, że ręce będzie chował czyste od kradzieży, a duszę od niegodnego zysku; że przed współbraćmi nie będzie miał nic skrytego, obcym zaś nic nie wyjawi; że naukę sekty niezmienną innym przekaże, a księgi jej i imiona aniołów, których kult był u nich bardzo rozwinięty, u siebie zatrzyma. Ciężkiego dopuszczający się przewinienia był wyłączany z towarzystwa. Los takiego człowieka był fatalny: związany przysięgą nie mógł od nikogo obcego przyjmować pokarmu i tym sposobem z głodu umierał. Dla tego wielu otrzymywało ułaskawienie. Liczba esseńczyków za czasów Filona i Józefa Fl. wynosiła około 4,000. Plinjusz (Hist. nat. V 15) mówi o nich jeszcze, jako o istniejącej sekcie; od czasu wielkiej wojny rzymskiej skupili się w okolicach morza Martwego. Ciężkie koleje, jakie Palestyna w I i II w. przechodziła, rozproszyły esseńczyków, którzy odtąd giną jako oddzielne stowarzyszenie. — Tak więc sekta ta pokazuje się nam, jako dziwna mieszanina pojęć pogańskich z surowym faryzaizmem. Żydzi prawowierni wyłączali ich ze swego towarzystwa, jakkolwiek regularnie swe dary składali kościołowi. Stałość w obstawaniu przy prawie, jaką okazali w czasie wojny rzymskiej, zyskała im serca wielu Izraelitów, i ztąd to też Józef Flawjusz (De Bel. Jud. II) opisuje ich z widoczną dla nich sympatją. Angielscy i francuzcy deiści, później filozofowie niemieccy, chcieli chrystjanizm wywodzić z essenizmu; masoni zaś w esseńczykach upatrywali swoich przodków i tym sposobem przyznawali sobie godność czystego, pierwotnego chrystjanizmu. Z pomiędzy nowszych, szczególniej Gfrörer (Allg. Kirchengesch. 1, 153) uporczywie bronił związku essenizmu z chrystjanizmem. Jak dalece zdanie to jest mylnem, wykazał Stäudlin (Gesch. der Sittenlebre Jesu, t. 1 s. 570) i A. F. W. Wegnern (Zeitschrift für hist. Theol. v. Illgen, 1841, 2 Heft.). Inne błędne pojęcia o E. ob. Langen, Das Judenthum in Palästina, s. 191. N.