Encyklopedja Kościelna/Faber Fryderyk Wilhelm
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom V) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Faber Fryderyk Wilhelm, ur. 28 Cz. 1814 r. w Calverley, w hrabstwie York, gdzie ojciec jego był asesorem sądu biskupiego w Durham. Uczył się w Harrow, później studjował teologję w Oksfordzie, ale przytém z zamiłowaniem oddawał się poezji i 1836 r. otrzymał nagrodę za poemat Rycerze ś. Jana. Pałając chęcią służenia sprawie religji, chciał życie swoje poświęcić na to, aby, jak mówił, w kościele Bożym zrobić tę trochę dobra, do jakiego Bóg zdolnym go uczynił; dla tego r. 1837 przyjął święcenia anglikańskie, i pozostał przy uniw. oksfordzkim. R. 1838 wydał Dawne dzieje Kościoła w Anglji (The ancient things of the Church of England), gdzie broni anglikanizmu pko Kościołowi katolickiemu. F., podobnie jak Newmann (ob.), myślał o powrocie do Kościoła katolickiego, ale pko „romanizmowi.“ Studjum Ojców wskazywało mu, że stanowisko takie podobne jest do wielu odszczepiericzych ruchów w dawnych czasach. Wątpliwości rodziły się ciągle, ale brał je on za pokusy. Podróż na stałym lądzie odbyta 1841 r., dla zbadania stosunku anglikanizmu do innych kościołów, nie posunęła go dalej; krępowały go jeszcze silnie uprzedzenia pko Rzymowi. Owocem tej podróży było opowiadanie, O tém co widział i myślał o kościołach obcych (Sights and thoughts in foreign Churches). R. 1843 ofiarowano mu probostwo (rektorat) w Elton. F. wahał się chwilę: nowe obowiązki, które pojmował bardzo poważnie, nie pozwalały mu już na ulubione prace literackie. Ale cześć Boża była dla niego rzeczą główną; zresztą, jakże lepiej, skuteczniej mógł służyć Bogu, jeżeli nie w służbie dusz, krwią Chrystusową odkupionych? W krótce też poeta, literat, ustąpił proboszczowi. Przyjaciel jego, poeta Wordsworth, pisał wówczas do niego: „Nie robię ci z tego powodu wyrzutów, ale Anglja traci jednego prawdziwego poetę.“ Jak wysoko pojmował F. służbę kapłańską przekonywa uczyniony wówczas przezeń ślub czystości. Gdyby dusza jego niższy nieco przybierała polot, przy tkliwem, uczuciowem z natury usposobieniu jego serca, F. nie zawahałby się ożenić, jak to robią młodzi anglikańscy duchowni. Przed objęciem probostwa, F. pojechał jeszcze do Rzymu (Maj 1843), aby tam przypatrzyć się katolicyzmowi. Wiara w prawdziwość kościoła anglikańskiego była w nim już zachwiana. W kościele ś. Jana Lateraneńskiego był na Mszy papiezkiej, która silne na niego wywarła wrażenie. W głowie jego tysiące powstawało myśli; burza, miotająca sercem, wygnała go na ulicę. Ale kamienie, proch ziemi mówił mu o obecności Boga. Gdybym się nie wstydził, mówił, byłbym zdjął obuwie, aby bosą nogą po świętym gruncie stąpać. Długo później i gorąco modlił się przed ołtarzem ś. Aloizego; niewypowiedziana walka rozdzierała jego duszę, zdawało mu się, że oszaleje, jeżeli nie zostanie katolikiem. Dwa razy już wybierał się do kollegjum angielskiego, aby prosić o przyjęcie do Kościoła, ale wstrzymał się i wrócił do kraju, niepozyskawszy jeszcze prawdziwej dla swojej duszy ojczyzny. Gdy dr. Grant, ówczesny przełożony kollegjum angielskiego, a później bp Southwarku, przedstawił go Grzegorzowi XVI, Pap., ten wezwał go, aby został synem Kościoła. F. odpowiedział, iż sądził, źe powinien był zostać w kościele anglikańskim, ponieważ tym sposobem miał nadzieję wiele dusz wyrwać z duchowej zgnilizny. „Być to może, rzekł Papież, ale ratuj własną twą duszę, własną duszę!“ W Elton znalazł F. parafjan swoich zupełnie prawie niereligijnych, ale gorliwością swoją, swemi kazaniami ściągnął ludzi do kościoła i zyskał ich serca. Żywot prowadził już wówczas bardzo surowy, w umartwieniu, poście i modlitwie. Na początku r. 1845 wydał Żywot ś Wilfrida, w którym się tak zagłębił i rozmiłował, że sam pragnął nosić imię świętego. Ale ś. Wilfrid był synem Rzymu. F. też pisał: „Wilfrid widział, że jedyną dlań rzeczą była pielgrzymka do Rzymu, aby w cieniu katedry Piotrowej nauczyć się pewnej drogi doskonałości.“ Słowa te obudziły wiele hałasu pko Faberowi, nawet przyjaciele wiele mu robili z tego powodu bolesnych wyrzutów. W październiku t. r. Newman, Dalgairns, Papes, Christie, Cottin, Morris i wielu innych znakomitych anglikanów powróciło na łono Kościoła. F. wahał się jeszcze, bo obawiał się pozostawić swoją parafję, którą udało mu się wyrwać z obojętności religijnej. Ale z drugiej znów strony, niepokoił się bardzo myślą o ważności swojego święcenia kapłańskiego. W nocy 12 Listop. 1845 wezwany do chorego, poniósł mu kommunję, którą gdy choremu podawał, w duszy utkwiła mu silnie myśl, że to co daje nie jest Najśw. Sakramentem, że on sam nie jest prawdziwym kapłanem. Następującej niedzieli (16 Listop.) odbył nabożeństwo, jak zwykle, ale nie rozdawał kommunji. Wieczorem wstąpił na kazalnicę i miał pożegnalną mowę. „Opowiadałem wam, mówił, prawdziwą naukę, ale poznałem, że nauka ta nie jest nauką kościoła angielskiego. Przeciwnie kościół ten potępia ją, o ile tylko głos swój pko niej podnieść może, i dla tego muszę was opuścić, a iść tam, gdzie prawda mieszka..“ Parafjanie byli zdumieni: wielu poszło za nim do plebanji, prosząc go, aby nauczał czego chce, byle tylko z nimi pozostał. Faber sam nie dowierzał sobie, czy będzie miał siłę opuścić swoich parafjan, i dla tego kilku przyjaciół musiało mu przyrzec uroczyście, że go w razie słabości gwałtem uwiozą i doprowadzą do księdza katolickiego, przed którym miał złożyć wyznanie wiary. Następnego rana opuścił Elton; 10 osób, pragnących także wrócić do Kościoła, towarzyszyło mu w podróży. Cała wszakże parafja była już na nogach: zewsząd słychać było głos tłumiony łkaniem: „Niech cię Bóg błogosławi wszędzie, gdzie pójdziesz.“ Tego samego dnia jeszcze w Northampton F. został synem Kościoła. R. 1847 przyjął święcenia kapłańskie i pod Cotton w Staffordshire, gdzie lord Shrewsbury dał mu piękną posiadłość, założył zgromadzenie wilfridjanów, mających na celu niesienie posługi duchownej wszędzie, gdzie każe biskup djecezjalny. W kilka miesięcy przyjął F. 150 osób do Kościoła, a po niejakim czasie jedna tylko w całej okolicy rodzina pozostała protestancką. Gdy jednak Newman zaprowadzał zgromadzenie oratorjanów ś. Filipa, wilfridjanie przyjęli regułę tego świętego i F. w własnym swym domu został nowicjuszem. Gdy Newman zakładał dom w Maryvale pod Birmingham, F. z 6 kapłanami zajmował nową osadę na King William Street w Londynie (31 Maja 1849). Pracy było wiele i pracowano też gorliwie. F. ciągle prawie przesiadywał w konfesjonale, dwa, trzy razy nieraz na dzień wstępował na kazalnicę, choć często tak słaby, że ledwie się mógł na nogach trzymać. Nadto, ciążyły na nim kłopoty przełożeństwa. Nie wiedział nikt po za klasztorem, jakie w murach prowadzono życie. Braciom (zajmowali trzy pokoiki, czwarty był kaplicą) zbywało często na pożywieniu dostateczném i zdrowém, a zawsze na powietrzu czystém, gdy mury wilgotne i zacieśnione zarażały atmosferę swemi wyziewami; na zewnątrz zakrywano biedę starannie i wszyscy sądzili, że oratorjanie są ludzie zamożni. Wreszcie, gdy brak powietrza zbyt począł podkopywać zdrowie braci, oratorjum przeniosło się 1854 na Brompton. Zdrowie Fabera zawsze słabe, było na kilka lat przed śmiercią tak nadwątlone, iż nie można było liczyć na dwa dni jego życia. A jednak, pomimo cierpień, zachował ciągle przedziwną słodycz ducha, każdego przyjmował tak uprzejmie, iż żegnać się z nim przychodziło zawsze z żalem, i jeżeli żądającemu mógł co zrobić, robił natychmiast, a nie oszczędzał się wcale. Pomimo tego znalazł czas na napisanie następnych dzieł, opracowanych starannie: Żywot św. Filipa Nereusza; Wszystko dla Pana Jezusa, czyli łatwe drogi miłości Bożej, 1853 (na pol. tłum. M. Ciemniewska, wizytka, Warsz. 1858); Konferencje duchowne, 1859; Stwórca i stworzenie, czyli cuda miłości Bożej, 1856 (przekł. pol. przez M. Ciemniewską, Warsz. 1865); O uszanowaniu Papieża; Krew Przenajświętsza, czyli cena zbawienia naszego, 1860 (M. Ciemniewska tłum. na język polski, Warsz. 1874); Najśw. Sakrament, czyli dzieła Boże; U stóp krzyża, czyli boleści Marji, 1858; Betleem, czyli tajemnica dziecięctwa Zbawiciela, 1860; Postęp duszy w życiu duchowem; O uszanowaniu Kościoła, kazanie miane w dzień Ziel. świątek; Książka Etela, 1858. Jego Pieśni, niektóre drukowane 1848 dla użytku kongregacji ś. Wilfrida, wydane następnie 1849 p. t. Jezus i Marja, pomnożone w 3 wyd. (jest ich 150) 1862 r., są w użyciu we wszystkich kościołach katolickich, gdzie mówią po angielsku. Najzupełniejsze z tłumaczeń dzieł F’a jest niemieckie ks. Ratisbonn’a. Dzieła F’a odznaczają się żywem uczuciem pobożności, mają one wdzięk sobie właściwy, zdaje się, że płynie z nich tchnienie nieba. Na każdej stronicy czuć u ich pisarza przejęcie się obecnością Boga. F. lubi obrazy, które wielką prostotą swoją i naturalnością chwytają czytelnika za serce, ale po nad malarzem góruje w nim kapłan gorącej miłości Bożej. Czytając go, modlimy się z nim. Wiara autora tak jest silną, że najzimniejszego nawet niedowiarka uderzy: nie rozprawia on nigdy, nie roztrząsa wątpliwości. Prawda występuje u niego, jak gdyby nigdy nie była zaprzeczaną; zarzucają mu tylko niekiedy brak ścisłości i dokładności teologicznej. Civilta Cattolica (1871 r.), z powodu włoskiego tłumaczenia dzieł Fabera (Przez Marietti’ego), pisze: „Pochwałę dzieł duchownych o. F’a można w ten sposób streścić, że piękne ich słowo, owoc pięknego umysłu, wywodziło z pod pióra, po przejściu przez ogień piękniejszego jeszcze serca, wielki jest jego dar słowa, myśli i uczucia, ale więcej jeszcze uderza on harmonijnym zlewem tych darów... Każde z dzieł F’a jest zarazem dziełem literackiém i ascetyczném, dziełem wielkiego umysłu, wielkiego serca i wielkiego talentu, dziełem niepospolitém, w którém łaska udoskonaliła i ożywiła bogatą naturę.“ Dzieła jego, rozchodzące się tysiącami po Europie i Ameryce, kosztowały go wiele: cierpiał on ciągle na ból głowy, a po ukończeniu każdej swej pracy zapadał ciężej. Pod koniec 1861 r. musiał zupełnie zaprzestać pisania. Um. 27 Wrz. 1863 r. Nawet gazta Morning Post napisała o nim wówczas: „Nikt nie zaprzeczy, że F. był jednym z najpobożniejszych, najłagodniejszych i najsympatyczniejszych ludzi na świecie.“ Cf. J. E. Bowden (oratorjanin londyński), Vie et lettres du r. p. Fr. W. Faber, traduites et précédées d’une introd. par Philipin de Rivières, Paris 1872, 2 t. N.